- Bo widzisz Kimm … twoje dzieci są wspaniałe, tak … ale ja też bym chciała mieć własne… c-czy ty się zgodzisz? – spytałam nieśmiało.
- Jasne! – wykrzyknął Kimm
- Tylko … chyba będziemy musieli poszukać nowej jaskini…
- To się da zrobić. Ale na razie wróćmy do tej … starej. – szepnęłam. Nie było w niej nikogo prócz Clear i Lizzie. Wsunęłam się pod ścianę, a obok mnie Kimm. Wtuliłam się w jego futro i prawie natychmiast zasnęłam. Obudziły nas głosy szczeniaków. Piszczały i wołały:
- Mamoo! Tatoo! Jeść! – ten głos był strasznie rozpaczliwy.
- I pomyśleć, że ty miałeś tak codziennie. – uśmiechnęłam się.
- Czekaj tu. Zaraz im coś przyniosę – tobie też. Charlie nie potrzebuje już przynoszenia pod nos. – mrugnął do mnie Kimm. Wyleciał z jaskini, a ja powstrzymałam szczeniaki przed zeskoczeniem z półki.
- Liz przestań gryźć siostrę… - powstrzymałam syna przed wszczepieniem się w kark Clear.
- To ona zaczęła! – obraził się.
- Chodźcie! – wsadziłam ich na mój grzbiet i zeskoczyłam na dół. Akurat wtedy wleciał Kimm trzymając w zębach jakiś ochłap. Położył go na ziemi. Dzieciaki jak stado dzikich lwów rzuciły się na mięso.
- Nie tak szybko! Dostaniecie kolki albo czegoś jeszcze gorszego! W waszym wieku… - matkowałam im.
- Kochanie spokojnie. – objął mnie Kimm.
- A jak się zadławią? – biadoliłam.
- Są już wystarczająco duże żeby tego nie zrobić. – uspokoił mnie. Wreszcie dałam za wygraną. Po posiłku wyszliśmy całą rodziną na dwór.
- Wiesz … tak sobie myślę … jeśli mamy mieć szczeniaki to chyba przydałaby nam się większa jaskinia… - zastanawiałam się.
- Znam jedną fajną. Chodź. – i polecieliśmy z Lizzie’m i Clear do jaskini.
- Jest piękna! – wykrzyknęłam.
(Kimm? Napisz :3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz