środa, 19 listopada 2014

Od Sashy " Świat Duchów? Nie... Ja umarłam"

Ja już sama nie wiedziałam, czego chce.  Różne sceny mijały moje oczy jak w filmie, a ja nie mogłam zareagować. Jednak nie były czarno -białe. Był zbyt realistyczne. Czułam ich powiew na swojej skroni, czułam krew w ustach. To było naprawdę, a ja nie mogłam się obudzić z tego koszmaru. Mój ruch nic nie znaczył. Moje myśli nic nie znaczyły. Moja dusza... Nie było jej. Nie było mnie.
 Stałam na klifie, patrząc pusto . Wiedziałam tylko, że znajduję się w innej czasoprzestrzeni. Mgła była tu nie naturalna. Drzewa i cały krajobraz rozmazywał się kiedy skupiłam na nich wzrok.  Coś dziwnego działo się z tym miejscem. Nie było dnia, ani nocy, księżyc i słońce zmieniały swoje miejsca.  Zdałam sobie sprawę, że nawet czasem znikały z nieboskłonu.  Mgła nie ruszała sie z miejsca. Wyglądała jakby ktoś zatrzymał ją w powietrzu. Drzewa też się nie ruszały. Ich liście zamarły w wiecznym bezruchu bez możliwości tańca z wiatrem - którego nie było. Panowała tu idealna cisza. Nie było żadnego szmeru. Kiedy postawiłam się aby ruszyć z miejsca, moje łapy nie wydały żadnego dźwięku.
 Z mgły wyłoniła się postać.  Szła wolnym krokiem, z oczami utkwionymi w jednym miejscu.
- Dzień dobry! Przepraszam.. - zawołałam wilka, jednak ten nie odezwał sie tylko przyśpieszył do biegu. Teraz to zobaczyłam. Biegł w kierunku klifu.
- Co ty robisz!? Zatrzymaj się! Nie rób tego! Spadniesz! - nawoływałam, ale wilk ignorował mnie. A może przez te ciszę nic nie słyszał.?
 Skoczył z klifu. Wydałam z siebie zduszony okrzyk i podbiegłam w tamtym kierunku. Nie było widać ziemi. Kłęby zastygłej mgły zasłaniały wszystko jak gruba zasłona.
- Co mu odbiło..? - zapytałam się sama siebie. Nagle zdałam sobie sprawę, że z mgły wynurzyła się znowu postać. Ta sama. Znowu skoczyła z klifu. Pojęłam. Zabłąkana dusza wilka, powtarzająca wciąż to samo zadanie. Było to przygnębiające. Ona skoczyła z klifu, teraz robi to codziennie. Przez całą wieczność. Jednak kiedyś słyszałam od babki, że dusze przodków, dzielą się na części. Jedna z nich będzie wciąż powtarzać swą śmierć, inna zostanie na ziemi, jeszcze inna w ciele. I na czwartym księżycu. Nie wiedziałam co zrobić. Jedyne co mi przyszło do głowy, to podzielić los tej wilczycy. Zamknęłam oczy, rozpędziłam się i skoczyłam z klifu.
 Przedarłam się przez grubą warstwę mgły. Zdawało mi się, że lecę głową w dół, co okazało się , że plecami.., A może tyłem? Czułam dziwne mrowienie, jakby moja dusza powoli uchodziła ze mnie. Nie wiedziałam gdzie mam serce, gdzie oczy, gdzie cokolwiek.  Stałam się niczym, wszystko ze mnie uchodziło. A zlot się nie kończył.
 Wreszcie uderzyłam w ziemię. Mimo wszystkiego wciąż żyłam.  Wstałam. Mgła była tak gęsta, że nic nie widziałam. Nawet własnych łap. Chyba minęły miesiące, a może lata? Czas płynął, lub nie. Wszystko sie mieszało. Przez mgłę przedarł się dziwny dźwięk. Brzmiał jak szept. Poruszyłam uchem. Teraz ją słyszałam. Cicha muzyka.

( To The Moon ^^ <3 Kocham całym sercem <3 )
Powoli ruszyłam w stronę muzyki. Była piękna. I smutna. Chciało mi się śmiać i płakać. Biegłam na oślep przez mgłę, idąc za dźwiękiem, który robił się coraz głośniejszy. Ku szybkości moje łapy zmieniły się w powietrze. To normalne z moją mocą. Chciałam dogonić uciekającą muzykę. Kiedy dźwięki zaczęły cichnąć z mgły wynurzyło się pianino. Zobaczyłam, że klawisze same wygrywają melodię.  Pianino zagrało ostatnie smutne nuty, zanim zamarło w tej nie normalnej ciszy. Było mi smutno. Podeszłam bliżej i przejechałam palcem po klawiszach. Wydał smutny i soczysty dźwięk. Usiadłam przy nim. Mimo, że nie potrafiłam grać na tego typu sprzętach, moje palce same sie poruszały.

Chciałam powtórzyć melodię, ale instynktownie zagrałam coś innego. Magiczne klawisze wyłapały rytm i zaczęły grać razem ze mną. W raz z pianinem stanowiliśmy cudowny duet. Grałam delikatnie melodię, a on wtórował grubszymi nutami. Kiedy tak grałam, świat przestał istnieć. Nie liczyło się nic. Istniałam tylko ja, melodia i pianino. Zniknął mój smutek, strach. Było to magiczne miejsce miałam nadzieję, że ta chwila potrwa wiecznie. Białe i czarne klawisze pianina poruszały się same nasycając moją melodię. Graliśmy pięknie, Uczucie było takie, jakby mój utracony przyjaciel powrócił do mnie. Dawałam nadzieję, poprzez nuty. Jednak po pewnym czasie, zwolniłam tępa. Zakończyłam utwór paroma krótkimi nutami, i znów nastała cisza. Powrócił smutek. Pianino zamarło, a kurz pokrył je znowu. Klawisze zastygły. To koniec.
- Sasha.
Cichy głos rozległ sie za mną. Obróciłam się aby stanąć twarzą w twarz z duchem mojego przodka.



 - Opa ... En dus ben ik ... In de naam van de Sokol over - powiedziałam do niego w rodzinnym indiańskim języku.

- Je speelde prachtig - pochwalił mnie. Uśmiechnęłam sie słabo.
- Dank u.
 -Ik heb iets te zeggen ... - powiedział cicho. - U bent in de wereld van de geesten. Wil je vragen of je wilt hier blijven? Je hebt je stierf. Heeft u nog geen hebt grote controle over hen. Je ziel, daar op de grond, als lekkende door zijn vingers. Sasha, je bent dood ...
 Zastygłam.
 -Ik weet het niet. Hoe dat zo? Ik stierf?! Maar ik ben nog steeds hier ... Ik zal erover nadenken. Ik ben zo terug. Ik heb contact met mijn vrienden in augustus.
Zagryzłam wargę. Czyli już nie żyję. Mogę tutaj zostać. Tutaj, gdzie jest mój dom. Między swoimi braćmi... Ale muszę sie skontaktować z przyjaciółmi.
 - Waar mijn lichaam? Wil je me daar neemt? - zapytałam. Pokręcił smutno głową, a jego oczy rozbłysły, jak na totemie. 
- U bent geest. Je lichaam bevind me in een graf in het dorp. Maar zonder lichaam kan communiceren. Gaan.
Machnął skrzydłami, a symbole na ciele rozbłysły. Mgła rozsunęła sie, ukazując klif. Ale nie ten widmowy. Prawdziwy w watasze, srebrzystego nieba. Zrobiłam krok do przodu, Obróciłam się niepewnie w stronę ducha. Uśmiechnął się.
- Gaan,
- Danke u.
Przeszłam opuszczając świat widmo. Od razu poczułam tęsknotę za tym miejscem. Świat Duchów to nie jest sama mgła. Są to przepiękne tereny, jednak dla mnie nie dostępne bo jeszcze nie umarłam całkowicie. Mojego ciała nie ma, jestem duchem, ale wciąż mam możliwość chodzenia po ziemi. Mam dwa wybory: Tam lub Tu.
 Z cienia wyłonił się Kimm. Nie wiedziałam, że tu przesiaduje. Kiedy mnie zobaczył, jego oczy zaokrągliły się jak spodki i podbiegł do mnie.
- Gdzie ty byłaś!? Co się stało!?
- Laat me met rust! - warknęłam na niego, jak w furii. Cofnął sie przerażony, a ja przerzuciłam sie na ich język. 
- Nie powinno mnie tu być. Nie należę już do tego świata. Jednak ktoś dał mi wybór. Sama nie wiem jak go podjąć.. Pomożecie mi? Nie wiem czy chcecie mnie tutaj... Nie powinno mnie tu być.. - powtarzałam łagodnie w kółko. Kimm nie wiedział co powiedzieć.
- Sasha... ja... - był zmieszany. O dziwo nie poczułam złości uśmiechnęłam się smutno. 
 -Ik begrijp het. Schaam u niet van uw keuze. Geen zorgen te maken. Dit is mijn thuis.
 Powoli odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku mgły.
- Powiedz wszystkim, że ich kocham.
- Dokąd idziesz? Nie mów mi że odchodzisz?! - warknął ostrzegawczo, Uśmiechnęłam sie demonicznie.
- To zależy od ciebie Alfo.

<Kimm lub Katrina? Oboje jesteście Alfami ^^ >

Trochę nie jestem pewna swojego wyboru. Nie chce porzucać Sashy, przywiązałam sie do niej. Jednak trzeba w końcu ruszyć pionkiem. Od was zależy co sie stanie z moim wilkiem. Czy odejdzie? Czy zostanie? Sama już nie wiem czego chcę.... Sasha będzie szczęśliwa ...

3 komentarze:

  1. To w końcu ja mam dokończyć, czy Kimm, ponieważ nie ma tam żadnej wzmianki o mnie i nie wiem co mam robić...
    ~ Katrina

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodzi o to, że jesteś alfą a Sasha potrzebuje słów od Alfy. Możesz dojść, że np. usłyszałaś rozmowe, czaiłaś się w krzokach... / Shay z konta Arachnee

    OdpowiedzUsuń
  3. To bardziej w stylu Thalii...
    Wolę, żeby na to opowiadanie odpowiedział Kimm.
    ~ Katrina

    OdpowiedzUsuń