wtorek, 20 stycznia 2015

Od Rene cz.2

       Gdy się obudziłam, obok mnie nie było już obok mnie mojej matki. Nigdzie nie było Jaskini Losu, nigdzie tafli wody. Słyszałam tylko szybkie bicie swojego serca i mój ciężki oddech.
      Kiedy na nowo wyostrzył mi się wzrok, zobaczyłam postać białego wilka o intensywnie błękitnych oczach. Spróbowałam wstać. Nie udało się. Nie miałam czucia w łapach, czułam chłód.
- Czy ja... Umarłam? - zapytałam basiora.
- Wciąż żyjesz.
- Co ja tu robię i kim ty jesteś?
- Jesteś w sali tronowej bogów. Ja jestem tym, który włada wszystkim co sobie przeciwne. Moje imię to Opues.
      Spojrzałam pod siebie. Znajdowałam się w centrum tej samej gwiazdy, która narysowała moja matka. Jej blask rozchodził się po całej kryształowej posadzce. Rozejrzałam się wokoło. Rozpoznałam jeszcze pięciu bogów. Ich trony zbudowane były z kamieni szlachetnych. Noche - z heliodoru, Tago - z akwamarynu, Morto - z turmalinu schorl, Mall - z biksbitu, Bosque - ze szmaragdu. Był też jeden pusty, z szafiru, który musiał należeć do Opues'a. Wokół nich byli też inni bogowie... ale najwyraźniej nasza wataha o nich nie wiedziała.
      Wznowiłam próbę powstania. Udało mi się. Podeszłam przed oblicze bogów (na środek) i skłoniłam im się.
- Powstań - rzekł Tago. Wykonałam polecenie i zwróciłam się w stronę Opues'a.
- Dlaczego tutaj jestem? - zapytałam.
- Kilka miesięcy temu, zawiadomiliśmy Alfy waszej watahy, iż spodziewacie się wojny - po tych słowach po prostu mnie zamurowało. - Uzgodniliśmy wspólnie, żeby jedno z nich stawiło się przed nami... Podobnież wasza wyrocznia wypowiedziała przepowiednię.
- Jaką przepowiednię? Kto? Kiedy?
- Jakiś czas temu, wadera o imieniu Sunset w towarzystwie Shayninga.
- Przepraszam, ale nikogo takiego nie ma.
- Dopiero była i już jej nie ma!
- Jak ona brzmi? Ta przepowiednia?
- ,, Podjąć musi wilków siedmioro wyzwanie, - zaczął bóg -
Inaczej świat pastwą morderstw i krwi się stanie,
Przysięga duszą wilczą dochowana będzie,
A wróg w zbrojnym rynsztunku u wrót watahy siędzie. ''
       Byłam zdziwiona. Nigdy nie słyszałam o takiej waderze... a może? Nie wiem. Nie miałam też pojęcia w jakim celu została wysłana tu moja matka.
- I co w związku z tym?
- Planowaliśmy przydzielić Katrinie zadanie - powiedział Bosque. - Zadanie mające na celu wybrać siedem wilków. Ale skoro jej tu nie ma, ten obowiązek spada na ciebie.
- Ale ja nie jestem moją matką. Nie wiem i nie znam wszystkich wilków w watasze... Z kąt będę miała pewność, że wybieram dobrze?
Będziesz wiedziała - zapewnił mnie Noche. Sala tronowa bogów rozmyła się, a ja znów byłam przy Jaskini Losu. Przy tafli jeziora stała moja matka jedną łapą na lodzie. Miała łzy w oczach. Czym prędzej do mnie podbiegła i przytuliła.
- Rene! Dla czego to zrobiłaś?
- Nie wiedziałam co zamierzasz. Wataha potrzebuje Alfy, a ty nią jesteś.
- Co mówili bogowie?
      Odsunęłam się od niej, spojrzałam jej w oczy i powiedziałam:
- Mam zadanie do wykonania.
<Wybieram: Siebie, Emmę, Shayninga, Lizz'iego, Lebelle, Thalię i Dantego. Proszę te sześć pozostałych wilków o dokończenie tego opowiadania>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz