Pędziłem przez las. Wiedziałem że Katrina będzie na mnie zła ...
Zatrzymałem się przy opustoszałych ruinach.
- Wyjdź! - warknąłem.
- Skoro prosisz .. - zamruczał dobrze mi znany głos. - Ale wiesz że i tak skączysz jako marny demon .. moja kukiełka do zabójstw .. Tak jak kiedyś Kolosku ..
Warknąłem i rzuciłem się w cień.
Ku mojemu nie-zdziwieniu wpadłem na postać.
Przybiłem ją pazurami do podłogi lecz ona jedynie jak puch odleciała w inne miejsce by znów pokazać prawdziwą postać.
- Valior! - krzyknąłem okrążając ojca - Przez ciebie prawie straciłem rodzinę i może właśnie teraz waha się by spaść z klifu!
- Smutne - mruknął ojciec i odleciał w inne miejsce - Ale i tak chyba i z tobą skończyć prawdaż ...?
Bez namysłu rzucił się na mnie. Ja nie byłem taki jak on. W trybie odradzania.
Wiedziałem co się teraz stanie.
Z jego pyska wydobyła się piana. Piana która otoczyła mnie a ja zmieniałem się znów.
- Czy ty naprawdę nie mogłeś po prostu odejść z mojego życia!? - warknąłem przez zaciśnietę zęby.
Namyślił się przez chwilę.
- eee Powiedzmy że nie. - wyszczerzył zęby.
Tak. Teraz to byłem ja.
Nademną wisiała chmura która miała oznaczać mego ojca, oczy świeciły się na czerwono a głos mruczący wydobywał się wszędzie.
- Idź synu idź i zabijaj!
Moim celem pierwszym była Katrina. Ale najpierw musiałem dołączyć się do jakiegoś stada demonów a później napaść jak się do mnie zbliży .. taka była zasada .
Katrina - usłyszałem głos w głowie. Ale dobry. Matki - Obiecałeś że o niej nie zapomnisz ...
Na chwilę myślałem że się opamiętam ale od razu nabrałem życia demona.
Pogalopowałem w las.
<C.D.N>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz