niedziela, 23 lutego 2014

Uwaga!

Blog nadal zawieszony, tylko pomyliła mi się kolejność publikowania postów. Przepraszam bardzo...

sobota, 22 lutego 2014

Od Jokera CD Amicitii

   Realnie zastanawiałem się nad tym. Nawet nie zauważyłem, kiedy Sombra pobiegła do jaskini. Amy rozumiała mnie. Po obiecanych pięciu minutach odpowiedziałem.
  - Mogę pojechać z tobą, brzmi ciekawie...
  - To chodź, jedziemy od razu! - odparła pozytywnie.
  - Chwila paniusiu, a może najpierw ustalimy gdzie? - zaśmiałem się.
Jej pysk wyrażał zastanowienie. Po jakimś czasie podjęła decyzję.
  - Słuchaj. Zrobimy tak. Wybierzemy się na małą wycieczkę po innych watahach. Spoko?
  - Spoko. Do jakiej teraz?
  - Do Watahy Diamond Moon...
   Zastanowiłem się. Ta wataha była jedną z mniejszych, ale faktycznie, było tam pięknie. Pokiwałem powoli głową, a Amy przyzwała swoje skrzydła. Spytała, czy aby nie chcę, żeby mnie podwiozła, ale odmówiłem. Stworzyłem fantoma-gryfa i na niego wsiadłem. Wzbiliśmy się w powietrze.
   Przelecieliśmy tuż nad Zamkiem Tasaroth, ale nie zauważyliśmy smoka na najwyższej wieży. Pod nami, Sombra krzyczała coś, ale ją też zignorowałem. Gawędziłem z Amy prawie całą drogę, aż dotarliśmy do jakiegoś skalistego lasu. Tam stanęliśmy.
<Amy?>

Od Anashelle

   Nie miałam co robić, więc jak co dzień przyszłam wcześnie rano na łąkę. Usiadłam na skale i patrzyłam jak inne wilki polują. Ja nie miałam zbytniego talentu do polowań. Kilka razy udało mi się upolować małą sarenkę. W ostatnim czasie doszło dużo nowych członków. Niestety nie miałam jak ich poznać. Raczej trzymałam się na uboczu. Wszyscy zaczęli się pytać czemu nie poluję. Znudziło mi się już ciągłe używanie tej samej formuły: "Nie umiem polować. Jeśli chcesz mogę tylko wygonić zwierzynę", więc pobiegłam w stronę lasu. Po drodze napiłam się wody ze strumienia.
   Niemal nie spadłam ze skały gdy zobaczyłam na szczycie Ceedar. Usiadłam z całkiem innej strony góry, by być jak najdalej od wadery. Nikt tu raczej nie przebywa w czasie polowań. Wyjątkiem jestem ja. Albo jej po prostu nie widziałam. Zawsze przesiaduję w tym samym miejscu, ale tym razem zajęła je fioletowa samica.
   Po pewnym czasie zaczęło mi burczeć w brzuchu, więc postanowiłam spróbować złapać jakiegoś zajączka. Nagle drogę przeciął mi rozpędzony Shyining.
  - Szukam Cię po całej watasze - wydyszał. - Wszyscy już są.
  - Ale gdzie są? - zapytałam trochę zmieszana tym, że nic nie wiem.
  - Sombra kazała wszystkich zwołać. Do jaskini.
Pobiegliśmy szybko na ustalone miejsce i czekaliśmy na ogłoszenia Alfy.

Od Shyininga CD Sombry

   Zrobiłem to co mi kazała alfa. Przyprowadziłem wszystkich pod stare zamczysko. Sombra stała tam wpatrując się na coś w górze. Oczom nie mogłem uwierzyć kiedy TO zobaczyłem. Najprawdziwszy smok na szczycie zamku!!!! Poczułem mdłości, lecz szybko się ogarnąłem.
  - Czekam na dalsze rozkazy! - zwróciłem się do Sombry, która nadal wpatrywała się w smoka nieobecnym wzrokiem.
<Sombra?>

Uwaga!

   Blog zostaje zawieszony do końca ferii. Dopiero potem pojawią się opowiadania.
Wasza alfa,
Sombra.

Od Sombry CD Shyininga

   Nastawiłam uszy. Mimo, że Shyining jest wojownikiem, przekonałam się o tym, że jego sny bywają prorocze. Przykładem tego jest sen basiora o lisie, który został pochłonięty przez ziemię, a jego oko stało się kryształem i błyszczało. To właśnie wtedy odkryłam podziemną norę z kryształem.
  - Co się stało? - spytałam.
  - Śniła mi się walka... Feniksa i białego konia.
   Potem opowiedział mi resztę. Bardzo się zaniepokoiłam. Jack był kiedyś wyrocznią i powiedział mi kiedyś o tym podobnym śnie. Potrzebowałam tylko jednej informacji żeby go zinterpretować.
  - Ten koń to była klacz czy ogier?
  - Nie wiem... Raczej nie zwracałem uwagi na to, gdy próbowałem ich rozdzielić. Jednak ten koń przemówił głosem mojej matki, więc... Tak, to była klacz.
   Było jeszcze gorzej niż myślałam. Walczący feniks i klacz oznaczały, że coś nas zaatakuje. Klaczą jesteśmy my. Jednak feniksem nie musiała być inna wataha. Mogło to być cokolwiek, ale podejrzewam co to jest. Nie podoba mi się to.
  - Nie, nie, nie... - mruczałam.
   Popędziłam przed siebie, w stronę Zamku Tasaroth. Tuż przed nim wyhamowałam na jednej łapie. Tam zobaczyłam to, czego najbardziej się obawiałam.
   Wielki, czerwony smok siedział na wieżyczce zamczyska. Przeraziłam się. Bestia spojrzała prosto na mnie. Modliłam się do Opuesa, aby mi pomógł. Bałam się, że za moment zostanie ze mnie tylko proch, ale tak się nie stało. Otworzyłam oczy. Smok patrzył na innego wilka, bardzo podobnego do mnie.
   Odwróciłam się i pobiegłam. Shyining siedział w miejscu, w którym go zostawiłam. Zawyłam krótko. Spojrzał na mnie zaniepokojonym wzrokiem.
  - To się dzieje... - powiedziałam.
  - Co?
  - Smok w zamku! - krzyknęłam. - Shyining, uroczyście mianuję cię dowódcą wojowników. Zbierz wszystkich i przyprowadź tutaj.
  - Dobrze. - powiedział i ruszył w stronę jaskini.
<Shyining?>

piątek, 21 lutego 2014

Od Amicitii

   Stałam przed grotą i nie mogłam wydusić z siebie słowa, a tym samym odpowiedzieć na pytanie Sombry. To wszystko jest takie trudne! Ale chyba za bardzo się tym niefortunnym wydarzeniem przejmujemy. Trzeba tu może jakiejś rozrywki, albo też wakacji... Co ja w ogóle wygaduję? Jakie wakacje? Przecież dopiero co dołączyłam do tej watahy! A jakbym sobie strzeliła z kimś wycieczkę gdzieś blisko? Niezły pomysł. Tylko z kim?
  -Witam moje panie. -powiedział Joker podchodząc do nas. Wyglądał, jakby się upił.
  -Co ty tu robisz? -spytałam zażenowana.
  -Żyję, oddycham i patrzę. Taka sytuacja.
   Ryknęłam śmiechem, a Sombra popatrzyła na mnie i zachichotała nerwowo. Wyglądał na nieźle zmieszaną i najwyraźniej nie wiedziała o co chodzi. Gdzie ona się wychowywała? Bajka o wilku, który kupił pierogi jest aż tak nieznana? Nagle napadła mnie myśl. A może by z Jokerem pojechać...
  -Co o tym myślisz? -spytałam, błądząc gdzieś myślami.
  -O czym? O zielonych, wielkich, czystych łąkach gdzieś w Norwegii?
Zamarłam zadziwiona. Nie wiedziałam, że tak dobrze się z nim rozumiem.
  -Właśnie. Może byśmy...
  -...Pojechali razem? -dokończył- Zastanowię się. Daj mi pięć minut.
Uśmiechnęłam się i czekałam na jego werdykt.
<Joker?>

Od Shyininga

   Leżałem na skale,zmęczony.Obserwowałam teren. A właściwie to tylko polujące wilki, ponieważ reszta była nieciekawa.Lecz wzrok skupiałem tylko na tej jednej.. Była taka śliczna w świetle słońca...
  - Cały czas tu siedzisz i się na nią gapisz? - Sombra podeszła do mnie od tyłu.
  - Że co!?- odchrząknąłem po czym usiadłem. - Ja..ja tylko obserwuję teren!
Alfa uśmiechnęła się się po czym usiadła obok mnie.
  - I jak? Udało ci się zadomowić u nas?
Poruszyłem się nerwowo.
  - Mam z tym małe problemy.. To wszystko jest takie piękne lecz zupełnie obce... Nie jestem pewny czy uda mi się nazywać to wszystko swoim domem.
Sombra wstała.
  - Poradzisz sobie jakoś... - pożegnała mnie po czym rozłożyła skrzydła i odleciała. Kiedy tylko zniknęła mi z oczu położyłem łeb między łapy. Byłem okropnie zmęczony. Nawet nie zauważyłem kiedy powieki same mi się zamknęły...
   Miałem naprawdę dziwny sen... Stałem na środku polany na której zasnąłem. Słońce było przykryte mgłą. W powietrzu panowała cisza i chłód. Nagle przez tereny rozległo się rżenie rumaka.
  -,, No nie..." - jęknąłem w duchu, kiedy przede mną ukazała się walka białego ogiera (lub klaczy) z ognistym feniksem. Pobiegłem w ich stronę kiedy feniks próbował ukatrupić konia i przeciwnie.
  - Dość! - krzyknąłem w ich stronę. Nie chciałem by pozabijali się nawzajem.Nagle biały rumak odwrócił głowę w moją stronę i przemówił głosem mojej matki:
  - UCIEKAJ!
Obudziłem się z krzykiem w jaskini Sombry. Stała nade mną.
  - Wszystko dobrze...Miałeś zły sen..
  -Co ja tu robię?
  - Zasnąłeś na polanie. Wolałam cię przenieść niż zostawić niedźwiedziom na kolację.
Ziewnąłem po czym wstałem.
- Sombra, muszę ci coś powiedzieć... To coś jest związane z moim snem...
<Sombra?>

czwartek, 20 lutego 2014

Od Sombry CD Amicitii

   Podbiegłam do Amy. Musiałam jej to powiedzieć, nieważne było to, jak zareaguje. Otworzyłam pysk, po czym znów go zamknęłam. Musiałam to dobrze ubrać w słowa.
  - M...Musisz zapomnieć o Anabells.
Amy oburzyła się i zgromiła mnie wzrokiem.
  - To moja kuzynka. Nigdy jej nie zapomnę. - powiedziała twardo.
  - Musisz. - odpowiedziałam. - Jeśli obydwie o niej zapomnimy, będzie łatwiej i nam, i całej watasze. To pierwsze takie zdarzenie, więc musimy je znieść jak najlepiej.
   Zobaczyłam łzy w oczach wadery. Potrząsnęła głową, starając się je ukryć, jednak ich ślad pozostawał w jej oczach pełnych bólu. Pokiwała powoli głową.
  - Dobrze. Postaram się zrobić to o co prosisz, jednak chcę żeby pozostał jakiś ślad po mojej siostrze. Niedostępne dla innych wilków, tylko dla mnie.
  - Dobrze... Mam nawet takie miejsce... - odparłam.
   Zaprowadziłam Amy na samą granicę z Mrocznym Lasem. Tam skręciłam i weszłam we wgłębienie w ziemi, w którym była naturalna, podziemna nora. Weszłyśmy do niej obydwie.
   Jaskinia nie należała do pięknych. Zewsząd sterczały korzenie drzew, a ziemia sypała się. Jednak w samym rogu, ukrytym w cieniu, można było dostrzec błysk. Zaprowadziłam tam moją towarzyszkę.
   Fragment ściany był z kamienia, a pod nim znajdował się fioletowy kryształ, emanujący wielką mocą. Kamień był na złączeniu gleby i skały. Z sufitu zwisało wiele korzeni, a trawy rosły swobodnie pod naszymi łapami.
   Spojrzałam na Amy. Łzy znów stanęły w jej oczach, ale skupiona była na korzeniach nad nami. Powoli, formowały się w napis, przedstawiający imię wilczycy, która opuściła naszą watahę. Gdy był gotowy, Amicitia przeniosła spojrzenie na trawy. Urosły one do ogromnych rozmiarów, przyrosły do ściany i utworzyły portret Anabells. Jej kuzynka cofnęła się, obserwując swoje dzieło. Po chwili, skinęła głową w moją stronę i wyszłyśmy z groty. Spojrzałam na nią i zapytałam.
  - Jak ci się podoba?
<Amy?>

wtorek, 18 lutego 2014

Od Amicitii

   Szłam sobie przez las w kierunku wskazanym mi przez Sombrę. Czułam się jakoś tak... Zniesmaczona? Odrzucona? Przed tym jak poszłam do jaskini Sombra dała mi karteczkę z wyjaśnieniami co do zasad panujących w watasze. Niezbyt chciało mi się to czytać. Kiedy brałam od niej tę kartkę wyglądała jakby miała się rozpłakać. Ja byłam tak zdruzgotana, że aż nie mogłam wydusić z siebie słowa. Mam nadzieję, że Anabelles sobie poradzi w tym ciemnym lesie. A co jak ją coś napadnie? Albo coś ją zaatakuje? To w sumie to samo. Słońce właśnie wschodziło, więc powlokłam się na najbliższe wzgórze. Wiatr poruszał gałęziami drzew i wprowadzał w ruch wody jeziora. Dlaczego ona odeszła, dlaczego? Przez te parę minut jakie się znałyśmy dała mi taką nadzieję, tuż później rozdeptała ją wraz z jej odchodzącymi łapami. Ale co się stało, to się nie odstanie. Pewnie jeszcze przez parę dni będę smutna, ale to się zmieni.
   W tej chwili naszła mnie wizja.
   Widziałam Anabelles siedzącą na kamieniu koło jakiegoś wilka, po wyglądzie założyłam, że był to mój kuzyn. Rozmawiała z nim i wyglądała na zmartwioną. On słuchał jej jak zaklęty, po czym powiedział coś i odszedł. Rozpłakała się, posiedziała jeszcze chwilę i odeszła.
Gdy się ocknęłam nadal siedziałam na tym pagórku. Westchnęłam świadoma jej przyszłego nieszczęścia. Odwróciłam łeb i zobaczyłam Sombrę idącą ścieżką. Schowałam się za kamieniem leżącym nieopodal i czekałam aż sobie pójdzie. Ale ona tam stała i patrzyła w moją stronę. Zawołała mnie, ale nie odpowiedziałam. Podeszła więc do mojej kryjówki.
  -Posłuchaj, wiem, że jest ci źle. Mi także. Dla mnie to był niezły cios.
  -Dla ciebie? To ja wiązałam z nią wszystkie moje nadzieje!
  -Ale ja ją przynajmniej znałam. A ty nie. -odparła.
  -Mam dosyć tej rozmowy. Do zobaczenia...Może.
Wyszłam zza kamienia i dumnie machając ogonem poszłam do jaskini.
Ale Sombra poszła za mną i podbiegła do mnie. Widać było, że chce coś powiedzieć...

<Sombra?>

Od Jokera CD Iny

  - Niczym - odparłem. - Dam ci to z ogromną chęcią, tylko stawiam ci jeden warunek.
  - Jaki? - warknęła Ina.
  - Masz mnie zabrać ze sobą.
   Tak naprawdę miałem własne powody do podróży w czasie. Chciałem powstrzymać Charlie,czy jak ona tam się nazywała, od wtargnięcia do "Leśnej Lilii" i zepsucia całego interesu. Ina spojrzała na mnie wściekle, a ja odsunąłem od niej kulki.
  - To jak? - spytałem. - Jedziemy na wycieczkę? Shihihihihi...
  - Mam ci wymienić powody, dlaczego nie możesz? - odparła. - Mógłbyś zrobić coś głupiego i przerwać kontinuum czasowe, jeszcze raz zabić moje dzieci...
   Nagle prosto na panaceum wbiegła rozpędzona, fioletowa wadera. Kulki pękły i wylał się z nich fluorescencyjny płyn. Ina rzuciła się na resztki jej przyszłego wynalazku, a ja zatrzymałem waderę zębami. Odwróciła się. Okazało się, że była to Ceedar z pękiem wilczych jagód w pysku.
  - Przepraszam! - krzyknęła wypuszczając rośliny. - Naprawdę bardzo przepraszam! Och, tak mi przykro, już pomagam!
   Teraz obydwie starały się uratować zielone kuleczki, a ja stałem z boku, śmiejąc się pod nosem. Po chwili wstałem, odwróciłem się w stronę mojego kasyna i rzuciłem.
  - Jeśli któraś z was chciałaby utopić smutki to zapraszam!
   Nie sądziłem, że ta propozycja się komuś spodoba. Ceedar poszła za mną. Gdy doszliśmy do "Leśnej Lilii", wadera usiadła na podłodze i zaczęła sączyć powoli jakiś napój zostawiony przez człowieka. Podszedłem do niej i powiedziałem.
  - No co Czedar, nie zapomniałaś aby jakiś roślinek?
  - Faktycznie! Wilcze jagody Sombry! - krzyknęła i wybiegła z budynku.
   Powoli podszedłem do napoju, który piła. Czułem jej zapach, jej pot... Co się ze mną dzieje!? Zaczynam się zakochiwać?! Machnąłem ogonem i strąciłem szklankę. Płyn rozlał się na podłogę.
  - Co się ze mną dzieje?! - krzyknąłem wniebogłosy.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Od Sombry CD Anabells

  - A-ale jak to? - spytałam.
  - Normalnie. Nie chcę tutaj mieszkać. - odparła.
   Nie wiedziałam, że to tak się skończy. Miałam nadzieję, że wszystkim tu będzie dobrze, a nie będą odchodzić raptem po paru miesiącach. A zwłaszcza Anabells. Lubiłam ją, a nawet bardzo. Nie przeszkadzał mi jej charakter, ani to, że spała gdzie indziej. Ledwo powstrzymywałam łzy, ale chciałam, by to wyszło profesjonalnie. Nie mogłam pozwolić, by wiedziała, że mi na niej aż tak zależy.
  - Dobrze. - powiedziałam tylko. - Przekażę Amy twoje pieniądze, a dlatego, że cię szanuję i ona będzie tutaj szanowana. Jednak, czy mogłabym prosić o powód twojego odejścia?
  - Nie. - odparła twardo. - Odchodzę, bo chcę i nie muszę ci mówić dlaczego. - Odwróciła się i odeszła w stronę jeziora i lasu.
   Feniks i Ortanus czym prędzej odbiegli, a ja usiadłam koło Amy. Ona spojrzała na mnie i chyba zrozumiała, że chcę być sama, bo dołączyła do chłopaków.
   Siedziałam tak chyba kilka godzin i rozmyślałam o sobie. Nie rozumiałam, co takiego zrobiłam. Wspominałam chwile spędzone z Anabells i płakałam. Po kolejnej godzinie, stwierdziłam, że muszę wziąć się w garść. Wstałam i ruszyłam w kierunku jaskini. Tam zobaczyłam same współczujące twarze. Zignorowałam je. Weszłam na skalną półkę i powiedziałam.
  - Anabells od nas odeszła. Cały jej majątek przekazuję Amicitii, jej kuzynce. Od teraz zachowujmy się jakby jej nie było. Uroczyście oznajmiam, że Anabells zostaje wygnana!
   Ostatnie zdanie wywarło na moich słuchaczach niesamowite wrażenie. Zapewne myśleli, że nie zależało mi na niej. Jedynie w oczach Ortanusa widziałam zrozumienie. Znowu poczułam łzy pod powiekami, więc czym prędzej opuściłam podest. Chciałam wybiec z jaskini, ale Ceedar mnie zatrzymała.
  - Pani Sombro! - krzyknęła. - Ina i Joker nie byli obecni na uroczystym obwieszczeniu. Czy mam im je przekazać osobiście?
  - Nie... - odparłam. - Oni mają własne życie i nie potrzebne im są takie rzeczy...
  - Dobrze. Może coś dla pani zrobić?
  - Jeśli mogłabyś, to chciałabym żebyś nazbierała mi wilczych jagód...
  - Oczywiście psze pani.
   Dzięki Ceedar zapomniałam o rozstaniu z Anabells. Gdy przyniosła mi wilcze jagody, zajęłam się przyrządzaniem mieszanki ziołowej i już zupełnie o tym nie myślałam. Jednak Ceedar znowu do mnie podeszła i rzekła...
<Ceedar?>

Od Katriny

   Byłam wtedy z rodzicami i naszą watahą na polowaniu. Nad las nadciągały czarne, burzowe chmury. Nagle w największe drzewo uderzył piorun. Ogień był wszędzie.
   Ojciec kazał mi szukać jego przyjaciela, bo tam jest moja starsza siostra Lili (a przynajmniej tak przypuszczał). Biegłam ile sił w łapach.Gdy go odnalazłam powiedział, że Lili już tam nie ma, bo chciała szukać szczęścia na własną łapę.
   Zbliżała się noc. Na niebie pojawił się księżyc i miliardy gwiazd. Nagle zobaczyłam najjaśniej świecącą gwiazdę. Pobiegłam za nią w nadziei, że odnajdę siostrę. Natknęłam się na jakąś watahę, z którą zaczęłam niezbyt przyjemną rozmowę.
  -Witajcie nieznajomi!-zawołałam
  -Coś ty za jedna!?To nasz teren!Wynocha!-krzyknął jeden z nich
  -Cicho bądź!Szukam siostry, czarno-białej wadery. Widzieliście ją? Gadajcie!
  -Błąkała się kilka dni po okolicy i poszła w stronę tamtych gór-warkną opryskliwie inny.
   Tak więc poszłam. Było ciemno, tylko gwiazda i księżyc dawały światło więc rozpaliłam ognisko. Przespałam się chwilę. Później zgasiłam ogień i ruszyłam w dalszą drogę. Myślałam o tym, że niedługo poznam swoją siostrę, której nigdy nie widziałam, a ona nie wie o moim istnieniu.
   Doszłam do niewielkiego jeziora. Gdy chciałam przejść po wodzie przez przypadek łapa zapadła mi się pod nią [wodę], co wywołało głośny plusk. Zobaczyłam wtedy waderę i basiora, którzy biegli w moją stronę. Kiedy udało mi się stanąć na wodzie przebiegłam szybko na drugi brzeg. Tamci szybko do mnie dobiegli. Rozmawialiśmy chwilę. Powiedziałam im dlaczego tak pędzę.              Dowiedzieliśmy się wtedy, że ja i Lili jesteśmy siostrami. Oni postanowili przedstawić mnie samicy alfa. Ruszyliśmy w stronę jaskiń.
   Gdy doszliśmy na miejsce Lili poszła po Sombrę. Po chwili obie wyszły do nas (mnie i Feniksa). Sombra była trochę zdziwiona moim widokiem. Opowiedziałam jej moją historię i o tym jak się spotkaliśmy.Gdy skończyłam Sombra powiedziała:
,,-Zostaniesz z nami Katrino. Witamy w Watasze Srebrzystego Nieba!''
I właśnie tak tu trafiłam. Ciekawe jakie przygody na mnie czekają.

Nowa wadera!


Oto nowa członkini watahy - Katrina! Serdecznie zapraszamy!

Od Lili

   Po tym jak dołączyłam do watahy, zaprzyjaźniłam się..., a przynajmniej poznałam inne wilki. Pewnej nocy nie mogłam zasnąć, więc poszłam na łąkę, tą samą, na której poznałam Sombrę.
   Położyłam się w wysokiej, zroszonej trawie i spojrzałam w niebo. Nade mną widać było wiele gwiazd, a nad górami widać było taką, która świeciła najjaśniej ze wszystkich i tylko księżyc mógł równać się z jej blaskiem. To właśnie w jej kierunku szłam, gdy opuściłam rodzinną watahę i później też, a gdy tu dotarłam, była już za mną. Spojrzałam w jej kierunku. Powiał lekki wiatr. Na niebie ujrzałam spadającą gwiazdę i pomyślałam życzenie. Przypomniałam sobie chwile, gdy byłam mała i starsze wilki mówiły mi, że gdy spada gwiazda, umiera wilk.
   Nagle, wyczułam zapach basiora niesiony przez wiatr i usłyszałam cichy szelest w krzakach. Wyszedł z nich Feniks. Podszedł do mnie.
  - Co tu robisz? Też nie mogłaś spać? - spytał.
  - Miałam jakieś dziwne przeczucie, że muszę tu przyjść. - odparłam.
   Wstałam, otrzepałam futro z rosy i ruszyłam w stronę jeziora. Feniks poszedł za mną. Gdy doszliśmy do miejsca, z którego było widać jezioro, usłyszeliśmy plusk wody, spojrzeliśmy na siebie i pobiegliśmy w jej kierunku.
   Stanęliśmy na brzegu i zaczęliśmy wypatrywać tego, co wywołało dźwięk. Mniej więcej na środku jeziora, zobaczyliśmy młodą waderę, chodzącą po tafli wody. Kiedy zeszła na brzeg, podeszliśmy do niej.
  - Dokąd tak pędzisz? - spytałam.
  - Sama nie wiem, przed siebie! - wysapała. - Szukam mojej starszej siostry.
  - A jak ona wygląda? - zapytał Feniks.
  - Nie wiem, nigdy jej nie widziałam. Wiem tylko, że nazywa się Lili i ma biało-czarną sierść.
   Feniks spojrzał na mnie, a ja stałam oszołomiona. Jeśli ona szuka siostry, która nazywa się Lili i wygląda dokładnie tak jak ja, to możliwe, że jestem jej siostrą, a to znaczy, że rodzice jej coś powiedzieli, więc może jeszcze żyją.
  - A dlaczego jej szukasz? - spytałam trochę zdezorientowana.
  - Moi rodzice zginęli w pożarze, wysłali mnie, żebym ją odnalazła.
   To co powiedziała, utwierdziło mnie w przekonaniu, że jestem sierotą. Podeszłam do niej i spojrzałam w oczy.
  - Jestem Lili... i chyba jestem twoją siostrą... - powiedziałam zmieszana.
Oczy jej się zaświeciły.
  - Oczywiście, że jesteś! - krzyknęła zadowolona. - Jestem Katrina!
  - Chodź, zaprowadzimy ją do Sombry. - zwróciłam się do Feniksa. Ruszyliśmy w kierunku jaskiń.
   Gdy dotarliśmy na miejsce, nakazałam Katrinie zostać na zewnątrz, z Feniksem, a sama weszłam do środka, obudzić Sombrę. Po chwili wyszłyśmy na zewnątrz.
  - To jest Katrina... moja siostra. - powiedziałam.
    Sombra spojrzała najpierw na mnie, potem na Katrinę, która opowiedziała jej jak tu trafiła.
  - Zostaniesz z nami Katrino. - powiedziała Sombra. - Witamy w watasze Srebrzystego Nieba!
   Wszyscy weszliśmy do jaskini i ułożyliśmy do snu. Katrina wierciła się, nie mogąc zasnąć, więc położyłam się obok. Ona przytuliła się do mnie i zasnęła, ale ja nie mogłam spać, przejęta wydarzeniami z ostatniej nocy.
   Następnego dnia, Katrina usiadła i opowiedziała wszystkim swoją historię.

Od Anabells CD Ortanusa

   Czy ten przygłup nic nie rozumie!? Najwyraźniej nie. Przede mną można było wszystko powiedzieć! Ale ten zamknięty chłopaczek nie chce uchylić nawet rąbka z tego jak bardzo ją kocha.
   Miałam nadzieję, że dostaniemy się do świątyni równości na czas. Strażnik wejścia powiedział przez swoje "Kobiety są nieprzewidywalne" tyle, ile przez osiem zdań by powiedział. Ortanus nadal wpatrywał się w ziemię, a ja naiwnie czekałam na jego odpowiedź, aż zauważyłam Sombrę i jakąś wilczycę lecącą w górze. Sprowadziłam więc deszcz na Sombrę, aby się zniżyła. Po jakimś czasie, zapewne zrozumiała, że deszcz pada tylko na nią i zaczęła się rozglądać. Zobaczyła mnie, a ja zablokowałam ulewę. Podleciała i przedstawiła nas sobie.
  - Anabells, to jest Amy. Amy, to jest Anabells, to jej szukałaś, prawda?
   Amy zaczęła mi się przyglądać. Widok ją najwyraźniej usatysfakcjonował, bo podeszła do mnie i opowiedziała, dlaczego mnie szukała.
  - I mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółkami! - zakończyła opowieść.
   Raczej nie. Oczywiście nie powiedziałam jej tego. Nikt wtedy jeszcze nie znał moich planów. Przynajmniej będę miała komu oddać moje Srebrne Gwiazdy i może szacunek. Powiedziałam jej o problemie Ortanusa, a ona zaproponowała swoją pomoc. Podeszła do niego i zaczęła cichutko mamrotać jakieś tajemne zaklęcia. Po mniej więcej dwóch godzinach, podniosła głowę i odeszła od basiora. Ten stwierdził, że czuje się dobrze. Podziękowałam jej ruchem głowy za pomoc i poprosiłam na bok.
  - Posłuchaj. - powiedziałam spięta. - Pewnego dnia, może jutro, może za tydzień, oddam ci swoje pieniądze i poproszę Sombrę aby oddała ci moje stanowisko, jeśli miałabym zostać betą albo deltą.
   Najwyraźniej była zmartwiona moją wypowiedzią. Pewnie marzyła, że znajdzie kuzynkę i wszystko skończy się szczęśliwie. A ja ją zawiodłam, ale nie podobały mi się wilki, które Sombra w ostatnim czasie przyjęła do watahy. Ciekawe, co powie moja alfa, kiedy jej powiem, że idę szukać szczęścia w innej watasze, albo wrócę do rodziców, do których mogłam przyjść w każdej chwili.
   Podeszłam więc do niej i powiedziałam.
  - Odchodzę. Oddaję Amy moje przywileje i pieniądze. Co ty na to?
<Sombra?>

niedziela, 16 lutego 2014

Od Amicitii

 "Soczysta sarenka mi się dzisiaj trafiła" - pomyślałam. Nie zawsze udaje mi się taką znaleźć,ale tutaj jakoś strasznie dużo ich jest. Kryłam się wtedy na polanie, obserwując czujnie swoją skubiącą trawę zwierzynę. Rzuciłam się na nią, obnażając kły. Trafiłam ją prosto w szyję, uśmiercając zwierze na miejscu, bez zbędnego bólu. Ból jest niepotrzebny, zawsze tak uważałam i zawsze tak będę uważać. Skubałam powoli mięso, delektując się jego smakiem. Kątem oka, dostrzegłam czujnie śledzącą mnie parę błękitnych oczu. Podniosłam się spokojnie, nie spuszczając z nich wzroku.
  - To ci nic nie da. - rzekła zażenowana. - Gdybym chciała cię zaatakować, już dawno bym to zrobiła.
   Przeklęłam w duchu własną nieostrożność. Ale zawsze warto wyciągnąć przyjazną dłoń.
  - Witaj, jestem Amy, a ty?
Nieznajoma jakby trochę się uspokoiła.
  - Jestem Sombra, samica alfa Watahy Srebrzystego Nieba. Jak mniemam, nie masz watahy?
  - Skąd wiesz? - spojrzałam na nią zaskoczona.
   Ale ona tylko pokręciła łbem i wskazała łapą na górę oddaloną o jakieś dwie mile. Ruszyłam więc za nią w milczeniu. To, że łatwo nawiązuję przyjaźnie, nie oznacza, że lubię czcze rozmówki.
   Sombra wywarła na mnie dobre wrażenie. Może nawet znajdę tutaj dom, nie szukając kuzynostwa. Ale zawsze warto zapytać.
  - Kto jest w twojej watasze?
  - Wymienię ci może od razu, jakie też funkcje pełnią. No więc tak, ja, Charlie, posłaniec i moja następczyni...
   Wymieniała mi tak niektórych, aż wydałam z siebie okrzyk zaskoczenia.
  - Anabells jest w tej watasze?
  - Tak i jest egzorcystką. - powiedziała patrząc na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
   Aż usiadłam. Takie szczęście! Poprosiłam Sombrę, aby jak najszybciej zaprowadziła mnie do jaskini,. Ruszyłyśmy biegiem, aż po jakimś czasie, wadera wyżaliła mi się.
  - Szkoda, że nie masz skrzydeł...
   Jak mogłam zapomnieć! Wymamrotałam zaklęcie i na moim grzbiecie pojawiły się skrzydła z piór, podarowanych mi kiedyś przez ptaki w podzięce za pomoc lasowi. Ona także rozłożyła swoje i poleciałyśmy na spotkanie mojej kuzynce. Po drodze, wyjaśniłam Sombrze swoją sytuację, ale myślami byłam już w jaskini, przy moim przyszłym szczęściu...

Od Ortanusa CD Anabells

   I znowu Anabells mnie zaszokowała. To było dosyć dziwne pytanie, ze względu na sytuację. Zastanowiłem się chwilę, aż odpowiedziałem.
  - K-kocham ją... A ty skąd to wiesz?!
  - Żyję... obserwuję... No, uznajmy, że się domyśliłam. - wybrnęła miękko.
  - Ech... A muszę odpowiadać?
    Nie chciałem jej mówić takich rzeczy. To było moje życie, moja miłość i nikt inny nie musiał o niej wiedzieć. Szukałem sposobu, jak wybrnąć (mój talent ogranicza się jedynie do ucieczki z miejsca) i nie doszedłem do niczego. Moje rozmyślania przerwał Feniks.
  - Chwila, chwila, chwila... Ja nie wiedziałem, że Ortanus kocha Sombrę! -krzyknął.
  - Bo nie zależało ci żeby to zobaczyć... - odparła wadera. - A teraz. Musisz mi powiedzieć jak bardzo ją kochasz.
   Nie odpowiadałem. Wiedziałem, że zachowuję się jak szczeniak, ale nie miałem na to innego pomysłu. Nie chciałem się tak obnażać, przed prawie zupełnie obcą waderą. Z zawzięciem wpatrywałem się w ziemię i obserwowałem świeżą wiosenną trawę. Niepewnie podniosłem wzrok i powiedziałem.
  - N...nie wiem czy to nie jest aby zbyt niebezpieczne... - sam nawet nie wiedziałem co mówię, to było czymś w rodzaju samoobrony psychicznej.
  - Ale co do jasnej! - widocznie nie mogła już znieść moich głupich wypowiedzi.
<Anabells?>

Nowa wadera!


Oto nowa członkini watahy - Amicitia! Serdecznie witamy!

Od Shayninga

  Opadłe liście szeleściły mi pod łapami. Skąd tu tyle liści? Przecież jest wiosna! A...No tak, zawsze kiedy mam załamanie psychiczne, wysysam wodę z obszaru dookoła siebie. Nie potrafię tego opanować... Jedyny pożytek z tego jest taki, że nigdy nie czuję pragnienia, piję tylko dla ochłody i przyjemności.
   Słońce wędrowało po horyzoncie. Niebo zaczęło powoli przybierać fioletową barwę. Trzeba było znaleźć jakieś schronienie na noc. Po długiej wędrówce, usadowiłem się na skraju lasu i otoczyłem wodną bańką. Miałem problemy ze snem. Czułem w sobie ogromną pustkę i wyrzuty sumienia. Gdy skończyłem walczyć z uczuciami, zaczęły mnie nawiedzać dziwne wizje... Ognisty feniks walczący z białym rumakiem. Chciałem je powstrzymać, ale wizja rozpłynęła się gdy tylko podbiegłem. Usłyszałem cichutki szelest.
 Znowu szelest...
Potem trochę śmielszy...
To coś jest już blisko...
   Nagle zza krzaków wyskoczyło ogromne stworzenie. Wyglądało jak krzyżówka feniksa z czerwonym koniem. Chciałem się obronić, lecz jakaś magiczna siła unieruchamiała mnie. Nie mogłem się ruszyć. Mogłem tylko patrzeć jak to feniksocoś rozszarpuje mi gardło...
   Wtedy kolejny cień ruszył ku mnie. Świetnie. Po prostu świetnie. Lecz ku mojemu zdziwieniu, ciemna postać ruszyła ku potworowi. Rzuciła się na niego, a potwór zniknął w płomieniach. Stałem tak nieruchomo, przyglądając się jak tajemnicza postać zmienia się w cień.
  - Zaczekaj! - krzyknąłem i pognałem za cieniem. Liście na drzewach schły w bardzo szybkim tempie. Nagle postać zniknęła w wiązkach cienia, a ja poczułem, że coś zaciska mi się na karku. Przewróciłem się na plecy, i ujrzałem na sobie czarną wilczycę.
  - Och! Przepraszam! - pisnęła zmieszana. - Myślałam, że to zwierzyna...
  - Nic się nie stało. - powiedziałem wstając. - Jestem Shayning, a ty?
Nagle zza krzaków wyszła czerwona wilczyca z parą czarnych, anielskich skrzydeł. Obok niej pojawiła się mała, bura waderka.
  - Anashelle, wracaj do reszty watahy. - zwróciła się do wilczycy, która właśnie mnie powaliła. Kiedy wadera odbiegła, czerwona wilczyca zwróciła się do mnie. - Kim ty jesteś?
  - Sam chciałbym wiedzieć... - mruknąłem cicho, po czym dodałem głośniej. - Jestem samcem i nazywam się Shayning.
  - Do jakiej watahy należysz?
  - NALEŻAŁEM do watahy szklanego lasu. - powiedziałem. - teraz nie mam nikogo...
Na pysku wilczycy, dostrzegłem nutkę współczucia.
  - Chciałbyś dołączyć do nas? Jestem Sombra, samica alfa Watahy Srebrzystego Nieba.
  - Z wielką chęcią.
I tak pozbyłem się naiwnego marzenia o posiadaniu rodziny... Teraz zyskałem ją tutaj. Mam taką nadzieję...

Koniec konkursu!

Uroczyście ogłaszam, że konkurs na hymn i godło został właśnie zakończony!
Naszym oficjalnym godłem, została praca gracza Licia19, a oficjalnym hymnem, praca gracza Anabelles233234!
Aby zobaczyć wyniki ich pracy, zobaczcie zakładkę "Hymn i godło".
Serdecznie gratuluję zwycięzcom,
Wasza alfa,
Sombra.

sobota, 15 lutego 2014

Nowy członek watahy!


Oto nowy członek watahy - Shyning! Serdecznie witamy!

Od Anabells CD Ortanusa

   Patrzyłam na Ortanusa oniemiała. Ciekawa byłam, co w ogóle wie o rytuałach wyzwolenia duszy. W każdym razie, musiałam mu powiedzieć zanim pójdziemy dalej.
  - Byłoby łatwiej jakbyś wciąż miał skrzydła, ale tak też sobie poradzimy. A teraz w drogę! - powiedziałam, rzucając się biegiem z miejsca.
   Gdy tak biegliśmy razem, rozmyślałam nad swoim życiem. Jestem w obcej watasze, moi rodzice mnie nienawidzą, mój narzeczony nie żyje przez...
   Chwileczkę! Przecież Jarner chorował dokładnie na tą samą chorobę, a Dam był jego synem! Nie wiem czemu wcześniej o tym nie pomyślałam. Zatrzymałam się raptownie, wbijając pazury w ziemię. Ortanus był tym tak zaskoczony, że z prawie całą szybkością pędzącego wilka, wpadł na drzewo. Dyszałam, patrząc się z zapałem w ziemię, obserwując pracujące mrówki. Akurat teraz, gdy przyzwyczaiłam się do życia bez niego! Los jest okrutny. Chłopaki patrzyli na mnie zdziwieni. Feniks już otwierał pysk, by coś powiedzieć, ale w tym momencie, ryknęłam na cały las. Miałam gdzieś to, że ktoś może się obudzić. Byłam na skraju załamania nerwowego. Ale po chwili, mruknęłam coś pod nosem, aby moi przestraszeni przyjaciele się nie martwili, po czym pobiegłam przed siebie. 
   Do świątyni było niedaleko. Najpierw musieliśmy udać się do Świątyni Dnia i Nocy. Spojrzałam w niebo. Było  około piątej nad ranem, ale jeszcze było ciemno. Gdy dobiegliśmy, stanęłam obok wejścia. 
  - Teraz zrobisz tak. - powiedziałam do Ortanusa. - Kiedy ja przyzwę Strażnika Wejścia Braci Doby, ty padniesz i powiesz tak: "Nie jestem godny posmakowania życia, ale proszę o jeszcze parę lat bycia". Proszę cię, nie pomyl się, bo...
   Zacisnęłam zęby. Nie zdradziłam mu szczegółów jego kary, bo inaczej w życiu by tam nie wszedł. Wszedł do świątyni, lekko chwiejnym krokiem, po czym ja zanuciłam.
" Wielki ten świat jest, ma wiele sekretów. Można je odkryć, jednakże jest to trudne. Był taki jeden, nikt jego imienia nie zna, ale zrobił zrobił za życia tyle, ile wilków sto by nie zrobiło. Wzniósł się on, ponad chmury i ponad wszystko co żywe, aż dotarł do niebios. Tam powitali go zdziwieniem i wściekłością, ale dali mu miejsce koło siebie Bracia Doby, którzy jako jedyni powitali go życzliwie i postawili go przed bramą królestwa swego. Odtąd zwą go Strażnikiem Wejścia Braci Doby. Przyjdź do nas, o najpotężniejszy z naszych i uzdrów mego przyjaciela!"
   Pod koniec, krzyczałam na cały głos. Po ostatnim słowie, jakie wypowiedziałam, jeszcze chwilę było słychać jego echo, po czym zapadła grobowa cisza. O nie, pomyślałam przestraszona. Czy on jeszcze żyje? Feniks i ja czekaliśmy minutę, dwie, aż w końcu Ortanus wybiegł cały zadowolony ze świątyni. Na ścianie pokazał się licznik. Zostały nam cztery godziny. 
  - Powiem wam co się stało. Powiedziałam to co mi kazałaś - zwrócił się do mnie podekscytowany. - Przeteleportował się, był takim jakby duchem, i przegryzł mnie wpół. W końcu mnie to nie bolało, tylko czułem mrowienie i widziałem moją krew, spływającą po podłodze. Powiedział coś w stylu "Kobiety są nieprzewidywalne", uśmiechnął się i mnie wyrzucił.
   Tylko na niego spojrzałam, ale Feniks najwyraźniej był poruszony. Pobiegliśmy dalej, ale ja chciałam usłyszeć od niego jeszcze jedną rzecz...
  - Jak bardzo kochasz Sombrę? 
<Ortanus?>

Od Thalii

Jest taki ciemny...
Ciemny...
Mrok...

Co to znaczy ciemny?
Co to jest mrok?

To coś nie jest jasne...

A co jest jasne?
Dalej, ruszaj się! - usłyszałam.

To coś mówi do mnie?

A co to jest?
Widzę czerwień...
Co to czerwień?
Jasno... jeszcze jaśniej...
Już jesteś bezpieczna mała - usłyszałam miły, opiekuńczy głos. To co innego niż tamte głosy...

Od Iny CD Jokera

   O co do diaska mu chodzi ? Mam ochotę rozszarpać mu gardło. Złość zalewa mi oczy, sączy się do krwi. Za chwilę w moich żyłach popłynie krystalicznie czyyysta złość!!!
  - Czy nie dość wyraźnie się wyraziłam? Znikaj sssstąd! Już! Wrrrr………
  - Nie interesuje Cię to, co mam Ci do pokazania?
  - Jedyne, co mnie interesuje,  to jak cofnąć czas. Do momentu kiedy pojawiłeś się w naszym życiu. Nie, do momentu kiedy pojawiłeś się na świecie. Już wtedy ktoś powinien skutecznie uniemożliwić Ci zaistnienie w czyimkolwiek życiu.
  -  Nic straconego – powiedział z przekąsem – wystarczy zwolnić hamulce. Przecież jedyne, na co masz ochotę, to mnie rozszarpać na kawałki. Co jeszcze Cię powstrzymuje?
  - Nigdy nie stanę się taka jak Ty! Wiem, że jest sposób by w równoległym świecie odwrócić bieg wydarzeń. Znajdę go!
  - A nie obawiasz się czasem nieprzewidywalnych skutków? Nic nie dzieje się bez celu …
   Straciłam panowanie nad sobą. Sierść stanęła dęba. Wargi się podniosły w złowrogim grymasie. Zęby błysnęły oślepiającą bielą. Jaki cel?!!! Choćbym miała zginąć, unicestwię tę kreaturę raz na zawsze. Spostrzegłam w jego wzroku wahanie.
  - Hej, Ina! Nie pomyślałaś, że potrzeba takiego bólu jak Twój, takiej determinacji żeby odnaleźć panaceum?
Stanęłam na chwilę. Przez głowę przepłynęło mi tysiące obrazów. Czyżby te małe kuleczki były tym, czego szukam od lat? Pozwoliłam by moje tętno wróciło do normy.
  - No, Joker, czym mnie powstrzymasz? Masz dwie minuty i ani sekundy więcej.
 <Joker?>

Nowa wadera!


Oto nowa członkini watahy - Thalia! Serdecznie witamy!

Od Ortanusa CD Anabells

   Ta wypowiedź mnie zszokowała. Wiedziałem, że dzieje się coś złego, ale nie aż tak! Wtedy zrozumiałem, że Sombra wiedziała co mówi, gdy określiła to miejsce zakazanym. Wiedziałem, że powiem "tak", nie dlatego, że boję się śmierci, nie, ona nie jest dla mnie straszna. Zrobię to właśnie dla niej, dla Sombry. Po jakimś czasie, przemogłem się i wydusiłem z siebie te słowa.
  - T-tak, godzę się na to.
  - Mam nadzieję, że przeżyjesz. - powiedziała beznamiętnie. - Ale teraz nie na to pora. Musimy szybko znaleźć Feniksa!
  - Dobrze. - rzekłem tylko i pobiegłem za nią.
   Znaleźliśmy Feniksa koło jeziora, chodził wokół niego. Anabells tylko do niego podeszła i rzuciła.
  - Chodź, przydasz nam się.
   Ten pobiegł za nią bez słowa, jakby często spotykały go takie rzeczy. Przez chwilę biegłem w tyle, jednak szybko się otrząsnąłem i dotrzymywałem kroku moim towarzyszom. Po jakimś czasie doszliśmy do Świątyni Dnia i Nocy. Tam zatrzymaliśmy się.
  - Co teraz? - spytałem Anabells.
  - Musisz wzlecieć do nieba o każdej porze dnia.
  - Ale jak mam to zrobić?
I wadera i Feniks spojrzeli się na mnie dziwacznie. Naprawdę nie wiedziałem jak to zrobić, więc ponowiłem pytanie. W końcu Anabells otworzyła usta i powiedziała...
<Anabells?>

piątek, 14 lutego 2014

Od Lili

   Pewnej nocy byłam na otoczonej drzewami łące. Gwiazdy świeciły jasno, była pełnia. Zawyłam. Odpowiedziało mi wycie innego wilka, z bardzo bliska. Spojrzałam w kierunku dźwięku.
   Między drzewami ujrzałam czerwono-czarną waderę. Ona też patrzyła w moim kierunku. Przestraszyłam się, bo pewnie weszłam na teren innej watahy, a to mogło się źle skończyć. Podkuliłam ogon i położyłam uszy. Ona zbliżyła się do mnie. W świetle księżyca wyglądała majestatycznie.
   Gdy się do mnie zbliżyła, przyjrzałam się jej dokładniej, a ona spojrzała na mnie.
  - Co robisz na terytorium naszej watahy? - spytała.
  - J-ja nie wiedziałam, że to twój teren... - odparłam.
  - Czy masz watahę? - spytała przyjaźnie.
  - Nie.
  - Jestem samicą alfa w Watasze Srebrzystego Nieba. Możesz do nas dołączyć, jeśli chcesz.
  - Oczywiście, że chcę! - prawie krzyknęłam.
  - Och, przepraszam, nie przedstawiłam się. Jestem Sombra.
  - Ja jestem Lili.
  - Chodź, zaprowadzę cię do naszej jaskini. - powiedziała
Gdy za nią szłam dosłownie promieniowałam szczęściem. Obawiam się, że było to widać, gdy weszłam do jaskini...

Od Ceedar

   Tułałam się po lesie. Byłam głodna, przemoczona i brudna. Słońce już zachodziło. Wszystkie drzewa wyglądały jak upiory. Nagle zderzyłam się z kimś.
  - Przepraszam! Bardzo przepraszam!
  - Nic się nie stało, tylko mnie trochę ubrudziłaś... - powiedziała patrząc na mnie. - Ale nie tak bardzo jak ty.
  - Jestem Ceedar. Eeee... Czy nie widziałaś tu jakiegoś pożywienia? Ewentualnie zwierzynę? - zapytałam. Burczało mi w brzuchu.
  - Nie, a gdzie twoja wataha?
  - Wataha? Ja nie mam watahy...
  - A rodzina? Ona też się zalicza...
  - Wygnali mnie, gdzieś z rok temu.
  - To może chcesz dołączyć do mojej? - zapytała wilczyca. - A tak w ogóle to jestem Sombra.
  - Naprawdę, będę należała do watahy?! - powiedziałam podekscytowana. - No jasne, że chcę!

czwartek, 13 lutego 2014

Od Anabells CD Ortanusa

   Wodospad Finn, powiada. No cóż, zdarza się. Sombra mi coś o nim opowiadała, kiedy przedstawiała ogólny zarys naszej religii i terenów. A jednak trochę się zmartwiłam. Coś mnie tknęło gdy usłyszałam tę nazwę. Przede wszystkim, trzeba było się dowiedzieć paru rzeczy.
  - Po pierwsze, - powiedziałam cierpliwie. - co sprawiło, że do niego wpadłeś?
  - To była tak jakby ściana. Takie ŁUP i spadam.
  - Na bogów! Szybko, musimy się spieszyć! - po czym puściłam się pędem w las.
  - Co się dzieje! - krzyknął za mną przerażony głos. Byłam równie przerażona jak on. Taka sytuacja zdarzyła się mojej koleżance z innej watahy. Jeśli byśmy się spóźnili...
  - W twojej duszy jest zaraza. Mam nadzieję, że tak się nie stanie... O mój Boże! O mój boże! Zaraza przechodzi z jednego wilka na drugiego. Mamy około dwóch godzin, a rytuał z lataniem po świątyniach może zająć z półtorej. Jeśli nam się nie uda, albo zdechniesz w biegu, albo umrzesz w męczarniach, albo ewentualnie twoja dusza sama się wyniszczy i będzie roślinką.
   Byłam wściekła, przerażona, zdziwiona i w pewnym stopniu ucieszona. Z tego chłopa coś będzie. O ile przeżyje to, o czym jeszcze mu nie mówiłam...
   Nie lubię obcych. Chyba będę musiała odejść, jeżeli wilki mi się nie spodobają. Ale Sombra, Ortanus, wiecznie zapracowana Ina, Charlie, pewnie Moon też, chociaż nigdy z nią nie rozmawiałam, szalony Joker, ich nawet lubię. Ale taka Anashelle, która ma imę podejrzanie podobne do mojego, Lili, o której jeszcze nie mam zdania i Ceedar. Co do Feniksa, to najwyraźniej dobry chłopak. Ale wracając do Ortanusa, który całkiem przypomina mi mojego nieżyjącego już narzeczonego, ciekawa jestem co powie, gdy usłyszy warunki jego przetrwania.
  - Posłuchaj. - powiedziałam zwalniając. - Jest parę rzeczy, które powinieneś wiedzieć. Mianowicie, w każdej świątyni będziesz musiał coś oddać. W Świątyni Dnia i Nocy, będziesz musiał wzlecieć do nieba w każdą porę dnia. Czy niedługo będzie świtać? Tak? To dobrze. W Świątyni Równości, pokażesz swoje światło i ciemność. Padniesz na kolana i wyznasz swój najlepszy uczynek, jak i najgorszy. W Świątyni Śmierci umrzesz, ale spokojnie, zmartwychwstaniesz. W Świątyni Lasu zawalczysz z drzewem, wywołanym moim zaklęciem. To będzie najtrudniejsza część testu. Jeśli przegrasz, oddasz swoje życie, a jeśli wygrasz, zyskasz je. Twoja dusza zostanie wtedy uzdrowiona. Jakby co, to będę z tobą i jeżeli ci się nie uda, wywołam pewne zjawisko, dzięki któremu będziesz miał jeszcze trochę życia przed sobą. - powiedziałam - Jest jeszcze jedna część rytuału, a mamy tutaj idealnego du... ale o tym później. Do Jasnej! Musimy wracać i wziąć ze sobą szamana. Szybko, ale najpierw pytanie...
  - A teraz pytam się, czy godzisz się na ceny, jakie zapłacisz?
<Ortanus?>

Nowa wadera!


Oto nowa członkini watahy - Ceedar! Serdecznie witamy!

Od Anashelle

   Obudziłam się wcześnie rano . Wstałam i skierowałam się w stronę łąki . Niegdyś zielona trawa była teraz przykryta śnieżnobiałym puchem . "Pięknie tu" - myślałam. - "To był dobry wybór" . Słońce miało dopiero wschodzić . Niebo robiło się coraz bardziej żółtopomarańczowe . Usiadłam , moje myśli opuściła osłona cienia , a na mój pyszczek wszedł mały uśmieszek na wspomnienie rodziców i zaginionej siostry . Niestety znowu zdałam sobie sprawę z tego , że więcej ich nie zobaczę . Mimo woli puściłam łzy . Tęskniłam za nimi .    Otworzyłam oczy i spostrzegłam , że w miejscu gdzie spadały moje łzy, wyrastały białe przebiśniegi. Zauważyłam też pomiędzy nimi czterolistną koniczynę. " To siostra mi je przysłała. Z zaświatów. " W mojej duszy zaświtał płomyk nadziei i chociaż zaraz potem przygasł, nadal tam był.
  - Mogę jeszcze odnaleźć Janee. - szepnęłam sama do siebie.
   Wstałam i pobiegłam w stronę jeziora, w stronę jeziora, w stronę gór.
  - Mogę to zrobić! - krzyczałam na całe gardło. - Mogę! Dam radę!
Biegłam dalej i nie mogłam się zatrzymać, pomimo, że łapy grzęzły mi w śniegu.
  - Zrobię to! Nie poddam się! Bo jestem Anashelle! wrzasnęłam.

środa, 12 lutego 2014

Od Ortanusa

   Siedziałem nad jeziorem koło lasu.Chciałem popływać, jednak to była jedna z niewielu rzeczy, których najzwyczajniej w świecie nie mogę zrobić. Moje skrzydła były zrobione z chmur i rozpłynęłyby się w wodzie.    Jednak zrobiłem coś co kochałem. Wzbiłem się w powietrze machając swoimi skrzydłami. Kołowałem nad naszymi terenami rozglądając się wokoło. Leciałem nad górami, gdy poczułem mocne uderzenie. Na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale czułem, że spadam.
   Gdy mogłem już widzieć, zobaczyłem szybko zbliżający się do mnie Wodospad Finn. Wpadłem wprost do niego. Czułem złe moce wpływające do mnie waz z wodą. Skrzydła zniknęły, a ja płynąłem w dół wraz z biegiem rzeki. Wpłynąłem z powrotem do jeziora. Czym prędzej wyszedłem z wody otrzepując się.
   Wiedziałem do kogo pójść. Popędziłem w stronę góry z widokiem na cały las. Gdy już się tam dostałem, wszedłem do jaskini, nawet nie uprzedzając o tym. Zastałem tam Anabells, leżącą na ziemi. Podbiegłem do niej.
  - Proszę, pomóż mi!
  - A co się nagle z tobą stało? - spytała kpiąc sobie ze mnie.
  - Wpadłem do Wodospadu Finn! - wysapałem. Wadera nagle spoważniała.
  - Dobrze, pomogę ci. Mam nawet pomysł jak to zrobić...
<Anabells?>

Nowy członek watahy!


Oto nowa członkini watahy - Lili! Serdecznie witamy!

Od Anashelle

  - Może się jeszcze zobaczymy...
  - Mam taką nadzieję, mamo - Ellores pocałowała mnie w czoło. Była wspaniałą matką.
  - Jest coś jeszcze Anashelle.
  - Tak mamo?
  - Pilnuj tego kryształu.
  - Mówiłaś mi to już z dziesięć razy... Dzisiaj...
  - Tak wiem, ale nie mówiłam ci, że od niego zależy twoje życie. Jeśli coś mu się stanie, ty umrzesz.
  - Naprawdę? - spuściłam głowę. - To do zobaczenia mamo...
   Zanim skończyłam zdanie, pobiegłam w las. Nagle przystanęłam. Usiadłam. Odwróciłam się. Właśnie zdałam sobie sprawę, że opuszczam rodzinne tereny. Na zawsze. Nie no trudno. Jeśli nie ma powrotu, brnij dalej. Nie miałam innego wyjścia. Wstałam i poszłam powoli wgłąb lasu. Cały czas myślałam o tym co powiedziała mama " Od niego zależy twoje życie". Ale jak to? Przecież to niemożliwe.
   Złapałam po drodze kilka robaków. Po jakimś czasie ujrzałam piękne tereny. Moim celem jest założenie innej watahy, ale wiedziałam, że nie dam sobie rady. Poszłam dalej. Znalazłam mały strumyk górski. Napiłam się z niego, przeskoczyłam strumień i wspięłam się na górę kawałek dalej. Piękne widoki. Wiatr w sierści. Świeże powietrze. Nic lepszego. Zamknęłam oczy. Myśli zawładnęły moim umysłem.
  - Kim jesteś? - usłyszałam za sobą. - Jak się nazywasz?
  - Jestem Anashelle.
  - Dołączysz do mojej watahy?
  - Czemu nie...?
To ja. Jestem Anashelle z Rodu Pawiego Pióra. I należę do Watahy Srebrzystego Nieba.

Nowy członek watahy!

Oto nowa członkini watahy - Anashelle! Serdecznie witamy!

wtorek, 11 lutego 2014

Wymiana!

Trochę zażartowałam sobie z tą wymianą, ale właściwie to właśnie coś takiego się stało. Ortanus wrócił z "wakacji", a Charlie jest w tym momencie nieobecna. Proszę nie pisać dla niej opowiadań!
Wasza samica alfa:
Sombra

poniedziałek, 10 lutego 2014

Od Feniksa

   Gdy tylko mnie wygnano pobiegłem do lasu. Jednak wtedy się zaczęło... Moje moce zaczęły się objawiać. Podpaliłem prawie cały las, więc uciekłem czym prędzej. To się powtarzało wiele razy, z wieloma watahami. Nigdy nie miałem domu na czas dłuższy niż kilka tygodni. Wędrowałem po kolejnym lesie, rozmyślając o tym, jakby tu zapanować nad swoją mocą, aż zobaczyłem czerwono-czarną wilczycę. Podszedłem do niej i zacząłem rozmowę.
 - Cześć! Jestem Feniks, a ty?
 - Jestem Sombra.
 - Cudowne imię... Wyglądasz władczo, masz watahę?
 - Dziękuję... - zaczerwieniła się, czego nie było widać przez czerwone futro. - I tak, mam watahę. A mianowicie watahę srebrzystego nieba. - spuściła po mnie wzrok. - Może chciałbyś dołączyć?
 - No pewnie, ale... - nie dokończyłem. Po prostu nie wiedziałem co powiedzieć.
 - Chodź za mną. Oprowadzę cię, poznasz innych...
   Od tamtej pory nie byłem już taki jak kiedyś. Skrywałem przed nimi wiele rzeczy... Nie mówiłem im nic o sobie, nie zadawałem tak wielu pytań...

Ortanus nieobecny!

Ortanus jest nieobecny, więc nie może pisać opowiadań za siebie ani dokańczać innych. Proszę abyście nie pisali opowiadań dla niego!

Nowy basior!


Oto nowy członek watahy - Feniks! Serdecznie witamy!

sobota, 8 lutego 2014

Od Jokera

   Obudziły mnie głosy dochodzące z zewnątrz. Wstałem i otrzepałem się stając na dwóch łapach. Wyszedłem z jaskini nie zwracając uwagi na innych. Nadepnąłem jednej z wader na ucho. Warknęła, nawet nie otwierając z oczu, ale zignorowałem ją. Gdy wydostałem się w końcu z groty, opadłem na cztery łapy i pobiegłem w stronę "Leśnej lilii".
   Tuż przed budynkiem zatrzymałem się i stworzyłem "fantoma" z cieni okolicznych drzew. Zawinąłem się wokół jego szyi udając szal. Pokierowałem go w stronę budynku. Podszedłem do jednego ze stołów i pochyliłem się do klapy w podłodze. Otworzyłem ją i wyjąłem małe zawiniątko. Ostrożnie kazałem fantomowi podać je mnie, a gdy było już w moich łapach otworzyłem je zębami. Na rękę kukły wysypały się małe, zielone kulki przypominające fluorescencyjną rybią ikrę. Zachichotałem na ten widok. Rozkazałem postaci schować niedoszłe ryby do niewidocznej kieszeni i pobiec do lasu. Tam zobaczyłem czarną waderę, pochylającą się nad jakąś małą konstrukcją.
  - Shihihihihi...
  - Kim jesteś? - zapytała pozornie szorstko. Ja jednak wyczuwałem w jej głosie płaczliwą nutę.
  - Nie poznajesz mnie Ino, wilczyco, której rodzina umarła przeze mnie? - odparłem.
  - Joker...
  - Brawo! Zagadka rozwiązana! - wykrzyknąłem.
  - Po pierwsze: Nie krzycz. Po drugie: Wynoś się. Nie chce się zadawać z kimś takim jak ty...
  - Och, to smutne... - powiedziałem zgryźliwie. - Jednak ja mam coś, co może cię zainteresować. - Zszedłem z fantoma i kazałem mu wysypać kulki na ziemię.
  - Co to ma niby być? - spytała zaskoczona.
  - Co, to ty nie wiesz...? - powiedziałem aluzyjnie - Zastanów się jeszcze trochę...
<Ina?>

piątek, 7 lutego 2014

Od Anabells CD Sombry

   Ryknęłam. Czy wszyscy to wiedzą? Myślałam, że zacznę tu nowe życie, ale nie dane mi było poczuć szczęścia. Zakładałam, że nie mogę być szczęśliwa, jeżeli stare wspomnienia chodzą za mną. Spojrzałam na nią tylko niechętnie, po czym mruknęłam coś pod nosem. Ale ona nadal wpatrywała się we mnie z uporem. Po chwili zatrzymała się i usiadła.
  -Nie pójdziemy dalej, jeżeli mi nie powiesz.
  - Dlaczego? Do czego ci to potrzebne?
  - Muszę wiedzieć czy jesteś niebezpieczna dla mojego stada. - odparła podejrzliwie.
  - Dobrze więc. - poddałam się. - Szłam sobie z Damem prz...
  - Z kim? - przerwała mi. - Jak on się nazywał?
  - Demon of Hell. - wymamrotałam przez zaciśnięte kły. - Mogę dalej? Dobrze. - Więc szliśmy sobie razem przez las i rozmawialiśmy. Nagle zza rogu wyskoczył Jarner, stary wilk, którego przed laty moja rodzina wygnała ze stada. Rzucił się na Dama i wyrwał mu spory kawał nogi. Na szczęście aktywował w porę swoją moc ostatecznego ratunku, która zabiła Jarnera na miejscu.  Ale stracił zbyt wiele krwi i moc kosztowała go zbyt wiele energii. Jego ostatnie słowa to " Proszę, jeśli kiedykolwiek masz się w czymś specjalizować, to zostań egzorcystką, po prostu mi zaufaj". Potem umarł. - powiedziałam beznamiętnie. Przy Sombrze nie mogłam się rozkleić.
Przyglądała mi się przez chwilę.
  - A dlaczego cię wy...
  - Innym razem. - warknęłam idąc w stronę jaskini na wzgórzu. - Zmieniłam zdanie. Będę spać tam. - dodałam szorstko, po czym odeszłam dumnym krokiem...

Od Sombry CD Anabells

   To pytanie targało mną już dłuższy czas. Panowała niezręczna cisza, to był idealny moment! Musiałam się przemóc.
  - A-anabells... - powiedziałam.
  - Hmmm? - mruknęła nawet na mnie nie patrząc.
  - Jak się nazywał twój narzeczony?
  - A ty skąd to wiesz?! - naskoczyła na mnie. Wiedziałam bo nie chciała tego ukrywać. Czasami widać było przebłysk smutku po stracie ukochanego w jej oczach. Tego, że to był narzeczony się domyśliłam.
  - Zgadywałam. - odparłam.
  - A czemu niby mam ci to mówić?
  - Bo to bardzo ważne...
<Anabells?>

czwartek, 6 lutego 2014

Od Anabells CD Sombry

   Patrzyłam na nią trochę ze rozbawieniem, ale byłam też całkiem zdziwiona. Proponować coś takiego tylko dla mnie? Dobrze, że nie widziała targających mną emocji, które skrzętnie ukryłam pod maską obojętności. W sumie to była niezła propozycja, ale bardzo kojarzyła mi się z wygnaniem ze stada. Uśmiechnęłam się ponuro pod nosem.
  -Co ja ci zrobiłam? - spytałam nie patrząc na nią.
  - Słucham? - zapytała zdziwiona.
Pokręciłam tylko łbem i podziękowałam za propozycję. Ruszyłam za nią  z powrotem do jaskini sypialnej. Panowała pełna napięcia cisza. Wydawało mi się, że Sombra chce coś powiedzieć...
<Sombra?>

Od Sombry

   Otworzyłam oczy po głębokim śnie. Wstałam, prawie na samych poduszkach łap i rozejrzałam się po jaskini. Byli tam wszyscy: Charlie spała obok mnie. Nie usłyszała jak wstawałam bo cały czas chrapała w najlepsze. Rozejrzałam się i zobaczyłam Moon... Ortanusa... Inę... Jokera... Jednak zauważyłam też inną, bardziej niepokojącą rzecz. Przebiegłam wzrokiem po kątach i utwierdziłam się w przekonaniu, że Anabells zniknęła.
   Cicho wyszłam z sypialni. Poczułam, jak świeże powietrze uderza mnie w nos. Moje oczy musiały przyzwyczaić do nocnego światła, ale już po chwili widziałam wszystko, w tym ciemny kształt obok urwiska. Podeszłam do Anabells i trąciłam ją w łapę.
  - Nie możesz spać...?
  - Mogę, ale nie chcę. - odpowiedziała szorstko. - Nie mogę znieść tych obcych śpiących koło mnie.
  - W takim razie coś ci pokażę... - rzekłam tajemniczo. Zachęciłam ją wzrokiem i poszłam w górę pobliskiego zbocza.
   Po kilku potknięciach (szczyt do łagodnych nie należał) dotarłyśmy na piękny górski szczyt. Była tam naturalnie wydrążona jaskinia. Razem z pięknym krajobrazem, tworzyły coś w rodzaju domku z widokiem. Anabells patrzyła na to, a jej oczy nie wyrażały żadnych uczuć.
  - I co chciałaś mi pokazać?
  - No... No to. - odparłam
  - A co ja mam do tego?
Byłam trochę skołowana. Gdy ja pierwszy raz zobaczyłam to miejsce (Ortanus mi je pokazał) oniemiałam z wrażenia. - Skoro nie chcesz mieszkać razem z innymi możesz spać tutaj.  - powiedziałam siląc się na normalny ton. Byłam ciekawa co odpowie...
<Anabells?>

środa, 5 lutego 2014

Od Anabells

   Wielkie góry rozciągały się przede mną. Biegnąc, nie zważałam na otoczenie. Po godzinie byłam spragniona, więc zaczęłam szukać wodopoju. Szukałam i szukałam, ale nie mogłam nigdzie znaleźć. Gdy mój wyczulony słuch odnalazł w pobliżu szum wody, przymierając głodem powlokłam się w stronę dźwięku.
   Lecz - o zgrozo - zobaczyłam sarnę na mojej drodze. Przemyślałam całą sytuację i doszłam do wniosku, że polowanie dobrze mi zrobi. Schowałam się w krzakach, czujnie obserwując swoją niedoszłą ofiarę. Gdy łania podeszła wystarczająco blisko, skoczyłam i zwaliłam ją z nóg. Jednym sprawnym ruchem, szybko i bezboleśnie zabiłam ją. Nie czułam smutku, z powodu śmierci sarny. Taki był cykl życia, jedno zabija drugie.    Nagle usłyszałam za sobą melodyjny głos.
  - Co robisz na naszym terytorium? - spytała szorstko czerwono-czarna wadera.
  - Jem, nie widać? - odwarknęłam. Wilczyca obserwowała mnie uważnie, więc dodałam, tym razem spokojniej - Chciałam się jedynie napić...
  - Gdzie twoja wataha? - dopytywała się podejrzliwie.
  - Nie posiadam.
  - Naprawdę?
   Była tym faktem najwyraźniej bardzo zdziwiona. Chciałam tylko jak najszybciej zakończyć nasz dialog.
  - A twoja? - spytałam zniecierpliwiona. Czy ta wilczyca myśli, że nie mam nic do roboty?
  - Jestem samicą alfa. - odparła wyniośle. - Widziałam jak polowałaś. Twój talent się marnuje, nieznajoma. Czy zdradzisz mi swe imię?
  - Jestem Anabells. Jestem samotną wilczycą wychowaną przez matkę naturę.
  - W takim razie, Anabells. Czy zechciałabyś dołączyć do naszej watahy?
Tego się nie spodziewałam. Tak byłam zdziwiona, że niewiele myśląc dołączyłam do stada.
  - Ze względu na twoje umiejętności, chciałabym mianować cię naszą tropicielką oraz łowczynią. - podniosła łapę by mnie dotknąć w ramię, ale powstrzymałam ją.
  - Nie mogę.
  - A to dlaczego?
  - Po prostu nie mogę... To dosyć osobiste... Jeżeli mogę, to chciałabym zostać egzorcystką i nie dać innym pogrążyć się w ich problemach ze złymi duchami.
  - Dobrze. Więc, Anabells, oficjalnie mianuję cię naszą egzorcystką!
  - Bardzo dziękuję.
  - Jesteś niedożywiona, może zaprowadzę cię do jaskini?
  - Oczywiście. - odparłam.Od tej pory mam zamiar pomagać innym na swój osobliwy sposób.

Nowa wadera!



Oto nowa członkini watahy: Anabells! Serdecznie witamy!