poniedziałek, 6 października 2014

Od Shayninga CD Thalii " Pierwsza Furia"

Istnieje tylko jedno pytanie:
Dlaczego?
Dlaczego to tak boli? Dlaczego muszę cierpieć? Dlaczego ten cierń wspomnień oplata moje serce i wbija w nie swoje kolce? Nie wiem.To boli .. Właściwie dlaczego zadajemy pytania? Dlaczego istnieje ból, cierpienia i śmierć? Po co one w życiu? Mówiono tak ... Ale jest inaczej ,., Non stop jest to samo. Ciągle słyszymy jęki swoich własnych myśli które nie chcą ulec naszemu sercu i dlatego cierpimy.
"Jesteśmy Watahą Srebrzystego Nieba,  której Sombra przewodzi,(...)"
Ewolucja. Coś co już dawno opuściło świat daje miejsce nowemu. Tak będzie zawsze... na wielki ... wieków .... amen,
"Wataha nasza razem będzie się trzymała, na wieki wieków.(...)"
Coś nie tu nie grało. Na wieki wieków? Skoro ewolucja zarządziła inaczej to ... czy to zdanie dalej ma sens? Jeśli zmienisz chociaż jedną rzecz w umyśle, cała psychika może zostać zamącona. Już NIC nie będzie takie samo. Ja to wiem....

<> <> <>
- Shayning? - Thalia pomachała mi łapą przed oczami. Wróciłem na ziemię.
- Koniec tego dobrego - zarządziłem wyłażąc całkiem suchy. Niestety Coral i siora nie mieli tyle szczęścia. Po wyjściu z wody wyglądały jak dwie mokre kłęby kłaków z oczami. Z trudem powstrzymałem chichot. Thalia rzuciła mi mordercze spojrzenie i wytrzepała się prosto na mnie.
- Ej no! - roześmiałem się robiąc uniki przed powodzią choć i tak wchłaniałem większość. Coraline zamachała skrzydłami które wyglądały jak dwie mokre szmaty aby je osuszyć.
-Chodźmy! - krzyknąłem ruszając do biegu. Wadery pomknęły za mną. Wiatr chulał mi w sierści co pomogło osuszyć się do końca dwom panią.  Coraline wzniosła się w powietrze. Thalia wykorzystała swoje nadzwyczaj długie pióra aby delikatnie szybować. Co prawda nie mogła latać. Ja biegłem wciąż. Czułem, że byliśmy już nie daleko. Czułem to.
- Coraline? - zwróciłem się do lecącej wadery. Wykrzywiła swój czarno biały pyszczek aby mnie lepiej widzieć.
- No?
- Posłuchaj ... - starałem się aby to nie brzmiało zbyt chamsko - Dlaczego z nami poszłaś?
Wadera zastanowiła się przez chwilę po czym rzekła teatralnie:
- Od zawsze marzyłam zostać podróżnikiem. Odkrywać nowe lądy przeżywać przygody badając roślinność i zwierzęta .. Ach uwielbiam to! Chociaż tą trasę pokonuje po raz etny wciąż nie mogę się nacieszyć jej widokiem.
- Czy to prawda że zakochałaś się w Socku? - zapytała wesoło Thalia. Coraline zarumieniła się, a ja przywaliłem siostrze w plecy.
- Thalia! - skarciłem ją ale Coraline zaprzeczyła.
- Nic się nie stało. Zwracając się do tematu .. Tak. Byłam w nim zakochana ale to jest przeszłość. I tak nie zwracał na mnie uwagi. W wieku 2 lat stwierdziłam, że to nie ma sensu. Jestem już dorosła i czas poszukać celu w życiu. Zostałam głównym dowódcą odkrywczy! - rozpromieniła się.
Odwzajemniłem uśmiech.
- Cieszę się.
Coraline rozłożyła szerzej skrzydła i wzniosła się wyżej nad gałęzie. Nagle zawahała się po czym krzyknęła do nas z góry.
- Wow tego to jeszcze nie widziałam! Przed nami jest dziura w ziemi obsiana wodospadami!
Przez głowę przeszła mnie straszna myśl. Zahamowałem na jednej łapie mało nie zwalając Thalię z nóg.
- Wodospad Finn! - rzuciłem ku górze. - Zatrzymaj się!
Coraline zablokowała skrzydła i runęła niczym meteor na ziemię, stając przed nami.
- Coś nie tak?
- Poszliśmy na około! Chyba pomyliliśmy drogi wczoraj lub w nocy. Do wodospadów lepiej się nie zbliżać. Nie chcemy skończyć jak Ortanus ...
- CO!? - wybuchła Thalia. Zaskoczyłem się. - Skąd wiesz co przydarzyło się Ortanusowi i skąd go znasz? Myślałam, że został wygnany tuż przed twoim przyjściem...
- Bo został - powiedziałem pusto. Skąd ja to wiem? Zdałem sobie sprawę, że pamiętam co wydarzyło się od samego stworzenia watahy!
- Sombra straciła ogon w walce z plemieniem dzikiej watahy, Charlie została zatruta przez cień, Annabells odeszła z powodu innych wilków, Ceedar była zakochana w Jockerze który natomiast zabił rodzinę Iny ... - recytowałem jak z kartki a moje oczy z każdą chwilą zachodziły się łzami.
- Skąd ich wszystkich znasz?- zdziwiła się Thalia - Przecież oni odeszli zanim ty się pojawiłeś! Nawet ja ich nie znałam, usłyszałam parę imion od Sombry!
- Ja ... ja nie wiem - powiedziałem przez łzy. Nie wiedzieć czemu wspomnienia watahy bolały jak diabli. Czułem strach, ból, cierpienie ... Bez żadnego powodu! Coraline stała z boku przyglądając się naszej rozmowie z pewnym po wątpieniem. Dopiero szelest jej skrzydeł przypomniał nam o drodze.
- Przelecę nad nim - poinformowała nas Coral rozkładając lataczki - Wy znajdźcie inną drogę!
- NIE! - krzyknąłem nagle. - Nad wodospadem jest niewidzialna ściana co wciągnie cię do środka! Idziesz z nami!
Coraline złożyła skrzydła ze smutkiem. Lubiła latać.
<> <> <>
Dotarliśmy do watahy. Poznałem tereny od razu.
- Dziewczyny - zwróciłem się do moich towarzyszek. - Powiadomcie Katrinę, że wróciłem. Coraline jak chcesz możesz już wracać. Poproś mnie a wyczaruje ci portal ...
- Nie dzięki - sprzeciwiła się Coraline. - Lubię latać i zwiedzać. A dzięki mojej magii powietrza dotrę tam szybciej niż tydzień.
Pognała bez słowa za Thalią. Poczekałem jeszcze chwilę po czym rozejrzałem się. Na tej łące obserwowałem Anashelle. Zawsze. Westchnąłem wspominając te cudowne czasy.
- Shay? - usłyszałem cichy przerażający szept, o dziwo dziewczęcy. Rozejrzałem się w poszukiwaniu głosu. Na skraju lasu stała wielka czerwona wadera. Przeraziłem się.
- S-Sombra..? - zapytałem a moje oczy zaokrągliły się jak spodki. Widmo podbiegło do mnie z prędkością światła i wtopiło swoje kły w moją szyję. Bolało jak diabli. Krew ciekła strumieniami po szyi aż do ziemi. Myślałem, że umrę.
- Egh ..- wydyszałem ostatkami sił i upadłem bez świadomości.
<> <> <>
- Shay? - usłyszałem dziewczęcy głos. Przeraziłem się.
- ODEJDŹ! - warknąłem zbudzając się. Leżałem w jaskini Katriny,a sama wadera stała nademną i opatrywała moją ranną szyję. Opadłem bez duszy na siano, pozwalając aby delikatne dłonie przyjaciółki nakładały maść na moją szyję.
- Gdzie .. .Anashelle? - zapytałem.
- Poszła do lasu kontaktować się z siostrą, nie miałam czasu jej wołać - wyjaśniła szybko kończąc swoją pracę. Oddaliła się na chwilkę, a ja zobaczyłem coś dziwnego ...
- Coś dziwnego dzieje się z twoim znakiem - zauważyłem. Symbol migał.
- Z twoim też - objaśniła podchodząc do mnie z miską czegoś obleśnego. - To przez Kimmiego. Zmienił się w potwora. Nie mamy z nim kontaktu umysłowego.
Przypomniało mi się widmo które doprowadziło mnie do tego stanu. Czyżby ...?
- Jest waderą - wyprzedziła mnie. Wybuchłem.
 - I POZWALACIE MU TAK LATAĆ LUZEM PO LESIE!?
- Shay, Shay spokojnie! Leż! - uspokoiła mnie Katrina. Podsunęła mi miskę.
- Do dna.
- To wygląda jak smalec z uszu - powiedziałem pusto w miskę. Katrina skarciła mnie spojrzeniem.
- Specjalny preparat na truciznę zawartą w kłach demona.Dzięki niej nie umrzesz chociaż możesz zostać zarażonym. Stworzone specjalnie z ziół muchimona oraz sproszkowanych kwiatów kliejenta.
Mają w sobie lecznicze pióro feniksa. Oraz dodatek z drogich łez Opuesa.
- Albo jak smarki trolla -  z trudem nie oberwałem. Katrina siłą wsadziła mi pysk w mieszaninę.
- FUUUU! BLE BLE BLE!
- I co? Nie było tak źle!
<> <> <>
Większość czasu spędzałem  z Katriną,Lili, Muzykiem , Thalią  zastanawiając się jak sprawić aby Kimm znowu był normalny.
- Nie damy rady wypędzić z niego Furii - powiedziała mądra Katrina. - Jedynie co możemy zrobić to sprawić aby furia nie pojawiała się zawsze , tylko w okresach złości i tak, aby Kimm miał nad nią panowanie. Jeśli uratujemy go z opresji, już nigdy nie może się wściekać. Chyba, że chce narazić całą watahę.
Spojrzałem na nią podejrzliwie.
- A skąd ty to wszystko wiesz?
- Czytałam - odrzekła dumnie. Nie zadawałem już więcej pytań. Kontynułowała.
- Shay będzie miał większą kontrolę nad sobą. Może być agresywny i opryskliwy ale raczej nie zrobi nikomu poważnej krzywdy.
- Ej no! - sprzeciwiłem się. - Niby dlaczego on ma być bardziej groźny i męski o de mnie!?
- Obaj  nie będziecie męscy - powiedziała Kat powstrzymując śmiech. - Będziecie waderami. A co do kontroli ... To wiąże się ze wspomnieniami. Kimm miał bardziej bolesną przeszłość niż ty. Jego umysł jest postrzępiony i zniszczony. Nie słucha się go za bardzo. Kimm już nie ufa samemu sobie...
Rozumiałem to. Mimo to czułem się jak u lekarza, słuchając jego przerażających porad, czekając aż choroba mnie strawi. Nagle poczułem piekący ból w okolicach skroni. Chwyciłem się za głowę i jęknąłem. Thalia chciała do mnie podbiec ale Katrina zatrzymała ją ruchem łapy.
- Tego już nie naprawimy - oznajmiła. - Trzeba czekać. Shay, posłuchaj, Jeśli masz pełną świadomość, to zrób co ci karze. Schowaj się w lesie głęboko, z dala od wilków. Możesz spotkać Kimmiego. Dogadaj się z nim. I pamiętaj. Trzymaj furię na wodzy.
 Bez słowa uciekłem w  las. Czułem mdłości i wiedziałem, że umrę. Dobiegłem do środka lasu. Czułem się jakbym miał zaraz rzygnąć i pod presją czasu biegłem do toalety. Albo jakby miała zaraz wybuchnąć bomba. Kiedy zaszyłem się w najgłębszych zakamarkach lasu, których w ogóle nie znałem czułem się tak okropnie jakbym miał zwymiotować duszę. Nie byłem w stanie myśleć, ani mówić. Straciłem nagle kontrole nad nerwami kończyć. Pomyślałem o demonie i od razu zaczęła trawić mnie panika, chociaż wiedziałem, że nad furią będę miał kontrole. Straciłem panowanie nad całym swoim ciałem. Nie słyszałem swoich myśli ani bicia serca. Opadłem na ziemię trawiony przez ogień.
<> <> <>
Powstałam. Zaraz ... POWSTAŁAM?! Tak. Byłam waderą. Mimo, że w środku czułem się Shayem. Było mi wstyd. Tak jakby odwinął mi się ręcznik wychodząc z łazienki (przykłady z życia ludzi). Jednak czułam się inaczej. Byłam niższa, smuklejsza i ładniejsza. Czułam jak złość i agresja trawią moje nowe ciało.

Wiedziałam co się stanie, kiedy rozzłoszczę się w tym nowym wcieleniu. To:


Nastąpi Furia. Moje oczy przepełnią się zielenią i będę mordować. O taaaak :P
Rozejrzałam się. Znajdowałam się w lesie i w kit nie wiedziałam w którą stronę iść aby trafić do watahy. Zaraz ... Ta wadera mówiła, żebym się nie ruszała z tego miejsca ... Była chyba moją przyjaciółką ... Zaraz! Tracę pamięć! Zaczynam zapominać swój żywot wcześniej! Czy ta wadera to przewidziała. ..
 Byłam tak zła, że zaczęłam wyć i się wściekać. Miałam w nosie, że ktoś mnie usłyszy.Zawyłam głośno i rzuciłam się przed siebie torując sobie drogę przez roślinność. Gnałam przed siebie kiedy nie wpadłam na inną waderę. Warknęłam na nią. Ona odwzajemniła zachowanie.
- Nie wściekaj mnie.
- Ty mnie nie wściekaj
- Jestem bardziej zła.
- Nie bo ja!
Wadera chwilkę warczała po czym uważnie mi się przyjrzała.
- Swiftkill?
- Bloodspill?
Szczeknęłam w jej stronę.
- Jak się cieszę, że cię znalazłam, siostro! - warknęłam przyjaźnie. - Och jaki zły los mnie spotkał! Dlaczego moja zaraza musiała trafił akurat na chłopaka! Czuje sie głupio, przecież jestem samicą!
- Och nie marudź! - powiedziała Bloodspill . -  Mnie też spotkała ta apokalipsa!
Moje wcielenie uspokoiło się trochę więc mogłem zabrać kontrole. Było to o wiele prostsze niż z demonem. Bloodspill/Kimm chyba zaczął wyczuwać Shaya bo warknął ostrzegawczo. Ale ja zdążyłam narysować krąg, zanim ta poczwara rzuciła się na mnie.
 Teleportacja trwała krótko a ja szybko znalazłem się w rodzinnej wiosce. Trzeba kogoś poprosić o pomoc. Nie mogłem/am użyć znaku, bo po prostu zniknął z mojego karku! Na szczęście nie daleko wykryłem moich przyjaciół Malu i Socka. Starałem się trzymać Furię na wodzy podchodząc do nich.
Pierwszy zobaczył mnie Sock.
- Ej, lala kim ty jesteś?
- To ja, Shay - jęknąłem.Przyjaciele obejrzeli mnie od stup do głów. - Pomocy. Jestem waderą!
- Bardzo ładną waderą ... - Sock uskoczył przed moim ciosem.
- Możecie mi łaskawie pomóc?!
Malu powstrzymująca śmiech pierwsza zabrała głos.
- Rozpoznaje to. To Furia. Jest to ciemna zaraza, a raczej zarazy. Bo są dwie: nazywają się Swiftkill i Bloodspill. Mimo to najczęściej przesiadują razem. Zarażony wilk może ugryźć tylko raz ze skutkiem zarażenia. Wtedy jedna zaraza odrywa się od drógiej i przez ugryzienie wstąpiła  na wilka. Mogą być tylko dwie na całym świecie.
- I akurat musiało na mnie trafić co?! - warknąłem.
- Nie przerywaj mi! - powiedziała Malu i kontynuowała. - Zmieniasz wtedy wcielenie na postać wilczycy którą kiedyś była zaraza, ważne czy masz w sobie Swift czy Blood. Furii nie da się zwalczyć. Pojawia się tylko wtedy kiedy się rozzłościsz. Pod postacią Swift jesteś mniej agresywny, no i zanikają ci niektóre magiczne moce.
- Dlatego nie mam znaku ...
- Ale portal wyczarował!
- Powiedziałam NIEKTÓRE! - warknęła Malu w stronę Socka.
- To jak mam się tego pozbyć? - jęknąłem.
- Przeczekać - oznajmiła Malu, a ja jęknąłem. - Chociaż ... Mamy tu pewną  shamankę która zna lekarstwo na przyśpieszenie Furii.
<> <> <>
Zeszliśmy do jaskini shamana. Po środku stała wilczyca. Malu podeszła do niej i wszystko wyjaśniła. Ja stałem na uboczu, nie chciałem być widziany. Stałem tak kilka minut przyglądając się różnym maskom i ziołom, gdy podeszła do mnie Malu z woreczkiem czegoś cuchnącego.
- Trzymaj.
Odebrałem prezent. Miałem nadzieję że starczy na obie wilczyce. Podziękowaliśmy kobiecie po czym wylazłem na plac. Jęknąłem.
- Naprawdę muszę pokonywać taką długą drogę z powrotem?
Sock zamyślił się.
- Ostatni raz.
Wyczarował pomarańczowy płomień i przełożył mi go na palec drugiej łapy.
- Tylko pamiętaj. W watasze musisz narysować pomarańczowym płomieniem krąg. Tylko nie pomyl łapek. Pamiętaj: rysując niebieskim, teleportujesz się do nas - pomarańczowym - do watahy.
- Tak tak tak - kiwałem głową wyraźnie zdenerwowany. No cóż. Takie też mam wcielenie. Nagle z jaskini wylazła Malu z białym proszkiem. Bez ostrzeżenia sypnęła mnie nim. Uniosłem się w powietrze, na chmurce!
A z dołu machali mi przyjaciele ...
<> <> <>
Zastanawiałem się, czy biednego Kimmiego też musieli wykarmić tym smalcem z uszu. Pewnie tak. Trucizna by go zabiła.
 Chmurka powoli leciała ku dole. Ujrzałem tereny watahy. Gdy wylądowała rozpuściła mi się pod łapami. Nabrałem garść słonego proszku i wsypałem go sobie do gardła. Ruszyłem przed siebie.
<> <> <>
Kiedy dotarłem do jaskini Alfy, zmieniłem się w siebie już całkowicie. Z jaskini dochodziły nie przyjemne odgłosy. Odgłosy warczenia. Z wahaniem wszedłem do środka.
Ujrzałem dziwny widok. Bloodspill/ Kimm zakutego w łańcuchy, połączone ze ścianą. Katrina stała w koncie i kipciła coś na ogniu. Kiedy napotkała mój pytający wzrok szybko wyjaśniła całe zajście.
- Mamy go. Bałam się go zostawiać w lesie na okres furii, jeszcze wylezie z lasu i kogoś poturbuje. Wole żeby zmieniał się tu. Jest groźniejszy od ciebie. I jak tam twój pierwszy raz?
Zabrzmiało to bardzo źle, ale wyjaśniłem.
- W miarę dobrze. Co prawda czułem się jak idiota i byłem bardzo zły i byłem waderą i wyglądałem jak Sombra ...
- Dobrze. - przerwała mi Katrina. - I nie straciłeś pamięci? Czułeś się sobą czy waderą..
- Nie do końca - wyjaśniłem. - Co prawda nie pamiętałem cię do końca i  znałem Bloodspill....
Straciłem rachubę do dalszego gadania. Nieśmiało bez wyjaśnień podszedłem do Kimmiego. Wsypałem garść proszku do jej rozwartego pyska. Miałem szczęście że nie odgryzła mi ręki. Zakrztusiła się, plując białym pyłkiem. Widocznie już długo była Furią bo zmieniła się od razu.
Nieprzytomny przyjaciel opadł mi na kolana. Pierścienie w łańcuchach były mu za duże więc łapy wyślizgnęły mu się z kajdanek. Był nieprzytomny.

<Kimm? Katrina?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz