poniedziałek, 27 października 2014

Od Shayninga

Wśród cienistych płaszczy nocy, o tej późnej porze, przez łąkę przemykają dwie ciemne postacie. Pierwsza, prawdopodobnie, nie zdaje sobie sprawy z obecności drugiej. Obie młode wilczki zmykają ku wejściu zamku, nie zdając sobie sprawy z obserwacji ....
 Byli to Rene i Lizzie.  Wiedziałem, że nie powinni wychodzić o tej porze, ale nie miałem serca ich wydać. Byli tacy młodzi i radośni. Nie mieli jeszcze zmartwień, ledwo wiedzą co to życie. Zazdroszczę im tego. Kiedyś też taki byłem. Teraz, zaczęły się zmartwienia, konsekwencje,  czas odpowiadać za swoje czyny. Westchnąłem, a wiatr rozwiewał mi futro. Dlaczego, trzeba dorosnąć? Nie miałem zamiaru, dostać zmarszczek od zmartwień ...
 Wyciąłem pazurem w korze, równy prostokąt. Często to robiłem, gdyż te drewniane tabliczki służyły mi do rysowania. Trudno mi było wycinać w nich kształty, ale to jedyna opcja. Kilka razy próbowałem układać wzory z stróżek wody w powietrzu nad jeziorem. I tak po zerwaniu kontaktu z wodą, obraz rozlatywał się. Na piasku też nie było łatwo - w końcu przypływała fala aby porwać moje dzieło.
 Powoli szkicowałem krajobraz, widok który roztaczał się z mojego wzgórza. Góry, lasy, morze i klif z zamkiem. Ostrożnie zrobiłem zarys księżyca i lekkie postrzępienie nieba. Zrobiłem złe nacięcie, więc wyrzuciłem tabliczkę przed siebie, aż wylądowała niedaleko zamku. Zacząłem od nowa:


Jeszcze tylko góry i zamek. Chciałem nadać jakiejś barwy mojemu obrazowi. Gdybym był Lionelem z łatwością pokolorował bym ten szkic. Ale nie byłem, musiałem sobie radzić innymi sposobami. Sok z jagód, barwniki , inne kwiatki, nie kwiatki ... Szybko nadałem mu  głębi. Lekki odcień różu przechodzący w fiolet, powoli przeistaczający się w granat ... Ciemne plamy jako chmury ... W wodzie odbijało się niebo. Perłowy kolor księżyca ... Kilka razy potarłem plamy aby nadać im odpowiedni efekt. Mury zamku były częściowo oświetlone przez zapalone pochodnie, dające rubinowy blask. Bawiłem się światłocieniem, aż powstał mój obraz. Wyglądał, jakbym przeniósł całą tą piękną płaszczyznę na drewno. 
- Nie wiedziałam, że tak umiesz pięknie rysować - podskoczyłem na dźwięk głosu. To była Rene, która widocznie zdążyła już wyjść z zamku.
- Dzięki - powiedziałem krótko, patrząc na wschodzące słońce. - Nie jesteś zmęczona?
- Przespałam się w zamku - powiedziała cicho. Zdawała się być dziwnie przygnębiona. Nie podobało mi się to ..
- Wiesz, co... - zacząłem. - Weź go sobie. Jest twój.
Z uśmiechem wręczyłem jej obraz. Rene wybałuszyła oczy.  Widziałem w nich zachwyt ale nie wzięła go.
- Och, nie, nie mogę - mruknęła. - Włożyłeś w to dużo pracy ...
- To nie zwalnia mnie od podarowania go równie pięknej waderce - uśmiechnąłem się. Wyrosła. Już nie była tą małą, nieśmiałą drobinką. Była już dojrzałą waderą.
- Dzięki.
< Rene? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz