środa, 30 lipca 2014

Od Kimike C.D.

   Mój wzrok powędrował w stronę lasu. Wbiegłam do niego, zostawiając za sobą wiadomość od matki. Jej śpiew powiedział mi tyle, ile tysiąc słów czczego wyjaśniania. Miałam walczyć dalej, z oprawcami mojej rodziny i mojego dzieciństwa. Ci, którzy zamordowali moją matkę i ojca, a także wymęczyli chemikaliami mojego brata na śmierć, musieli zapłacić za swoje zbrodnie.
   Moje futro rozwiewał chłodny nadmorski wiatr, powoli zmieniający się w stojące leśne powietrze. Gęsto stojące drzewa utrudniały mi bieg, ale jakoś dawałam sobie radę. Miałam jeden jasny cel - dostać się do watahy. Co będzie potem, jeszcze zadecyduję.
   Nagle zatrzymałam się jak wryta. Co ja tak właściwie chcę zrobić? Jestem tylko małą, słabą wilczycą. Jestem słodziutka, ale nic poza tym. Może nie powinnam szukać zemsty, a oświecenia? Mądrości, która przepełni moje życie sensem, a nie ślepą pogonią za zemstą, której pewnie i tak nie uda mi się dokonać. Nie mogę zapomnieć o tym, co się stało z moim dzieciństwem, ale trzeba żyć dalej. Show must go on.
   Ruszyłam truchtem, napawając się wonią leśnych kwiatów. Wspięłam się nawet po drzewie i zerwałam jabłko. Chrupiąc, szłam przez las, usiłując przedrzeć się wzrokiem przez chaszcze. Byłam oazą spokoju. Pogodziłam się z losem.
   Po jakimś czasie dostrzegłam polanę. Siedziała na niej Katrina, czerwona i wściekła. Wyglądała, jakby nad czymś myślała. Wzruszyłam ramionami, ale czułam się lepiej, bo wiedziałam, że wataha jest blisko. Tanecznym krokiem szłam dalej. Skończyłam jabłko, zerwałam z krzaka parę jeżyn i delektując się ich smakiem doszłam do jaskini. Nie było w niej nikogo, więc postanowiłam poczekać. Usiadłam na skraju jaskini i łapałam jak najwięcej promieni słońca. Rozglądnęłam się po lesie. Widziałam ptaki kręcące się nad gałęziami. Widziałam liście szeleszczące pod czujnym okiem wiatru. Świat jest piękny. Są jednak głupcy, którzy tego nie widzą. Ich dewizą jest ,,Żyj chwilą!". Idioci.
   Nikogo nie widziałam, więc zamknęłam oczy o zapadłam się pod ziemię. Łączyłam się ze skałami, z ziemią, z lawą. Gdy byłam już w jądrze Ziemi, otworzyłam oczy, czując przyjemne ciepło muskające moje ciało. Moje różowe futro skąpane było w czerwonej poświecie. Cały czerwono-żółty płyn był niczym kąpiel z bąbelkami. Zaśmiałam się i wzleciałam z nową siłą do góry i wyrżnęłam łbem o sufit. Otrząsnęłam się, zamknęłam oczy i wzniosłam się. Po chwili siedziałam na swoim miejscu, na zimnie powierzchni. Nadal nikogo ze mną nie było, więc położyłam się i zasnęłam. Miałam nadzieję, że jak ktoś przyjdzie, to mnie obudzi. Taka była moja ostatnia myśl.
<Ktoś? Proszę, niech ktoś mnie obudzi...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz