Wszystko zaczęło się od księżyca. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem jego srebrną tarczę ogarnął mnie strach. Jednak wtedy mama przytuliła mnie i powiedziała:
- Nie bój się Caver… To księżyc dzięki niemu istniejesz.
Uspokoiłem się. Wtuliłem się w miękkie futro tego wilka i zasnąłem.
Rano obudziłem się na twardym legowisku. Mamy nie było. Wszędzie było dużo futra. Obok leżał wilk. Podszedłem do niego i trąciłem go lekko nosem. Nie odpowiedział. Zawyłem rozpaczliwie.
- Mamooo!
Nie wiem, kto to zrobił, ale na pewno pożałuje. Po raz pierwszy mój wygląd zobaczyłem w tafli jeziora. Na czole miałem dziwny znak. Szedłem przez las – głodny i zmęczony. Nagle coś mnie przygniotło do ziemi. Piszczałem i wiłem się, ale to coś tylko się śmiało.
Zaciągnęło mnie do ciemnego lochu i zakuło w kajdany. Dzięki truciźnie w zębach rozpuściłem metal jednak obręcz na łapię została po dziś dzień.
Uciekłem.
Doszedłem do dużej jaskini. Postanowiłem spędzić tu noc. Ułożyłem się wygodnie i zasnąłem. Obudziło mnie lekkie szturchanie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem dużego wilka.
< Katrino? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz