wtorek, 28 października 2014

Od Lili cz.1

      Tej nocy miałam trochę dziwny, a zarazem straszny sen: Szłam długim korytarzem. Ściany były całkowicie białe i łączyły się pod kątem 90* *. Nie widziałam jego końca za moimi plecami, a przede mną jaśniało delikatne światło. Podłoga była zimna i w dotyku przypominała oszlifowany marmur. Moje kroki niosły się echem po całej komnacie. Słyszałam też bicie własnego serca i równomierny ciężki oddech.
      Nagle usłyszałam za sobą szmer, którego na pewno nie mógł wydawać mój ogon. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam ciemne plamy pełznące w moją stronę po ścianach, zabarwiając już większość pomieszczenia na czarno. Ruszyłam pędem przed siebie, oglądając się co chwila w stronę ,, nicości ''.
      Gdy zaczęłam już opadać z sił, smugi cienia wyminęły mnie i szybko dotarły do końca korytarza. Światło przede mną rozbłysło przez chwilę i po której zniknęło. Całe pomieszczenie zaczęło zapadać się w nicość część po części. Stałam teraz na jedynej unoszącej się poziomo płycie. serce łomotało mi w piersi, a wzrok błądził po pustce. Uderzyłam przednimi łapami w posadzkę. Łzy napłynęły mi do oczu. Nakryłam głowę łapami i zaczęłam chlipać przyciskając pysk do podłoża. W oddali usłyszałam tylko szyderczy śmiech dobrze mi znanego i znienawidzonego Jacka.
      Obudziłam się. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że zasnęłam w progu Jaskini Losu, którą tak upodobał sobie samiec Delta. Czemu akurat tu? Przecież strasznie padało! Przetarłam oczy i rozejrzałam się. Runy niespokojnie krążyły w jednym miejscu. Podeszłam tam i przyłożyłam łapę do otworu w podłodze, który był dokładnym odciskiem mojej łapy.
      Poczułam na ramieniu dotyk, i aż podskoczyłam. Bez namysłu rzuciłam się na szyję osobie, która mnie wyrwała z odrętwienia. Po dłuższym kontakcie zrozumiałam, że tamta osoba również mnie obejmuje, a był to mój dziadek - Opues. Runy zawirowały woków i już wiedziała,, że to mój los się teraz pisze.

<C.D.N.>
* Oznaczyłam tak jednostkę stopni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz