środa, 26 listopada 2014

Od Dantego CD Thalii

      Szedłem wieczorem leśną ścieżką. Spojrzałem w niebo, w miejsce, w którym znajdował się księżyc. Mimo, że już wiele razy widziałem księżyc w pełni, po raz pierwszy miał tak intensywny, pomarańczowy kolor. Otoczony był poświatą o tej samej barwie.
      Usiadłem na kamieniu przy wodospadzie i w zamyśleniu obserwowałem to zjawisko. Nagle z wody poniżej mojego obserwatorium wynurzyła się Thalia, i już po chwili siedzieliśmy na przeciw siebie patrząc sobie w oczy. Przez moment świat zawirował i od razu znaleźliśmy się w innym miejscu, ale też przy wodospadzie.
      Odczułem dziwne mrowienie na całym ciele i nagły bóg skroni. Zamknąłem oczy i zgiąłem się w pół nachylając się nad kałużą, a gdy je otworzyłem, zobaczyłem swoje odbicie w wodzie i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Zamiast dostrzec tam mój biały pysk, zobaczyłem ludzką twarz bladego mężczyzny, o włosach jasnych i oczach błękitnych jak moje. Spojrzałem na swoje łapy, domyślając się, że tez będą ludzkie  i w tym się nie myliłem. Z zewnątrz wyglądałem jak człowiek, ale nadal to byłem ja...
      Całe szczęście, miałem na sobie jakieś ciuchy; luźną, białą koszulę, wygodne spodnie i buty, po za tym na ramiona miałem niechlujnie narzucony jasnobrązowy płaszcz, sięgający mi do kolan. Na głowie miałem brązową fedorę.
      Obok mnie, siedziała Thalia, która również była człowiekiem. Miała rumianą cerę, długie fioletowe włosy i mądre, niebieskie oczy, którymi bacznie obserwowała swoje ręce i ubrania.
      Ubrana była w skórzane botki za kolana i błękitną sukienkę, sięgającą do cholewek. Jedynymi ozdobami jakie miała, był jej amulet i zapinka do włosów w kształcie lilii otoczonej pawimi piórami, których motyw widniał także na jej kreacji.
< Thalio, pospacerujemy trochę. Max. 2,5 godziny, a potem dasz mi do dokończenia >

niedziela, 23 listopada 2014

Od Shayninga CD Caithlyn

      Uśmiechnąłem się półgębkiem, widząc Caithlyn wpatrującą sie w Dantego.
      Trąciłem ją lekko.
- Co?
- Idziemy dalej?
- Tak, jasne, jasne...
      Przeszliśmy po terenach. Pokazałem jej miejsca zakazane i też takie gdzie miło można spędzać czas. Na koniec przydzieliłem jej jaskinię.
- Podoba ci sie?
<Cai? Brak weny ;-; >

,,Czy mamy zmienić hymn?” - Ankieta, wyniki

  Kilka dni temu, na stronie watahy, przedstawiliśmy ankietę, w której mógł zagłosować każdy członek watahy. Jej wyniki to:

Tak, najlepiej na jakąś gotową, z internetu
  1 (12%)
Tak, ale napisz tekst własnoręcznie lub zrób konkurs
  6 (75%)
Nie, taki jest spoko
  1 (12%)
Nie, bo nie ma sensu zmieniać tego, który jest obecnie
  0 (0%)

  Większość z Was, wybrała opcję ,, Tak, ale napisz tekst własnoręcznie lub zrób konkurs ”. Wybraliśmy opcję z zawiązaniem konkursu. Każdy uczestnik konkursu wysyła swoją propozycję nowej pieśni reprezentującej nas.
UWAGA!
Nowy hymn ma mieć co najmniej TRZY zwrotki! Jeżeli bierzesz udział w konkursie, możesz wysłać do nas tylko JEDNĄ pracę, więc dobrze przemyśl to, co piszesz! Prace wysyłamy do członków Rady Watahy (Kimm'iego, Katriny bądź Shayninga).

~ Serdecznie dziękujemy,
Rada Watahy

sobota, 22 listopada 2014

Od Thalii

 - Koncentracja - mówiłam do siebie - Koncentracja ... Koncentracja .. Koncentracja ... Kon ...
Błyskawica wystrzeliła do mnie a ja zrobiłem piruet uciekając przed nią. Tajffun mój smok wytwarzał coraz więcej piorunów przeciwko mnie a ja coraz bardziej się męczyłam.
 Gdy łapy zaczęły drżeć ze zmęczenia smok parsknął dymem.
 - Dobra - powiedział - Koniec treningu, nie mam zamiaru SIĘ i CIĘ męczyć ...
 - Mam bardzo dużo energii! - zakrzyknęłam dysząc - Mogę jeszcze ćwiczyć!
  - Widać że jesteś zmęczona - burknął.
 - Wcale nie! - uparłam się. - Mogę jeszcze ...
 - NIE! - warknął Tajff.
 - No dobra .. - mruknęłam i poszłam do jaskini.Gdy weszłam do niej od razu rzuciłam się na wodę.
Gdy wyszłam trochę zdyszana z jaskini ujrzałam czyjeś ślady. Nie zważałam na nie i brnęłam dalej. Gdy stanęłam na głównej łące coś mi się przypomniało...
Od kiedy ja jestem taka dziwna? Jakaś taka za mało przyjazna ...
Potrząsnęłam głową by rozgonić te przedziwne myśli.
Nagle zauważyłam ślady. Te same. Nie zważając na nic pobiegłam nimi. Gdy z nosem latającym po ziemi skończyłam na ostatniej łapie podniosłam łeb i ujrzałam ...
<Ktosiu?>

Od Caithlyn

      Stoję. Stoję na ziemi. Ziemi lasu. Mrocznego i ciemnego lasu. Idę. Idę i idę. To trwa wieczność! NIE! 
      Biegłam jak szalona leśną drogą, nie wiedziałam co robię, to działo się zbyt szybko... Ustałam, tak nagłe. Jak mur. Drżałam. Powoli odwróciłam się do tyłu i wtedy... Co? Obudziłam się i stał nade mną basior. Co? Miał błękitne oczy. Wyglądał na jakiegoś tró emosa, który tak jakby... chciał mnie zaraz zabić. Cóóóż...
- Czego chcesz?- wrzasnęłam na niego. 
- Witaj, mam na imię Shayning. Należę do Watahy Srebrzystego Nieba. Znalazłem Cię w lesie... Leżałaś. Myślałem, że coś się stało... Pomóc Ci?- taki spokojny... xD
- Czy ja się Ciebie o coś pytałam? Daj mi spokój!
- Spokojnie... spokojnie... -położył się obok mnie- Jak masz na imię?
- Caithlyn... -oniemiałam. 
- Chodź ze mną. Oprowadzę Cię po naszej watasze. -wstał i szedł powoli, więc zrobiłam to samo.
- Ale...
      Nic potem nie mówiłam... Oprowadził mnie po tej watasze, pokazał mi wilki i... Dante? Tak, Dante. Nie wiem czemu, ale strasznie mi się spodobał... 
<Jeżeli ktoś chce, to może dokończyć... : // >

Nowa wadera!

Otnowczłonkinwatahy - Caithlyn! Serdecznie Witamy!

środa, 19 listopada 2014

Od Sashy " Świat Duchów? Nie... Ja umarłam"

Ja już sama nie wiedziałam, czego chce.  Różne sceny mijały moje oczy jak w filmie, a ja nie mogłam zareagować. Jednak nie były czarno -białe. Był zbyt realistyczne. Czułam ich powiew na swojej skroni, czułam krew w ustach. To było naprawdę, a ja nie mogłam się obudzić z tego koszmaru. Mój ruch nic nie znaczył. Moje myśli nic nie znaczyły. Moja dusza... Nie było jej. Nie było mnie.
 Stałam na klifie, patrząc pusto . Wiedziałam tylko, że znajduję się w innej czasoprzestrzeni. Mgła była tu nie naturalna. Drzewa i cały krajobraz rozmazywał się kiedy skupiłam na nich wzrok.  Coś dziwnego działo się z tym miejscem. Nie było dnia, ani nocy, księżyc i słońce zmieniały swoje miejsca.  Zdałam sobie sprawę, że nawet czasem znikały z nieboskłonu.  Mgła nie ruszała sie z miejsca. Wyglądała jakby ktoś zatrzymał ją w powietrzu. Drzewa też się nie ruszały. Ich liście zamarły w wiecznym bezruchu bez możliwości tańca z wiatrem - którego nie było. Panowała tu idealna cisza. Nie było żadnego szmeru. Kiedy postawiłam się aby ruszyć z miejsca, moje łapy nie wydały żadnego dźwięku.
 Z mgły wyłoniła się postać.  Szła wolnym krokiem, z oczami utkwionymi w jednym miejscu.
- Dzień dobry! Przepraszam.. - zawołałam wilka, jednak ten nie odezwał sie tylko przyśpieszył do biegu. Teraz to zobaczyłam. Biegł w kierunku klifu.
- Co ty robisz!? Zatrzymaj się! Nie rób tego! Spadniesz! - nawoływałam, ale wilk ignorował mnie. A może przez te ciszę nic nie słyszał.?
 Skoczył z klifu. Wydałam z siebie zduszony okrzyk i podbiegłam w tamtym kierunku. Nie było widać ziemi. Kłęby zastygłej mgły zasłaniały wszystko jak gruba zasłona.
- Co mu odbiło..? - zapytałam się sama siebie. Nagle zdałam sobie sprawę, że z mgły wynurzyła się znowu postać. Ta sama. Znowu skoczyła z klifu. Pojęłam. Zabłąkana dusza wilka, powtarzająca wciąż to samo zadanie. Było to przygnębiające. Ona skoczyła z klifu, teraz robi to codziennie. Przez całą wieczność. Jednak kiedyś słyszałam od babki, że dusze przodków, dzielą się na części. Jedna z nich będzie wciąż powtarzać swą śmierć, inna zostanie na ziemi, jeszcze inna w ciele. I na czwartym księżycu. Nie wiedziałam co zrobić. Jedyne co mi przyszło do głowy, to podzielić los tej wilczycy. Zamknęłam oczy, rozpędziłam się i skoczyłam z klifu.
 Przedarłam się przez grubą warstwę mgły. Zdawało mi się, że lecę głową w dół, co okazało się , że plecami.., A może tyłem? Czułam dziwne mrowienie, jakby moja dusza powoli uchodziła ze mnie. Nie wiedziałam gdzie mam serce, gdzie oczy, gdzie cokolwiek.  Stałam się niczym, wszystko ze mnie uchodziło. A zlot się nie kończył.
 Wreszcie uderzyłam w ziemię. Mimo wszystkiego wciąż żyłam.  Wstałam. Mgła była tak gęsta, że nic nie widziałam. Nawet własnych łap. Chyba minęły miesiące, a może lata? Czas płynął, lub nie. Wszystko sie mieszało. Przez mgłę przedarł się dziwny dźwięk. Brzmiał jak szept. Poruszyłam uchem. Teraz ją słyszałam. Cicha muzyka.

( To The Moon ^^ <3 Kocham całym sercem <3 )
Powoli ruszyłam w stronę muzyki. Była piękna. I smutna. Chciało mi się śmiać i płakać. Biegłam na oślep przez mgłę, idąc za dźwiękiem, który robił się coraz głośniejszy. Ku szybkości moje łapy zmieniły się w powietrze. To normalne z moją mocą. Chciałam dogonić uciekającą muzykę. Kiedy dźwięki zaczęły cichnąć z mgły wynurzyło się pianino. Zobaczyłam, że klawisze same wygrywają melodię.  Pianino zagrało ostatnie smutne nuty, zanim zamarło w tej nie normalnej ciszy. Było mi smutno. Podeszłam bliżej i przejechałam palcem po klawiszach. Wydał smutny i soczysty dźwięk. Usiadłam przy nim. Mimo, że nie potrafiłam grać na tego typu sprzętach, moje palce same sie poruszały.

Chciałam powtórzyć melodię, ale instynktownie zagrałam coś innego. Magiczne klawisze wyłapały rytm i zaczęły grać razem ze mną. W raz z pianinem stanowiliśmy cudowny duet. Grałam delikatnie melodię, a on wtórował grubszymi nutami. Kiedy tak grałam, świat przestał istnieć. Nie liczyło się nic. Istniałam tylko ja, melodia i pianino. Zniknął mój smutek, strach. Było to magiczne miejsce miałam nadzieję, że ta chwila potrwa wiecznie. Białe i czarne klawisze pianina poruszały się same nasycając moją melodię. Graliśmy pięknie, Uczucie było takie, jakby mój utracony przyjaciel powrócił do mnie. Dawałam nadzieję, poprzez nuty. Jednak po pewnym czasie, zwolniłam tępa. Zakończyłam utwór paroma krótkimi nutami, i znów nastała cisza. Powrócił smutek. Pianino zamarło, a kurz pokrył je znowu. Klawisze zastygły. To koniec.
- Sasha.
Cichy głos rozległ sie za mną. Obróciłam się aby stanąć twarzą w twarz z duchem mojego przodka.



 - Opa ... En dus ben ik ... In de naam van de Sokol over - powiedziałam do niego w rodzinnym indiańskim języku.

- Je speelde prachtig - pochwalił mnie. Uśmiechnęłam sie słabo.
- Dank u.
 -Ik heb iets te zeggen ... - powiedział cicho. - U bent in de wereld van de geesten. Wil je vragen of je wilt hier blijven? Je hebt je stierf. Heeft u nog geen hebt grote controle over hen. Je ziel, daar op de grond, als lekkende door zijn vingers. Sasha, je bent dood ...
 Zastygłam.
 -Ik weet het niet. Hoe dat zo? Ik stierf?! Maar ik ben nog steeds hier ... Ik zal erover nadenken. Ik ben zo terug. Ik heb contact met mijn vrienden in augustus.
Zagryzłam wargę. Czyli już nie żyję. Mogę tutaj zostać. Tutaj, gdzie jest mój dom. Między swoimi braćmi... Ale muszę sie skontaktować z przyjaciółmi.
 - Waar mijn lichaam? Wil je me daar neemt? - zapytałam. Pokręcił smutno głową, a jego oczy rozbłysły, jak na totemie. 
- U bent geest. Je lichaam bevind me in een graf in het dorp. Maar zonder lichaam kan communiceren. Gaan.
Machnął skrzydłami, a symbole na ciele rozbłysły. Mgła rozsunęła sie, ukazując klif. Ale nie ten widmowy. Prawdziwy w watasze, srebrzystego nieba. Zrobiłam krok do przodu, Obróciłam się niepewnie w stronę ducha. Uśmiechnął się.
- Gaan,
- Danke u.
Przeszłam opuszczając świat widmo. Od razu poczułam tęsknotę za tym miejscem. Świat Duchów to nie jest sama mgła. Są to przepiękne tereny, jednak dla mnie nie dostępne bo jeszcze nie umarłam całkowicie. Mojego ciała nie ma, jestem duchem, ale wciąż mam możliwość chodzenia po ziemi. Mam dwa wybory: Tam lub Tu.
 Z cienia wyłonił się Kimm. Nie wiedziałam, że tu przesiaduje. Kiedy mnie zobaczył, jego oczy zaokrągliły się jak spodki i podbiegł do mnie.
- Gdzie ty byłaś!? Co się stało!?
- Laat me met rust! - warknęłam na niego, jak w furii. Cofnął sie przerażony, a ja przerzuciłam sie na ich język. 
- Nie powinno mnie tu być. Nie należę już do tego świata. Jednak ktoś dał mi wybór. Sama nie wiem jak go podjąć.. Pomożecie mi? Nie wiem czy chcecie mnie tutaj... Nie powinno mnie tu być.. - powtarzałam łagodnie w kółko. Kimm nie wiedział co powiedzieć.
- Sasha... ja... - był zmieszany. O dziwo nie poczułam złości uśmiechnęłam się smutno. 
 -Ik begrijp het. Schaam u niet van uw keuze. Geen zorgen te maken. Dit is mijn thuis.
 Powoli odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku mgły.
- Powiedz wszystkim, że ich kocham.
- Dokąd idziesz? Nie mów mi że odchodzisz?! - warknął ostrzegawczo, Uśmiechnęłam sie demonicznie.
- To zależy od ciebie Alfo.

<Kimm lub Katrina? Oboje jesteście Alfami ^^ >

Trochę nie jestem pewna swojego wyboru. Nie chce porzucać Sashy, przywiązałam sie do niej. Jednak trzeba w końcu ruszyć pionkiem. Od was zależy co sie stanie z moim wilkiem. Czy odejdzie? Czy zostanie? Sama już nie wiem czego chcę.... Sasha będzie szczęśliwa ...

poniedziałek, 17 listopada 2014

Od Shayninga (do Kimmiego)

Przechadzałem się po terenach. Rozmyślałem. Dużo się zdarzyło w watasze... Coś wielkiego - nie do ogarnięcia. Mieszanka przeszłości z teraźniejszością. Masakra. Dreptałem powoli przez las, zanim ziemia zapadła się pode mną. Wylądowałem w dużej jaskini. Szklana podłoga, kolorowe ściany... Byłem pewny, że wcześniej mnie tu Na środku "parkietu" stał Muzyk z czymś co przypominało ludzką miotłę. Podszedłem do niego powoli ignorując ból dup*y.
- Co robisz, Muzz? - zapytałem. Podniósł wzrok znad miotły. Uśmiechnął się.
- Była niezła biba, Shay! Żałuj że ciebie nie było! - zawołał radośnie i wrócił do sprzątania. Coś ukuło mnie w łapę. Podniosłem ją i wyjąłem z poduszki, kawałek brunatnego szkła. Nalepiona był na niej nazwa znanego napoju alkoholowego.
- Drinki? - zapytałem unosząc brew. Muzyk wyszczerzył się do mnie.
- Bez tego nie ma zabawy!
- I jak znam życie: Kimm je przedawkował - uśmiechnąłem się.
- Dobrze, że go nie widziałeś upitego...
Zostawiłem go sobie. Rozejrzałem się po jaskini. Jeszcze w życiu nie widziałem fantastyczniejszej.  Szklana podłoga, a na srebrzystych ścianach groty odbijały się kolorowe tarczki świateł którego źródła nie mogłem znaleźć. Zgarnąłem łapą w kupkę porozbijane odłamki potłuczonego szkła od butelek po drinkach. Połaziłem trochę po jaskini (widziałem w podłodze swoje odbicie, yay! ^ . ^ ). Dziwnym trafem zobaczyłem urywka w kolorowej ścianie. Dziwna szpara okazała się być przejściem do kolejnego pokoju. Odważyłem się zajrzeć.
 Pomieszczenie emitowało granatowym blaskiem. Na wypukłych półkach skalnych rósł zielony, mięciutki mech. Jaskinia była czyściutka, lecz mimo to ujrzałem w rogu pokoju jakiegoś śmiecia. Podniosłem go ostrożnie chcąc zanieść go do pojemnika gdzie zbierał Muzyk, jednak spostrzegłem co to. Była to... ech... bardzo osobista rzecz ludzka. Taka przezroczysta. POPLAMIONA.
- Emm.... Muzyk? - byłem zmieszany.
 - Tak? -  wyjrzał przez wejście. Pokazałem mu śmiecia.
- Nie chcę wiedzieć co się tutaj działo. Chyba dobrze, że mnie tu nie było...
<> <> <>
Po dziwnym przypadku z jaskinią stwierdziłem, że pójdę odwiedzić rodzinę. Poszukałem odludnego miejsca na wyrysowanie kręgu. Szedłem przez las, kiedy coś brunatnego zleciało mi na ramię.
- Hey, Hiver! - przywitałem mojego sokoła. Ptak przekrzywił głowę.
- No elo. Dokąd idziesz?
- A co cię to obchodzi? - zapytałem miłym głosem. - Idź sobie, nie chcę zabierać cię ze sobą,
- No weeeeź... Jak możesz? - zrobił maślane oczka.
- Nope.
- Pooooooooooszę.
Coś zaszeleściło. Zignorowałbym to gdyby nie to że mój sokół zareagował inaczej. Zaskrzeczał przeraźliwie i wystartował na drzewo. Przełknąłem nerwowo ślinę. Coś siedziało tam w krzokach i nie podobało mi się to. Znajdowałem się w dość odludnej części lasu, przygranicznej z Mrocznym Lasem. Mogło być tu nie bezpiecznie. A ja nie znałem zbytnio tajniki wody. Szelest przyprawił mnie o dreszcze.
" Daj spokój, Shay. Przeżyłeś wojnę i boisz się małego krzaczka? Hańba ci! " myślałem. Mimo woli rozgarnąłem krzaki. To co zobaczyłem przerosło moje wszelkie oczekiwania. Moim oczom ukazała się wilcza postać oparta o drzewo. Była brudna i ranna, bez sił. A najgorsze było to, że wyglądała jak Sombra. Mój głos przeszedł w pisk.
- Sombra...?
Postać zaśmiała się ochryple, po czym powiedziała chłopięcym głosem:
- Czy ja ci idioto wyglądam na babę?!
Zmarszczyłem sie.
- Jack...?
Znowu się zaśmiał. Jego niebieskie oczy były zapadnięte i matowe. Teraz wiedziałem co różniło Sombrę od Jacka. Jack nie miał skrzydeł:



- Co ty tu robisz, Jack!? - warknąłem, ignorując jego stan. Westchnął a ja dopiero teraz zauważyłem, że jest naprawdę, naprawdę ranny.
- Władza.... To nie dla mnie - westchnął smutno. - Nie wiem co mnie wtedy opętało. Jest mi naprawdę przykro co wam zrobiłem...
- Pozbawiłeś życia parę wilków! - wrzasnąłem pełny furii.  Swiftkill odezwała się we mnie.
- Ja wiem co zrobiłem... - mówił naprawdę cicho. - A kiedy się dowiedziałem co się stało z moją kochaną siostrzyczką...
- Nie wspominaj o niej! - warknąłem.-  I nie masz prawa już nazywać jej siostrą!
- Rozumiem. Wcale nie chcę tutaj być... Czuję się winny....
- To dlaczego sobie nie pójdziesz?!
 Pokazał mi złamaną łapę i odrzekł beztrosko.
- Nie mam jak.
Kontynuował.
- Ja wiem ,nie mam co tu szukać. Ja wiem, że pewnie mnie nie przyjmiecie...
- I masz rację! - warknąłem mu prosto w pysk. - Po raz pierwszy! Nie ufamy ci Jack!
Odbiegłem zostawiając wilka u granic Mrocznego Lasu. Kto wie, może tam sobie pomieszkiwał!? Zanim rozszarpały go dzikie zwierzęta i przybył z podkulonym ogonem do nas?
Byłem wściekły. Musiałem odejść, aby nie uwolnić Swiftkill . Miałem dość tego basiora. Wyrządził ogromną krzywdę naszej watasze. Przeorał ją pazurem zostawiając trwałą bliznę.
 Mknąłem przez las napędzany furią. Odgarniałem liście. Chciałem się jak najszybciej wydostać z tego lasu. Biegłem i biegłem kiedy nagle...
YEP!
Uderzyłem w coś głową a odrzut był tak mocny, że poleciałem do tyłu jak samolot. Przeszył mnie potężny ból. Otworzyłem powoli oczy. Nic nie widziałem, wszystko było zamglone. Kiedy wzrok mi się wyostrzył zobaczyłem co mnie powaliło.
 Był to ogromny(większy ode mnie - niecałe trzy wilki stojące na sobie) blok zrobiony z czegoś przezroczysto - błękitnego. Dopiero gdy podszedłem i postukałem okazało się, że to diament.
Co robi ogromny blok diamentu w samym środku lasu? Nie wiedziałem. Zacząłem myśleć, że mam halucynację, ale czułem jego chłód na łapie.
<> <> <>
- No i co z tym zrobimy? - zapytał Kimm przyglądając się ogromnemu blokowi.
- No jak to co? - zdziwiłem się. - Raczej nie zostawimy taką kupę hajsu w samym środku lasu.
- A jak masz zamiar to przenieść? - zapytał Kimm robiąc minę jak taki SWAGer.
- O tak. - wywołałem prąd wodny z ziemi i popchnąłem nimi blok. Przesunął się o metr. Zrobiłem kilka takich ruchów wodnych. Skichałem się jak bóbr. Spojrzałem na Kimma. Siedział na trawie z butelką czegoś co przypominało ludzki alkohol. Dziwnie się czułem patrząc na coś ludzkiego. Kilka miesięcy temu zostałem uwięziony w świecie ludzi. Wciąż pamiętam siebie:



(Byłem pięknym Araldem (y) pozdro dla kumatych)





- Nooo eeej!
- Pracuj murzynie, pracuj! - zaśmiał się Kimm. Pokazałem mu język i rzuciłem patykiem.
- Weź mi tu pomóż leniu!
W końcu jakoś do dźwignęliśmy  blok do systemu jaskiń.
- Zbadamy go później - zaproponowałem. - Teraz muszę ci coś pokazać...
<> <> <>
Szliśmy lasem po ścieżce wyżłobionej moją "ucieczką" zanim powalił mnie blok.  Miałem nadzieję, że pamiętam drogę. W końcu jesteśmy bardzo głęboko w lesie, przy granicach Mrocznego Lasu. Jeden krok i może być po nas. Kiedy dotarłem do drzewa... go tam nie było. Zostało tylko trochę wilczej krwi na korze.
- No i co mi chciałeś pokazać?
- On tu był.. -jąkałem. - On tu naprawdę był!
Jak zdołał się przenieść z ranną nogą? Kimm przyjrzał mi się uważnie.
- Co?
- Nie ćpałeś czegoś? - zapytał.
- Daj spokój - dałem mu kuksańca.
Coś zaszeleściło i na ziemię sfrunął Hiver. Pogadałem z nim trochę na co Kimm zrobił głupią minę. Chyba jeszcze nie wiedział, że gadam z sokołami. Moja mama była animagiem.
- Ej, nie widziałeś gdzieś Jacka? - zapytałem sokoła.
- Tego czerwonego wilczka? -zapytał. - Jasne, chodź za mną.
Pomknąłem za Hiverem. Kiedy rozgarnąłem krzaki moim oczom ukazała sie postać Jacka. Siedział skulony i wyglądał gorzej niż zwykle. Spojrzał na nas ale sie nie odezwał.
- Co z nim robimy?

<Kimm?>

niedziela, 16 listopada 2014

Od Lebelle CD Kimm'iego

      Westchnęłam cicho i machnęłam łapą.
- Dobra, ale nie za dużo. – powiedziałam z rezygnacją. Chłopakom błysnęły oczy i złapali za butelki.
- Zdrówko chłopie! – krzyknął Kimm waląc butelką o butelkę Lizzie’go. 
- Tylko Kimm… - zaczęłam, a mój partner odwrócił głowę – wiem jak reagujesz na alkohol, więc wszystko, ale z umiarem.
- No jasne. Nie znasz mnie?
- No właśnie cię znam. – pokręciłam głową i wyszłam. Nie chciałam tego oglądać. Dobrze, że to tylko kilka butelek. 
W salonie siedziała Clear z Falvie.
- Co tam dziewczyny? – spytałam z uśmiechem. 
- Dobrze mamo. Weź mi to przeczytaj dobrze? – starsza córka podała mi jakąś kartkę. 
- ,,Do zobaczenia w piątek, przyjdę po Ciebie. Buziaki.” A kto to taki? – spytałam.
- Przyjaciółka… - powiedziała wymijająco Clear rumieniąc się dziwnie. Wzruszyłam ramionami – jest nastolatką ma swoje sekrety. Wzięłam śpiącą Falvie na grzbiet i poszłam do jej pokoiku. 



      Mała ziewnęła przeciągle i chwilę potem zasnęła. Poszłam zajrzeć, co tam u chłopaków. Nie było tak źle – siedzieli i gadali. 
- Lizzie, idź już. Wydawało mi się, że o tej porze masz trening. – powiedziałam z uśmiechem.
- No tak! Dzięki mamo! – i wybiegł.
- Falvie poszła spać, a ja musze ci coś pokazać. – wyszliśmy na uśpione podwórko. Było cicho i ciepło – wspaniale. Zaprowadziłam Kimm’ego nad morze.

- Kimm… Musimy jutro iść do tych kapłanów. Przed wszystkim trzeba określić liczbę szczeniaków. – powiedziałam cicho przytulając się do niego.
<Kimm?>

Od Kimm'iego Cd. Lebelle

- Ależ będzie! - Krzyknąłem bo przypomniało mi się jak łatwo łowić za jednym razem 20 pstrągów. Powoli moją magią wydobyłem liany i związałem w siatkę. Wytrzymałą i nierozerwalną. naciągnąłem ją na drzewa tak, by była w połowie w wodzie. Udało się. powoli przypływały pstrągi i utykały w siatce. Nałapałem  ich dokładniej 30. Lizzley lubi łososie...
- Brawo. - Szepnęła Le i pocałowała mnie w czoło. Poszliśmy spacerem do domu. Wszedłem do kuchni. Prawię zemdlałem.
~~~~~
- Sorki Tato... - Jęknęła Clear. - My chcieliśmy tylko zrobić te wczorajsze pyszne ciasto... Ale, one wybuchło!
Przytuliłem ją.
- To nic Clear. Za to, możecie mi pomóc w sprzątaniu i robieniu pstrągów. - Uśmiechnąłem się.
- Ja zjem łososie... - Mruknął Liz. - Nie mam ochoty na pstrągi.
- Wiem, w spiżarni są łososie. Przyniesiesz 6?
Wilk pokiwał głową. Le spojrzała na mnie "A co ja mam robić?".
- Może, zrobicie z Fal i Clear muffinki? Takie ładne i słodziutkie?
Dziewczyny pokiwały łebkami. Charlie i Liz pomogli mi w rybach. Zrobiliśmy filety, usmażyliśmy, dodaliśmy przekąski... I ruszyły na stół. Liz podskoczył do łososi i zajadał się nimi. Potem do pokoju weszły trzy, umorusane jajkami dziewczyny z babeczkami.

I pysznymi tęczowymi cukierkami w cieście!

- Brawo dziewczyny. A teraz marsz pod prysznic, i do stołu. - Zaśmiałem się. Le po drodze szepnęła mi do ucha - "Dla ciebie jest coś w sypialni".
~~Po~Posiłku~~
Pobiegłem pędem do sypialni. Owszem - Lubiłem alkohol...

- Czemu akurat w sypialni, w schowku?
- Och, dzieciaki... - Mruknęła Le.
- Ale one są już dorosłe... Mają prawo. - Szepnąłem.
- Do czego? - Usłyszałem. Liz...
- Do Alkoholu. - Mruknąłem i odwróciłem się. Liz otworzył szeroko oczy. - I rzeczy, dla tych, co są już dorośli.
Basior wskoczył nam na łóżko i spojrzał na kolorowe butelki. Potem na nas.
- Le... Pozwalasz mu? - Spytałem partnerkę.
<Lebelle? Liz może Alkohol? XD>

sobota, 15 listopada 2014

Od Katriny CD Kolosa

- Dzięki - odparłam. - Nie masz mi za złe zmienienia... Miejsca zamieszkania? - zapytałam, a Kolos wybuchł głośnym śmiechem.
- Czemu miał bym być zły? Tak, będzie mi się trudno do tego przyzwyczaić, ale wiesz - takie życie - objął mnie łapą i pocałował w czoło.
- Dzięki, jeszcze raz dzięki - odparłam. - A więc, kto gdzie śpi? - zapytałam, ale zanim zdążyłam zakończyć zdanie, Tajfun poderwał się do góry jaskini, i jedyne co później usłyszałam było głośne:
- Ja będę tu! Ja cię, ile tu miejsca!
- Tajfun! - krzyknęła zbulwersowana Renechive. - I niby ty nazywasz mnie dzieckiem?! Teraz ty tak się zachowujesz! Bądź godny swojego wieku i złaź na ziemię!
      Zachichotałam i powoli odbiegłam razem z Kolosem w głąb groty. Nagle basior zasłonił mi oczy łapą, a ja usłyszałam tylko szept:
- Spokojnie, wiem co robię.
<><><><><><><><><><>
      Kiedy zabrał już łapę, a ja zobaczyłam światło... Po prostu mnie zatkało.
Wydawało by się, że jaskinia jest na zewnątrz, a jednak przez nie wielką szparę w kształcie oka może wejść tyle światła...
      Partner poprowadził mnie do wgłębienia, całego porośniętego mchem. W kontach leżały kamienie, przypominające poduszki.
      Nagle, Kolos powalił mnie za ziemię, i usłyszałam tylko ciche: ,, Kocham cię, jesteś wspaniała ''. Położyłam mu łapy na szyję.
< Kolosie? >

Od Lebelle CD Kimm'iego


- Boże, Falvie – od ciebie można się wszystkiego spodziewać. – powiedziałam ze śmiejąc. Woda była tak ciepła, że tylko leżeć i się wylegiwać.
      Zanurkowałam – pod wodą było fantastycznie. Widziałam łapy Kimm’ego i ogonek Fal. Nagle zauważyłam coś, co mnie zainteresowało. Mianowicie wielką różową rozgwiazdę. Podpłynęłam do niej i złapałam ją w łapy. Wychynęłam się na powierzchnię i zaczęłam szukać wzrokiem Kimm’ego i Falvie. A – Ale nigdzie ich nie było! Pływałam, szukałam i krzyczałam. Nic! Jakby rozpłynęli się w powietrzu. Poczułam lekkie szarpanie.
      Otworzyłam oczy i zobaczyłam pyszczek Fal. 
- Zasnęłaś mamo i bardzo głośno krzyczałaś. Co ci się śniło? – pytała z zaciekawieniem mała.
- Nic takiego. – poczochrałam sunię po łebku i Falvie znowu wróciła do zabawy.
- Na pewno? – pytał przestraszony Kimm – To było dziwne.
- Och zwykły sen. I tyle. – machnęłam łapą. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Czy to na pewno był zwyczajny koszmar?
      Dotarliśmy nad Rzekę Pstrągów. 

- Falvie? Masz ochotę na pstrąga czy wolisz kanapkę? – spytałam z uśmiechem.
- Pstrąga! – wykrzyknęła mała i wskoczyła do wody. Nurt był jednak silny i po chwili musieliśmy łapać szczeniaka żeby się nie utopiła. 
- Ja to zrobię. – powiedział odważnie Kimm i wskoczył do wody. Ale pod chwili wyleciał stamtąd smagany wartką wodą rzeki. 
- Mam dwoje dzieci, ale nie wie, które jest bardziej dziecinne i małe. – powiedziałam czule i spojrzałam na brzeg – Nie będzie łatwo Kimm.
<Kimm?>

Od Kimm'iego Cd. Lebelle

- Ehhh... - Przeciągnąłem się. - Falvie, dasz mi kanapkę z szynką?
Sunia kiwnęła łbem i w łapach miałem kanapkę. Pocałowałem ją w czoło. Potem poszedłem do dzieci i zrobiłem to samo Charlie i Clear. Potem dałem żółwika Liz'owi i uśmiechnąłem się.
- Lecicie na spacer? - Szepnęła Clear.
- Tak skarbie. Przy okazji muszę pogadać z bogami - Mogą ci dać szansę na wzrok. - Zaśmiałem się a Clear podskoczyła wesoło. - Lizzley, zajmi się siostrami.
- Okey tato. - Mruknął przesuwając łapą Clear od rzeczki żeby nie wpadła. - Lećcie.
poszliśmy spokojnie truchtem. Fal cały czas tylko waliła teksty typu:
"Uuuu Motyleeek! Zjem goooo!"
"Gdzie do jasnej ciasnej w tym lasku jest bar z kanapkami?!"
"Jak dłuuugoooo!"
I takie tam. Powoli szliśmy do Rybiego Oka.

Wszedłem spokojnie do letniej wody. W tych okolicach było ciepło i przyjemnie, nie jak na dole, gdzie były deszcze i wiatry jesienne... Ułożyłem się na plecach i zawołałem:
- Falvie, skacz!
Sunia posłusznie wskoczyła mi na brzuch. Le tylko zachichotała i także wlazła do wody. Falvie wiosłowała moimi skrzydłami, a Lebelle zwijała się ze śmiechu.
<Le? :3>

Informacje

Aby utrzymać porządek na blogu postanowiłam dodać tablicę Informacyjną w prawym górnym rogu nad chatem. Będą tam zapisywane nieobecności(z tego też powodu  usunięta zostanie zakładka " Nieobecności"), przypomnienia o konkursach, ważne informację i oczywiście - wilki, które mają odpisać na dane opowiadania. Proszę wszystkich aby odwiedzali tablicę regularnie, gdyż nie chcemy nieporozumień.

~ Wasza Delta, 
Shayning

wtorek, 11 listopada 2014

Od Scarlet

      Tego dnia miałam bardzo dużo pracy. Pędziłam do Zamku Tasaroth, gdzie podobno były niezwykłe zioła, których od tak dawna szukam. Zjadłam coś w pośpiechu i zostawiając zwierzaki wybiegłam na dwór. Był piękny słoneczny dzień. Aż szkoda było się śpieszyć, ale musiałam. Chciałam dotrzeć do domu przed zmrokiem. 
       Gdy wchodziłam na łąkę wpadłam na jakiegoś wilka. 
- Uch … przepraszam. – powiedziałam w roztargnieniu. 
- Nie szkodzi. Hazelinn jestem.
- A ja Scarlet. Wybacz śpieszę się. – jednak wilk nie dawał za wygraną.
- Gdzie tak pędzisz?
- Do Zamku Tasaroth. Podobno są tam zioła Adernither. 
- Znam je. Mogę iść z tobą.
- Ok. Pomoc zawsze się przyda. 
<Hazelinn?>

sobota, 8 listopada 2014

Od Thalii Cd Shayninga "Lustro"

  -Teraz ja - odparłam stanowczo. Gdy spojrzałam na odbicie ujrzałam przed sobą jelenia.
  - Co to za łoś!? - jęknęłam. Kimm i Shay parsknęli śmiechem kiedy ujrzeli jelenia który zaczął krzyczeć.
 - To jeleń - poprawił mnie mistrz - Może czasem pokonać smoka ...
  - Ej! - krzyknął Kimm.
 - Żartowałem! - zaśmiał się duch.
  - Co humorek dopisuje? - warknęłam.
 - Można tak powiedzieć - uśmiechnął się mistrz Shaya.
 - Okay mam rozumieć że Kimm ma smoka, Shay ma sokoła a Lili gronostaja .. - na to uśmiechnęłam się rozbawiona a Lili spiorunowała mnie wzrokiem - Za to ja mam mieć łosia!? Ja nawet chłopakiem nie jestem!
 - To jest jeleń  - poprawił mnie duch.
<Shay?>

Od Lili CD cz.3

-Przemyślałam propozycję i... Nie. to moja odpowiedź. Nie przyjmę propozycji.
Dziadek nic nie odpowiedział, ale po jego pysku widziałam, że nie żywi do mnie urazy za mój wybór. Machnął łapą. Myślałam, że wrócę do Jaskini losu, ale trafiłam da komnaty, w której stali Thalia, Shayning, Kimm i moja siostra - Kat.
      Zdziwił mnie widok wielkiego lustra jako jedynego mebla. Mistrz Shay'a (o czym później się dowiedziałam) odwalił jakieś kazanie i Shay okazał się byś wyciorem do fajki (orzełkiem), a Kimm zapalniczką (smoczydłem). 
Gdy nadeszła moja kolej na spojrzenie w lustro zobaczyłam biały pyszczek jakiegoś zwierzątka futerkowego.



-Nie, serio!...-Krzyknęłam z oburzeniem- On ma byś smokiem, tamten sokołem, a ja!- żarciem dla Kivera! To jakieś jaja.
Przez moje użalanie się nad sobą faceci zaczęli pokładać się ze śmiechu. Wrzeszcząca łasica musiała być komicznym widokiem. Duch zabrał głos:
-Lili nie denerwuj się. Ta łasica umie się obronić przed sokołem-Zanim skończył wykład wskoczyłam w plamę cienia na podłodze i przeniosłam się do mojej jaskini. Musiałam to przemyśleć. Tę mysz...

czwartek, 6 listopada 2014

Od Shayninga CD Thalii

Wylądowaliśmy przed wrotami do dziwnej świątyni. Były naprawdę wielkie. Wszystko było spowite błękitno- lśniącą mgłą. Jednak najbardziej zdziwił mnie środek.  Wśród gęstej mgły śmigały najróżniejsze ptaki - od  drapieżnych orłów po maleńkie koliberki. A najlepsze było to, że zmieniały cały czas swą postać. Miasto animagów. Podniebnych animagów. Pierzastych animagów. Z daleka dostrzegłem nawet zarysy smoków i innych latających. Przed nosem przeleciała mi jaskółka która w locie zmieniła się w wilka o burej sierści. Wykonał śrubokręt, lądując. Zaśmiał się i przybił piątkę koledze. Przewróciłem oczami. Młodzi.
- Zapraszam - usłyszałem głos, na który Thalia zareagowała zdziwieniem. Tivo zmienił się w czarnego sokoła. Wzbił się w powietrze, kręcąc ósemki nad niebem.
- Wooooooooooooow - zagapiłem się w niebo zadzierając głowę do góry. Jakbym chciał być ptakiem.... Zazdroszczę Kimmiemu skrzydeł. Nawet nie wie jakie ma szczęście. Zapuściłem się, ciekawie w miasto.  Ulice były zrobione z  kłębów chmur,unoszących się w powietrzu. które okazały się miękkie i bezpieczne. Niesamowite uczucie chodzić po chmurach. Domki to były unoszące się w powietrzu nadzwyczajne budowle, stworzone z błękitnego marmuru i roślin. Cudownie. Zmierzaliśmy po chmurzastych drogach celując w jedną bardzo wielką budowle - jak mniemam kaplicę.Mgliste konie skłoniły się i odleciały. I dobrze. Tivo szybował nad nami, jako wielka czarna plama na niebie. Kaplica rosła w oczach.
<> <> <>
W drodze do kaplicy, korzystając z tego, że Tivo przybrał postać wilka, Thalia zapytała:
- Tak właściwie... Znałeś Marvel? Kojarzysz ją? Chyba znaleźliśmy jej dziennik ...
Tivo zagryzł wargę i spuścił wzrok.
- Em... Właśnie po to po was przyleciałem... Ja... Nie chcę teraz o tym rozmawiać.
Widać, że chłopak był bardzo przygnębiony. Thalia zamilkła. Tivo podniósł głowę.
- Jesteśmy.
Weszliśmy do budynku. Okazało się, że nie była to żadna kaplica. Był to domek. Ogromny. Zaparło mi dech w piersiach. Skądś znałem to miejsce... Pachniało... Dobrem. Tivo położył łapy na moim i Thalii ramieniu.
- Witajcie w domu, bracie i siostro.
< Thalio? Braciszek nam się znalazł ^^ >

'Od Thalii CD Shayninga

 - Ja spróbuje - odparłam stanowczo i spojrzałam w lustro.
Zauważyłam jelenia patrzącego na mnie ze spokojem.
Stał tak z dostojnie ułożoną głową a ja tylko gapiłam się na niego.
- To ja?  - spytałam potrząsając głową ze zdziwieniem.
- Tak to ty - powiedział mistrz - Nie jestem pewny czym do ciebie pasuje ale ty nim jesteś.
Był po prostu za spokojny, dostojny i piękny na mnie. A poza tym jestem dziewczyną.
  - No widzę Rogaczu że nie za bardzo to do ciebie pasuje - Shay wyszczerzył zęby.
Rogaczu ..burknęłam w myślach  Śmieszne ...

<Shay?Brak weny ... I nie Kimm nie ściągnęłam z HP -,->

Od Kolosa

 -Au! - jęknąłem i otworzyłem ucho - Tajfun! Masz już 2 lata! Jesteś już dorosły! Zachowuj się jak godny tego wieku i nie gryź mnie już w ucho!
  - Ale to był najłatwiejszy sposób obudzenia ciebie - wyszczerzył zęby, a Katrina zachichotała.
 - I z czego się tak cieszycie?- mruknąłem i zamknąłem oczy. Tym razem zniecierpliwiona Rene krzyknęła:
 - Tato! Nie bądź leniem!
Otworzyłem oczy i przewróciłem nimi. Rzuciłem tylko krótkie "Spać" ale Katrina obudziła mnie tylko jednym zdaniem:
 - Wyprowadzamy się.
 - Co!? - na ten słowa podniosłem głowę i popatrzyłem na nią ze zdziwieniem.
 - No - zaśmiała się - Ta jaskinia jest już mała i  nie pomieści nas wszystkich kiedy Rene i Tajf  urosną ..
   - To się wyprowadzą .. - burknąłem i położyłem łeb na łapach. Jednak wadera obrzuciła mnie takim spojrzeniem że zgodziłem się.
 - HURA! - zawołały pół-szczeniaki - Chodźcie!
<><><><><><>
- No, no ,no - pochwaliłem waderę kiedy byliśmy na miejscu - Ładna to ona jest ...































<Katu? :3 Jak chcesz możesz coś zmienić, dodać ..>

Od Thalii CD Shayninga

Szczerze to te stworzenia były naprawdę ładne ...Ale wracając do tematu:
 - Chodźcie - powiedział Tivo i wsiadł na swojego rumaka.
Podeszłam z wahaniem na Kematiana.
Prychnął na mnie i pochylił łeb.
Wsiadłam na niego tak samo jak Shayning.
Nagle konie zamieniły się w mgłę.
Ku mojemu zdziwieniu mgła była bardzo miękka i miła.
 - Za mną - polecił Tivo . Obłoki mgły poleciały za nim.

<><><><><>Pół godziny później<><><><><>
 - To tutaj! - krzyknął animag i pokazał łapą podniebne miasto.
 - Wooow - szepnął Shay.
  - A może ... WYŚCIGI! - krzyknęłam i poleciałam na obłoku do miasta. - Dalej Szynka dalej Tivos!
Trzy obłoki poleciały prosto w stronę podniebnego skupowiska domów.
W końcu gdy byliśmy prawię na ziemi mgła zatrzymała się po czym znikła a my spadliśmy na ziemię.
 - No i jesteśmy na miejscu!
Było było .. .piękne ...
Ulicę zatłoczone wilkami śmiejącymi się razem. Wszędzie były piękne budynki i zamki jednak największy sterczał na środku.
<Shay? :D>



środa, 5 listopada 2014

Od Lebelle CD Kimm'iego

- Wiesz misiu, że nie musiałeś… - szepnęłam i pocałowałam go w nos – Było, było pyszne. Ale teraz, jeśli nie macie nic przeciwko pójdę się położyć. Fal, najlepiej jak pójdziesz ze mną, oczy ci się kleją. – powiedziałam do małej, która ziewnęła ukazując ostre ząbki. 
- Idź kochanie, ja posprzątam. – powiedział Kimm.
- Nie ty też się połóż. Miałeś ciężki dzień. Lizzy? Posprzątasz po obiedzie? – zwróciłam się do syna.
- Spoko mamo. – powiedział zdejmując słuchawki z uszu. Poszliśmy do sypialni, gdzie ułożyliśmy się na pniu. Falvie natychmiast zasnęła podobnie jak Kimm. Ja jeszcze chwilę czytałam, a potem tak samo jak mój mąż i córka odpłynęłam. 
Obudziła nas Fal, która rozbudzona biegała po całym pokoju. Przeciągnęłam się i obudziłam Kimm’ego. 
- Wstawaj Kimm, chodź pójdziemy na spacer. Falvie zaraz odleci. – uśmiechnęłam się. Zeskoczyłam ze skalnej półki i złapałam szczeniaka. 
- Chodź miśku idziemy na spacer. Co powiesz na Zatokę Rybiego Oka?
- Tak, tak! – zaczęła wykrzykiwać i już po chwili była na podwórku.
<Kimm?>

wtorek, 4 listopada 2014

Od Kimm'iego Cd. Lebelle

- Szanowny panie Kimm... Bla, bla, bla.... - mruknąłem czytając kolejne "Połączenie watah".
- Hej skarbie. - Poczułem cmoknięcie na policzku.
- Hej Le, hej Fal... Co tam u was moje panny? - Uśmiechnąłem się do nich. Le zachichotała razem z małą.
- Falvie zachciało się coś bez-kanapkowego.
- Jak to?! Chora jest? -Wrzasnąłem przerażony. Słyszałem tylko mruknięcie "Mój ty kochany idioto". i dziewczyny powoli odwróciły się. Dodałem:
- Może ja zrobię dziś jedzenie? Ostatnio napolowałem trochę zwierzyny... Zawołasz Charlie, Lizz'a i Clear? Co ty na to? I tak musisz odpocząć, jutro idziemy do szamanów zbadać czy, wiesz... (chwila myślenia, żeby dopasować do Falvie)... Fal będzie miała rodzeństwo. - Uśmiechnąłem się. Le chwile myślała  po czym kiwnęła łbem wesoła. Cmoknąłem ją w policzek i poleciałem do spiżarni. Po drodze ubrałem najładniejszy fartuch z napisem - "Całuj kucharza".
- Gdzie te cholerne zające i łosie... - Warknąłem pod nosem i zabrałem mięso, sałatę, garnki, ostrza i inne przybory oraz smakołyki. Rozpaliłem ogień pod "ławą" z kamieni. Czekałem powoli aż się rozgrzeje. Ułożyłem na nim Garnek i nalałem wody. Gdy zaczęła wesoło bulgotać pociąłem warzywa i wrzuciłem do środka. potem dodawałem przyprawy i zioła. Wyjąłem korę w kształcie miseczek i wymyłem. Potem wlałem tą "ciecz" do misek. Poleciałem do naszej sypialni i wyłowiłem szybko tuńczyka. Przygotowałem i ugotowałem go w 20 minut, by zdążyć. Dodałem do zupy. Potem zrobiłem sałatkę z zająca, ugotowałem chleb i stworzyłem własnymi łapami pasztet z królika i kurczaka - kurczakowy pasztet był dla mnie i Falvie... Potem spojrzałem na łosia i palnąłem się w łeb. Zapomniałem o jeleniu. Poleciałem po niego. Potem oskórowałem mięso i umyłem je. Następnie ostrzem pokroiłem w drobne plasterki i łosia i jelenia. Wyjąłem najbardziej płaski kamień z uchwytem. Taka szybko zrobiona patelnia. Podsmażyłem mięso i polałem sosem musztardowym (sos podkradłem od ludzi). Do tego zrobiłem pure z ziemniaków i dodałem pomidor i ogórek (nie kiszony :D). Ułożyłem na stole skórę łosia, a na krzesłach skórę jelenia- jelenia jest bardziej miękka i gładka. Ułożyłem miski z zupą i bułki. Położyłem kamienne szklanki z lemoniadą. Akurat weszła rodzinka.
- Smacznego. - Jęknąłem uśmiechnięty. Le spojrzała na mój fartuch i pocałowała mnie. Wszyscy usiedli i zjedli zupę, potem sałatkę i pasztety, a na koniec danie główne. Wtedy prawie upadłem. Poleciałem do kuchni i szybko stworzyłem ciasto jagodowe i oblałem je sosem malinowym, oraz dodałem lody waniliowe.
Wniosłem deser na stół każdy zjadł ze smakiem gadając i śmiejąc się. Potem zwróciłem się do Le.
- I co Kochana? Smakowało ci? - Spojrzałem na nią w niecierpliwości.

Od Lebelle

      Szłam drogą w lesie ku naszej jaskini. Obok mnie truchtała Falvie zadowolona jak nie wiem co goniąc motyla. 
- Falvie uważaj na ten krzak! – krzyknęłam, bo szczeniak podszedł bardzo blisko mięsożernej rosiczki górskiej. Córka szybko odskoczyła i wywaliła jęzor w stronę rośliny.
- Nie złapiesz mnie! – pisnęła i pobiegła za dużą, tłustą ważką. Pokręciłam głową z uśmiechem i poszłam wolno tropem szczeniaka. Kimm był właśnie na jakimś bardzo ważnym zebraniu dla przywódców, więc na spacer poszłam sama. Nagle przybiegła do mnie Falvie.
- Mamo głodna jestem. – powiedziała rozpaczliwie.
- Skończył ci się zapas kanapek? – spytałam z uśmiechem.
- Ale mi chodzi o coś … innego. – powiedziałam cicho z figlarnym spojrzeniem.
- Dobra w domu powinno się coś znaleźć. Chodź idziemy. 
Doszłyśmy do jaskini, w której siedział już kim czytając jakiś papier.
<Kimm?>

Od Choshii


      Szłam sama przez las.
*nuci sobie ''Echo''*
-Hello, hello
Anybody out there
Cause I don't hear a sound
Alone, alone
I don't really know where the world is
But I miss it now

I'm out on the edge and I’m screaming my name 
Like a fool at the top of my lungs
Sometimes when I close my eyes
I pretend I'm all right but it's never enough
Cause my echo, echo 
Is the only voice coming back
Shadow, shadow 
Is the only friend that I have...
----------
*łamiące się gałęzie*
-Emm..halo ? Jest tam ktoś ? - wyjąkałam cicho.
*cisza*
-Hm. Myślisz że mnie przestraszysz ?!! - powiedziałam pewnym głosem i zaczęłam biec w stronę powoli znikającego cienia
Dobiegłam do wodospadu ale tam nikogo nie widziałam.


-Ech to pewnie tylko jeleń - szepnęłam do siebie.
Odwróciłam się powoli i wróciłam do swojej jaskini. W nocy dręczył mnie koszmar kim była tajemnicza postać. Nagle poczułam ostry ból głowy po czym zemdlałam.

Od Shayninga CD Thalii



 Nic nie rozumiałem. Kim do jasnej ciasnej była ta Marvel? Autorką dziennika, ale kim więcej? Prawdopodobnie umarła sądząc po ostatnim wpisie, namalowanym krwią. Nastało milczenie. Thalia nerwowo bębniła palcami o brzeg skórzanej okładki wpatrując się w błotnisty rysunek. Westchnąłem głośno. Jednak nic się nie działo.
 Nagle ciszę przedarł sokoli skrzek.  Prawe ucho Thalii poruszyło się, zanim wstała ze zdziwioną miną odwracając się ku wyjściu.
- Co to było?
 - A czy ja wiem... Brzmiało jak sokół - wzruszyłem ramionami. Pewnie Hiver, znowu drze mordę. Thalia zbladła.
- Emm.. Shay? Myślę, że powinieneś to zobaczyć ...
 Przeczesałem palcami sierść i wystawiłem pysk przez wyjście. To co zobaczyłem zdziwiło mnie do końca. To nie był Hiver. Ku nam leciał wielki, czarny sokół. Z natury sokoły są szare z białym pręgowanym brzuchem, albo brązowe, ale czarne!?
Zaskrzeczał.
Thalia nastawiła grzbietu do ataki. Ja przybrałem tą samą pozycje. Jednak ptak nie zamierzał nas atakować. Wystawił szpony, którymi chwycił sie wywalonego konara przed jaskinią i wylądował. Rozluźniłem się, nie to co Thalia. Ona nie miała zaufania do drapieżnych ptaków, tyle co ja.
- Synu Marvel ....
- Co on tam skrzecze? - zapytała Thalia. Zignorowałem ją. Zamurowało mnie. Synu Marvel?  Hiver nie był gadającym sokołem. To ja gadałem z sokołami!!!
- E-e-e-e-e-e- - zaciąłem się kompletnie. Ptak skinął głową.
- Proszę, leć za mną - skłonił sie. - Możesz mi zaufać. Mam na imię Tivo. Możesz zabrać ze sobą te... ekhem młodą damę.
Sokół skinął na Thalię. Wyglądała strasznie. Najeżyła się, przez co wyglądała jak szczotka do ludzkiego kibla, wyszczerzyła do nienormalnego stopnia, a oczy prawie wylatywały jej z orbit. Nie dziwię się, że wszyscy boją się jej podczas walki.
- Thalia, on jest w porządku - uśmiechnąłem się. Wyraz złości zastąpił wyraz zaskoczenia.
- Zacząłeś z nim gadać. Skrzeczałeś jak sokół!
- Przecież mówiłem normalnie - byłem zdziwiony. Naprawdę.
- Za mną. Przyzwę do siebie strażników bagien, aby was podwieźli - powiedział sokół i machnął skrzydłami. Przed nami pojawiły się dwa duchy ... koni.

Coś zachlupotało w bagnistej kałuży. Z bajora wynurzył się przerażający duch konia.  Dwie świetliste wiązki energii który połączyły się w kolejnego ducha.
- Nazywają się Cahaya i Kematian - co oznacza Światło i Śmierć - wyjaśnił sokół, a dwa duchy zarżały demonicznie.
- Wsiadajcie. Ja mam skrzydła. - Tivo rozłożył czarne jak popiół skrzydła.
- Thalia? - odwróciłem się do siostry. Nie słuchała co mówił Tivo gdyż nie rozumiała go. Wpatrywała się z przejęciem w dwa duchy. Ona lubiła takie dziwadła.
- Mamy  na nie... Wsiąść? - jęknąłem. Sokół zaśmiał się.
- Mogę z wami pojechać na nich jeśli doda wam to otuchy.
 Zrobił coś dziwnego. Przybrał postać wilka. To był animag.

- Tekyo! - zawołał na cały las. Byłem wciąż zamurowany przemianą, że nie zauważyłem jak niedaleko zmaterializowała się postać konia. Kolejny demoniczny koń. Ekstra. 
- Nie bójcie się ich -wytłumaczył Tivo. - Są strażnikami waszych lasów, nawet o tym nie wiecie.  Prawdopodobnie jest ich więcej, jednak obawiam się, że Tekyo , Cahaya i Kematian to ostatnie istoty ... Wiem, że wyglądają przerażająco jednak ich wygląd oznacza śmierć lasu... Objawiają się tylko wtedy gdy ich las zostanie zniszczony... Macie szczęście, że widzicie je teraz.
 Kim on był? Kim był ten animag który ma taką moc, że umie wezwać tak potężne duchy lasu? Jakiś znajomy Marvel?

<Thalia? Dokąd zaprowadzi nas Tivo? Obawiam się, że raczej do jakiegoś królestwa gdzie mieszkała mama xD >

poniedziałek, 3 listopada 2014

Nowa Wadera!

Oto nowa członkini watahy - Choshii Yum! Serdecznie Witamy!

Od Thalii CD Shayninga

Usłyszałam głos Shaya i pobiegłam do niego.
 - Co? - spytałam i ziewnęłam.
 Chyba nie był wstanie mi nic powiedział bo otwierał oczy w których ujrzałem kilka łez strachu.
Drżącymi łapami podał mi jakiś notes.
Zobaczyłam pierwsze zdanie.
Marvel ...
- Zara , Zara , Zara . -  mruknęłam czytając kilkaset razy to samo  -Marvel? Coś mi się kręci w głowie jakbym to słysza .. - urwałam zdanie i kaszlnęłam - Marvel? M-MARVEL?!
Jeszcze bardziej gorączkowo przerzucałam kartki aż ujrzałam sam koniec.
 - N-nie .. - pisnęłam i puściłam notes - Proszę proszę proszę nie nie nie nie nie!!!
Przerzucałam tym razem z wyjątkową złością i nienawiścią kartki.
 - Tu musi być coś jeszcze! - pisnęłam i zaczęłam oglądać książeczkę z różnych stron.
Nagle zatrzymałam się.
 - C-Chyba wiem .. - mruknęłam i przełożyłam na pustą kartkę.
Poszłam nie odwracając się, do błota i włożyłam tam łapę.
Narysowałam na kartce jelenia biegnącego a za nim sokoła.
Obraz zaświecił się na niebiesko a następnie ujrzałam kolejne wersy na innych kartach. Na kilku z nich były obrazki przedstawiające dwa wilki albo jelenia i sokoła.
Shayning podszedł do mnie i wziął notes.
 - Jak.  ...  -spojrzał na mnie pytająco.
 Zaśmiałam się słabo.
- Pamiętam jak słyszałam ostatnie głosy rodziców: "Dziobek uciekaj ja to zrobię!" A A potem .. - błądziłem wzrokiem  - P-Potem przez zobaczyła przed sobą błękitny obraz właśnie tego ..
<Shayoł? Brrak weny :/ A to będzie dalsza historia rodziców :D>

Od Shayninga "Notes"

Ostatnimi czasy, dawno nie odwiedzałem mojej kochanej rodziny w dalekim Szklanym Lesie. Postanowiłem, że dziś to zrobię. Kiedy miałem czas wolny od obowiązków czy innych pierdół, znalazłem osobne miejsce gdzie przystanąłem aby narysować krąg. Kiedy skończyłem gryzmolić błękitną smugą po ziemi, krąg rozbłysł dając znać, że jest gotowy do teleportacji. Powoli, a ostrożnie stanąłem po środku niego.
 Teleportacja nastąpiła tak szybko, że zanim się spostrzegłem już byłem w Watasze Szklanego Lasu. Poznałem  to od razu. Ludzkie chatki w których mieszkały wilki, porozsadzane po wszystkich terenach. Dzień był dzisiaj  chmurny i wilgotny. Większość siedziała w rozwalonych domkach jednak pare wilków wybrało się dzisiaj na mały spacer. Niestety nie była to ani Malu, ani Coraline ani Sock... Trochę smutno było mi samemu przechadzać się po terenach. Jednak nie miałem zamiaru wyciągać ich na siłę z chatek. Postanowiłem, że sam się przejdę.
 Miałem zamiar odwiedzić pewne miejsce, które mocno ugrzęzło mi w pamięci. I nie był to kanion, wąwóz w którym zginął mój przyszywany brat. Znaczy się ... on wciąż żyje, ale jako duch. Nie było to nawet pęknięte drzewo gdzie bawiliśmy się z Malu i Sockiem (czasem z Coraline). Nie były to nawet ruiny starej twierdzy  Watahy Czarnej Krwi, starego wroga Szklanego Lasu, który dawno się wyniósł. Była to wielka szczelina w pewnym miejscu gdzie zostałem znaleziony.


Dotarłem tam szybko. Znalazłem to miejsce. Zajrzałem w głąb czarnej dziury. Musiałem być bardzo mały, żeby się tam zmieścić kilka lat temu. Usiadłem wśród kamieni i przyglądałem się miejscu. Moja mama miała dobry gust. Wiedziała w jakim miejscu będę bezpieczny, Westchnąłem. Mama .... Chciałem odejść lecz zobaczyłem dziwne lśnienie w dole. Nie... To nie może być ... Sięgnąłem ostrożnie łapą w głąb.... Jest! Na poduszkach palców wyczułem dotyk szorstkiej skóry. Delikatnie wyjąłem przedmiot. To notes. Odziany w czarną skórę. Bardzo stary ale miały, mieścił się w obu dłoniach jak biografia Bossquea.  Kartki miał pożółkłe i pachniał starzyzną. Oberwany skórzany pasek zamykał obie okładki. Byłem ciekawy co znajduje się w środku. Jednak wolałem zostawić treść do jaskini. Byłem ciekawy co taki stary artefakt robił w mojej szczenięcej norce?
<> <> <>
Powoli odpiąłem ledwo trzymający się skórzany pasek i rozwarłem delikatnie okładkę. Pierwsza strona była wyrwana do połowy ale dostrzegłem delikatny pyłowy napis:

Marvel "Dziobek" Wolfi (czt. Łolfi) Przedstawia ....

Kim jest ta Marvel? Wiem, że waderą... Ale kim...?  Znalazłem dziennik obcej wadery! A co jeśli go szuka?  Mimo wyrzutów sumienia przewróciłem kartkę. Pierwsze strony były wyrwane więc przekartkowałem to co z nich zostało aż znalazłem kaligraficzny wpis:

"Gdybym miała umrzeć, nie chciałabym kwiatów. Chciałabym aby na moim grobie rosło drzewo. Owocowe. Aby rosło, rosło wraz ze mną. Aby jego owoce były najsmaczniejsze na świecie. Byłoby częścią mnie ....

Dalej wpis był urwany. Nie wiedząc czemu wzruszyły mnie jej słowa. Musiała być cudowną waderą. Przekartkowałem pare innych wpisów. Zostawię je na później.

"Wyobraź sobie, że mieszkasz w wiosce gdzie wilki przez całe życie toczą głaz. Kiedy podczas swojej drogi napotykasz kamień, mniejszy od swojego. Czy porzucisz pierwszy, tylko po to aby sobie ulżyć?

Kartkowałem dalej. Jej wpisy były piękne, kwieciste jakby wiedziała z życia więcej niż bogowie. Byłem ciekawy jej ostatniego wpisu więc przeleciałem na koniec. To co zobaczyło, przeraziło mnie. Ostatnia strona była na wpół wyrwana. Na samym środku, dużymi koślawymi literami był napis. Jednak najbardziej zamurowała mnie technika słowa. Była wypisana krwią.

                                                        Spójrz w twarz swojego kata.
Zaraz...zaraz.... Marvel!?
- THALIA!
<Thalio? Potem się okaże, że nasza matka będzie animagiem dlatego to przezwisko dziobek xD >

Od Lien CD Katriny


Rozejrzałam się po jaskini, Dla wilka idealna- dla smoka za mała. Z westchnieniem ułożyłam się pod ścianą i postanowiłam, że zajmę się tym jutro...
~<>~
Gdy następnego dnia napełniłam smoczy brzuch, wzięłam się do roboty. Moim rykiem powiększałam najpierw wejście, a potem wnętrze. Gdy tylko skończyłam, zauważyłam, że przygląda mi się kilku członków, Najwyraźniej przyszli sprawdzić, co robi taki harmider. No cóż, trudno. Takie już życie i nic na to nie poradzisz.
Poleciałam na mały przegląd terenów, by sprawdzić, gdzie mieszkam i rozeznać się w sytuacji. Gdy wróciłam, zauważyłam, że przed moją powiększoną jaskinią siedzi Katrina. Zdumiona podeszłam do niej, cały czas jako smok.
- Co cię tu sprowadza?- zapytałam, zaintrygowana.

<<Katrina?? Nie mam weny. sorry>>

sobota, 1 listopada 2014

Od Katriny CD Lien

      Wystąpiłam przed szereg wilków z pewną i poważną miną. Jednak kiedy stanęłam, wyraz mojej twarzy złagodniał.
- I znalazłaś to miejsce. Jestem Katrina, Alfa Watahy srebrzystego nieba. Te wszystkie wilki to nasza rodzina. Nie łączy nas krew, ale traktujemy siebie, jak by tak było. Możesz zostać z nami i stać się jej częścią. Wybór należy do ciebie.
      Wadera uśmiechnęła się. Lubiłam patrzeć jak nowi cieszą się z tego, że znaleźli tu dom.
- O - oczywiście. Dziękuję. Nazywam się Lien.
- Na pewno chcesz wiedzieć gdzie zamieszkasz - odparłam. - Chodź za mną, znajdzie się coś dla ciebie - wilki przede mną i Lien rozstąpiły się, a my ruszyłyśmy w stronę jaskiń.
      Lie rozglądała się oglądając tereny. Wszystko wprawiało ją w zachwyt. Śmiałyśmy się. Była teraz moją podopieczną jak wszystkie wilki które nowo dołączyły. Każdy nowy jest oprowadzany przez stałego członka watahy. Teraz wypadło na mnie. Nareszcie doszłyśmy do pasma jaskiń. Szukałam wzrokiem wolnej jaskini, aż znalazłam. Była prawie, że na końcu.
- Tam - podbiegłam do groty. Lien poszła za mną z zaciekawieniem spoglądając dalej i dalej. Ku jej zdziwieniu było tam jasno. W koncie w rogu kryształ dawał błękitne światło.
- To... To moja jaskinia? Mój dom?
- Tak. Rozgość się, ja będę w swojej jaskini. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, popytaj wilki, one wszystko ci powiedzą.
<Lien?>

Od Lien

      Leciałam już trzeci dzień. Skrzydła mnie bolały, w żołądku burczało. Nie ma mowy! Teraz, to muszę się już zatrzymać na jakiś odpoczynek i posiłek.
Czym prędzej wylądowałam przy jakimś jeziorku w lesie. Ledwo się tam zmieściłam, ale zawsze coś. Napiłam się szybko i poszukałam czegoś do jedzenia. Ale jako, że smok budzi grozę wśród roślinożerców, musiałam sobie dziś odpuścić jedzenie. Z resztą, byłam zbyt zmęczona, aby polować. Zwinęłam się w kłębek i poszłam spać.
~<>~
      Spałam do południa. Gdy tylko otwarłam oczy, ujrzałam wianuszek zaciekawionych i przerażonych wilków, które stały na obrzeżach polany i gapiły na mnie. Uniosłam łeb i westchnęłam. Takiej widowni nie da się ignorować. Zmieniłam się w wilka (co wywołało ogólne poruszenie) i podeszłam do nich.
- Witajcie... Szukam jakiegoś miejsca, gdzie będę mogła zamieszkać... Rozumiem, że należycie do jakiejś watahy?- spojrzałam na nich, zaciekawiona.
      Wadera, ewidentnie alfa, wystąpiła przed szereg i odpowiedziała:
<Katarino?>

Nowa Wadera!

Oto nowczłonkinwatahy - LienSerdeczniWitamy!