piątek, 31 października 2014

Od Shayninga CD Kimmiego, i

Trochę nie rozumiałem o co chodziło z tym lustrem. Bo po jakiego grzyba przyprowadzał mnie aż tutaj?
-  Tago prosił mnie abym wam to pokazał - wyjaśnił mistrz wyprzedzając moje pytanie.  Zastanawiałem się co łączy mnie z sokołem? Mistrz nie wyjaśnił mi tego... Nagle w ścianie wytworzyło się widmowe przejście. Stał w nim biały wilk z rysą przez rubinowe oko. Wyraz twarzy miał zacięty i nie zbyt łagodny. Ku mojemu zdziwieniu ukłonił się.
- Mistrzu - wyszeptał - Noche Cię wzywa.
- Przepraszam na chwilę - mglista sylwetka wilka pstryknęła palcami. Znaleźliśmy się w innym pomieszczeniu. W bibliotece.
- Co ...? - wyszeptał Kimm. Wzruszyłem ramionami. Trzeba czekać aż mistrz wróci. Odruchowo sięgnąłem po pierwszą lepszą księgę. Była gruba, obdarta i bardzo stara. Dmuchnąłem aby usunąć warstwę kurzu. Moim oczom ukazał się kaligraficzny tytuł " Spis Magicznych  Artefaktów Boskich". Pokazałem Kimmiemu księgę. Prychnął.
- Serio to przeczytasz?
Nie odpowiedziałem tylko zacząłem przewracać strony.  Zatrzymałem się u Bossqua, gdyż ilustracja przedstawiająca zielony medalion przykuła moją uwagę. Porównałem zdjęcie z moim wisiorem. Identyczny.  Chciałem sie dowiedzieć czegoś o używaniu magii lasu.Przeczytałem parę linijek jednak monotonne słowa znudziły mnie więc poleciałem dalej.Dotarłem do Opuesa. Przeglądałem spisy jego magicznych artefaktów. Nagle coś zwróciło mój wzrok. " Lustro Prawdy"
- Patrz - pokazałem stronice Kimmiemu jednak ten zignorował mnie. Ominąłem pare fragmentów:

(...) Magiczny wilk znający swoje wewnętrzne JA , tuż przy wejściu do otchłani śmierci (- Nie mogli napisać po prostu śmierci!? ) ostatkiem sił przybiera postać stworzenia bądź zjawiska które ujrzał w tafli magicznego szkła Opuesa. (...)
- Bla, bla bla - warknął mi Kimm obok ucha. - Ciekawią cię te pierdoły?
- Nie. - westchnąłem zamykając gwałtownie księgę. Odłożyłem ją na miejsce. Przejechałem palcem po regałach.  W jednym kącie stała półka biblioteczna z 6-cioma regałami, a każdy rząd ksiąg był innego koloru. Sięgnąłem po zieloną. Była to mała książeczka mieszcząca się w obu dłoniach. Okładkę oplatały gęste pnącza bluszczu, a bojąc się ich tknąć, nie przeczytałem tytułu. Otworzyłem na byle jakiej stronie. Okazało się to być drzewo genealogiczne Bosque'a. Nie wiarygodne, że rodzina boga mieści aż 500 stron! Przewracałem je znudzony czytając monotonnie trudne imiona, patrząc na portrety zadumanych w sobie lalusiów przypominających zdeptane krzaki. Kiedy przejechałem na ostatnią stronę zatkało mnie.

Kimm Shiroli I (Bla bla...)
Lizzie (Bla, bla ...)

To były ostatnie imiona w książce. Portrety przedstawiały w ogóle nie podobnych Lizziego i Kimma. Dół ostatniej strony falował, gotowy zmienić się w każdej chwili. Odwróciłem się w stronę przyjaciół i machnąłem na przyjaciela łapą. Kiedy podszedł do mnie i zaglądnął w księgę, był zdziwiony, jednak nie dał tego po sobie poznać.
- A więc, Clear nie jest następczynią Bosque?
- Widocznie ma za mało twoich genów - pokiwałem z mądrością głową.

< Kimm? HALO RESZTA! PACZEĆ W LUSTRA BO IDZIEMY Z FABUŁĄ DO PRZODU! >

Halloween'owy Event!

   
,, W noc Halloween strzeż się,
Amulet swój miej.
Gdy ducha zobaczysz to czym prędzej wiej.

I dynię pocałuj, bo dynia to znak,

Że Ty z duchami jesteś za pan brat! ''
wstazka
,, Duchy, strzygi i upiory,
Dziś harcują, toczą spory.

Kogo to dziś upolują, 

Komu figla zaserwują.

Duchów tych się trzeba bać,

Nie wiesz, co się może stać! ''
wstazka 
,, Z prastarych ksiąg znane
Wychodzą w tę noc,

By w Halloween wieczór

Zabawić się móc.

By jeszcze raz poczuć, 

Co ciało i ruch,

By zmienić się w skórę
By wkraść się w czyjś duch.
Lecz z końcem wieczora, 
Ty maskę swą włóż,
By nie dać się poznać,

Że zdrowy Twój duch! ''
wstazka
,, Strachów i straszydeł bez liku -
Rozkudłana czarownica,
Wilk, wyjący do księżyca, 
Diabeł, rodem aż z Tasmanii,
I Drakula z Transylwanii,
Wampir wielki jak kanapa,
Wielka Stopa, Czarna Łapa,
Wilkołaki z jednej paki,
I skrzeczące ryboptaki,
I paskudne trzy ropuchy,
I ryczące wściekłe duchy,
I straszydeł zastęp spory,
I potwory, i upiory,
I ziejące ogniem smoki
Oraz inne obiboki. ''

Tak przedstawiono w nie co śmieszny sposób Halloweenowy sposób na życie. Z okazji tego oto święta, robimy event oraz konkurs ważne od dnia dzisiejszego ( 31.10.2014r. ) do piątku za trzy tygodnie ( 21.11.2014r.).
Event
Polega on na Halloween'owej zabawie. Wszystkie wilki w watasze mogą straszyć się, opowiadać różne historie które mogą dziać się tylko 31 października. Do sklepu dodane będą przedmioty ( w baaardzo niskich cenach ), które możemy sobie przekazywać, zachować dla siebie lub okazać tym swoją sympatię do innych. W profilach naszych wilków pojawia się coś takiego jak ,, Event ''. Coś takiego, to nic innego jak liczba Halloween'owych przedmiotów zakupionych przez daną osobę. Na początku wszyscy mają po 2 przedmioty. Używajcie ich wyłącznie w dobrych celach!

Konkurs
...Na najstraszniejsze i najdłuższe opowiadanie!Macie do wyboru kilka następujących tematów:
Temat 1
Raz w roku, ta nadzwyczajna noc trwa cały czas. Wieczne ciemności przerażają wilki z Watahy srebrzystego nieba, toteż nikt nie wychodzi. Krążą legendy, że w Halloween budzą się starożytne monstra które straszą w każdym miejscu. Nie wierzysz w te,, bajeczki " więc decydujesz się na opuszczenie ciepłej jaskini i odnalezienie potworów. Historia okazuje się prawdą. Nad Watahę nadciąga Apokalipsa Potworów i jedynym sposobem na unicestwienie ich są magiczne cukierki, nafaszerowane specjalną trucizną ( dostępne również w sklepie ). Niestety masz ich tylko 7.  Napisz jak z przyjaciółmi  próbujesz zapobiec Apokalipsie ( jak walczysz ). Czy uda ci się powstrzymać potwory? Czy starczy ci słodyczy? Czy wyjdziecie z tego cali, czy też nie...


Temat 2
Przechadzając się wieczorem podczas pięknej pełni księżyca, słyszysz przerażający krzyk jednej w wader.  Próbujesz namierzyć źródło dźwięku. Okazuje się, że głos dobiega z Mrocznego Lasu. Czy odważysz się wejść do środka? Jakie okropności cię tam czekają? W jakim stanie z niego wyjdziesz? Kim jest tajemnicza wadera, czy potrzebuje pomocy czy raczej ty będziesz jej potrzebował?


Temat 3
Podczas nocnego wypadu z przyjaciółmi napotykacie dziwne krwawe znaki na drzewach. Ciekawi, łaknący przygód wy zaczynacie podążać za śladami. Niespodziewanie trafiacie w dziwne miejsce w które jeszcze nigdy nie zwiedziliście. Okazuje się, że trafiliście na arenę gdzie aby przeżyć musicie pozabijać się nawzajem. Czy starczy ci odwagi? Czy dasz radę zabić własną rodzinę? Może znajdziecie inne wyjście?

Konkurs tak jak cały Event trwają ( jak wyżej wymienione ) do przyszłego piątku. Na zachętę napiszemy co otrzymacie w nagrodę za konkurs i udział w tym wydarzeniu. Informacja o wygranymi ukaże się na stronie 21.11.2014r., wraz z wiadomością na Howrse gdzie wyślemy ci losowe zdjęcie Halloween'owego zwierzaka (Nagroda za pierwsze miejsce) oraz formularz do wypełnienia. 

Konkurs:
1. Miejsce: Halloween Magic Story - Po użyciu tego przedmiotu w jednym ze swoich opowiadań otrzymujesz jedno z następujących zwierząt: Pająka, Czarnego kota, Smoka(Halloweenowego) lub nietoperza. Okazuje się, że to dar zesłany Tobie przez bogów za Twoją odwagę. Otrzymujesz też 10 zestawów Halloween Event oraz 5 000 SG.


2. Miejsce: Plack Cat ( czyt. Plak Kat ) - Jest to ,,plaga'' w dobrym znaczeniu tego słowa. Przez 10 dni, będzie chodzić za Tobą Czarny Kot. Przyniesie Ci szczęście lub pecha, zależy to od tego, jak go potraktujesz. 10 nocy znika w tajemniczych okolicznościach... Otrzymujesz też 5 zestawów Halloween Event oraz 3 000 SG.

3. Miejsce: Spider Cake - Bycie trzecim nie jest takie złe. W nagrodę dostajesz Halloween'owe babeczki... Ale nie zwykłe babeczki! Są one zaklęte i tylko nie liczni mogą ich skosztować! Dostaniesz gratis tajemnicze pudełko... Otrzymujesz też 2 zestawy Halloween Event oraz 2 000 SG.

Event
Wszyscy członkowie watahy, którzy wzięli największy wkład w nasz Event z okazji tego święta, dostaną 15 zastawów Halloween Event + wybrany podstawowy przedmiot ze sklepu.

Jak na razie to wszystko i mamy nadzieję, że nagrodzimy wiele wilków. Jeżeli z okazji tego święta Event będzie bardzo popularny, zrobimy też na Gwiazdkę, Wielkanoc, itd. Pod główną treścią posta przedstawimy wilki zgłoszone do konkursu.
~ Dziękujemy bardzo,
Rada Watahy.

Wilki zgłoszone do konkursu:
  • - Thalia
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -

czwartek, 30 października 2014

Od Kimm'iego Cd. Shayninga

- Dobra starczy tego. Teraz ja. Bosque mnie tu wysłał. - Warknąłem. - Uczyłem Falvie pocisków!
Przepchnąłem Shay'a i dumnie stanąłem przed lustrem. Powoli formował się w nim kształt. Widziałem wszystko. Skrzydła, długie nogi, ogon, kły...
Skyrim Dragon Wallpaper Wallpaper
- Smok. - Wyszeptałem.
- Jesteś Waleczny, Pewny siebie i agresywny. Masz jednak kilka postaci. W tym i charaktery. Potrafisz być dobrym przywódcą i przyjacielem, ale masz swoje złe i twarde cechy...
Shay spojrzał na odbicie z zazdrością.
- Czemu on ma smoka a jakiegoś Dużego Kurczaka Który Lata? - Warknął. Po chwili skakaliśmy sobie do gardeł. Od kiedy miałem w krwi Blodspill mój charakter do przyjaciół uszedł zmianie.
<Shay? Sory, że krótkie...>

Od Shayninga "Lustro"

 Znowu ten korytarz. Znowu ten tunel, znowu ten cholerny korytarz! Do jasnej anielki, czy choć raz mogę zaznać świętego spokoju!? Ale, nieee. Oczywiście znowu ironia losu musiała, PO PROSTU MUSIAŁA, zabrać mnie do kolejnego, bzdurnego miejsca bez najmniejszego śladu jakiejkolwiek logiki! DO JASNEJ CIASNEJ PIORUNA! Miałem ochotę przeklinać, wyć, biec, nie biec, wszystko! Miałem cholernie dość tych całych zagadek od bogów, nie bogów czy innych cholerstw!
 Miałem nadzieję, że ten zasrany korytarz dobiegł końca. TO BYŁO CHOLERNIE WKURZAJĄCE! Ku mojemu zdziwieniu na końcu korytarza zamigotała mglista sylwetka. Co do....?
- Mistrzu?
Wilk kiwnął głową.
- Nie wściekaj sie, Shay. Pamiętaj. Opanowanie czyni z wilka dobrego przywódce. Chodź za mną.
Zniknął, aby w następnej kolejności ukazać się dalej. Biegłem za nim, kiedy dotarliśmy do komnaty z jednym lustrem. Podszedłem do niego ale nie zajrzałem w odbicie.
- To jest lustro prawdy, Shay. Odbicie pokazuje kim naprawdę jesteś - wyjaśniła mglista postać mistrza.  Usłyszałem pacnięcie łapy.Rozejrzałem się po sali. Zdałem sobie sprawę, że ze mną są wszyscy - Katrina, Lili, Kimm, Thalia ...
 Spojrzałem niepewnie w lustro. Ale zamiast siebie zobaczyłem ... ptaka. To był sokół.
- Hiv? - zapytałem, a ptak poruszył dziobem wraz z moimi słowami.
- To jesteś ty, Shay - powiedział mistrz. - Lustro pokazuje ciebie kim naprawdę jesteś..
- Ten wypierzony kurczak to ja? - zapytałem z ironią, a sokół przekrzywił głowę z moim ruchem. Drzemie we mne sokół? A czemu akurat sokół? Cóż, może i jestem podobny do Hiva ale nie jestem ani spostrzegawczy... Nawet latać nie umiem!

<OKROPNY BRAK WENY ALE MUSIAŁAM! Ktoś z wyżej wymienionych? Co wy zobaczycie w lustrze? >

wtorek, 28 października 2014

Od Lili CD cz.2

      Sceneria zmieniła się i zamiast w jaskini staliśmy teraz w tym samym zamku, w którym byłam 2 lata temu na życzenie bogów.
- Pamiętasz, jak cię tu przyprowadziłem po raz pierwszy? - zagadał dziadek.
- Niestety tak... - westchnęłam teatralnie.
- Obiecałaś wtedy, że przemyślisz przedstawioną propozycję. Rama nadal jest pusta.
- Przemyślałam to - odparłam chłodno z powagą na pysku.
< Uzasadnienie pewnie nie nastąpi... >

Od Lili cz.1

      Tej nocy miałam trochę dziwny, a zarazem straszny sen: Szłam długim korytarzem. Ściany były całkowicie białe i łączyły się pod kątem 90* *. Nie widziałam jego końca za moimi plecami, a przede mną jaśniało delikatne światło. Podłoga była zimna i w dotyku przypominała oszlifowany marmur. Moje kroki niosły się echem po całej komnacie. Słyszałam też bicie własnego serca i równomierny ciężki oddech.
      Nagle usłyszałam za sobą szmer, którego na pewno nie mógł wydawać mój ogon. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam ciemne plamy pełznące w moją stronę po ścianach, zabarwiając już większość pomieszczenia na czarno. Ruszyłam pędem przed siebie, oglądając się co chwila w stronę ,, nicości ''.
      Gdy zaczęłam już opadać z sił, smugi cienia wyminęły mnie i szybko dotarły do końca korytarza. Światło przede mną rozbłysło przez chwilę i po której zniknęło. Całe pomieszczenie zaczęło zapadać się w nicość część po części. Stałam teraz na jedynej unoszącej się poziomo płycie. serce łomotało mi w piersi, a wzrok błądził po pustce. Uderzyłam przednimi łapami w posadzkę. Łzy napłynęły mi do oczu. Nakryłam głowę łapami i zaczęłam chlipać przyciskając pysk do podłoża. W oddali usłyszałam tylko szyderczy śmiech dobrze mi znanego i znienawidzonego Jacka.
      Obudziłam się. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że zasnęłam w progu Jaskini Losu, którą tak upodobał sobie samiec Delta. Czemu akurat tu? Przecież strasznie padało! Przetarłam oczy i rozejrzałam się. Runy niespokojnie krążyły w jednym miejscu. Podeszłam tam i przyłożyłam łapę do otworu w podłodze, który był dokładnym odciskiem mojej łapy.
      Poczułam na ramieniu dotyk, i aż podskoczyłam. Bez namysłu rzuciłam się na szyję osobie, która mnie wyrwała z odrętwienia. Po dłuższym kontakcie zrozumiałam, że tamta osoba również mnie obejmuje, a był to mój dziadek - Opues. Runy zawirowały woków i już wiedziała,, że to mój los się teraz pisze.

<C.D.N.>
* Oznaczyłam tak jednostkę stopni.

Od Shayninga

Grzebałem natarczywie w swoim pokoju. Znajdowałem się w Watasze Szklanego Lasu bo naszła mnie ochota na odwiedzenie starego domu. Sock odpłynął dzisiaj w jakieś poza ziemskie miejsce, a Malu była na polowaniu toteż żaden z przyjaciół nie miał na mnie czasu. Siedziałem w grocie i oglądałem pamiątki z dzieciństwa. Kesha przyglądała mi się z uśmiechem.
- A to była twoja ulubiona zabawka - westchnęła radośnie.- Uwielbiałam patrzeć jak próbujesz na nią zapolować.
Przyjrzałem się z zdziwieniem dziwnemu przedmiotowi.
- Że niby to? - zapytałem. - Tego się zjeść nie da, jak mogłem to lubić!?
Kesha zaśmiała się. Oglądałem dalej kiedy natknąłem się na drewnianą tabliczkę. Dopiero teraz spostrzegłem, że to rysunek. Przedstawiał on dwa wilki, z nosami przy sobie w świetle zachodzącego słońca. Obrazek był pokolorowany byle jak ale poznałem moją kreskę + wielki napis "Lof forewer"

(Proszę nie kopiować, gdyż ten bazgroł jest moim dziełem)

- To moje? - zapytałem z miną, jakbym właśnie oglądał zdjęcia z dzieciństwa mówiąc "Serio to byłem ja!?"
- Tak...- westchnęła matka. -Pięknie wtedy rysowałeś ...
- Rany julek co mi wtedy w głowie siedziało ...
- Och przestań - zaśmiała się mama. - To urocze.
- Bueee - wzdrygnąłem sie i odłożyłem tabliczkę. - Za dużo słodyczy ...
Miałem właśnie szukać dalej kiedy moją uwagę przykuł jeden szczegół. Wilki na rysunku okropnie przypominały mi pewną parę z mojej watahy ... Jednak nie miały skrzydeł. Wzdrygnąłem sie na myśl o Sombrze. Było to okropnie wspomnienie, bardzo łzawe wspomnienie. Nie mogłem przestać o tym  myśleć...

<Może będzie C.D.N a może nie :P >

poniedziałek, 27 października 2014

Od Rene CD Shayninga

- Dzięki - powiedziałam. - Ale teraz, ty mi powiedz: CO TY TUTAJ ROBISZ?
- Ryzowałem - wskazał łapą na obraz. - A ty? - uśmiechnął się pod nosem.
      Wprawiło mnie to w lekkie zakłopotanie, lecz otrząsnęłam się, i odpowiedziałam:
- Chciałam gdzieś wyjść. Po dotarciu tutaj, zobaczyłam Lizzley'a i zostaliśmy tutaj. Zbliżała się noc, więc przenocowaliśmy tu. Rano, czyli teraz, postanowiłam na coś zapolować, żeby mieć jakieś śniadanie. Teraz zastanawiam się nad zostaniem tu dłużej...
- Aleee... Wrócisz do reszty watahy, tak?
- Oczywiście - zaśmiałam się. - Nie będę tu przecież całe życie... Przyrzeknij mi jedno...
- Hmmm?
- Nie mów o moim... naszym, moim i Lizz'a pobycie tutaj.
- OK. Puścisz mnie już wolno?- zażartował Shay.
- Tak, biegnij - powiedziałam i oboje ruszyliśmy w przeciwnie biegnące sobie strony.
      Była to bardzo wczesna pora, ale wiedziałam, że wkrótce Liz się obudzi i mój plan diabli wezmą. Z tego właśnie powodu, musiałam się śpieszyć.
      W oddali zobaczyłam dwie sarny. Zaczęłam się skradać. Nagle coś je spłoszyło. To chyba ja... Trudno. Ruszyłam za nimi w pogoń.
      Stworzyłam siatkę z pięciolinii, którą rzuciłam im na drogę. Zaplątały się, a ja miałam czas, żeby je złapać. już były moje. Były mi podane jak na tacy. Wbiłam im kły w szyję. To co, że byłam cała brudna z tego wszystkiego? nie daleko płynęło jeziorko w którym się opłukałam.
      Jedno z martwych zwierząt zarzuciłam na plecy, drugie trzymałam w zębach ( oto i jak nie przechowywać wędlin i mięsa xD ). Wzniosłam się w powietrze i rozpostarłam skrzydła. W ten sposób szybko dotarłam na miejsce. Do zamku.
      Gdy dotarłam, na moje szczęście Lizz wciąż spał. Łapą przeczesałam delikatnie jego blond czuprynę. Po chwili obudził się.
      Zamieniliśmy ze sobą kilka słów i zabraliśmy się do jedzenia śniadania.

< Lizz, masz już trochę weny na srebrnej tacy : D >

Od Shayninga

Wśród cienistych płaszczy nocy, o tej późnej porze, przez łąkę przemykają dwie ciemne postacie. Pierwsza, prawdopodobnie, nie zdaje sobie sprawy z obecności drugiej. Obie młode wilczki zmykają ku wejściu zamku, nie zdając sobie sprawy z obserwacji ....
 Byli to Rene i Lizzie.  Wiedziałem, że nie powinni wychodzić o tej porze, ale nie miałem serca ich wydać. Byli tacy młodzi i radośni. Nie mieli jeszcze zmartwień, ledwo wiedzą co to życie. Zazdroszczę im tego. Kiedyś też taki byłem. Teraz, zaczęły się zmartwienia, konsekwencje,  czas odpowiadać za swoje czyny. Westchnąłem, a wiatr rozwiewał mi futro. Dlaczego, trzeba dorosnąć? Nie miałem zamiaru, dostać zmarszczek od zmartwień ...
 Wyciąłem pazurem w korze, równy prostokąt. Często to robiłem, gdyż te drewniane tabliczki służyły mi do rysowania. Trudno mi było wycinać w nich kształty, ale to jedyna opcja. Kilka razy próbowałem układać wzory z stróżek wody w powietrzu nad jeziorem. I tak po zerwaniu kontaktu z wodą, obraz rozlatywał się. Na piasku też nie było łatwo - w końcu przypływała fala aby porwać moje dzieło.
 Powoli szkicowałem krajobraz, widok który roztaczał się z mojego wzgórza. Góry, lasy, morze i klif z zamkiem. Ostrożnie zrobiłem zarys księżyca i lekkie postrzępienie nieba. Zrobiłem złe nacięcie, więc wyrzuciłem tabliczkę przed siebie, aż wylądowała niedaleko zamku. Zacząłem od nowa:


Jeszcze tylko góry i zamek. Chciałem nadać jakiejś barwy mojemu obrazowi. Gdybym był Lionelem z łatwością pokolorował bym ten szkic. Ale nie byłem, musiałem sobie radzić innymi sposobami. Sok z jagód, barwniki , inne kwiatki, nie kwiatki ... Szybko nadałem mu  głębi. Lekki odcień różu przechodzący w fiolet, powoli przeistaczający się w granat ... Ciemne plamy jako chmury ... W wodzie odbijało się niebo. Perłowy kolor księżyca ... Kilka razy potarłem plamy aby nadać im odpowiedni efekt. Mury zamku były częściowo oświetlone przez zapalone pochodnie, dające rubinowy blask. Bawiłem się światłocieniem, aż powstał mój obraz. Wyglądał, jakbym przeniósł całą tą piękną płaszczyznę na drewno. 
- Nie wiedziałam, że tak umiesz pięknie rysować - podskoczyłem na dźwięk głosu. To była Rene, która widocznie zdążyła już wyjść z zamku.
- Dzięki - powiedziałem krótko, patrząc na wschodzące słońce. - Nie jesteś zmęczona?
- Przespałam się w zamku - powiedziała cicho. Zdawała się być dziwnie przygnębiona. Nie podobało mi się to ..
- Wiesz, co... - zacząłem. - Weź go sobie. Jest twój.
Z uśmiechem wręczyłem jej obraz. Rene wybałuszyła oczy.  Widziałem w nich zachwyt ale nie wzięła go.
- Och, nie, nie mogę - mruknęła. - Włożyłeś w to dużo pracy ...
- To nie zwalnia mnie od podarowania go równie pięknej waderce - uśmiechnąłem się. Wyrosła. Już nie była tą małą, nieśmiałą drobinką. Była już dojrzałą waderą.
- Dzięki.
< Rene? >

niedziela, 26 października 2014

Muzyk Nieobecny!

Muzyk jest nieobecny, więc nie może pisać opowiadań za siebie ani dokańczać innych. Prosimy abyście nie pisali opowiadań dla niego!
~Wasze Alfy,
Kimm i Katrina

sobota, 25 października 2014

Od Rene

     Wczoraj odbył się pogrzeb smoczycy Shaya - Shantery. Razem z  Sashą patrzyłam jak jej dusza ulatniała się do nieba. Wadera siedziała na łące całą noc, a ja przy niej, aż do teraz.
      Sash wyglądała strasznie. Nie to, że nie podoba mi się jej wygląd, ale wyraz jej twarzy był straszny, o to mi chodzi. Objęłam ją łapą, a ona wpadła mi w ramiona i zaczęła lekko szlochać.
- Ona... Już... Nie wróci...
- Zrobiłaś dobrze organizując jej ceremonię. Skromną, ale ona na pewno teraz cieszy się, że o niej pamiętałaś - spojrzałam w niebo. Przytuliłam Sashę żeby poczuła się trochę lepiej. Uniosła głowę i popatrzyła mi w oczy. Widziałam, że uśmiecha się już pod nosem.
      Zbliżała się noc. Byłam sama, słońce chowało się za horyzont, a ja bacznie je obserwowałam. Zobaczyłam tam wszystkie wilki które odeszły z naszej watahy: Moon, Ceedar, Amicitia, Lionel, Anabells, Ortanus, Ina, Kasumi, Linda, Malo... a wśród nich zmarłą, poprzednią Alfę...
- Som...So... Om... So-So-Sombra... - wydusiłam z siebie na głos. Nie wierzyłam. Wiem, niektórych z nich nie znałam, odeszli przed moim urodzeniem, ale słyszałam jak wilki o nich pomrukują...
      Nagle odwróciłam się gwałtownie. Zapomniałam, że byłam sama.
      Stanęłam na brzegu skały i wzniosłam się w niebo. Nie wiem skąd i czemu, ale do moich oczu napłynęły łzy, które spływały po moich policzkach. Wizerunki wilków których już z nami nie ma, rozpływały się w oddali, ale ja zawzięcie chciałam je dogonić.
      Gdy ,, duchy '' zniknęły już całkowicie z mojego pola widzenia, dostrzegłam zamek, ale nie zwykły. Zbudowany był na skale. To, w jaki sposób był utwierdzony, zachwycało mnie. Wydaje się, że wybudowano go jakieś... ok. dwa lata temu, ale wiedziałam, że ma  chyba dwieście lat.
      Unosząc się w powietrzu zawahałam się, lecz wiedziałam, że nie zdążę wrócić do reszty wilków z watahy przed zmrokiem.  Zdecydowałam więc, że przenocuję w jednej z komnat.
      Wylądowałam na jednym z balkonów. Popchnęłam łapą drzwi, a te bez oporu otwarły się.
      Wewnątrz tak jak i na zewnątrz, ściany były wyłożone cegłami, jednak owinięte bluszczem. Pod ścianą stało królewskie łoże ( w całkiem dobrym stanie ), starannie zasłane, obok zaś była szafka nocna, dużo by opisywać, więc ujmę w skrócie, że wszędzie coś stało, jednak wszystko nie tworzyło sterty rupieci. W centralnej części komnaty, stał biały fortepian. Podbiegłam do niego i nie pewnie nacisnęłam jeden klawisz. Wydał z siebie czysty dźwięk. Przejechałam łapą po innych. Tak samo jak z pierwszym, wydobyła się z nich melodia.
      Usłyszałam dochodzący zza mnie dźwięk. Był to Lizzie. Od razu poczułam się inaczej... jak by... Jak by przepełniała mnie taka euforia jak nigdy.
- Lizz...
- Emmm... cześć? Sorry, ale szpiegowałem cię... Tak jak by - widziałam, że był zakłopotany. Uśmiechnęłam się blado.
- Przejdź do sedna.
-Zobaczyłem jak wylatujesz ze swojej jaskini, więc pomyślałem... że zobaczę gdzie lecisz. No wiesz, lepiej nie zostawiać wader samych bo...
- Bo? Bo nie poradzą sobie same? Jak chcesz się przekonać, że się mylisz zostań tu ze mną i... NIE ODZYWAJ SIĘ - na ostanie słowa, sama dziwnie zareagowałam: Zrobiłam kilka kroków do tyłu, a oczy zasłoniłam łapą.
- Rene? Spoko? - zapytał lekko wystraszony i podbiegł do mnie. Ja gdy tylko zbliżył się do mnie skoczyłam na niego, a ten leżał na plecach na posadzce.
- Wciąż myślisz, że wadery są bezbronne? - zaśmiałam się i pomogłam mu wstać.
      Wyszłam na balkon i spojrzałam na zachód słońca. Trochę tęskniłam za domem, ale nie poddawałam się. Chciałam trochę odpocząć... Chociaż od tej nicości. Bo co? Matka jest Alfą, ojciec pół-demonem, brat chwali się tym, że umie latać a potem gdzieś ucieka... Tylko ja, mała, bezbronna Renechive...
      Powstał już księżyc. Cały srebrny, mieniący się i te srebrzyste gwiazdy...
- Piękne.
- Niebo? - odezwał się Lizzie - Zawsze takie jest. Wzlecisz wyżej, nad jakąś samotną półkę skalną i już jest wyraźniejsze. Położysz się na łące, piękniejsze.
- Czyli, wychodzi na to samo - zauważyłam. Wycofałam się i podeszłam do fortepianu. Śnieżno-biały instrument tylko czekał żeby ktoś na nim zagrał...
      Przesuwałam co jakiś czas niepewnie palcami po klawiszach. Onieśmielał mnie nie co JEGO wzrok skierowany na mnie. Raz pewnie, raz nie i tak na zmianę.
      Kiedy skończyłam, Lizz zaczął klaskać. Widocznie, spodobało mu się to.
 - Nie wiedziałem, że umiesz na tym grać.
- No cóż, ja też nie wiedziałam ale już wiem - zaśmiałam się. Wyjrzałam za okno. Światło księżyca spływało na łoże - całe zasłane połyskujące srebrem.
- Chyba czas już spać - oznajmił Lizzie. Położył się, a ja poszłam w jego ślady. Wtuliłam głowę w jego ciepłe futro i zasnęłam.
      Wiedziałam, że jest trochę zdziwiony, ale czułam, że położył swoją głowę na moim ramieniu.
< Lizzie? Postaraj się trochę i idź wreszcie spać xD >

sobota, 18 października 2014

Od Lebelle CD Kimm'iego

      Patrzyłam zdziwiona na moją córkę. Czułam, że jest moja, że jest moim dzieckiem, ale coś tu było nie tak.
- Jeszcze się do niej nie przekonałaś, co? – Kimm bezbłędnie mnie rozgryzł.
- Jak to możliwe, że ona jest moją córką? – spytałam – Kocham ją, ale ...
- Rozumiem cię. Jednakże musimy jej zapewnić schronienie, miłość, rodzinę. Falvie jest jeszcze mała.
      Westchnęłam. Oczywiście, że o tym wiedziałam. Nawet tak potężny szczeniak jak Falvie jest narażona na mnóstwo niebezpieczeństw. Spojrzałam na moją śpiącą córkę. 
- Postaram się … - szepnęłam. Kimm usiadł przy mnie. 
- Kochanie, to twoja córka, twoje dziecko. Wiem jak ci ciężko, ale musimy się na razie skupić na dobru Falvie.
<Kimm?>

Od Scarlet CD Tajfuna

- Zamknij się Tajfun to nie jest śmieszne! – darłam się, bo smok właśnie zrobił korkociąg prawie mnie zrzucając. Gad odwrócił głowę i powiedział:
- Ale to chyba nie było do mnie co? 
- Nie, nie oczywiście, że nie… - zreflektowałam się. Nagle o czymś sobie przypomniałam. 
- Tajfun, tak ten Tajfun – tam zostały moje zwierzaki musimy wróóóóócić! – wrzeszczałam ochryple. 
- Na rozkaz! – powiedział spokojnie i zawrócił się wraz ze smokiem. Pod krzaczkiem czekały na mnie kotek i paw. Zeszłam drżąc ze smoka i rzuciłam się z miłością na ziemię.
- Kochana ziemia! – powiedziałam – Niegdy więcej mnie na to nie namówisz ty … ty…
- No? Co? – dopytywał się rozbawiony. Machnęłam tylko ogonem i dałam znak zwierzakom, że mogą wyjść. 
- To Helly, a to Kively. To Tajfun. – przedstawiłam ich sobie. 
- Musimy iść do TEJ watahy.. – powiedział chichocząc Tajfun.
- No właśnie IŚĆ. Będziemy IŚĆ.
< Tajfun? >

czwartek, 16 października 2014

Od Thalii

Błysk. Błysk. Jeszcze jeden Błysk. Kolejny. I Kolejny. W każdym możliwym miejscu migały małe światełka.
Potrząsnęłam głową i ruszyłam dalej.
Nagle usłyszałam donośny jęk a raczej ryk.
Gdy ruszyłam w stronę dźwięku widziałam coraz więcej światełek. Gdy zatrzymałam się w krzakach ujrzałam coś wielkiego białego i włochatego.
Było ogromniaste, białe a na jego pysku widniała szara strzałka. Gdy przesunął się bardziej na bok zauważyłam że ma kilka wielkich łap.
Zmarszczyłam brwi.
Wokół stworzenia obwisały mocne liny.  Powoli podeszłam do potwora.
Gdy mnie zobaczył przymilkł i obserwował mnie z zaciekawieniem.
Położyłam drżącą łapę na jednej z lin i popatrzyłam na niego.
On energicznie pokiwał głową i zamruczał.
Zachichotałam. Chwyciłam mocno linę.
<><><><><>
Wielki zmutowany  Jak polizał mnie.
Zaśmiałam się.
 - Wystarczy już! - zaśmiałam się.
Gdy przestał poptrzyłam w jego pełne energii oczy.
-  Będziesz się nazywał .. - namyśliłam się - Appa.
Appa zapiszczał z zadowowolenia i położył się na brzuchu.
Gdy stanął powoli wsiadłam na niego.
Pomyślałam nad pierwszym lepszym słowem do ruszenia.
 -Yyyy Wio? - z błaganiem popatrzyłam na jego rogi - Jupi ..? Ruchy? Hop hop ....
Jak podniósł się z ziemi i poleciał.
 - Aaaa! - krzyknęłam - Ty latasz!
<Ktoś?>

Od Shayninga " Hiver"

Dzień był chłodnawy, łąka była zasnuta mgłą. Powietrze kuło w nos, ziemia mroziła łapy jednak to nie zmieniło mojego dobrego nastroju. Mimo zimna świeciło słońce, a to że niedawno padało, ukazywał tęczowy łuk na niebie.
 Niedawno zmarła Shantera, moja śmiertelna smoczyca. Było mi jej żal. Jednak było mi też siebie żal. Większość czasu  spędzałem swojemu stanowisku i Sasha opiekowała się smokiem. Nie sprawiłem się dobrze. Czułem boleśnie jej brak, miałem nadzieję, że ból minie. Ale niestety ....
 Westchnąłem. Zatrzymałem się na polance, wyglądającej tak samo jak wszystkie inne. Usiadłem i zaszyłem wzrok na niebie. Było piękne - błękitne skażone białymi chmurami. Przeleciały nad nim dwa kształty. Był to sokół. Poznałem po jego budowie. Po kolorze, rozpoznałem, że była to jakaś rzadsza odmiana, w końcu sokoły są szare. Nie brązowe. Jakież było moje zdumienie kiedy w drugim kształcie rozpoznałem sylwetkę Winter Time. Te tereny znajdowały się całkiem niedaleko Mrocznego Lasu, zbyt niebezpieczne dla tak nie odpowiedzialnego smoka! Ciekawe czy Kimm, wie...? Mimo woli postanowiłem pójść za nim. Alfa zabiła by mnie gdyby coś mu się stało. Wiem jaki to ból stracić smoka...

<> <> <>
Winter Time był naprawdę szybki. Musiałem wyczarować sobie falę przy najbliższym jeziorze by go dogonić. W końcu kilka kilometrów ode mnie, wylądował. Okazało się, że bawił się z ... sokołem!
- Dobra robota, młody - pochwalił go wilczym głosem. - Jednak jeszcze trochę tłuszczyku trzeba było by spalić!
Smok był dumny z siebie. Podszedłem cichutko, jednak ptak mnie ujrzał.
- Alarm! Alarm! - zaskrzeczał przekrzywiając głowę i rozprostowując skrzydła. - Napad kundlów!
- Ej, ej uspokój się! - warknąłem w jego stronę. - Nie jestem kundlem. I nie zamierzam się kłócić z jastrzębiem.
- Jestem sokołem - skrzyknął. - Da się odróżnić. Jastrzębie wyglądają bardziej jakby je piorun trafił.
Uśmiechnąłem się. Ptak przypomniał mnie. Smok trącił sokoła nosem,
- Tak wiem wiem wiem - mruknął. - Wiesz jak to zdjąć? Nie? To spadam!
Chciał odlecieć jednak chwyciłem go za nogę. Na jednej łapce miał  czarną obręcz. Wyczułem magię. Czarną magię.
- Nie dobrze - mruknąłem. - Hiver musimy cię szybko zanieść do watahy.
Nie wiem skąd znałem jego imię. Jedynym wyjściem było wdrapanie się na Wintera...
<Ktoś? Kimm? To już trzecie opowiadanie xD >

środa, 15 października 2014

Od Sashy " Pogrzeb"

Musiałam to zrobić. Musiałam.
Po poinformowaniu zrozpaczonego Shaya o nieszczęściu Shantery, nie mogłam dłużej tak stać. Musiałam coś zrobić.
Zorganizowałam pogrzeb.
 Odwiedziłam miejsce jej śmierci. Pochowałam prochy do małej szkatułki, oraz wzięłam jajo gdzie była zamknięta jej dusza. Dużo czytałam o smokach. Jajko należy otworzyć aby jej dusza mogła zaznać spokoju.
<> <> <>
Pogrzeb miał miejsce na wzgórzu, w jej ulubionym miejscu. Dziura wykopana przeze mnie była zasłana kwiatami. Zjawili się wszyscy. Muzyk puścił pasującą muzykę.
















Podałam szkatułkę Shayowi który umieścił ją w dole. Powoli dzięki magii Kimiego, dziura zasklepiła się. Shayning otworzył jajo.
Patrzyłam powoli jak jej dusza ulatnia się w górę .....

<Tak wiem - nie miałam weny xD >

Od Tajfuna CD Scarlet

 -  Być może wiem gdzie ona jest   - uśmiechnąłem się złośliwie.
 - A co ona jest taka ... hmm ważna ? - spytał najwyraźniej nie wiedząc że żartuje.
Przewróciłem oczami.
  - To był żart! Wy wadery nigdy nie wiecie o co chodzi ... - przychnąłem żartobliwie i odwróciłem się gotowy do odejścia.
 - Nie czekaj! - pisnęła Scarlet.
Znowu przewróciłem oczami.
- Znowu! - krzyknąłem i odwróciłem się.
 - Oj tam! - zaśmiała się - A więc eee ...
 - Tajfun.
- A więc Tajfunie - poprawiła się - Zaprowadzisz mnie?
 Kiwnąłem głową i odleciałem.
 - TAJFUN! - krzyknęła - NIE MAM SKRZYDEŁ!
Na krzyknięte imię "Tajfun" wszystkie drzewa zaczęły się niespokojnie gibać.
 - Po pierwsze .. - powiedziałem niespokojnie - To był żart .. zauważyłem. A po drugie .. - przełknąłem ślinę - Wezwałaś Tajffuna ...
Smok wyłonił się zza drzew i poleciał prosto do nas.
 Wadera krzyknęła i przygotowała się do ucieczki ale ja zleciałem i zatrzymałem smoka.
 - Tajffun .. - mruknąłem - W ogóle dlaczego mam takie samo imię jak ty?!
 - Dokładniej prawie takie same - uśmiechnął się.
 - Nie ważne. Pomyłka .. - westchnąłem - Ale skoro już tu jesteś ...
Odwróciłem się by popatrzeć na Scarlet która skumała już o co chodzi i powoli wycofywała się ..
-  O, nie nie nie nie nie .. - pisnęła ale ja ją złapałem i wrzuciłem na grzbiet.
<>Kilka minut później<>
- AAAAA! - wrzeszczała wadera a ja śmiałem się (no trochę z niej ..) z przodu. - To nie jest śmieszne!!!!
 - Czyżby? - uśmiechnąłem się i dałem znak smokowi. Ten poszybował w górę jak korek.
Wadera jeszcze bardziej wrzeszczała.
<Laver? xD>

wtorek, 14 października 2014

Od Scarlet

      Na niebie pojawiła się tęcza, a motyle latały wokół mnie. Szłam dalej niezmordowanie, choć nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Obok dreptała Helly, a nad głową leciał Kively.
- Daleko jeszcze? – jęczała kotka.
- Na marudź. – zbeształ ją ptak – Scarlet dobrze wie, co robi.
- Wiecie kochani już dawno straciłam nadzieję, że kogoś znajdę, jakąś watahę. Idziemy już tak długo.
       Kively usiadł mi na ramieniu.
- Mogę się przelecieć i zobaczyć czy jest coś w pobliżu. – zaproponował.
      Westchnęłam:
- Jeśli masz ochotę… - i mój Rajski Paw odleciał. Hell znowu jęknęła:
- Łapy mnie bolą. – wsadziłam ją sobie na grzbiet i podążyłam dalej. Po pół godzinie nadleciał Kiv.
- I co? – spytałam.
- Zauważyłem niedaleko wilka! Szybko chodź! – pobiegłam w kierunku wskazywanym przez towarzysza. Rzeczywiście – stał tam biały skrzydlaty wilk.
      Wyszłam nieśmiało zostawiając zwierzątka pod drzewem.
- Cześć. – powiedziałam cicho. Podskoczył wystwaszony.
- Ale mnie przestraszyłaś. – powiedział z wyrzutem.
- Jestem Scarlet i szukam watahy.
<Tajfun?>

NOWY KONKURS!

Kto wykona imiona?!
Mamy nowy konkurs pod tytułem "Kto wykona imiona". Chodzi w nim to, czy ktoś może obrobić zdj. naszych wilków tak, by były na nich imiona, wykonane różnymi sposobami. Jako test, dzięki któremu określimy kto wygra, jest Falvie!:

Prace wysyłacie mi (Urwis) na howrse, a ja będę je wklejać na blog ;)
Inni też ocenią. ^^
Nagroda to niespodzianka.

Zgłoszeni:

  • Kimm
  • Katrina
  • Thalia
  • -
  • -
  • -
  • -
  • -

Wygrani: 
  1. Nikt
  2. Nikt
  3. Nikt
Wyróżnieni:
  1. Nikt
  2. Nikt
  3. Nikt

poniedziałek, 13 października 2014

Nowa Wadera!

Oto nowa członkini watahy - Scarlet a Vel Laver! Serdecznie Witamy!

Od Kimm'iego

Pchnąłem ciężki mosiężne drzwi. Ujrzałem okrągły stół a dookoła złote trony. Największe trony były na samym przedzie. Były Diamentowe, nie złote jak reszta. Kolejno siedzieli (jak wskazówki zegara czyli od tronów diamentowych):
Noche i Tago
Bosque
Morto
Mall
Opues

- Kimm?
- Tak Dziadku? - Jęknąłem przerażony.
- Noche i Tago chcieli ci coś przekazać. - Uśmiechnął się.
- Prawda Kimm. Ostatnie wybraliśmy cię na opiekuna nowego Szczeniaka Boga. Nazywa się Falvie i będzie twoją córką. Twoją i Lebelle, siostrą Lizzley'a, Clear i Charlie. Musisz ją chronić i wychować jak najlepiej. Staraj się. Damy ci ją jako szczeniak, ale za tydzień będzie już dorosła. Dobrze?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Ja miałem się zajmować szczeniakiem bogów... Ale ja już mam i będę mieć następne... A teraz kolejne... Ale wiedziałem, że muszę.
- Zgadzam się.
Nagle mój naszyjnik od Bosque wybuchł i ukazał małą kulę energii a w niej szczeniaczka. Kula spadła jak piórko na ziemię i znów zawisła mi na szyi jako naszyjnik. Mała waderka otworzyła oczka i spojrzała na mnie.
- No Falvie. Dziadunio wypuszcza cię do Taty.
Szczeniaczek wskoczył mi w ramiona. Była... Śliczna. Nawet ciut do mnie podobna. Jej oczy były różowe, sierść zielono-biało-różowa a sama waderka uśmiechnięta. Zauważyłem, że wyczarowała sobie kanapkę. Miała więc zaawansowaną moc jak na szczeniaka. Potrafiła zrobić coś z powietrza.

- Hej córciu. - Uśmiechnąłem się. Mała roześmiała się i złapała mnie za nos. Była słodka.
- Więc Kimm. Ta oto Falvietta zostaje oddana ci pod twoje skrzydła. Zajmuj się nią. Na swoim świecie poznasz ją dokładniej...
I znów byłem na normalnym świecie. Wszyscy zebrali się dookoła nas. Falvie Oglądała ich ze zdziwieniem.
- Kimm, kto to? - Zapytała Kat.
- Moja... Córka...
- Masz jeszcze jedną córkę? - Zapytała zdziwiona Lebelle.
- Le, to Nasza córka. Jednak, nie jest taka zwyczajna...
<><><><><>
- Tato! - Jęczała Fal.
- Nie Falvie. Liz i Clear są dorośli. Charlie tak samo.
- Ale tu nie ma szczeniaczków! - Jęknęła bliska płaczu waderka. Wyczarowała sobie swoją ulubioną kanapkę.
- Może powinienem ci zrobić dietę bez-kanapkową? - Zachichotałem.
- NIE! - Wrzasnęła Fal.
- Żartuje. Idziemy do mamy?
- A co robi?
- Nie wiem, dlatego idziemy. - Uśmiechnąłem się. Ruszyliśmy z Falvie do Lebelle.
<><><><><>
- Hej misiu. - Uśmiechnąłem się. - Co tam?
- Okey...
- Dalej nie jesteś przyzwyczajona do tego szkraba?
- Czuję jakbym... Ją urodziła, ale tego nie zrobiłam...
- I tak to nasza córka. Potężna córka. Córka z mocami każdego Boga.
<Lebelle? Albo Ktoś?>

niedziela, 12 października 2014

DO ADMINÓW

Prosze aby ktos z administracji postarzyl wilki (+,5) Potwierdzic w komentarzu! Przepraszam ze bez polskich znakow ale blogger na telefonie tego nie akceptuje (entera tez)                 ~Shay

czwartek, 9 października 2014

Od Shayninga

Zdarzenie działo się przed śmiercią Sombry

"Narysuj swoich przyjaciół" tak brzmiało polecenie mojego mistrza. Przysunąłem bliżej tacki z kory. Ostrożnie wykonałem zarys pyska Kimmiego. Ponieważ tacka była mała zmieściło mi się tylko popiersie wilka, ale mistrzowi wystarczyło. Zrobiłem małe nacięcia oznaczające sierść oraz jego długą grzywkę. Idealnie wyciąłem w korze kształt jego wielkich roześmianych oczu. Rysunek był skończony. Skrzydła się nie zmieściły. Przyjrzałem się gotowemu obrazkowi wilka. Coś w nim nie pasowało. Klepnąłem się w makówkę. Oczywiście zawsze zapominam o jego prążkach pod oczami. Przejechałem pazurem pod oczami. Wyszło.
 Zabrałem się Katrinę. Potem za Thalię , Lili , Anashelle , Muzyka. I w końcu za Sombrę.  Wyszła mi najlepiej ze wszystkich. Nie wiem dlaczego tak bardzo się starałem. Jednak kiedy skończyłem rysunek i odłożyłem na bok, drewniana tacka pokryła się cieniem. Zniszczyło to mój rysunek. Mistrz pokręcił głową i zacmokał.
- Duma i miłość zawsze doprowadza do szaleństwa - duch mistrza przysunął bliżej obrazek Kimmiego do zniszczonego obrazu Sombry. Skąd on wiedział ...?
- Shay? - usłyszałem jej głos. Duch nie ulotnił się. Dobrze wiedziałem , że zobaczyć go może tylko ja.
Do jaskini weszła Sombra. Czarne skrzydła miała na wpół złożone, a słońce oświetlało zarys jej dumnej twarzy. Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo różniła się od mojego obrazka.Jest wspaniałą Alfą. Kiedy spojrzałem na mistrza on tylko znowu pokręcił smutno głową. 
- Mamy problem - rzuciła tylko i machnęła na mnie skrzydłem. Spojrzała na mój rysunek przedstawiający ją. W jej oczach dostrzegłem tylko smutek i ból, po czym wyszła z jaskini. Ruszyłem za nią cały czas zastanawiając się co oznaczały czarne cienie które pokryły tackę ...

środa, 8 października 2014

Od Hazelinn`a CD Sunset

Szedłem za tak zwanym Shayning`iem Taka prawda że wszystkich szpieguje ... Tak przyznałem się!
A więc tak chodziłem gdy nagle Delta wszedł do jakiejś jaskini.
Powoli wyjrzałem głową zza otworu.
Ujrzałem tam Shaya gapiącego się na waderę. I to nie  byle jaką waderę. Była piękna ...
Otrząsnąłem się z tych myśli.
Wadera zaczęła gadać coś po chińsku a później tylko wgapiała się w basiora.
- Jestem Shayning a ty? - spytał Delta
- Sunset - odparła bez oporu.
- To co przed chwilą zrobiłaś ... 
- Sama nie wiem co to było - przyznała. 

 - Ekhem nie chce przeskadzać ale ...- przerwałem im a obaj wzdrygneli się - Czy może ktoś zauważył moją obecność?
Basior odwrócił się i gdy mnie zobaczył westchnął z ulgą.
 - Uff to tylko ty ..
- Tylko ja!? - warknąłem - Tak się wita  wilki?!
 - Hazelinn - westchnął - Chodziło mi o to że tylko ty w sensie nie jakiś na przykład .. demon!
Od razu rozpromieniłem się.
 -  No rozumiem!
Wadera przekręciła łeb. 
 - Kim jesteście?
 Nagle przypomnielśmy sobie o jej obecności.
 - Hazelinn - ukłoniłem się.
 - Mnie już znasz - wtrącił się Shay - Jestem Samcem Delta w Watasze Srebrzystego Nieba.
<Sunset? Brakus wenus totalus ;-;>

wtorek, 7 października 2014

Od Sunset

Przyjrzałam się dokładnie spadającemu płatku wiśni. Był przepiękny. Różowo biały spadający wraz se swoim stadem. Nie różnił się od innych niczym ale dla mnie był wyjątkowy, bo to właśnie na nim skupiłam uwagę. Mógł być to jakiś inny płatek, ale nie był. Złapałam go w obie łapy. Bałam się, że mi ucieknie toteż bardzo ostrożnie rozwarłam pięści. Był tam wciąż. Delikatny trochę zmięty. Pachniał wiśniami. Tchnienie wiatru wyrwało go z mych objęć. Płatek poszybował za swoim stadem, a ja odprowadziłam go tęsknym wzrokiem.
<> <> <>
Nigdy nie nauczę się żyć. Nigdy nie poznam tego świata. Sama nawet nie znałam siebie. Po prostu wykorzystałam ciało wadery do życia. Było to okropne. Złe.
 Siedziałam w tej jaskini już długi czas. Była inna od zwykłych, ale pewnie nie była jakaś tam wyjątkowa. Bycie innym nie znaczy, że jest się wyjątkowym. Zagryzłam wargę. Usłyszałam tchnienie więc odwróciłam się błyskawicznie. Stał tam basior. Spojrzenie jego błękitnych magnetycznych oczu był tak przerażający aż zrobiłam coś dziwnego. Nie wiedziałam czy to zalicza się do normalnych, ale basior przeraził się. Opadłam na kolana. Otoczyła mnie zielona mgła a ja wyszeptałam nie swoim głosem:

"Podjąć musi wilków siedmioro wyzwanie,
Inaczej świat pastwą morderstw i krwi się stanie,
Przysięga duszą wilczą dochowana będzie,
A wróg w zbrojnym rynsztunku u wrót watahy siędzie."

Mgła zniknęła a ja zakaszlałam. Basior przyglądał się mi z ciekawością.
- Jestem Shayning a ty?
- Sunset - odparłam bez oporu.
- To co przed chwilą zrobiłaś ...
- Sama nie wiem co to było - przyznałam.

<Ktoś? >

Od Hazelinn`a

Patrzyłem martwymi oczami na wioskę.
 Czy to znowu ja? Znowu ja ją zniszczyłem ...
Tak patrząc na nią z góry (w sensie taki "urwisko" xD) i zerkając na kolorowe uciekające punkciki.
Odwróciłem się i poszłem po czym zaśpiewałem:

Sam Tsui - Me Without You

(Tam macie tekst ale skoro czeba ...: ):

No, I don't understand
How I held it together
Before I could hold your hand
And I can't, I can't recall
If I knew who I was before
You knew me flaws and all

Whoa, feels like a lifetime ago oh,
And do you know

Who did I used to be?
How was there ever me without you?
Don't want to ever be without you
Without you, me without you

Baby I can't believe
I ever lived or breathed without you
Don't let me ever be without you
Without you, me without you

Lost at sea, I found your shore
And I can't crumble back to the man
That I was before
You're all I am, I'm only this
Since my world was reset
For the better at our first kiss

Whoa, the only world that I know oh,
Is yours alone

Who did I used to be?
How was there ever me without you?
Don't want to ever be without you
Without you, me without you

Baby I can't believe
I ever lived or breathed without you
Don't let me ever be without you
Without you, me without you

And what did I dream about before I knew your face?
In this empty world how did I fill that space?
It's now as though I've always known you'd be the one
To change my life and make the man
That I've become, I've become

Oh, who did I used to be?
And how was there ever me without you?
Don't want to ever be without you
Without you, me without you

Baby, I can't believe
I ever lived or breathed without you
Don't let me ever be without you
Without you, me without you, oh
No, don't let me ever be without you
Without you, me without you

I don't understand
How I held it together
Before I could hold your hand



Markotnie podreptałem nad jakąś łąkę.  Nagle zauważyłem tłustego zająca.
Zaczaiłem się w krzakach. Gdy skoczyłem na królika oczywiście trafiłem w dziesiątkę, Moje pazury zanurzyły się w skórze stworzenia. Gdy wyjąłem je miałem łapy od krwi. Polizałem moje łapy. Co ja w ogóle robię!? 
Ogarnąłem się i chwyciłem w zęby i ruszyłem pod jakiś wielki wygięty kamień. Zacząłem zajadać się smakołykiem. Gdy tylko moje zęby zamaczały się w mięsie oblizywałem pysk z szatańskim uśmiechem. Po chwili pacnąłem się w pysk.
 - Ty idioto! - skarciłem się na głos. 
Nagle usłyszałem szelest. Zauważyłem szare skrzydło i po chwili zza krzaków wyłonił się wilk. 
Wyglądał jakby nie jadł nic od miesiąca.
Z utęskinieniem popatrzył się na moją zdobycz. 
Po chwili obok mnie stanął jakiś zając. Nawet nie patrząc na niego pacnąłem go łapą i podsunąłem poważnie basiorowi pod nos. 
Ten wybałuszył oczy.
 - Okey - mruknął i nieufnie wziął zdobycz. - Mogę cię spytać Co Ty Tu Robisz?
Namyśliłem się,
 - Eeee - zastanowiłem się po czym chamsko odparłem - Jem.
Przewrócił oczami.
 - Jestem Kimm - przedstawił się po czym powoli usiadł obok jedzenia i wziął kawałek.
-  Hazelinn - nagle dostałem wstrąsu energii i położyłem się na trawie - A ty?
 - Eee Kimm mówiłem - przyjrzał mi się uważnie.
 - no wiem Kimm ale jak się nazywasz? - zaśmiałem się psychicznie (zupełnie jak Joker xD).
 Odsunął się ode mnie.
 - No żartowałem Kimmurze - wstałem i otrzepałem się - Chodź. Jak mniemam masz watahę?
Wybałuszył na mnie oczy.
  - S-Skąd wiedziałeś? - szepnął.
 - Zgadywałem - wyszczerzyłem zęby.
<Kimm?>



Od Kolosa CD

Byłem już na terenach kilka dni. Starałem się zapominać o każdym spędzonym dniu w watasze ale w mojej głowie wciąż powtarzało się to samo "Katrina".
Potrząsnąłem głową. "Katrina"
Warknąłem na swoje myśli. Kim to chole*y jest ta Katrina!?
Wiedziałem że ona mnie zna i że kiedyś chyba znaczyła dla mnie wiele.
"Katrina" "Katrina!" "Katrina!"
Pobiegłem.
I miałem już cel. Katrina. Kimkowlwiek ona była znaczyła dla mnie dużo. Więcej niż wiele.
Zatrzymałem się przy klifie. Lecz nie byłem sam.
Na krańcu urwiska stała wadera, I nagle przypomniałem sobie wszystko.
 - Katrina - wychrypiałem demonickim głosem.
Ona jakby nagle przestała płakać.
 - Tak dokładnie ... teraz wystarczy ją zepchnąć .. - zamruczał głos Valiora.
Wadera odwróciła się słysząc głos mego ojca.
  - K-Kim .. ty .. - chciała dokączyć ale zatrzymała się w połowie zdania - Kol ..Kolos?
   Podeszłem do niej o krok.
-  Nie ... Nie! - krzyknął ojciec kiedy skapnął się o co chodzi mi - MASZ  JĄ ZABIĆ! ZABIĆ!
 - Nie! - warknąłem swoim głosem. - Nie zrobię tego!
- CO TY ROBISZ!?
Zmieniałem się w siebie.TAK! Teraz wiedziałem. Wystarczy pamiętać swoją najcenniejszą osobę w życiu by ...
 - Kolos! - krzyknęła wilczyca i przytuliła mnie,
<Kat?>

Od Thalii

Póściłam Shaya wolno. Trochę się dziwnie czułam, bo ja tu byłam troszkę dłużej i mniej więcej poznałam tereny. Te najbliższe  rzecz jasna.
"Pewnie Kat już przyszła" pomyślałam z nadzieją. Przynajmniej chodź w czymś tak okropnym jak utknięcie na Ziemi Ludzi bez celu!
Pomaszerowałam dziarskim krokiem do pobliskiej uliczki.
Było tu mniej ludzi więc mogłam spokojnie się rozglądać.
Nagle poczułam lekki ciężar w kieszeni i spojrzałam na jakiegoś gościa który wrzucił mi coś do kieszeni.
Z wahaniem włożyłam tam ł ... rękę i wyjęłam 10 monet czy jak to się tam nazywało u ludzi!
Dziwny był ten basior ...
Weszłam do jakiejkolwiek jas ... miejsca i rozglądnęłam się.
Gdy wyszłam zauważyłam obok fontanny dziewczynę która .. no cóż wyglądała jakby miała wybuchnąć.
 - Co to .. co to jest!? - krzyknęła patrząc na ręce.
Zaśmiałam się i podeszłam do niej.
 - Niech zgadnę Katrina? - usiadłam koło niej.
Ta wybałuszyła na mnie oczy.
 - T-Thalia? - pisnęła i przytuliła mnie - Gdzie my jesteśmy!? I w ogóle dlaczego nie mogłam napić się!? Dlaczego mam w ogóle taki krótki pysk!?
Popatrzyłam na nią z uśmiechem a ta tylko mnie puściła.
 - Spokojnie .. - położyłam jej rękę na ramieniu - Jesteśmy w Świecie Ludzi no w .. Manhattanie i zaczęło to się gdy na polanie znalazłam króliki ...
I tak jej wszystko opowiedziałam. Nie obchodziło mnie to że człowieki się na nas patrzą jak na wariatki, bo cieszyłam się że Katrina jest ze mną.
 - Ok .. A gdzie Shay? -  spytała rozglądając się.
 - Kazałam mu się rozejrzeć - wyjaśniłam - Pewnie znalazł Kimm`a.
Poklepałam ją dziarsko po plecach.
 - No! - krzyknęłam  i gestem kazałam jej wstać - Ale się złożyło że akurat grupa przyjaciół przyszła!
Zaśmiałam się i pobiegłam rozpraszając gołębię a Katu za mną.
 - A właśnie! - zawołałam do Alfy odwracając się by patrzeć na nią - Mam formularze zgłoszniowe do szkoły!
Ta uśmiechnęła się słabo i dobiegła do mnie.
 - To co teraz robimy? - spytała.
<Kateło?:  P>

Tak wyglądałą Katrina:

Nowa wadera!


Witamy Sunset (Delf), nową wyrocznie!

poniedziałek, 6 października 2014

Od Shayninga CD Thalii

Po całej tej sprawie z Furią był czas na odpoczynek. Unikałem wilków. Bałem się rozzłościć, nie chciałem być Swiftkill. Większość czasu spędzałem w lesie chociaż i tak byłem narażony na niebezpieczeństwo. Po pierwszej Furii Kimm stał się bardziej agresywny niż zwykle. Było duże ryzyko, że znowu się zamieni, więc często zamykali go w lesie. Biedak. Miałem trochę czasu na wyrysowanie magicznego kręgu. Musiałem się długo zastanawiać, gdzie go umieścić. Wybrałem. Jednak teraz i tak to już nie było ważne. Zyskując czas na łażenie po lesie, wykorzystałem go do zwiedzania świątyń. Jednak w każdej było nudno. Za cicho. Potrzebowałem rozrywki HALO! Przypomniało mi się jeszcze jedno miejsce do którego dawno nie zaglądałem ... Jaskinia Losu o tak! Wyrównałem bieg do miękkiego truchta. Zawróciłem na jednej łapie zmieniając kierunek. Dobrze znałem drogę mimo przeszkód.
<> <> <>
Siedziałem w niej już z godzinę. Mimo, że było w niej nudno, lubiłem to miejsce. Przyglądałem się lśniącym runom. Moja ulubiona usiadła mi na ramieniu. Dzisiaj była cicha. Widocznie zmęczyła się powtarzaniem na okrągło tego samego słowa. " Los"
Runa siedziała chwilę po czym odleciała. Zawirowała wokół mnie. Rozejrzałem się. Od dawna przestałem zwracać uwagi na rysunki ścienne.  Zacząłem się zastanawiać. Może przez to siedzenie w jaskini pamiętam całą historię? Spojrzałem na rysunki. Jeden z nich przedstawiał mój powrót. Inne mnie i Kimmiego jako furię.Ostatni ... Przyjrzałem mu się uważnie. Przedstawiał on postać ... Stał na tylnich nogach które miał nadzwyczaj proste i wydłużone tak jak tułów. Stał w lini prostej, nie pochylał się, jak to często robią wilki stojąc na dwóch łapach. Jednak najdziwniejsza była głowa. Nie posiadał uszu, ani pyska. Sam nie wiedziałem co to jest. Matka mówiła kiedyś coś o "ludziach" pradawnych stworzeniach zza morza. Nagle rysunek oderwał się od ściany! Przybrał postać runy po czym zastukał w wgłębienie w ścianie. Przypomniało łapę o niezwykle wydłużonych palcach, nie posiadała pazurów. Palce miał idealnie złączone z grzbietem łapy. Byłem zły. Ktoś musiał być tutaj przede mną i zniszczyć rysunek łapy. Przyłożyłem łapę do odcisku aby porównać je ze sobą. I wtedy to się stało.

<> <> <>
Nie wiem dokładnie co to było. Wiedziałem jednak, że nie znajduje się w watasze. Poczułem ulgę. Jak dobrze, że poświęciłem trochę czasu na narysowanie kręgu. Kiedy zmysły mi się rozjaśniły, mogłem namierzyć, że tereny nie przypominają lasów.Pod łapami czułem twardą ziemię, tak twardą jak kamień. Ale to nie był kamień. Odważyłem się otworzyć oczy i zamarłem. ZERO zielenimy. ZERO lasów. ZERO czegokolwiek związanego z wilkami. Wszystko było zrobione z tego niby kamienia. Byłem olśniony:


 Nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. Ale jednocześnie poczułem panikę. Gdzie ja jestem!? Muszę się wydostać. Szybko wyciągnąłem lewy pazur i już miałem go przyłożyć do ziemi kiedy zobaczyłem co się stało z moją łapą. Była łysa. I wyglądała jak obrazek w jaskini. Z trudem nie wrzasnąłem. Czym ja byłem gdzie kto jest!??? @#$%^!  Chwyciłem się za głowę i pociągnąłem za sierść na głowie. Przynajmniej tam nie wyłysiałem. Stanąłem na dwóch łapach i o dziwo zdałem sobie, że wychodzi mi to znacznie łatwiej. Rozejrzałem się. Byłem w jakiejś ślepej uliczne sam na sam ze śmietnikiem. Chwyciłem odpadek przypominający szkło i uważnie się sobie przyjrzałem:


Aha. Okej. Zgłupiałem. Oszalałem, ŻE CO @#$@#!!!!!
Wybiegłem z ulicy na jej grubszą część. Roiło się tam od tych stworzeń. Warknąłem. Byłem wkurzony. Bałem się, że stanę się znów Furią. A mój magiczny krąg nie działał. Usiadłem pod murem czekając co się ze mną stanie. Obserwowałem ich. Byli dziwni. Tak okropnie ... Się ich bałem. Z tłumu wyróżniała się jedna istota. Była waderą i wyglądała na równie zagubioną. Jej sierść na głowie była jaskrawo różowa. Poczułem do niej jakieś dziwne zaufanie. Spróbowałem zagadać, ale o dziwo za jąkałem się kiedy usłyszałem:
- Łapy! Gdzie są moje łapy!?
To aż za bardzo pasowało do wilka. Zagadałem.
- Thalia?
Odwróciła się. W jej zmutowanej twarzy poznałem zarys jej pyska.
- Shay?
Pogadaliśmy chwilę. (Więcej możecie się dowiedzieć w opie od Thalii bo mi się nie chce pisać)
Zrozumiałem wszystko.
- Znam się trochę na ludziach - chwaliła się Thalia. - Naturalnie powinniśmy być dorośli, ale tutaj wiek liczy się inaczej. Mamy około ... 10 miesięcy.
- ŻE CO!? - zakrzyknąłem. Byłem nastoletnim szczeniakiem. Ekstra.
- Nie mamy magii, ani nic z tych rzeczy. Aby tutaj przetrwać musimy robić wszystko co robią normalni ludzie w tym wieku. Najłatwiej będzie zapisać się do szkoły. Oprócz tortur związanych z siedzeniem w miejscu i słuchaniem, zyskujemy pożywienie i tym czasową watahę. Mam formularze!
 Pomachała mi jakimiś papierami przed oczami. Chwyciła mnie pod rękę i zawlokła przed jakiś niedaleko stojący budynek. Było to kłębowisko ludzi! Musiała to być jakaś jaskinia ich Alfy ...
- To jest szkoła! - wytłumaczyła Thalia.
- Jaka jaskinia?
Walnęła mnie.
- To jest Manhattan. Tu nie ma jaskiń idioto! Rozejrzyj się. Niedługo zaczyna się nowy rok i kończą się wakacje, będziemy mogli się zapisać.
Thalia zniknęła gdzieś zostawiając mnie całkiem samego. Rozejrzałem się. Pewna osoba przykuła moją uwagę. Była inna od reszty i też pobudzała we mnie sympatię.

Raz grozi śmierć.
- Hejka - przywitałem się wyciągając łapę ... rękę w jego stronę.
<Kimm? Opowiedz jak się tutaj dostałeś xd >



Od Shayninga CD Anashelle

Wpadła na mnie Anashelle.
- Shayning! - krzyknęła uradowana na mój widok.
- Ana! - uściskałem ją. Tak dawno jej nie widziałem. Poszliśmy do jaskini gdzie opowiedziałem jej wszystko co się działo kiedy byłem poza watahą.
- Dobrze zrobiłeś - powiedziała po czym zasnęła.
<Anashelle? Tak, wiem, że bez sensu, ale wena się skończyła>

Od Kolosa "Czy ja żyje?"

Pędziłem przez las. Wiedziałem że Katrina będzie na mnie zła ...
Zatrzymałem się przy opustoszałych ruinach.
 - Wyjdź! - warknąłem.
 - Skoro prosisz .. - zamruczał dobrze mi znany głos. - Ale wiesz że i tak skączysz jako marny demon .. moja kukiełka do zabójstw .. Tak jak kiedyś Kolosku ..
 Warknąłem i rzuciłem się w cień.
Ku mojemu nie-zdziwieniu wpadłem na postać.
Przybiłem ją pazurami do podłogi lecz ona jedynie jak puch odleciała w inne miejsce by znów pokazać prawdziwą postać.
 - Valior!  - krzyknąłem okrążając ojca - Przez ciebie prawie straciłem rodzinę i może właśnie teraz waha się by spaść z klifu!
 - Smutne - mruknął ojciec i odleciał w inne miejsce - Ale i tak chyba i z tobą skończyć prawdaż ...?
Bez namysłu rzucił się na mnie. Ja nie byłem taki jak on. W trybie odradzania.
Wiedziałem co się teraz stanie.
Z jego pyska wydobyła się piana. Piana która otoczyła mnie a ja zmieniałem się znów.
  - Czy ty naprawdę nie mogłeś po prostu odejść z mojego życia!? - warknąłem przez zaciśnietę zęby.
 Namyślił się przez chwilę.
 - eee Powiedzmy że nie. - wyszczerzył zęby.












Tak. Teraz to byłem ja.
Nademną wisiała chmura która miała oznaczać mego ojca, oczy świeciły się na czerwono a głos mruczący wydobywał się wszędzie.
  - Idź synu idź i zabijaj! 
Moim celem pierwszym była Katrina. Ale najpierw musiałem dołączyć się do jakiegoś stada demonów a później napaść jak się do mnie zbliży .. taka była zasada .
Katrina - usłyszałem głos w głowie. Ale dobry. Matki - Obiecałeś że o niej nie zapomnisz ...
Na chwilę myślałem że się opamiętam ale od razu nabrałem życia demona.
Pogalopowałem w las.
<C.D.N>