sobota, 15 lutego 2014

Od Anabells CD Ortanusa

   Patrzyłam na Ortanusa oniemiała. Ciekawa byłam, co w ogóle wie o rytuałach wyzwolenia duszy. W każdym razie, musiałam mu powiedzieć zanim pójdziemy dalej.
  - Byłoby łatwiej jakbyś wciąż miał skrzydła, ale tak też sobie poradzimy. A teraz w drogę! - powiedziałam, rzucając się biegiem z miejsca.
   Gdy tak biegliśmy razem, rozmyślałam nad swoim życiem. Jestem w obcej watasze, moi rodzice mnie nienawidzą, mój narzeczony nie żyje przez...
   Chwileczkę! Przecież Jarner chorował dokładnie na tą samą chorobę, a Dam był jego synem! Nie wiem czemu wcześniej o tym nie pomyślałam. Zatrzymałam się raptownie, wbijając pazury w ziemię. Ortanus był tym tak zaskoczony, że z prawie całą szybkością pędzącego wilka, wpadł na drzewo. Dyszałam, patrząc się z zapałem w ziemię, obserwując pracujące mrówki. Akurat teraz, gdy przyzwyczaiłam się do życia bez niego! Los jest okrutny. Chłopaki patrzyli na mnie zdziwieni. Feniks już otwierał pysk, by coś powiedzieć, ale w tym momencie, ryknęłam na cały las. Miałam gdzieś to, że ktoś może się obudzić. Byłam na skraju załamania nerwowego. Ale po chwili, mruknęłam coś pod nosem, aby moi przestraszeni przyjaciele się nie martwili, po czym pobiegłam przed siebie. 
   Do świątyni było niedaleko. Najpierw musieliśmy udać się do Świątyni Dnia i Nocy. Spojrzałam w niebo. Było  około piątej nad ranem, ale jeszcze było ciemno. Gdy dobiegliśmy, stanęłam obok wejścia. 
  - Teraz zrobisz tak. - powiedziałam do Ortanusa. - Kiedy ja przyzwę Strażnika Wejścia Braci Doby, ty padniesz i powiesz tak: "Nie jestem godny posmakowania życia, ale proszę o jeszcze parę lat bycia". Proszę cię, nie pomyl się, bo...
   Zacisnęłam zęby. Nie zdradziłam mu szczegółów jego kary, bo inaczej w życiu by tam nie wszedł. Wszedł do świątyni, lekko chwiejnym krokiem, po czym ja zanuciłam.
" Wielki ten świat jest, ma wiele sekretów. Można je odkryć, jednakże jest to trudne. Był taki jeden, nikt jego imienia nie zna, ale zrobił zrobił za życia tyle, ile wilków sto by nie zrobiło. Wzniósł się on, ponad chmury i ponad wszystko co żywe, aż dotarł do niebios. Tam powitali go zdziwieniem i wściekłością, ale dali mu miejsce koło siebie Bracia Doby, którzy jako jedyni powitali go życzliwie i postawili go przed bramą królestwa swego. Odtąd zwą go Strażnikiem Wejścia Braci Doby. Przyjdź do nas, o najpotężniejszy z naszych i uzdrów mego przyjaciela!"
   Pod koniec, krzyczałam na cały głos. Po ostatnim słowie, jakie wypowiedziałam, jeszcze chwilę było słychać jego echo, po czym zapadła grobowa cisza. O nie, pomyślałam przestraszona. Czy on jeszcze żyje? Feniks i ja czekaliśmy minutę, dwie, aż w końcu Ortanus wybiegł cały zadowolony ze świątyni. Na ścianie pokazał się licznik. Zostały nam cztery godziny. 
  - Powiem wam co się stało. Powiedziałam to co mi kazałaś - zwrócił się do mnie podekscytowany. - Przeteleportował się, był takim jakby duchem, i przegryzł mnie wpół. W końcu mnie to nie bolało, tylko czułem mrowienie i widziałem moją krew, spływającą po podłodze. Powiedział coś w stylu "Kobiety są nieprzewidywalne", uśmiechnął się i mnie wyrzucił.
   Tylko na niego spojrzałam, ale Feniks najwyraźniej był poruszony. Pobiegliśmy dalej, ale ja chciałam usłyszeć od niego jeszcze jedną rzecz...
  - Jak bardzo kochasz Sombrę? 
<Ortanus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz