Byłem już na terenach kilka dni. Starałem się zapominać o każdym spędzonym dniu w watasze ale w mojej głowie wciąż powtarzało się to samo "Katrina".
Potrząsnąłem głową. "Katrina"
Warknąłem na swoje myśli. Kim to chole*y jest ta Katrina!?
Wiedziałem że ona mnie zna i że kiedyś chyba znaczyła dla mnie wiele.
"Katrina" "Katrina!" "Katrina!"
Pobiegłem.
I miałem już cel. Katrina. Kimkowlwiek ona była znaczyła dla mnie dużo. Więcej niż wiele.
Zatrzymałem się przy klifie. Lecz nie byłem sam.
Na krańcu urwiska stała wadera, I nagle przypomniałem sobie wszystko.
- Katrina - wychrypiałem demonickim głosem.
Ona jakby nagle przestała płakać.
- Tak dokładnie ... teraz wystarczy ją zepchnąć .. - zamruczał głos Valiora.
Wadera odwróciła się słysząc głos mego ojca.
- K-Kim .. ty .. - chciała dokączyć ale zatrzymała się w połowie zdania - Kol ..Kolos?
Podeszłem do niej o krok.
- Nie ... Nie! - krzyknął ojciec kiedy skapnął się o co chodzi mi - MASZ JĄ ZABIĆ! ZABIĆ!
- Nie! - warknąłem swoim głosem. - Nie zrobię tego!
- CO TY ROBISZ!?
Zmieniałem się w siebie.TAK! Teraz wiedziałem. Wystarczy pamiętać swoją najcenniejszą osobę w życiu by ...
- Kolos! - krzyknęła wilczyca i przytuliła mnie,
<Kat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz