sobota, 31 maja 2014

Od Lili CD

  Gdy moja córka straciła przytomność zaczęłam biegać spojrzeniem po jej ciele. Na przedniej łapie zauważyłam dwa ślady jak po ugryzieniu węża. Przypomniałam sobie, że bawiły się razem z Clear, a ta jest niewidoma i nie umie latać.
    - Biegnij szukać Clear!- krzyknęłam rozkazująco do siostry siedzącej obok mnie. Ta od razu ruszyła wychwytując w moim głosie zaniepokojenie.
   Dotknęłam głowy Emmy. Od razu zobaczyłam jej ostatnie wspomnienia. Po widoku węża wszystko wokoło zamarło spowite ciemnością. Próbowałam wyrwać się z transu ale to było silniejsze. Stałam unosząc się swobodnie w pustce jakby na desce. Po chwili usłyszałam szyderczy głos Jacka- brata Sombry, ale samego mówcy nie dostrzegłam.
    - Ta wasza zapluta wataha pokrzyżowała moje plany o przejęciu tych terenów, a teraz ja odbiorę wam to co dla was jest najcenniejsze [śmiech].
   Byłam zaniepokojona. Postanowiłam z nim negocjować.
    - A jeśli damy ci coś innego? Zostawisz nasze szczeniaki?
    - A cóż by to mogło być.
   Przełknęłam ślinę i pomyślałam o moim życiu. O tym jak tęskniłam do rodziny, do tego czego nie znałam. A teraz mogę to wszystko tak łatwo stracić. Nie może się to tak skończyć. Oni mają jeszcze całe życie przed sobą, a ja już przeżyłam najpiękniejsze chwile: mam przy sobie ukochanego męża, dwójkę dzieci i przyjaciół, a przez niespełnioną żądze władzy jakiegoś psychopaty mam to wszystko stracić? Mogę się poświęcić dla nich, ale i to może być na marne, bo jeśli on nie dotrzyma obietnicy...
    - Śmiała decyzja,- usłyszałam łotrowski głos - ale czy jesteś jej pewna?
   Nie odpowiedziałam tylko pokiwałam głową niepewnie. Lecz po chwili odezwałam się:
    - Ale musisz mi przyrzec, że dotrzymasz obietnicy.
   Po tych słowach zjawił się przede mną Jack jak żywy, ale duch, ze sztyletem w pysku. Rzucił narzędzie na ziemie, pod moje łapy.
    - Więc jeśli mi nie wierzysz złoże przysięgę- pierwszy raz słyszałam taki ton u tego zdrajcy, ale był bardzo przekonujący. Basior złapał za sztylet i naciął łapę tak, by leciała z niej krew, a potem podał go mnie. Zrobiłam to samo i podałam mu ostrożnie łapę.
   W jednej sekundzie poczułam okropny bul w głowie i palenie w żyłach. To był jad. Przeszedł z Emmy na mnie.
   Otworzyłam oczy stałam przy córce jak wcześniej i wyglądało na to, że czas się zatrzymał, bo jeszcze widziałam ogon Kat znikający w trawie. Po chwili nastąpił triumfalny okrzyk wadery i zza zarośli wyłoniły się obie z Clear. Nic jej nie było(całe szczęście, że tajpan, w którego zmienił się Jack, ma to do siebie, że może ugryźć na sucho- bez jadu).
   Byłam słaba, ale coś nieznanego dodawało mi energii, żebym mogła jeszcze wytrzymać. Zaprowadziłam waderki do wolnej jaskini, by tam z dala od upału i przemyśleć wszystko, a zarazem sprawdzić prawdziwość słów Jacka.
<CDN Do czasu kiedy nie nastąpi proszę nie pisać dla mnie opowiadań do dokończenia>

Od Sombry "Ostatnie Chwile"

   Nie miałam pojęcia co się ze mną działo. Zaczęłam ostatnio miewać dużo samobójczych fantazji i tym podobnych. Kimm próbował mnie pocieszać, mimo, że nie wiedział o co chodzi. Zresztą, nie mówiłam mu o tym. Większość czasu spędzałam po prostu kręcąc się w kółko. Nie wiedziałam jaką podjąć decyzję. W końcu, postanowiłam odciąć się od innych, by móc spokojnie myśleć. Postanowiłam iść do wyimaginowanego grobu Anabelles. Kiedy dotarłam na miejsce, wzniosłam barierę cienia i usiadłam w kącie groty, przed roślinnym portretem martwej wilczycy.
   Trwałam tak przez tydzień. Już od jakiegoś czasu słyszałam odgłosy poszukiwań, ale z niewiadomych powodów nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, by sprawdzić to miejsce. Ósmego dnia moich przemyśleń, dźwięki te ucichły. Pewnie myśleli, że nie żyję. Teoretycznie, mogłam zostać na grobie przyjaciółki i umrzeć, ale nie chciałam odejść w ten sposób. Tak, to było postanowione - umrę. Zostawię wszystko i wszystkich samym sobie. Nie przeszkadzało mi to.
   Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale odkąd urodziłam szczeniaki, zaczęło ogarniać mnie szaleństwo. Nie wiem dlaczego to właśnie przez dzieci, ale tak było. Nie byłam w stanie się nimi zajmować, ale kochałam je. Nie żałowałam, że je zostawię, były na tyle dojrzałe. Moje uczucia były rozrywane na strzępy. Byłam spokojna, ale też się bałam, panikowałam. Nie byłam w stanie tego znieść, dlatego byłam w takim stanie, w jakim byłam.
   Potrząsnęłam głową, zniosłam barierę i wybiegłam na zewnątrz. Minęłam po drodze Clear. Łzy stanęły mi w oczach.
    - Przepraszam! - krzyknęłam.
   Echo mojego wrzasku niosło się jeszcze długo, potęgowane przez kolejne, które wydobywałam z siebie. Właściwie wyłam cały czas. Cała wataha się zbiegła. Wpatrywali się we mnie z przerażeniem. Moje futro było w nieładzie, a oczy błyszczały szaleństwem. Moje łzy leciały z wiatrem. Nagle przestałam płakać. Wycie zastąpił szaleńczy śmiech. Zwolniłam i podeszłam do Shyninga. Nachyliłam się nad nim i szepnęłam.
    - Wybierz kogoś godnego na moje miejsce...
    - Som..? - nie dokończył.
   Znów się rozpędziłam i skoczyłam z klifu. Powietrze w moim futrze szalało wraz ze mną. Krzyczałam ze szczęścia, mogłam opuścić ten świat! Wiedziałam, że mam skrzydła, ale położyłam je po sobie. W ramach ostatniej woli, zapłonęłam i posłałam ten płomień na ziemię. Płakałam i śmiałam się jednocześnie. W tym momencie spadanie w dół wydawało się niesamowicie długie. Ku mojej uldze, nareszcie uderzyłam w ziemię.

   ***  
  Nadal widziałam. Tyle że nie tak jak zwykle. Unosiłam się w powietrzu, a wszystko było lekko rozmazane. Widziałam Shaya, Kimm'iego, Clear i resztę watahy. Płakali. Po mnie. To nie miało tak być. Podleciałam do nich i przekrzywiłam im głowy tak, żeby patrzyli na płomienny napis. Widniało tam:
   "Żegnajcie".
   Uspokoili się. Wiedzieli przynajmniej, że zdawałam sobie sprawę z ich uczuć. Ja też odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że sobie poradzą. Jednak chciałam zostawić po sobie ślad. Miałam nawet pomysł. Spojrzałam na swoją córkę i uniosłam ją w powietrze. Zabłysło wokół niej białe światło. Właściwie, stało się tylko tyle. Postawiłam ją na ziemi. Pomimo, że na razie o tym nie wiedziała, była jednym z najbardziej wyjątkowych wilków na świecie, nawet, jeśli była ślepa.
   Posiadała żywioł Czasu.
<Shay? Wybierz kogoś dobrego na moje miejsce.>

piątek, 30 maja 2014

Od Lionela

   Siedziałem nad rzeką, pogrążony w myślach. Myślałem nad watahą i moim uczestnictwem w niej. Tak właściwie to nie mam pojęcia, co myśli o mnie Charlie. Chciałem, aby była szczęśliwa, ale jej chyba nie o to chodzi. A z resztą nie wiem. Postanowiłem zapytać ją prosto z mostu.
   Siedziała w jaskini i rozmawiała z Sombrą. Podszedłem do nich, poprosiłem alfę, aby wyszła, a ta, rzucając mi znaczące spojrzenie, szepnęła coś do ucha Charlie. Ta zaśmiała się i wskazała mi miejsce poprzedniej rozmówczyni. Przyklapnąłem jak na szpilkach.
    -Cha...Cha...
    -Cza-cza? Czy raczej się śmiejesz? Chcesz zabawnie tańczyć, czy jak? - powiedziała uśmiechając się.
    -Ja...ten, tego...no...
   Ku mojej uldze, do jaskini weszła mała, śliczna waderka, różowa, ale wymęczona do granic możliwości. Charlie zarwała się i podbiegła do niej. Wilczyca praktycznie słaniała się z łap.
    -Potrzebuję...Pomocy...Proszę.
   Powiedziała to i zemdlała. Jej futro było brudne, sklejone błotem. Oboje wpatrzyliśmy się w nią. Wyglądała spokojnie, jakby poczuła, że jest bezpieczna. Spojrzałem na Char.
    -Myślisz, że moglibyśmy ją przygarnąć?
<Charlie?>
Wilczyca, która przypałętała się do nas:


Od Amy

   Wadera nieprawdopodobnie mnie wkurzyła swoją wolą walki. Nie chciałam miłości, przyjaźni, a wszyscy mi ją okazywali! No, może nie wszyscy, ale większość. Jeszcze mnie wskrzesiły...Pewnie kogoś zabiję, pomimo tego, że duchy opuściły moje ciało. Patrzyłam na fale rozbijające się tysiącami kropel w dole zbocza. Ruszyłam do przodu. Skoro mogę zabić, albo chociaż skrzywdzić kogoś innego, to dlaczego nie siebie. Waderka nawoływała mnie, abym nie skakała, ale dopiero niski głos sprawił, że zatrzymałam się z pazurami wbitymi w ziemię.
    -O co ci właściwie chodzi? - powiedział zaniepokojonym głosem Stran. Widać, że był zmęczony.
    -Dlaczego nie odejdziesz, jak każdy? - odwarknęłam.
    -Bo nie chcę, abyś umarła! Zależy mi na tobie! - wykrzyknął, zanim zdążył ugryźć się w język. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Nie wiem, jak moje oczodoły wypełniły się z powrotem, ale to bez znaczenia. Liczy się tylko to, że moje krwistoczerwone źrenice powiększyły się, gdy zobaczyłam wilka, który podszedł do mnie i usiadł.
    -Będę tu siedział i cię pilnował.
   Wyraz jego pyska rozbawił mnie. Wyglądał na zawziętego. Parsknęłam i zaczęłam się szaleńczo śmiać. Nie mogłam przestać. Rozkaszlałam się. Czułam, jak powietrze ucieka z moich płuc. Dusiłam się. Wiedziałam, czyja to sprawka. Dusze nie miały zamiaru opuszczać ciała żywego. Nie mogły. Dopóki wilk żyje, dusze są do niego przywiązane. Pojawiły się tuż obok mnie, zgrzytając kłami, czy tam zębami. Rovee, jako przywódczyni, odezwała się pierwsza.
    -Słuchaj no, dziewucho. Miałaś umrzeć! Jesteś zbyt nudna, aby cały czas być tobą! A z resztą, wystarczy, że pokierujemy tobą, abyś spadła, skoro jesteś odporna na duszenie. Dziewczynki. - powiedziała zatrzymując się w niektórych miejscach, a po ostatnim słowie wskazała łapą na mnie. Pozostałe trzy rzuciły się na mnie, a ja odskoczyłam, trafiając łapą w pustkę. Krzyknęłam z bezradności i spadłam.
   Woda powoli dostawał mi się do oczu, uszu, a najgorsze, że do płuc. Chyba jednok nie jestem odporna na duszenie...

poniedziałek, 26 maja 2014

Od Rene

Siedziałam sobie w jaskini.Był to upalny dzień, więc próbowałam chować się przed promieniami słońca.Znudziło mi się to, więc ruszyłam do jaskini Sombry, gdzie zapewne jest reszta watahy.Tak, nie pomyliłam się.Do jaskini w tym samym momencie weszły trzy wilki, a raczej cztery - Stranger, Amy, Kimm i nieznajoma mi wadera.
- Stran, co jest z Amy?-zapytałam zaniepokojona.
- Ona...Nie żyje...
- Co?!-krzyknęłam ze łzami w oczach.
Nie znałam jej, ale miałam zamiar to zmienić, lecz było to niemożliwe.Nie wiem czemu, ale pociągnęłam Anashelle za łapę i położyłam ( tą łapę )na martwej waderze.Ja uczyniłam to samo.Wszyscy obserwowali to zdarzenie z zaciekawieniem.Amy po kilku minutach ożyła!Rzuciłam się jej na szyję, a ta błyskawicznie mnie odepchnęła.Upadek nie był silny, a łagodny.Wypytywaliśmy ją o wszystko.Nie była zbytnio nastawiona na rozmowę.Poszła w stronę klifu.Pobiegłam za nią.
- Amy, co ty robisz?Chcesz się ponownie zabić?!
- Może to dla mnie najlepiej. Jestem zagrożeniem.
- Wcale nie!
- Podaj pięć powodów dla których mam tu zostać.
- Emmmm...
- Widzisz sama...
Szybko spojrzałam na pobliski krzew, z którego po chwili wyłonił się wilk.

< Ktoś? Nie wiem kto ale mam pustkę w głowie >

sobota, 24 maja 2014

Od Sashy

Pogładziłam ślad łapą. ,, Już blisko" . Wskoczyłam na drzewo, mocno podpierając się ogonem.  Pode mną rozciągała się nieskończona puszcza. Powąchałam powietrze. ,, Pobiegły na północ" Skoczyłam przed siebie, z wyciągniętymi łapami. Kiedy stanęłam na krawędzi polanki, wyprężyłam ciało, robiąc tak zwany śrubokręt i wskoczyłam na kark jelenia. Zwierzyna nie spodziewała się ataku, toteż uciekła w popłochu. Unieruchomiłam ofiarę. Opadła zakrwawiona na ziemię, a ja zatopiłam szczęki w jej brzuchu. ,,Stop!" - mówił mi instynkt. - ,, Najpierw zaciągnij jedzenie w bezpieczne miejsce, zapach krwi przyciągnie drapieżniki." Puściłam jelenia i wytarłam pysk o łapę. Chwyciłam go za łeb i zaciągnęłam w stronę pieczary. Upewniwszy się, że jest pusta i bezpieczna zaczęłam posiłek. Zostawiłam resztki , nie do zjedzenia, które i tak zakopałam w ziemi, .,, Nikt nie może wpaść na mój trop" - stwierdziłam. - ,,Ziemia stłumi zapach krwi"
Wyszłam i wskoczyłam na kolejne drzewo. I tak wyglądał kolejny dzień.
***
,,Coś się zbliża". Obniżyłam pysk. ,, Jest blisko". ,,Jest tuż pode mną" Zaczepiłam się ogonem o gałąź, wyciągnęłam łuk i zawisłam jak nietoperz na gałęzi ze strzałą wycelowaną w pysk ... wilka! Krzyknął, po czym cofnął sie.
- Przybywam w pokoju! - pisnął. - Nie zabijaj mnie!
 Wyczułam szczerość. Opuściłam grot, ale nie zdjęłam łapy z łuku.v Jego postać była odwrócona do góry nogami z czego nie wiedziałam jak wygląda dokładnie.
- Możesz już zejść - zapewnił mnie.,, Nie rób tego!"mówił instynkt ale nie posłuchałam go i zeszłam.
- Jestem Kimm, a ty?
- Sasha - powiedziałam choć głos mówił bym nie podawała imienia.
- Chciałabyś dołączyć do mojej watahy? - zapytał mnie.Przekrzywiłam głowę.
- A co to takiego?
Zamilkł.
<Kimm? Ktos?>

Od Strangera

 Przez chwilę nie wiedziałem gdzie biegnę. Coś kazało mi uciekać , jak najdalej, ale nie mogłem zostawić Amy. Zawróciłem w stronę lasu. Biegłem tą samą drogą co wcześniej kiedy zatrzymało mnie dziwne zjawisko. Trzy jaśniejące duchy unosiły się nad lasem, szepcząc między sobą. Dałem nura w krzaki mając nadzieję, że dziwne dusze nie zauważą mnie i uda mi się je ominąć. Istoty zaczęły się oddalać. Odetchnąłem głęboko i podkradłem się w głąb terenów. Dusze stały się już nie widocznymi punkcikami na niebie. Pobiegłem w ciemność.
***
Zakrwawione zwłoki Amy leżały skulone na ziemi. Podbiegłem do niej, przerażony. Co się stało?
- Musi być jakaś nadzieja! - mruknąłem z rozpaczą. ,,Nie ma już nadziei" słyszałem głos w głowie.Amy była już martwa. To nie mogło się tak skończyć. Miała dopiero 3 lata - całe życie przed sobą. Nie znalazła miłości, nie założyła rodziny, nie miała dzieci ... Przez chwilę mi się zdawało, że ja mógłbym być tą miłością, ale otrząsnąłem się z tej myśli. Amy traktowała mnie tylko jak przyjaciela, może nawet tylko pacjenta. Zresztą to już nie ma znaczenia ...Zamknąłem jej bezokie oczodoły, łapą. Chwyciłem jej wiotką sylwetkę i zawlokłem nad rzekę. Opłukałem  z krwi po czym zaniosłem do watahy.
*
Wszyscy patrzyli na nią z przerażeniem. Ale ja nie zwracałem na nich uwagi. Podreptałem prosto do jaskini Sombry. Siedziała tam jak zwykle zajęta doglądaniem watahy. Kiedy mnie zobaczyła, podbiegła do mnie i spojrzała ze smutkiem.

<Ktoś? I fajnie by było jakby Amy ożyła xD >

piątek, 23 maja 2014

Od Emmy

 Bawiliśmy się właśnie z innymi szczeniakami na łące. Rene, Tajfun, Haru i Lizze ganiali się po niebie strasznie hałasując, a ja i Clear leżałyśmy w wysokiej trawie próbując się ochłodzić w upalny dzień. Nagle usłyszałam syczenie węża. Zajrzałam pod krzak i zobaczyłam czarny ogon gada. Po chwili zza moich pleców rozległ się cichy pisk mojej przyjaciółki. Podbiegłam do niej i zobaczyłam zalękniętą waderkę liżącą nieco spuchniętą łapę. W jej pobliżu też usłyszałam syk węża wijącego się za krzakiem. Podeszłam tam i zobaczyłam gada. Miał czerwone łuski stopniowo przechodzące w czarne w kierunku ogona. Rozpoznałam ten gatunek. To był tajpan, ale miał nietypowy kolor i nie byłam do końca tego pewna.
Podczas gdy ja zawracałam sobie głowę tym czy wąż jest groźny on wyszczerzył zęby i w ułamku sekundy ugryzł mnie w prawą łapę i błyskawicznie ukrył się w wysokiej trawie. Teraz byłam całkowicie przekonana, że to był tajpan.
Wiedząc jak wąż jest groźny ruszyłam w stronę mamy, która była niedaleko i gawędziła z Katriną. Czułam, jak w moich żyłach pulsuje jad. Ledwo zdołałam do niej się doczołgać szepcąc:
-Mamo tam był wąż...
< CDN, tylko dalej jako Lili>



niedziela, 18 maja 2014

Uwaga!

Z powodu braku opowiadań zawieszam lub zamykam watahę. Do widzenia.
PS. Jak chcecie pisać opowiadania to macie:mitasa-yume-no-machi.blogspot.com/

sobota, 10 maja 2014

Od Thalii

   Szłam przez las z ponurą miną. Nienawidziłam się nudzić. Nagle zauważyłam zarys konia. Nie to ni był zarys... To był duch!
   Zrobiłam krok do tyłu.
    -K-Kim t-ty j-je... - pisnęłam zdenerwowana.
    -Kim ja jestem? - spytała melodyjnym i spokojnym głosem - Nie pamiętasz mnie..?
   Po chwili z niedowierzaniem w głosie wyjąkałam:
    - Iryda! Dlaczego ode mnie odeszłaś! - z niepokojem próbowałam sobie to wszystko poukładać w głowie - Byłaś moją wierną towarzyszką, a ty kiedy najbardziej ciebie potrzebowałam uciekłaś! 
   Klacz wykrzywiła się w smutku.
    - Przepraszam... Nie powinnam ciebie opuszczać... ale ja też miałam ważne powody... - przyznała ale od razu się wyprostowała - Pragnę abyś poszła za mną..
   Nigdy klacz tak się nie zachowywała... dziwne.. 
    - No nie wiem... -zawahałam się - Czy to bezpieczne...?
    -Oczywiście! - krzyknęła z satysfakcją. I taką ją zapamiętałam.
    - No... dobrze...
   Ruszyliśmy żwawym krokiem. A raczej ona, skakała z nogi na nogę z uśmiechem na twarzy, a ja trzymałam się na końcu i wahałam się przy każdym kroku. W końcu Iryda zatrzymała się przy ruinach czegoś. Czegoś co przypominało..zamek. Nie wiem skąd ale znałam to miejsce....
   Spojrzałam na towarzyszkę z pomocą.
    - Po co mnie tu przyprowadziłaś..? - głos drżał mi przy każdym słowie. Znałam to miejsce.. I nie chciałam więcej znać. 
    - Przepraszam.. - pisnęła zawiedziona - To dla twojego dobra.. - Po tych słowach zaczęła cytować jakieś.. zaklęcie..? Modlitwe.? Czy coś tam.
   Zrobiłam wielkie oczy gdy pode mną tworzył się znak.Było to wielkie koło a w środku widniał dziwny znak: Walka tocząca się burzową nocą a po środku latała wielka wilczyca.

   Przypominała trochę mnie..
   Nagle moje łapy i ciało zmieniło kolor na różowy,wyrosły mi dziwne pióra oraz wszędzie gdzie się dało miałam kolczyki. Otworzyłam jeszcze szeżej oczy. Byłam... byłam... Czymś na pewno dziwnym!
   Nagle dziwnym sposobem obok Irydy stanął bóg. Ale nie jaki bóg! Mall! Był czarnym wilkiem o złotych oczach. Popatrzył na mnie.
    - Witaj.. - mruknął po czym zwrócił się do klaczy po jakimś innym dziwnym języku.
    - Tak mówiłam ci że będzie najlepsza.. - szepnęła Iryda do boga.
    - Tak, ale czy ona to wszystko zrozumie? - tym razem Mall szepnął do niej - Już po oczach widać że jest nie kumata!
    - Nie mów tak! - warknęła moja towarzyszka - Jest najbardziej mądrą osobą jaką znam!
    - Tyle że ty prawie nikogo nie znasz..-mruknął do siebie basior po czym (W końcu!) zwrócili się do mnie.
    - A więc Natalio! - odparł bóg.
    - Thalia! - warknęła klacz - Ona się nazywa Tha-lia!
   Przewrócił oczami
    - Więc Thalio! -zaczął znowu - Niniejszym zostajesz moją pomocnicą
    - Ja? - wyjąkałam. Bóg podał mi pod nos medalion.
    - A teraz idź bo nie lubię długich rozmów - burknął i zniknął.
   Zwróciłam się do Irydy.
    - O co mi chodziło? - przekrzywiłam łeb na znak o niewiedzy. 
   Klacz podniosła do góry wzrok.
    - Nie lubi za długich rozmów.. Słyszałaś. A teraz załóż ten medalion i idź do swojej watahy. 
Teraz Mall będzie się tobą posługiwał..
    - Jak to!? - krzyknęłam.
    - Nie o to chodzi! - uspokoiła mnie - Będziesz mu pomagać w sprawach na ziemi. A ten medalion daje ci moce które pomogą i jemu. A! I będzie cię przez niego odróżniać.
    - To trochę bez sensu - mruknęłam,
    - Wiem.. Ale muszę już iść! Więc tobie też radzę! - po czym zniknęła
   Wróciłam biegiem do watahy. Gdy w biegu popatrzyłam na medalion zauważyłam że na nim narysowany jest smok przypominający Tajffuna. Dziwne...
<Ktoś? Może...Amy, Sombra albo Lili?>

Medalion:


piątek, 9 maja 2014

Info

Od dnia dzisiejszego głównym administratorem strony jest Anabelles (w watasze Amy). Czyli to do niej wysyłamy wszystkie opowiadania i ją prosimy o zmiany na stronach (TAK, ma do nich dostęp). Ja zajmuję się blogiem sporadycznie, więc postanowiłam przekazać go komuś odpowiedniemu.
Sama będę należała do bloga, nadal będę Sombrą i Clear, ale będę pisała opowiadania rzadko i mam nadzieję, że to uszanujecie. Częściej będę na chacie, tam możecie ze mną porozmawiać. Sombra pozostanie alfą tylko i wyłącznie z racji tego, że to ja stworzyłam bloga, jednak jeśli będziecie chcieli, oddam Amy całkowite przywództwo.
Mam nadzieję, że uszanujecie moją decyzję.
Wasza alfa,
Sombra.

czwartek, 8 maja 2014

Od Amicitii CD Strangera

   Złapał się za kark i spojrzał mi głęboko w oczy. Odwzajemniłam spojrzenie, a on podszedł do mnie i jakby nie mógł się wysłowić. Miałam straszliwą ochotę mu przywalić, a także pocałować go. Coś rozrywało mnie od środka, a ja dobrze wiedziałam co. Poczułam kolejny rozerwany mięsień i ból. Syknęłam cicho i spróbowałam poruszyć łapą, ale ze zgrozą stwierdziłam, że nie mogę. Spojrzałam na Strana, który czekał w napięciu.
    -Ekchem...Wiesz może, gdzie jest...
   Zacisnęłam kły. Nie mogłam mu powiedzieć o tym aspekcie choroby, bo się by jeszcze przestraszył. Wymamrotałam więc tylko parę słów przeprosin i poszłam głębiej w las.
   Po paru sekundach dogonił mnie Stranger. Pozwoliłam, aby poszedł za mną. I tak długo nie wytrzyma, albo Jezioro Magów go odstraszy. Tylko czy mnie też...
   Słabłam z każdą sekundą. Czułam, jak krew odcina się od mojej łapy, jak moje nerwy puszczają. Ale nie czułam bólu. Choroba nie przewiduje bólu. Skóra zaczęła pękać, ukazały się mięśnie i kości. Gałki oczne zaczęły wychodzić, aż wypadły. Stranger patrzył na mnie z rosnącym strachem. Odwróciłam się do niego i pokazałam mu pozostałości po oczach. Warknęłam przenikliwie, wznosząc coraz wyżej swoje cztery głosy. Cztery dusze w jednym ciele powypadały naraz z ciała wadery, krzycząc wniebogłosy. Krwiste zwłoki Amy upadły na ziemię z głuchym mlaśnięciem. Stranger stał tak jeszcze chwilę, po czym uciekł gdzieś.
   Dusze nazywały się Rovee, Ininse, Komone oraz Envo. Wszystkie należały do Oqanio, czyli wielkiej organizacji, która zajmowała się przetwarzaniem wilczych dusz. Te cztery dopiero co zaczęły się uczyć jak być Bogami Oqo, czyli śmierci. Były jeszcze trzy organizacje podobne do tej, ale zajmowały się zupełnie czymś innym. Każda z nich ma cztery grupy po cztery wilki, a właściwie ich dusze, które wnikają do ciała maga lub szamana, aby móc uzdrawiać lub walczyć. Zawsze przybierają miłe imiona, budzące zaufanie. Czasami taki żywy się broni umysłem, ale większość jednak ulega po paru godzinach.
   Duszyczki Rike unosiły się w powietrzu i westchnęły jednoczenie. Rovee odezwała się pierwsza, a w jej głosie pobrzmiewała nuta rozgoryczenia.
    -No i co teraz? Zostajemy czy lecimy gdzie indziej? Musimy znaleźć kolejną miłą i przyjacielską waderkę...No chyba, że trochę złamiemy zasady i poczujemy, jak to jest być facetem?
   Uśmiechnęła się diabolicznie i zaśmiała. A właściwie to ryknęła. Wszystkie dusze rozpłynęła się w wieczornej poświecie.

Od Strangera CD Amicitii

   Spojrzałem na nią zaskoczony, lecz objąłem ją szybko bez słowa.Poczułem zmętniałe i sztywne futerko Amy. Jedno było pewne - wiedziałem, że ją kocham ale sam bałem się jak zareaguje.
    - Będzie dobrze ...
***
   Nie spałem dobrze. Męczyły mnie koszmary, nie mogłem zasnąć. Obudziłem się wykończony. Wyszedłem z jaskini i potruchtałem nad jezioro - myślałem o wczorajszym dniu. Zanurzyłem łapy i pysk w chłodnej wodzie. Kiedy uniosłem wzrok napotkałem spojrzenie Amy. Stała niedaleko i przyglądała się wodzie.
    - Cześć...
    - Cześć...
   I to był koniec. Resztę czasu staliśmy w ciszy i unikaliśmy swojego wzroku.
    - Słuchaj ... Ja... Powinienem ci to powiedzieć bardzo dawno....
<Amy? Brak weny>

piątek, 2 maja 2014

Od Amicitii CD Strangera

   Gdy kamień rozciął mój bok zemdlałam. Potem gdzieś mnie zanieśli, sama nie wiem kto, ale ocknęłam się na trawie, wciąż otępiona bólem. Dotknęłam dziury i syknęłam. obok mnie stała Lili. Wyglądała na markotną, ale gdy się obudziłam i spojrzałam na nią w jej oczach pojawił się jakiś błysk. Uciekła gdzieś, a ja w tym czasie obejrzałam dokładnie swoją ranę. Wyglądała źle. Potrzebna mi tu była Anashelle i to bardzo szybko. Bez niej mogłam nawet...umrzeć. W łbie miałam pustkę. Wiedziałam, że moje umiejętności uzdrowicielskie zanikły, a ja jestem bezużyteczna. Westchnęłam.
   Nad sobą usłyszałam pohukiwanie. Na gałęzi siedziała sowa.

 


   Wpatrywała się we mnie tymi wielkimi, przenikliwymi oczami. Po chwili sfrunęła mi na bok i oślepiło mnie światło. W końcu odważyłam się otworzyć oczy, a sowa nadal siedziała na mnie. Poczułam się jakoś tak...niekomfortowo. Zahukała. Roześmiałam się, bo nie mogłam już wytrzymać napięcia chwili. Spojrzałam na ranę, ale ta zniknęła. Zrzuciłam z siebie sówkę, która huknęła urażona. Przede mną stał Stranger. Wyglądał na smutnego i wstrząśniętego. Patrzył na mnie dziwnie, obco, więc ja odwzajemniłam wzrok. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Oddaliłam się na parę centymetrów i pocałowałam go. Zrobił zaskoczoną minę, a ja uśmiechnęłam się słabo.
    -Mogę umrzeć w każdej chwili. Muszę mieć dzieci przed śmiercią...A właściwie po co ja ci to mówię? - mruknęłam spięta. Od dawna mi się podobał. Ale nie wiedziałam, jak zareaguje. Może teraz, gdy się zmieniłam, nie będzie już mnie lubił?
<Stranger?>
 

Narodziły się szczeniaki!

Powitajmy na świecie nową dwójkę szczeniąt!
Emmę i Haru!


Od Lili

   Byłam właśnie z Muzykiem, Kat, Kolosem i ich dziećmi na polowaniu. Nagle zakuło mnie w boku, jakbym miała kolkę. Muzyk podszedł do mnie i zapytał niepewnie:
    - Co ci?
    - Nic, nic. Po prostu... No wiesz,
   Mój partner zrobił głupawą minę, lecz po chwili się ogarnął. Podparł mnie pod ramie i zaprowadził do pobliskiego zagajnika. Ułożyłam się tam wygodnie. Spojrzałam na Muzyka wskazując głową jakiś kierunek. On odsunął się w tamto miejsce i odwrócił.
   Na świat przyszły nasze szczeniaki. Leżeliśmy na trawie strasznie zadowoleni. Nagle przyszli do nas Katrina i Kolos ciągnący wielkiego jelenia, a za nimi skakali Rene i Tajfun strasznie zadowoleni ze zdobyczy. Kat i Rene podeszły do nas i gratulowały pięknych szczeniąt, a Kolos z synem dzielili łosia.
   Po obiedzie siedziałam i rozmawiałam z siostrą. Nasze córki bawiły się razem. Niestety moim ogonem. Byłam taka zmęczona i taka pełna, że nie miałam siły ich odgonić. A chłopaki... Wszyscy czterej gdzieś poleźli.
<Rene? Katrina? Muzyk? Kolos?>

Od Katriny

   Po tym jak urodzili się Rene i Tajfun, wszystko się zmieniło. Pewnego dnia siedziałam z moją ulubienicą i odpoczywałyśmy w jaskini z innymi wilkami. Kolos uczył naszego syna polować. Ja zaś, pod nieobecność mojego partnera, uczyłam Renechive rzeczy które powinna wiedzieć. Zaczęłyśmy od złotych myśli i wierszy.
    - Życie wilka czystego, i szlachetnego
jest czymś świętym, i cudownym.
    - Wyzwala niesłychane siły,
które działają również na odległość. Mamo, ja to już umiem. Czy zaczniemy coś nowego? - marudziła Rene.
    - Dobrze. To już ostatnia złota myśl na dzisiaj.
To, co możesz uczynić,
jest tylko maleńką kroplą w ogromie oceanu,
ale wła...
    - Mamo! Wszystkie już znam na pamięć. Opowiedz mi coś... Nowego!
    - Szybko się uczysz. Czego chcesz się dowiedzieć?
    - Emmm... Już wiem! Mówiłaś, że ktoś ci się kiedyś podobał przed tatą. Kto to był?
    - Jesteś na to za młoda.
    - Proooszę! - Rene postawiła mnie w niezręcznej sytuacji. Musiałam jej powiedzieć, bo straciłaby zapał do nauki.
   Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam.
    - To nasz samiec alfa. Jednak była to miłość bez przyszłości, bo zakochany był w samicy alfa. Nie miałam szans, i przeszłam ciężkie chwile...
    - Ale ciocia była przy tobie. Prawda?
    - Cioci było wszystko obojętne. Nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi, i dlatego tak było.
    - Dooobra, mów dalej.
    - Myślałam, że nigdy nie znajdę partnera, ale pewnego dnia spotkałam tatę.
    - I co było później?
    - To powinnaś już wiedzieć - zaśmiałam się.
   Waderka siedziała z otwartym pyszczkiem, a jej błękitne oczka się zamknęły i zasnęła.