sobota, 13 września 2014

Od Dantego

    Wreszcie, po wielu dniach, które spędziłem śpiąc jak kamień, obudziłem się. Przypomniałem sobie o wszystkich koszmarach jakie miałem przez ten czas. To co widziałem nie było szczytem moich marzeń (o ile jakiś wilk marzy o końcu świata. Nie licząc tego postrzeleńca Jacka).
    Wyjrzałem na zewnątrz przez wylot jaskini. Niebo było zasnute burymi chmurami. W niektórych miejscach przebijało się słońce ale było tego naprawdę niewiele.
    Szedłem wzdłuż wszystkim dobrze znanej ścieżki prowadzącej do wodopoju. Nagle na pniu  wielkiego dębu zobaczyłem fluoryzujący napis runiczny, Który na moich oczach zaczął się zmieniać w znane mi pismo :
    ~,,Synu Anny...''- słowa te wprawiły mnie w zadumę. Z tego co wiedziałem moja matka napewno nie miała na imię Anna lecz nie zwarzając na to odczytałem tworzące się dalej litery: -,,Przyszedł czas.''
    -,,CZAS NA CO?''- chciałem krzyknąć na cały las, ale zdusiłem to w sobie.
    Przypomniało mi się jak gdy byłem szczeniakiem napotkałem na swojej drodze ludzi. Różnili się od opisów ludzi jakie znałem. Byli dziwni, gdyż znali magię i mowę wiatru. Nigdy nie zapomnę jak kobieta o przyjemnych błękitnych oczach i kruczoczarnych włosach także nazywała mnie ,, Synem Anny''. To ona nauczyła mnie korzystać z moich mocy bo wilki mnie nie uważały za członka ich rodziny.
    Gdy i tak już mętne wspomnienie rozwiało się, na pniu drzewa widniało już tylko jedno słowo- ,,WOLA''
    Poszedłem dalej ścieżką do punktu docelowego mojego spaceru, ale po ujściu sporego kawałka znów zostałem zmuszony do zboczenia ze szlaku. W lesie napotkałem Katrinę i Thalię.Widać było po nich, że też uległy temu dziwnemu snu, bo wyzute z energii były ledwo cieniami samych siebie.
<Thalia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz