czwartek, 8 maja 2014

Od Amicitii CD Strangera

   Złapał się za kark i spojrzał mi głęboko w oczy. Odwzajemniłam spojrzenie, a on podszedł do mnie i jakby nie mógł się wysłowić. Miałam straszliwą ochotę mu przywalić, a także pocałować go. Coś rozrywało mnie od środka, a ja dobrze wiedziałam co. Poczułam kolejny rozerwany mięsień i ból. Syknęłam cicho i spróbowałam poruszyć łapą, ale ze zgrozą stwierdziłam, że nie mogę. Spojrzałam na Strana, który czekał w napięciu.
    -Ekchem...Wiesz może, gdzie jest...
   Zacisnęłam kły. Nie mogłam mu powiedzieć o tym aspekcie choroby, bo się by jeszcze przestraszył. Wymamrotałam więc tylko parę słów przeprosin i poszłam głębiej w las.
   Po paru sekundach dogonił mnie Stranger. Pozwoliłam, aby poszedł za mną. I tak długo nie wytrzyma, albo Jezioro Magów go odstraszy. Tylko czy mnie też...
   Słabłam z każdą sekundą. Czułam, jak krew odcina się od mojej łapy, jak moje nerwy puszczają. Ale nie czułam bólu. Choroba nie przewiduje bólu. Skóra zaczęła pękać, ukazały się mięśnie i kości. Gałki oczne zaczęły wychodzić, aż wypadły. Stranger patrzył na mnie z rosnącym strachem. Odwróciłam się do niego i pokazałam mu pozostałości po oczach. Warknęłam przenikliwie, wznosząc coraz wyżej swoje cztery głosy. Cztery dusze w jednym ciele powypadały naraz z ciała wadery, krzycząc wniebogłosy. Krwiste zwłoki Amy upadły na ziemię z głuchym mlaśnięciem. Stranger stał tak jeszcze chwilę, po czym uciekł gdzieś.
   Dusze nazywały się Rovee, Ininse, Komone oraz Envo. Wszystkie należały do Oqanio, czyli wielkiej organizacji, która zajmowała się przetwarzaniem wilczych dusz. Te cztery dopiero co zaczęły się uczyć jak być Bogami Oqo, czyli śmierci. Były jeszcze trzy organizacje podobne do tej, ale zajmowały się zupełnie czymś innym. Każda z nich ma cztery grupy po cztery wilki, a właściwie ich dusze, które wnikają do ciała maga lub szamana, aby móc uzdrawiać lub walczyć. Zawsze przybierają miłe imiona, budzące zaufanie. Czasami taki żywy się broni umysłem, ale większość jednak ulega po paru godzinach.
   Duszyczki Rike unosiły się w powietrzu i westchnęły jednoczenie. Rovee odezwała się pierwsza, a w jej głosie pobrzmiewała nuta rozgoryczenia.
    -No i co teraz? Zostajemy czy lecimy gdzie indziej? Musimy znaleźć kolejną miłą i przyjacielską waderkę...No chyba, że trochę złamiemy zasady i poczujemy, jak to jest być facetem?
   Uśmiechnęła się diabolicznie i zaśmiała. A właściwie to ryknęła. Wszystkie dusze rozpłynęła się w wieczornej poświecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz