czwartek, 31 grudnia 2015

The End

Wszystko co ma swój początek... ma i swój koniec. To właśnie z radą administratorów chcieliśmy oznajmić - to już koniec.


Shayning:
Muszę przyznać, że to jedyna wataha z którą tak trudno mi będzie się rozstać. Jest wyjątkowa. I co najważniejsze połączyła nas... Gdyby nie WSN prawdopodobnie nigdy nie spotkałabym tak wspaniałych ludzi jakimi są dla mnie Katrina...Kimm...Lili...Sombra i reszta członków. Niestety mimo wszystko kontakt pozostał tylko z pierwszą trójką.
 Nigdy nie potrafiłam traktować WSN jako zwykłej strony internetowej, na której garstka ludzi nudzących się własnym życiem pisała opowiadania o wilkach.  "Opowiadania"...One tworzyły historię.Piękną historię WSN.
Ta wataha trzymała się rok. To bardzo dużo gdyż po paru spadkach aktywności, normalny człowiek dawno zamknął by stronę. Ale nie my.
Przywróciliśmy stronie dawny wygląd aby uczynić ją taką jaka była na początku. Nie usuwamy zawartości z zakładek, ani żadnych postów.
Może jakiś zwykły przechodzień wpadnie na tą stronę i będzie mógł zobaczyć, jaką byliśmy wspaniałą watahą.
Nie potrafię się rozstać z Shayem - postacią którą sama stworzyłam, ukształtowałam jej charakter, znalazłam mu przyjaciół. Wiem, że zabrzmiałam teraz jak pieprzony nołlajf, jednak pisząc opowiadania okiem wilka, mogłam się poczuć jak on.  I się do niego przywiązać.
Uwierzcie mi, na żadnej jeszcze watasze się tak nie czułam. Normalnie przechodzi to tak: Dołączasz do watahy - poznajesz waderę/basiora - zaprzyjaźniasz się - zakochujesz się -zostajecie partnerami - macie szczenięta. A potem to wena gaśnie, i aktywność spada.
A tutaj było inaczej.  Nie pisałam ciagle z jednym wilkiem. Pisałam ze wszystkimi. Shay miał siostrę, najlepszego przyjaciela i przyjaciółkę i partnerkę również. Nie miał szczeniąt (dopiero później).

Katrina:
Zwykle dobrze przyjmuję zakończenia książek (zazwyczaj, są wyjątki), a historię tej watahy, mogę nazwać wspaniałą (przynajmniej z mojego punktu widzenia) opowieścią o życiu wilków mających do dyspozycji magię, żyjących w świecie zamieszkiwanym przez magiczne, niesamowite istoty.
Dołączyłam tu na początku lutego 2014 roku (wcześniej miałam mieć wilka na spółkę ze starszą siostrą, ale stwierdziłam, że chciałabym mieć też swoją własną postać, więc stworzyłam sobie konto na Howrse.pl, napisałam formularz. Wtedy każda z nas miała po jednym wilku) waderą, która później, po śmierci Sombry, zajęła stanowisko Alfy. Nawiązałam tu kilka wspaniałych znajomości i nie mam zamiaru zrywać z tymi ludźmi kontaktu.
W coś takiego, czyli w pisanie opowiadań można się wkręcić. Dzięki tej watasze, mojej pierwszej watasze, wciągnęłam się w czytanie książek. Teraz sama chciałabym pisać, ale to w przyszłości. Dalekiej, lub nie.
Pewnie Wam łatwo jest porzucić jakąś rzecz, np. telefon, książkę, dawny dom, ponieważ (załóżmy) się przeprowadzasz. Z przyjaciółmi jest już gorzej. Ja akurat mocno przywiązuję się do różnych rzeczy. Jedną z nich jest ta wataha.
Stworzyłam postać, którą kierowałam. Czasami tak wczuwałam się w pisanie jej historii, że wyobrażałam sobie scenerię, dialogi, ale nie mogłam dobrać słów, aby brzmiało to po polsku i sensownie.
Teraz, pozostaje nam się tylko pożegnać. Pozostaje nam zostawić to, co razem stworzyliśmy. Ale nie na długo. Osoby ciekawe, lub które ,,dożyły'' dnia dzisiejszego, które trwają z pytaniem ,,co dalej?'' prosimy o przeczytanie do końca.

Kimm:

No i co ja mam powiedzieć, ludzie? Jako wilk przeżyłam (czytajcie moją płeć jak chcecie XD) dużo. Sombra, dzieci, Lebelle, wojny, rozpacze... Nie powinnam się tu rozpisywać, bo się zapewne bym się popłakała. Ta wataha jest świetna, trudno się z nią rozstać. Ale mam jedną myśl. Czemu wszystko tak stoczyło się w dół. Powiem jedno. Życzę tej watasze, by nie była zapomniana.

NIGDY!


__________________________________________________
Ludzie mówią, że koniec jest początkiem czegoś nowego. Tak też jest - wataha nie umiera. Ok. 8 miesięcy pracowałyśmy nad drugą wersją stada. 
Abyśmy mieli powód do przenoszenia go:
Pamiętacie, że trwała wojna? Trwała. Niestety, ale tereny dawnej watahy srebrzystego nieba zostały zajęte przez demony. Część wilków zginęła w pożarze, część uciekła przenosząc się na tereny bliżej watah sojuszniczych. 
Miałeś zamiar dołączyć lub byłeś członkiem pierwszej watahy srebrzystego nieba?
Wystarczy, że poprawisz formularz i możesz wysyłać ponownie

wtorek, 24 marca 2015

Zawieszenie!

Z powodu braku aktywności zawieszamy watahę do 1 kwietnia.
 Nie okłamujmy się - połowa watahy nie ma czasu na pisanie opowiadań, a drugiej połowie po prostu się nie chce.
 Rozumiemy, nie musicie pisać opowiadań, nikt Was do tego nie zmusza, chyba że Wam zależy na watasze.
 Same mamy problemy w szkole -  kartkówki i sprawdziany....
 Damy Wam czas do 1 kwietnia.
 Możecie liczyć na szybsze otwarcie. Do tego czasu, może z administracją coś dodamy... zmienimy... ogarniemy.
 Jednak nie zamierzamy resetować watahy, o nie! Nigdy.
 I prosimy jeszcze aby nie obrażano naszego ruchu w komentarzach.
 Skoro nagle Wam tak bardzo zależy aby tego zawieszenia nie było, to trzeba pisać opowiadania, albo chociaż zgłaszać nieobecności - to też dla nas jest znak, że żyjecie, lecz z powodu pewnych okoliczności nie możecie...
Dziękujemy za uwagę
 ~ Shayning 
    i Katrina

niedziela, 22 marca 2015

Od Lili

      Szłam przez las, na tylnych łapach, w pozycji właściwej ludziom, a w przednich trzymałam książkę. (Tak, wiem - bardzo wilcze xD) Stało się z nią coś niewytłumaczalnego i nagle...
   - Ezio? - wykrzyknęłam potykając się i upuszczając książkę. - Ezio Auditore de Firenza?
   - Tak... - odparł. - Przypomnij mi - czy z kądś się znamy?
   - Nie, nie wydaje mi się, ale... Nie, to nie ma sensu!
   - Co?
   - Jeszcze wczoraj czytałam o postaci z przed wielu stuleci, o twoim nazwisku, która należała do Asasynów (nie wiem czy dobrze napisałam, ale tak się to w każdym razie wymawia) i dokonała wielu heroicznych czynów, a dziś ta sama książka twierdzi, że Ezio Auditore de Firenza zginął podczas próby pokonania Hiszpana (która jednak się powiodła - obaj zginęli). To absurd, bo ty teraz jesteś tu...
   - To faktycznie dziwne.
   - Dziwne jest to, że nie jest to jedyny przypadek. Otóż przy świątyni równości jest podziemna biblioteka, w której jest nieskończenie wiele tuneli, a w nich masa książek. Tytuły zapomnianych autorów oraz tych, którzy jeszcze się nie narodzili. Dzieła, które nie zostały opisane oraz te, które nawet nie miały powstać. Kroniki stale zmieniające treść.
   - I co to ma do rzeczy?
   - To już kilka razy się zdarzyło. Po dołączeniu do watahy niektórych wilków. Księgi całkiem zmieniają treść. To magia. Jak klątwa leżąca na tych terenach.
<Ezio? Szynek kazał, ja piszam, a ty dokańczasz>

piątek, 13 marca 2015

Od Altaira CD Hope

Milcząc spojrzałem w otwór jaskini. Rodzice rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami. Hope wpatrywała się we mnie z mieszaniną przerażenia, niepewności, podziwu i ciekawości. Zresztą tak obecnie patrzyła na cały świat.
Emitujące z wyjścia światło przyciągało mnie jak magnes. Z nienaturalnym spokojem powoli ruszyłem w stronę wyjścia.
Świat na zewnątrz był wielki i piękny. Zapragnąłem wyjść na zewnątrz.
- Tato mogę wyjść się pobawić!? - zagadnęła ojca córka. Tata uśmiechnął się.
- Dobrze, ale nie oddalaj się zbyt bardzo.
Hope zapiszczała i wyleciała na dwór. Tata zwrócił się do mnie.
- Będziesz ją pilnował?
Pokiwałem krótko głową i wyszedłem z jaskini. Z tyłu dobiegł mi urwany szept mamy:
- Ufasz mu? A jak on coś zrobi Hope?
- Ana, myślę, że to, że ma w sobie ziarno zła nie znaczy, że ono zakiełkuje.
Zacisnąłem zęby i przyśpieszyłem kroku. A więc rodzice mi nie ufają? Jakie ziarno zła? Czy jestem... potworem?
- Al? - zapytała Hope. - Pobawisz się ze mną?
- Nie dzięki - mruknąłem. - Będę cię pilnować z daleka.
- Ale czeeemuuu? - zawyła waderka zniesmaczona tym, że brat nie chce się z nią bawić.
- Bo jeszcze zrobię ci krzywdę... - wyszeptałem bardzo cicho, mając w myślach słowa matki.
<Hope?>

piątek, 6 marca 2015

Wróciłam!

Możecie znowu pisać opowiadania, do idaszajbe1006. Znowu mam net ^^
 ~ Wasza Delta,
Shayning

czwartek, 5 marca 2015

UWAGA! - Shayning nieobecny

  Tak jak w tytule, nasza Delta zgłosiła swoją nieobecność. Czemu? Brak/Problemy z połączeniem z internetem. Jeśli macie jakieś problemy z pisaniem opowiadań, proszę o napisanie na Howrse do użytkownika Katrina777. Jak pewnie zauważyliście, nie piszemy postów o tym, że jakiś wilk zgłosił nieobecność (po za adminami - jest to obowiązkowe) tylko wstawiamy to na tablicę informacyjną pod chatem. Czy to wszystko? Chyba tak...
~Wasza Alfa,
Katrina

niedziela, 1 marca 2015

Od Hope CD Altaira

   - Kim jesteś? - zapytał. - Znaczy, jak masz na imię... Nie pamiętam co się wcześniej zdarzyło.
   - Jestem Hope - przedstawiłam się. Skuliłam lekko głowę, jednak łapy ugięły się pode mną i upadłam w dość dziwnej pozycji na ziemię. Altair zachichotał. Zobaczyłam lekki przebłysk uśmiechu na jego pysku. Pomógł mi wstać.
   - Wiesz co - powiedział już spokojniej i bardziej pewny siebie - więcej się w ten sposób nie wygłupiaj. W sensie, możesz sobie zrobić krzywdę.
   - OK - powiedziałam cicho dysząc. Niespodziewanie moje oczy zaczęły świecić. Altair odsunął się (nie daleko, po prostu zaskoczyło go to) i znowu się uśmiechnął. Widziałam... Widziałam w podczerwieni. Po chwili blask przygasł.
   - A więc witam w klubie dziwaków! - Powiedział mój brat otaczając mnie ramieniem.
   - Klubie... Dziwaków?...- zapytałam, a raczej poruszyłam pyskiem coś na kształt tych słów.
<Altair? Sorry, ale dzisiaj piszę strasznie dużo wypracowań ;-;>

sobota, 28 lutego 2015

Od Altaira

Pierwsze godziny życia ciągnęły się jak męczarnia. Nie wiedziałem gdzie jestem, co robię, kim jestem i co się wokół dzieje. Byłem niczym mgła w przestrzeni, gdzie nic nie można było dojrzeć. Istniała tylko świadomość.
To była pierwsza godzina.
W drugiej godzinie coś wtargnęło w moją przestrzeń. Czułem jakbym wyciekał z pod własnej kontroli. Chciałem złapać siebie... Wiem, źle to brzmi.  Coś znów mną targnęło. Bawiło niczym lalką. Mój umysł powoli przestawał istnieć. Natrętna siła znów uderzyła. Spięła i uciekła. Dusza spadła na mnie jak kamień a ja zapadłem się w kolejną ciemność pode mną...
 <> <> <>
Zdałem sobie sprawę, że moja kontrola nad sobą nie ograniczyła się. Wręcz dała kolejne możliwości. Całe moje ciało przeszły nerwy, które czułem wyraźnie. Ogarnęła mnie buzująca energia, która kazała mi coś zrobić. Otworzyłem oczy.
Pierwsze co poczułem, to mdłości. Niechciana energia, jakiś śmieć w organizmie chciał wyjść na zewnątrz. Gardło mnie za szczypało więc kaszlnąłem. Obłok cienia buchnął mi z pyska. Poczułem ulgę więc odetchnąłem. W rozmazanym obrazie przede mną wykryłem dwie postacie. Coś mi mówiło, że ich znam...
- Mamo? Tato?
Altair - pisnęła ta czarna, a ja od razu poczułem do niej ogromną sympatię. Instynkt potrzebował jej ciepła. Po chwili świat się wyostrzył. Wszystko działo się naprawdę szybko. Zapachy uderzyły we mnie jak kula armatnia. Nie mogłem się powstrzymać i kichnąłem od ich nadmiaru.
Wykryłem ruch obok. Automatycznie zwróciłem się ku niemu. Byłem słaby po obudzeniu. Nie wiedziałem co się dzieje. Wiedziałem tylko, że nazywam się Altair i mam mamę i tatę. Czym oni są, ani kim ja jestem - nie wiedziałem.
Ruch obok okazał się małym fioletowo-czarno-białym stworzeniem. Patrzyło na mnie, jakbym był kimś zupełnie obcym. Czułem dziwne więzy krwi z tym małym stworzeniem. Musimy być jakoś połączeni, jednak od razu pokochałem małą istotkę. Czułem, że muszę ją chronić.
- Braciszku? - zapiszczała z obawą, a kiedy na nią spojrzałem odskoczyła. - Co się stało? Przez ciebie mamusia i tatuś płakali. Ja też płakałam, bo oni płakali.
- Kim jesteś? - zapytałem. - Znaczy jak masz na imię... Nie pamiętam co się wcześniej zdarzyło.
- Jestem Hope - przedstawiła się.
< Hope? >

czwartek, 26 lutego 2015

Od Shayninga CD Anashelle

Mijały godziny. Wciąż siedziałem i patrzyłem na Altaira. Anashelle powiedziała, że powinien się zaraz obudzić. Hope tuliła się do matki. A ja wciąż obserwowałem syna.
Po pewnym czasie dostrzegłem mały ruch. Zareagowałem. Szybko podskoczyłem do niego. Szczenię rzeczywiście się poruszyło. Nachyliliśmy się nad nim z partnerką. W jej oczach pojawiła się nadzieja. Hope pacnęła brata łapą.
Altair otworzył oczy. Jednak nie były niebieskie. Były krwistoczerwone. Przeraziłem się. Wilczek kaszlnął, a z pyska buchnął mu obłoczek cienia. Po chwili oczy znów zrobiły się morsko niebieskie. Zamrugał.
- Altair - wyszeptała Ana, przez łzy.
- Mamo? - zapiszczał. Zwrócił się ku mnie. - Tato?
Hope podskoczyła do niego. Altair ziewnął, ignorując uradowaną siostrę.
- Shay muszę ci coś powiedzieć - szepnęła Ana, tak by dzieci nie słyszały. 
- Tak?
- Z nim coś jest nie tak... Jego dusza... W jego duszy zalęgł się odłam rdzenia. 
- Co to znaczy? - zapytałem nic nie rozumiejąc.
- On jest taki, bo ma kawałek duszy demona w sobie, Shay - zapiszczała Ana przez łzy. - A co jeśli... jeśli... On się stanie... NIM?
- Nie może - przytuliłem partnerkę, choć sam byłem przerażony. Obserwowałem, tuląc ją, ponad jej ramieniem Altaira, który siedział nienaturalnie spokojnie.

Narodziły się szczenięta!








Powitajmy parę nowo narodzonych szczeniąt - Altaira i Hope! Szczęśliwą matką została Anashelle!


Od Anashelle CD Shayninga

   - ANA CO SIĘ DZIEJE!? - krzyknął Shay. Jego słowa prawie do mnie nie docierały, jego obraz wyglądał tak, jak by stał w mgle... Zastygłam w bezruchu.
<> <> <>
      Obudziłam się. Miałam wrażenie, jakbym miała przez cały czas otwarte oczy... Jednak wcześniej zemdlałam. Leżałam tam gdzie przed zamknięciem oczu, jednak obok mnie, leżało szare, zwinięte w kłębek szczenię. Przede mną  siedział Shayning, trzymając czarno-białą istotkę... Czyżbym nie spała? Co się wcześniej stało?
   - Nazwiemy ich Altair i Hope - powiedział zadowolony Shay. Ja jednak zdziwiona wlepiałam w niego wzrok.
  - Sh-Shay... Co się stało?
  - Nie żartuj. Urodziły się nasze dzieci. Tak jak chciałaś - powiedział spokojnie, wciąż patrząc na małą. Ale jak to? Przecież zemdlałam! A może... A może tylko straciłam świadomość...? Ogarnęłam się i spojrzałam na Altaira. Był taki podobny do Shaya...
    Spojrzałam na niego słabo. Coś zaklekotało ale byłam zbyt osłabiona aby się tym przejąć. Za to Shay nastroszył sierść i postawił uszy.
   - Bariera... - wychrypiałam. I rzeczywiście. Bariera pękała, niczym lustro. Coś napierało od zewnętrznej strony. Przebił ścianę, która pękła na miliardy kawałeczków. Demon.
     Chciałam wstać, ale byłam zbyt słaba i upadłam. Shayning podał mi Hope i rzucił się na demona. Przybliżyłam do siebie szczeniaki. Altair z otwartym pyszczkiem obserwował ojca.
      Kiedy demon skonał, upadł obok Altaira. Ciekawski szczeniak położył na nim swoją łapkę.
   - NIE! - wydyszał Shay, ale było już za późno. Ciało demona zaczęło się powoli rozpadać, a ze szczelin, które się tworzyły, zaczęła wyciekać czarna smuga. Zakaszlałam. Wszystko zaczęło się rozmazywać.
      Dusza Altaira wchłonęła czarne smugi. Widziałam to. Wzrok szczeniaka zamglił się. Wilczątko upadło pod moje łapy. Hope zapiszczała.
   - Nie... - załkałam.
      Nie żyło. Altair nie żył. Ciało demona rozpadło się w cień. Nie nawiedziłam ich. Zabili mi syna.
      Shay opadł obok mnie. To nie mogło się tak skończyć. Nie mogło... Zaraz. Spojrzałam zamglonymi, załzawionymi oczyma na Shaya. On odwzajemnił spojrzenie. Chwyciłam go za łapę i posadziłam ją sobie na łopatce. Drugą dotknęłam szczeniaka.
   - Anashelle..? - zapytał Shay. Rzuciłam mu szybkie spojrzenie. Jego poduszki łap zajarzyły się morskim światłem, moje białym. Czułam jakby ktoś wstrzyknął we mnie dawkę energii. Skupiłam się na dziecku. Do moich oczu wlewały się łzy, zalewając widok, więc je zamknęłam. Moja moc przepłynęła przez ciało Altaira, szukając jego duszy. Jednak jej tam nie było. Tak jak się spodziewałam.  Jednak wyczułam coś jeszcze... złego. Mrocznego. Zignorowałam to i skupiłam się bardziej. Czułam, jak powoli słabnę i mdleję. Coś wyczułam. Tak! Dusza wraca. Udało się!
      Otworzyłam gwałtownie oczy i zabrałam łapę, przerywając kontakt. Wystarczyło czekać.
Spojrzałam na Shaya a on odwzajemnił spojrzenie. Mała Hope, leżała skulona obok. Zrobiło mi się jej żal, cały czas ją ignorowałam. Przytuliłam swoje drugie szczenię.
<Shay?>

Nowy basior!

















Oto nowy basior - Ezio! Serdecznie witamy!

Od Shayninga CD Anashelle

Bariera zafalowała pod moim ciałem. Czy mi się zdawało, czy ona ma mniejsze parcie...? Już nie czuje się jak korek w butelce.
Anashelle też to wyczuła.
- Spokojnie - ostrzegła mnie. - Wciąż nie przepuszcza demonów.
Pokiwałem powoli głową. Anashelle zajęła swoje legowisko, wciąż rozcierając swoją szyję. Zauważyłem, że mała blizna która została, powoli znika.
Dobrze, że znała się na medycynie. Otrzepałem futro i położyłem łapę na barierze. Postanowiłem ją własnoręcznie wzmocnić. Moje poduszki zajarzyły się morskim światłem. Bariera zafalowała fioletowym światłem. Stała się twardsza, ale tylko odrobinę. Westchnąłem.
Anashelle dmuchnęła, a z pyska wyleciała jej błękitna mgiełka, która osiadła na ścianie. Po chwili kaszlnęła. Zmartwiłem się.
- Pozwól, że ja będę pilnować bariery.
Pokiwała słabo głową. Po chwili jaskinię przedarł mrożący krew w żyłach pisk. Anashelle zwinęła się w kłębek, piszcząc.
Przeraziłem się.
- ANA CO SIĘ DZIEJE!?
< Anashelle? Masz xD >

środa, 25 lutego 2015

Od Anashelle CD Shayninga

  - Shayning? - zapytałam. Na dworze było ciemno i mogę przysiąc, że jest noc.
  - Ana... Obudziłaś się?
  - Tak. Gdzie idziesz? Jeszcze nie jest rano...
  - Muszę coś sprawdzić. Zaraz przyjdę - uśmiechnął się i wyszedł po za barierę.
      Znów byłam sama. Postanowiłam się przejść. Cały dzień siedziałam w jaskini i siedziałam bezczynnie. Wstałam i otrzepałam się z siana.
      Dotknęłam bariery łapą i przez chwilę nic nie robiłam. Po raz pierwszy przez nią przeszłam. Miałam wrażenie, jak by na moim futrze osiadła woda. Całkiem, jakbym weszła pod wodospad.
      Szłam przez las. Nagle coś przywarło mnie do drzewa. Demon. Krzyknęłam, ale dźwięk przypominał bardziej pisk. Zaczęłam się dusić.
      W pewnym momencie kreatura puściła, zamieniając się w chmurę dymu. Złapałam się za szyję. była otarta, ale ciekła z niej krew. Widziałam, jak osadza się na mojej łapie. Z mroku wybiegł Shay.
   - Ana!
   - Czajnik...- pokazałam krew. Basior obejrzał ranę i przyłożył do niej łapę. Jęknęłam, ale po chwili było już lepiej. Po ranie nie było już śladu.
   - Co przyszło ci do głowy?! - krzyknął Shay przełykając łzy. - Mało co nie dostałem zawału!
   - Prze... Przepraszam... - pisnęłam. Partner tylko objął mnie i wróciliśmy do jaskini.
<Shay?>

Od Shayninga CD Anashelle

Przetarłem oczy. Byłem równie zmęczony. Chciałem spać, ale nie mogłem. Nie dlatego, że musiałem pilnować Any. Coś mnie blokowało.
Ziewnąłem. Ułożyłem się obok. Miałem nadzieję, że zasnę.
Noc przybrała swoją pełnię. Było tak ciemno, że nic nie widziałem. Gdyby nie dźwięki, myślałbym, że umarłem.
Po chwili zapadłem w ciemność.

 Śniły mi się dziwne i nienaturalne rzeczy. Najpierw znalazłem się na polance, przed jaskinią Anashelle. Polana wyglądała inaczej. Brakowało trawy w tej części, jaskinia nie była porośnięta bluszczem, ani co gorsza, nie posiadała zabezpieczenia.  Wszędzie kłębił się dym.
- Szayning, uważaj! - usłyszałem znajomy głos po czym coś gorącego otarło mi się o łopatki. Skoczyłem przed siebie. Po chwili usłyszałem krzyk i ambitny kaszel, przerywany śmiechem.
Skądś znałem tą sytuację. Deża vi? Coś upadło z głuchym łoskotem obok mnie. Przywarłem do ziemi i zacząłem pełzać przez pył w stronę dźwięku. Coś odepchnęło mnie na bok i nagle zobaczyłem znajomą twarz.
Kiiyuko.
Skąd..?
Pył opadł. I teraz wszystko widziałem. To ona kaszlała. To Sombra krzyczała "Uważaj" i ona mnie odepchnęła. Śmiech należał do Jacka, który miał podbite oko.
A Lionel upadł na ziemię.
Wszystko pamiętam. Pamiętam to zdarzenie!
Nagle się obudziłem. Odetchnąłem. Był środek nocy, partnerka jeszcze spała. Czemu akurat ten moment mi się przyśnił?
Coś zadudniło, a ja poderwałem się z miejsca. Co... Co to było? Serce zabiło mi jak szalone, po czym zwolniło swój rytm. Spokojnie... Może coś zleciało na zewnątrz.  Chciałem znowu się położyć, lecz ktoś znowu zapukał. Co do...?
Spojrzałem w stronę wejścia. W ciemnościach fioletowawy odcień bariery ledwo się kołysał. Jednak za nim...
Ujrzałem ciemny kształt. Wystraszyłem się. Cień poruszył się i zapukał znowu. Może to ktoś z przyjaciół?Jeśli to wilk, to czemu po prostu nie wejdzie...? Nagle ciarki mnie zjadły. A może to demon...? W takim razie tu nie wejdzie.
Powoli podszedłem. Ciemny kształt nabrał ostrości. Teraz wiedziałem, że to wilk. Jednak nie nabrał kolorów. Albo był naturalnie czarny, albo to przez cień rzucany przez bluszcz.
Ana obudziła się.
< Ana? >

Od Shayninga CD Katriny

Nikt się nie zgłosił. Widocznie nikt nie miał lepszego pomysłu. W końcu ja nieśmiało podniosłem rękę, a że jaskinia była mała, nas trzech,  nie było możliwości, że mnie nie zauważą.
- Em...  Mówisz, że mamy użyć najsilniejszą moc, tak? To co takiego może zdziałać woda?
- Utopić, zgasić, nie wiem. - mruknęła Katrina machając lekceważąco ręką, aż kasztanowe pióro Hivera, które trzymała w ręce, o mało nie wypadło. - Potrafisz zmieniać postać wody, nie? Możesz go zamrozić.
- To nie jest takie łatwe - mruknąłem. - Do dyspozycji potrzebuje naprawdę mroźnego klimatu. Nie mam zamrażalki w ciele.
- Przypomnij sobie twój największy atak jaki zdołałeś wytworzyć - podpowiadała Katrina.
- Kiedyś stworzyłem ogromną falę z niczego, aby powalić smoka, który trzymał Anashelle - wzruszyłem ramionami.
- Możesz zrobić taką samą na wojnie?
- Eee... Raczej nie. Byłem wtedy bardzo zły.
- No to się rozzłość! - wykrzyknął Kimm.
- To nie jest takie łatwe! - również krzyknąłem zirytowany.
- Pomogę ci - odparł. - Wyobraź sobie, że wędrujesz po terenach, bardzo głodny...
Zamknąłem oczy. Dobrze znany mi ból brzucha powrócił w głowie.
- ... I tak szukasz i szukasz tego jedzenia, ale nic nie możesz znaleźć. Zaczyna cię ogarniać smutek i rozpacz. Jesteś coraz bardziej słabszy. I nagle patrzysz, a tam .... Wielka, ogromna babeczka, polana smaczną ciepłą czekoladą, rozpływającą się po jej cukrowych ściankach...
Głos przyjaciela rozmarzył się. Nie byłem ofiarą cukru więc trudno mi było to sobie wyobrazić.
- ...I kolorowa posypka, niczym kwiaty na łące... Wszystko to tak pięknie pachnie, aż ślinka cieknie... A wokół latają małe różowe wróżki  które śpiewają chóralnie. Zaczynasz robić się coraz bardziej głodny, masz chrapkę na tą babeczkę. I tak podchodzisz coraz bliżej i bliżej...
Głos Kimmiego zaczął przyśpieszać.
- I NAGLE NI STĄD NI ZOWĄD WYSKAKUJE CI TAKI WIELKI TŁUSTY GRUBAS, TŁUSTSZY OD BABECZKI ,ZWANY DAJMANO  ZABIERA CI TĄ BABECZKĘ POŻERA W CAŁOŚCI I MLASKA AŻ ŚWIAT SIĘ TRZĘSIE, Z TYM GŁUPIM UŚMIECHEM NA PYSKU...
Otworzyłem gwałtownie oczy. Na policzkach Kimmiego malowały się czerwone plamy, wyglądał na rozzłoszczonego, z czego ja nic nie poczułem. Odetchnął nagle i spojrzał pytająco.
- I co? Pomogło?
- Eeee... Raczej nie.
- Psia kość!
< Kimm? Kat? >

Od Anashelle CD Shayninga

      Shay patrzył na mnie wystraszony.
   - Ana! Wszystko OK?
   - Nie... za... bardzo... - wydukałam. Pękała mi głowa. Wszędzie te informacje o wojnie... Teraz tylko ja jestem szamanką, więc mam tak ze dwa razy więcej roboty. To wszystko to za dużo jak dla mnie.
   - O co chodzi?
   - O nic - popatrzyłam na niego. Wskoczył szybko i położył się obok mnie.
   - Przepraszam... Nie powinienem wychodzić po nocy i zostawiać cię samej...
   - Nie będę cię tu trzymać na uwięzi - odparłam. Ostatnie, co zobaczyłam przez zaśnięciem, był uśmiech Shayninga...
<Shay?>

Od Katriny CD Kimm'iego

      Popatrzyłam na nich.
   - A więc tak... - Sapnęłam łapiąc pióro Hivera, którym bawił się Shay i zaczęłam rozrysowywać plan ataku. Mniej więcej. - Idziemy na niego wykorzystując element zaskoczenia. Każdy wykorzysta najsilniejszy atak, na jaki go stać. Z tobą Kimm na froncie - po twarzy basiora przemknął uśmiech pełen zadowolenia z nutką szaleństwa. Idealna wprost kompozycja. - A Sha...
   - A co z Falvie? - wtrącił Kimm. - Musi podtrzymywać barierę! Inaczej siły demonów będą silniejsze!
   - Kimm, wszystko będzie pod kontrolą - dodałam najspokojniej jak potrafiłam. Shayning przyglądał się temu wszystkiemu, jak szczeniak patrzy na zabawkę. - A wiec... Co pół godziny Lebelle będzie przynosić Falvie tam, gdzie najmniej demonów będzie wyłaziło. Tak będzie bezpieczniej.
      Kimm podniósł jedną brew. Widocznie był pod wrażeniem.
   - Kiedy następna narada? - Zapytał Shay, o którym zdążyliśmy zapomnieć i zwróciliśmy głowy w jego stronę. - Co?... Cz-czemu się tak na mnie patrzycie?
      Wybuchnęliśmy wszyscy troje śmiechem. Kiedy nam przeszło, postanowiłam zakończyć:
   - Miejmy nadzieję, ze plan zadziała. Jakieś pytania?
<Shay? Kimm?>

Od Shayninga CD Anashelle

- Byłam zmęczona - usprawiedliwiła się Ana. - I głodna... - dodała po chwili.
To obudziło moje zmysły. Postawiłem uszy.
- Jesteś głodna? Zaraz ci coś przyniosę.
- Naprawdę, nie trzeba - jednak po jej minie wywnioskowałem co innego.
- Zaczekaj tu.
Wyszedłem z jaskini. Bariera zafalowała pod moim ciałem. Wciąż nie mogłem się pozbyć nawyku, że po przejściu przez ścianę, otrzepuje futro jakby było mokre. Faktycznie, takie uczucie mi towarzyszyło.
Nie miałem czasu na szukanie zwierzyny. Podreptałem nad jezioro.
Za pomocą magii wody udało mi się wyłowić parę ryb. Chyba wystarczy, by nakarmić głodną waderę w ciąży.
Kiedy wróciłem przez barierę, Anashelle dalej leżała na swoim legowisku.  Rzuciłem jej ryby. Partnerka uprzejmie podziękowała, po czym powąchała pierwszą rybę ze stosu. Kiedy się odwróciłem, z pożywienia zostały tylko ości. Anashelle wdzięcznie otarła sobie pyszczek.
 - Wow - uniosłem brew. Anashelle zarumieniła się.  Sprzątnąłem szybko ości, aby nie robić bałaganu.
Na dworze, wypłukałem je, aby ich zapach nie przyciągał niczego niepotrzebnego. Heh, normalnie żywcem z zachowania Sashy. Posmutniałem. Sasha... Była taką dobrą przyjaciółką.... A teraz jej nie ma... Shantery też.
Tęskniłem, za tymi co odeszli. Ten ból rozprzestrzeniał  się tak szybko... Niczym śliski cień, oplatający moje serce, rozrastał się jak bluszcz, wbijając swoje kolce w moje wnętrzności.
Łapy mi zamarły. Puściłem ości, które opadły na dno. Przynajmniej wrócą do swojego środowiska.
Powinienem wracać. Nie mogę tak długo zostawiać Any bez opieki.
Kiedy wracałem do jaskini moją uwagę przykuły dwa kształty. Jeden większy od drugiego i czarny, a tamten brązowy.
 Hiver i Tivo wracają ze zwiadów, aby przekazać stan Kimmiemu. A tak się składa, że ja też chciałem go znać.
Pomachałem im.Dwa sokoły zleciały w moją stronę. Hiv usiadł mi na łopatkach, Tivo zakleszczył szpony o konar, po czym zmienił się w wysokiego   wilka i głębokim spojrzeniu.
- Jak tam? - zapytałem brata.Tivo westchnął.
- Nie jest dobrze. Gniazdo demonów, rozprzestrzenia się. Gromadzi ich się coraz więcej. Ich transmutacja jest szybsza i silniejsza. Jeśli zaraz nie zaczniemy działać, zginiemy.
- Dobrze. Nie będę wam zabierać więcej czasu. Lećcie, przekażcie Kimmiemu. A! Hiver! - zawołałem do odlatującego sokoła, kiedy Tivo już dokonał przemiany.
Skupiłem wzrok na wodzie. Jej tafla zafalowała. W jednym miejscu rozległ się plusk, i z wody wyskoczyła ryba, prosto do rozwartych szponów Hiva. Sokół chwycił mój podarunek i odleciał.
Wróciłem do jaskini.
Ana wyglądała źle.
< An?>

Od Anashelle CD Shayninga

      Poszłam na kępę siana i zapatrzyłam się w sufit. Skała. Skała. Skała, skała, skała... Shayninga nie było, siedziałam tu... SAMA. Położyłam głowę na łapach. Jedyne co mogłam robić, to patrzeć jak sylwetka Shaya rozpływała się w oddali...
      Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać. Zamknęłam na chwilę oczy... Otworzyłam je, kiedy poczułam ból. Uświadomiłam sobie, ze od rana nic nie jadłam... po za wiewiórką. Wstałam. Czy mi się zdaje, czy przed chwilą było południe? Teraz jest wieczór...
   - Już jestem - powiedział znajomy głos. Odskoczyłam przerażona. To był tylko Shay. - Jestem aż tak bardzo straszny? - zapytał zdziwiony.
   - Nie po prostu... już wróciłeś? Dopiero co wyszedłeś... - odpowiedziałam zdezorientowana. Shayning zaczął się śmiać.
   - Mówiąc ,,dopiero'', masz na myśli kilka godzin?
   - Jaaa...
   - Komuś się chyba przysnęło.
<Shay? Idziemy spać? Jest późno>

Od Shayninga CD Anashelle

- Słuchaj - rzekłem całkiem poważnie. - Na terenach watahy panuje wojna. Nigdzie już nie jest bezpiecznie. Powtarzam nigdzie. Nawet tu. Skąd mogę wiedzieć, że np. ty nie jesteś demonem, podszywającym się pod moją partnerkę?
- A skąd mogę wiedzieć, czy ty np. nim nie jesteś? - uśmiechnęła się łobuzersko po czym dodała całkiem poważnie. - Shay, moim żywiołem jest Duch. Potrafię wyczuć czyjąś obecność za pomocą duszy, co nie ogranicza się też do rdzenia.
Westchnąłem. Co ja mogłem poradzić, że tak bardzo się troszczę?
- Tak czy siak, nie będę mógł długo tutaj przesiadywać. Mam ważne obowiązki wobec watahy, dlatego chciałbym abyś miała dobre zabezpieczenie.
W tym momencie, zahaczyłem pazurem o cienką nitkę wodorostów, rozrywając swoje wypociny. Odchyliłem uszy, zdenerwowany, i zdjąłem naderwaną sieć.
- To nic nie da - warknąłem cicho. - Tu trzeba czegoś mocniejszego... Czegoś magicznego. Umiesz tworzyć tarcze anty-demoniczną?
Anashelle pokręciła głową.
- Z wody nic nie zrobię.
- Może połączymy swoje moce? - zaproponowała.
- To nie jest dobry pomysł...
- Dałabym radę stworzyć barierę, która blokuje rdzenie demonów, jednak potrzebowałabym do tego więcej magii. Gdybyś mógł przekazać mi trochę swojej magicznej siły, stać by mnie było na coś takiego.
- Siłę oddałbym ci chętnie - mruknąłem. - Ale nie jestem pewny, czy to dobre dla ciebie.
- Daj spokój dam radę.
Anashelle wstała, na co nie zaprotestowałem. Stanęła naprzeciwko wyjścia. Zrobiła nagły ruch głową, a od ziemi do sufitu wytworzyła się w przejściu, delikatna, lekko przezroczysta ściana, mieniąca się na fioletowo.
- Jest bardzo słaba. Trzeba by było ją wzmocnić, ale nie dałabym rady zrobić tego sama. Widzisz?
Wsadziła łapę przez barierkę, Jej powierzchnia zafalowała, a łapa bez problemu przedostała się na drugą stronę, jakby tej magii wcale nie było.
- Ściana powinna delikatnie blokować moje ciało, to oznaka, że jest wytrzymała. Przez taką tarczę demony nie przejdą.A my będziemy mogli w spokoju przez nią przechodzić.
Położyłem łapę na jej łopatce, skupiając na tym całą swoją wolę. Poduszki mojej łapy zaświeciły na odcień morski, a ja poczułem jakby ktoś wysysał ze mnie duszę odkurzaczem. Zacisnąłem zęby. Zaszumiało mi w głowie jakbym miał tam żywy ocean. Wzdłuż mojej wyciągniętej łapy, kręcąc pierścienie, przelatywały strugi mojej magii, w postaci strumieni wody. Przeszły przez moją łapę, świecąc się mocno jaskrawym światłem, po czym zaczęły delikatnie okrążać wokół sylwetkę Any.
- Wystarczy - powiedziała, a ja ją puściłem, przerywając kontakt. Poduszki łap przestały się jarzyć, a moc w postaci strug wody, rozpłynęła się w powietrzu.
Anashelle położyła łapę na barierze. Strugi wody, które teraz przybrały postać, dziwnej duchowej mgiełki, wniknęły w ścianę, a sama tarcza, zajarzyła się mocniej, tracąc swój przezroczystszy odcień.
- Gotowe.
Powoli wsadziłem w nią łapę.  Było trudniej, trochę tak jakby ktoś wsadził łapę w ruchome piaski. Moja łapa spoczęła na ścianę, jakby była zrobiona ze szkła. Kiedy przycisnąłem mocniej, zaczęła powoli się zapadać, a płaszczyzna wokół zafalowała.
- No to idę. Trzymaj się.
Przedarłem się przez barierę, Trochę tak jakbyś skoczył do basenu pełnego mega gęstego budyniu, i czekał aż wreszcie zapadniesz się na samo dno.
Na dachu jaskini, kłębiły się kłęby bluszczu. Spuściłem je, tak aby swobodnie opadały na wejście jaskini.
< Ana? Brak weny>

Od Anashelle CD Shayninga

   - Zostanę z tobą tak długo, jak tylko się da - oznajmił Shay.
   - Nie musisz, poradzę sobie sa...
   - Powiedziałem, że tu zostanę. I tak będzie - podszedł do wyjścia jaskini wyglądając demonów. Kiedy upewnił się, że ich tam nie ma, wyciągnął coś. Jakaś siatka.
   - Co to do Noche i Tago jest? - zapytałam podnosząc się.
   - To coś, przez co nie zobaczą ciebie i mnie demony - powiedział wieszając to. Wątpiłam, że utrzyma się to choć jedną noc, ponieważ Shay jest raczej artystą niż tkaczem. Wolałam jednak trzymać język za zębami. - I jak?
   - To jest... Zielone - stwierdziłam dotykając włókien łapą. - Wodorosty?
   - No tak... Moim żywiołem jest woda a nie natura, więc wziąłem wodorosty - powiedział Shay z miną psychopaty na pysku.
<Shay? Ty psychopato, wodorosty? What? xD>

wtorek, 24 lutego 2015

Od Kimm'iego "Wojna"

Biegłem przez drzewa skakając niczym sarna. Tereny zdawały się być puste, ale bariera tworzona przez wilki była coraz słabsza.
- Tatooo! Ale mi się nieee chceeee... Chcę kanapkę! -jęknęła Fal.
- Tylko ty potrafisz ją przytrzymać. Falvie, tu chodzi o nasze życie.
- Dobrzeee. - mruknęła naburmuszona i położyła łapkę na pół-przeźroczystą "bańkę". Jej oczy zaświeciły się, a tarcza wzmocniła. Falv spojrzała na mnie dużymi oczami.
- Tak, możesz zjeść kanapkę! - warknąłem i pobiegłem wprzód. Wsadziłem sobie szczeniaka na plecy, i wzbiłem w powietrze. Słyszałem go. Zbliżał się, a ziemia zostawała po nim czarna, spalona, ususzona... Uszy drgały mi jak szalone. Wylądowałem przy mojej jaskini. Znów atak bólu.
- Mamooo!
- Już idę Falvie. - mruknęła Le przykładając lód do mojej skroni.
- Chyba zaraz łeb mi eksploduje. - burknąłem. - Zawołaj Shayninga.
Wszedłem do jaskini. Katrina spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Tylko nie narzekaj, że gorzej będzie podczas wojny. Ty nie masz w sobie tego gówna. - warknąłem, a ona zamknęła szybko pysk. - Idę do Bosque. Zobaczymy się podczas przygotowań.
<później>
- Kimm?
- Witajcie. O Boże, jak to boli. - syknąłem.
- Tak, Dejmano się zbliża. - pokiwali łbami. - Mieliśmy ci o nim opowiedzieć. Więc siadaj...
<znów później>
- Shay! Do jasnej cholery. Katrino ty też chodź. Więc...
"Dejmano. Najstraszniejszy wilk w historii. Ogromny niczym trzy budynki, potrafiący zniszczyć wszystko i z każdym krokiem wydeptuje nowych poddanych. Do tego spala jak ma zachciankę. Dejmano był to kiedyś bóg piekieł. Pilnował niepokornych dusz demonów. Pod jego władzą wilki były bezpieczne. Jednak pewien demon podał mu prośbę. Pokaźna była bowiem nagroda - służba i wieczne panowanie. Wystarczyło zabić Noche i Tago, a także zebrać moce innych bogów i stać się najpotężniejszy. I wypuścić tyranów z piekła. Atak był dobry. Do tego plan też.
W końcu boga zabić może tylko inny bóg. Najpierw silny Dejmano wyssał ich moce. a potem, wielki i potężny starał się strącić ich z tronu. Jednak moce tworzące całość pokonały tyranię. Strąciły giganta w piekła i odebrały jego moce panowania. Teraz Morto pilnował i niebo i  piekło. O Dejmano - Czerwonym wilku, na zawsze zapomniano..."
Więc, co robimy? - Mruknąłem.
<Shay? Kat?>

Od Shayninga CD Anashelle

Było to naprawdę dziwne uczucie. W co ja się wpakowałem? Jest wojna, dzieci po narodzinach mogą zostać osierocone w trybie now. 
Nie chciałem tego. Bałem się, że dzieci moją stracić ojca. Byłem przywódcą wojowników, zarządzałem wojskiem. To nie mogło się dla nich tak skończyć.
Anashelle była szczęśliwa. Robiła wszystko aby nie zaszkodzić sobie i dzieciom. Kazałem jej pozostać w jaskini. Demony chętnie stworzyły by sobie silniejsze ciała z kilku wilków jednocześnie.
Nie cierpiałem ich. Demonów. Wszystko psuli. Kilka dni temu, spotkałem duszę Sashy na klifie. Mówiła, że zastanawia się nad swoim wyborem. Nie chciała powiedzieć jakim. Przekazała mi całą wiedzę o demonach.
Oni są głodni i spragnieni wilczych dusz. Łączą swoje rdzenie z naszymi duszami, stają się silni, i wypuszczają inne rdzenie z Otchłani. One wtedy budują sobie ciała ze zwłok. Ohyda.
Spojrzałem troskliwie na partnerkę. Anashelle powoli zmierzała w stronę swojego legowiska, usłanego świeżym sianem. Ułożyła się wygodnie.
Wytrzepałem futro z pyłków kłębiących się wokół.
Wiedziałem, ze niedługo urodzi.
< Ana? Wybacz, że takie krótkie>

poniedziałek, 23 lutego 2015

Od Anashelle CD Shayninga

      Basior rzucił mi się na szyję i owinął się wokół niej niczym boa dusiciel. Serio, miałam przeczucie, że zaraz odpłynę całkowicie. Zaczął płakać i się śmiać. To chyba ze szczęścia.
   - Zaraz... mnie... udusisz... - wychrypiałam. Jego uścisk zrobił się łagodniejszy, oderwał się ode mnie, ale nadal trzymał mnie za ramiona i pocałował mnie w policzek.
   - Twój Czajnik zawsze do dyspozycji - powiedział mając oczy pełne łez.
<Shayning? Krótkie opo zawsze i wszędzie xD>

Od Shayninga CD Anashelle

Rozciągnąłem plecy, niczym kot.Rzuciłem spojrzenie na otwór wyjścia, zdając sobie nagle sprawę, że jestem u mojej partnerki, i nie wleci tutaj Hiver. Anashelle wpatrywała się we mnie trochę dziwnym, uśmiechniętym wzrokiem.
Nie wytrzymałem.
- Co? - zapytałem uprzejmie.
- E, nie nic - odwróciła szybko wzrok. - Muszę gdzieś udać... Nie czekaj na mnie.
- Gdzie? - odparłem odruchowo, ale Ana posłała mi jedno z tych swoich tajemniczych spojrzeń, po czym wyszła, zostawiając mnie samego.
<> <> <>
Wróciłem do swojej jaskini. Hiver wychlał mi całą wodę, musiałem napełnić zbiornik znowu, co nie okazało się problemem.  Nazbierałem świeżych liści z dworu, po czym wysysałem z nich całą wodę i skierowałem w stronę poidła. Rów zapełnił się błyskawicznie, a liście straciły swoją barwę, i stały się kupą chrustu.
Do jaskini wleciał Hiver.
- Wiesz, jaskinia to nie jest dobre miejsce na kompostownik.
- Zamknij się.
Hiver usiadł na skraju zbiornika i zaczął czyścić sobie pióra.
Nagle do jaskini weszła Anashelle. Z prędkością światła wyrzuciłem kupę liści w kąt, czyli tam gdzie siedział mój ptak.
Prychnął.
- Shay, muszę ci coś powiedzieć - szepnęła.
- Hiver, wynocha. - rzuciłem automatycznie.
- Nie przeszkadzajcie sobie mną - odparł sokół, jednak ja już zdążyłem go wywalić, na dziób.
Kiedy byliśmy sami, zapytałem:
- Tak, Ana?
- Jestem w ciąży.
Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać.
< Ana? Wybacz, że tak krótko, ale mam Thalię na plecach>

Od Sashy " Umarłam"

Dzień w dzień myślałam nad swoim wyborem. Przodek dał mi czas na wybór, ale ja wciąż nie mogłam go wykorzystać. Czy powinnam wrócić...? Czy zostać...? Mogłam żyć, jednak po śmierci zginąć... na zawsze. Mogłam umrzeć, ale mimo wszystko wciąż istnieć. Nie wiedziałam. Nikt nie potrzebował mnie tam, na dole. A na górze... Też. Jednak.. Tu jest moje miejsce. Jako duch.
 Parę dni temu dowiedziałam się, że umarłam. Moje ciało zostało pochowane w wiosce. Jednak dusza nie trafiła do nieba. Swoją wewnętrzną siłą wytworzyła sobie ciało zastępcze, kruche i słabe.  Byłam duchem. Rozstrzępionym pomiędzy dwoma światami, z czego dawno powinnam być na czwartym księżycu. Przypomniałam sobie słowa babki, która mówiła, że nasze dusze dzielą się na kilka części. 
Jedna zostaje w ciele.
Druga na ziemi.
Inna powtarza wciąż swoją śmierć.
A inna, najważniejsza, jest na 4 księżycu, w Krainie Duchów.
 Niektóre duchy uciekają z Krainy. Pozbywają się największej części duszy, która jest na 4 księżycu, stają się słabe i niestabilne. Drugą największą częścią duszy jest ta na ziemi, nie widoczna dla wilczego oka.  Wtedy duch ma możliwość chodzenia po ziemi. Jednak później nie może już powrócić. Pozbył się części duszy, Jedynym wyjściem, jest połączenie duszy z czyjąś. Wtedy duch staje się silny i może otworzyć wrota do Krainy, bez sprawy Morto. 
Morto jest spoko. Nie wiem czemu wilki, tak źle go osądzają. Morto nie lubi żywych.Ani bogów, za to co mu zrobili. Za to uwielbia zmarłych. Jest naszym dowódcą, opiekuje się nami. Morto jest dobry. 
Nie wiem, dlaczego wszyscy śmiertelnicy wyobrażają sobie krainę duchów, jako straszne, ponure miejsce. Kraina Duchów jest niedostępna dla wilków, których dusza, stabilnie przylega do ciała. Przyjmuje kształt płaszczyzny spowitej mgłą. Krainy na 4 księżycu nie da się opisać. To miejsce, poza przestrzenią i czasem.
Ale mimo wszystko - jest piękna.
Istnieje pewne miejsce, którego nie widział nikt, oprócz bóstwa. Jest to Entonium. Tak, nazywali je starsi. Wilki nie wiedzą o tym. Duchy tak jednak nikt nie widział go na oczy.
Jest straszne. To tam trafiają złe duchy, rdzenie demonów, oraz wszystkich rodzajów przeklęte przedmioty. Taki śmietnik. 
Wilki nazywają to Otchłanią. 
Jest upiorne i znajduje się głęboko, głęboko w przestrzeni. Pilnie strzeżone. Piekło. Może nawet gorzej.
Istnieją jednak dwa znane mi miejsca, gdzie bariera jest naderwana, a klątwy wyciekają stróżkami. Wodospad Finn oraz Podziemny krzyk. Znajduje się tam maleńka szczelinka, nawet nie wielkości łapy. Wody wodospadu są przeklęte, nie można z niego pić. Nijaki wilk Ortanus wpadł kiedyś w te wody. Stracił skrzydła i prawie umarł. 
Zapowiada się wojna z demonami. Ich rdzenie wzrastają na sile.
Czym są rdzenie? To jest niczym dusza, dla demona, jednak ta ma swoje właściwości. Demon nie ma ciała. Demon to sama dusza, aura, przekleństwo. Aby móc poruszać się w świecie wilków, jego rdzeń musiał by uciec z Otchłani.
Zawładnąć ciałem, pokonując duszę siedzącą w jego ciele. Shayning miał już taki przypadek. Wie, że to nic miłego. 
Demony jednak z biegiem czasu stały się inteligentniejsze. Zamiast polować na cudze ciała, zaczęły tworzyć nowe. Z ciał nieowianych duszą inaczej zwłokami. Jednak zwłoki zawładnięte rdzeniem demona, tracą swój pierwotny kształt. Stają się zmodyfikowane, niczym zombie, gdzie nie gdzie wystają im nagie kości.
Coraz więcej demonów wycieka przez strzeliny. Budują gniazda, w których się odradzają, tworzą nowe ciała ze zwłok. Dlatego od zawsze byłam przeciwna pochowaniu ciała. 
Byłam ciekawa, czy moje ciało, kiedyś zostanie zabrane. Pozbycie się kłębka mojej duszy z ciała, nie stanowi dla demona żadnego problemu.


Feniks używa Łzy Magii!

  Tak jak w tytule, właścicielka Feniksa (teraz Destroy) zakupiła dla swojego wilka Łzę Magii. Mało tego - został zmieniony cały jego profil. Piszę tego posta, ponieważ warto o tym wiedzieć, a po za tym, że... nowe wcielenie Feniksa jest waderą. Od dzisiaj, proszę Was, abyście nie pisali o niej jak o samcu i nie pisali (jeżeli chcecie, aby Destroy dokończyła) <Feniks?> tylko <Destroy?>
  Chcę też dodać, że nasz samiec Delta wrócił z ferii i znów może pisać opowiadania. Jak na razie to wszystko.
~ Wasza Alfa,
Katrina

środa, 18 lutego 2015

Od Anashelle CD Shayninga

      Położyliśmy się na ziemi. Była chłodna, ale nic sobie z tego nie robiłam. Najwyraźniej Shay też. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się z byle czego. Od dawna nie mieliśmy czasu dla siebie, a teraz tak jakby wziął się on znikąd. Wtuliłam się w jego futro. Był taki ciepły... Od dawna potrzebowałam ciepła innego wilka. Próbowałam nie myśleć o nadciągającej wojnie i tym, że mogłabym go utracić. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
      Rano, kiedy się obudziłam, w powietrzu unosił się zapach deszczu. Zawsze wdychając go, przypominałam sobie o Shayningu... Robiło mi się wtedy cieplej i lżej na sercu. Rozejrzałam się po jaskini. W koncie siedział Shay skrobiąc coś. Szybko schował to za siebie.
   - Jak się spało? - spytał uśmiechając się.
   - Ogólnie... dobrze - chciałam zobaczyć to, co przede mną ukrywa. - Co to jest? - wskazałam dłuto leżące pod jego łapą. Wsunął je za plecy.
   - Chciało by się wiedzieć, co? Wszystko w swoim czasie.
<Shayning? Totaaalny brak weny ;-;>

Od Scarlet

      Wyczuwałam, że dzieje się coś złego. Wszystko spowiła ciemność, las nie był już taki jak kiedyś. Do nor niedaleko wprowadziły się ogromne pająki, a w górach zaczęły panować jakieś nieznane smoki z północy. Bałam się wystawić nos z jaskini. Gdyby nie pogłoska, która dotarła do mnie…
      Na drodze stał czarny, widmowy koń.
      Kościste skrzydła rozłożył na całą szerokość. Cofnęłam się jednak głowę miałam podniesioną. Rumak zarżał przeraźliwie i stanął dęba. Jego zęby błyszczały w promieniach słońca, a kopyta straszyły ciężkimi podkowami. Wzrok skierowałam w stronę morza. Klif, gdzie zginęła Sombra. Tłoczyło się tam całe stado jeleni. Miały czarne futro i białe poroże. A to nie jest połączenie dla dobrych stworzeń. Przywódca zaryczał i pochylił głowę. Cały tabun spłynął na mnie. Ryzykowałam dużo, ale pobiegłam im na spotkanie. To rozwścieczyło je jeszcze bardziej. Widmowy koń-przywódca zarżał i wzniósł się w powietrze. Biegłam prosto w objęcia śmierci…
<C.D.N.>

UWAGA

  • Od jutra, w czwartek (19.02) wyjeżdżam na 4 dni na zimowisko. Z tego powodu pragnę abyście wysyłali wszelkie opowiadania, formularze itp, do Katrina777 lub Urwis(ona chyba jest nieobecna..)
  • Każdy wilk zostaje postarzony o pół roku (+0,5). Następne postarzenie: nie wiem xD
~ Wasza Delta,
Shayning

Caver odchodzi!

Pożegnajmy młodego wilka Cavera!


Powód odejścia: Decyzja właściciela.

wtorek, 17 lutego 2015

Od Shayninga CD Anashelle

Zaniemówiłem. Naprawdę, nie wiedziałem co powiedzieć. Szczenięta? Teraz? Kiedy jest wojna? W sumie...
Mogę nie przeżyć. Anashelle też. Wszystkie plany które miały być na kiedyś, muszą zostać przełożone na wcześniej.
- Nie boisz się? - zapytałem.
- Ale czego? - zaśmiała się Ana.
- No... Małe dzieci płaczą i brudzą, brudzą jak płaczą i płaczą jak brudzą....
- Każde dziecko brudzi i płacze - zaśmiała się moja partnerka. - Ty też kiedy byłeś mały.
- A skąd ty możesz wiedzieć co ja robiłem w dzieciństwie?
 Anashelle zaczęła się śmiać.
- Oj, kocham cię ty mój, Czajniku.
- Ja ciebie też :3
< Ana? Brak weny, ale osobiście mówię, że się zgadzam >

Od Anashelle CD Shayninga

      Siedzieliśmy sami, patrząc na padający na dworze deszcz. Po za jego dźwiękami, było cicho. Nadawało to nastrój pogrzebu. W końcu zdecydowałam się ją przełamać pytaniem, które od dawna zaprzątało moją głowę.
   - Shayning... - basior spojrzał na mnie swoim opiekuńczym i wiecznie zatroskanym spojrzeniem. - Czy zauważyłeś... Co mają inne pary, a my nie?
   - Eeee-e-e-e...
   - Czy chciałbyś mieć szczeniaki?
<Shayning? Nie wiedziałam, czego będziesz się spodziewać xD>

poniedziałek, 16 lutego 2015

Od Madelyn "Czas wielkiej próby"

Zimna deszczowa noc. Z nieba leje się jak z konewki a księżyc postanowił utrudnić mi podróż nie pojawiając się dzisiaj na ciemnym nieboskłonie. Nawet gwiazdy zniknęły za stadem szarych burzowych chmur. Niestety, mimo swojej mocy nie wolno mi zmieniać pogody. Taka jest zasada. Truhtem biegnę przez łąkę w stronę swojego domu- Watahy Srebrzystego Nieba. Kilka miesięcy temu wyruszyłam w podróż bez wiedzy Sombry i szczerze miałam nadzieję, że nie będzie mieć mi tego za złe. Miałam wiele istotnych informacji z Korpusu. W sumie to sama się zastanawiałam czy są one dobre czy złe. Na pewno złą rzeczą był fakt iż na stanowisko fuhrera objęto Edmunda von Mortiza - najgorszą chołotę ze wszystkich możliwych. Ehh... nadchodzą mroczne i ciężkie czasu dla zwiadowców. Zjazdy zamiast co kilka miesięcy będą co kilka dni a nowe szkolenia nie będą co rok tylko co miesiąc. Nic tylko iść się zabić. Dobrą rzeczą zaś było ustanowienie nowego herby, hymnu i mundurów. Wyglądają naprawdę super. Są wygodne i estetyczne. Do zestawu są jeszcze zielone peleryny z herbem i przepaski na łapy ze znakiem rangi zaś te dzielą się rosnąco na: spiżowe, stalowe, kryształowe, srebrne, złote, diamentowe i żelazne. Ja jeszcze posiadam stalową, ale za jakiś miesiąc zyskam kryształową. Jako iż mam dobry kontakt z Sombrą zabrałam również mundur dla niej. Jak go zobaczy padnie z wrażenia. Cały komplet wygląda naprawdę zjawiskowo. Szczerze... nie mogłam się doczekać jak zobaczę w tym Sombrę. Jeszcze z tymi swoimi wielkimi skrzydłami... 4evur. Przez swoje zamyślenie nie zauważyłam, że pogoda znacznie się poprawiła. Deszcz ustał a niebo nieco się rozpromieniło. Otrzepałam się z nadmiaru wody, ale nie wiele to dało, ale i tak dużo lepiej jest podróżować przy dobrej pogodzie. Przyspieszyłam,ponieważ chciałam być w watasze przed świtem by zrobić niespodziankę Sombrze.
Wstawał świt a ja byłam dopiero na granicy. Biegłam jak szalona czując znajomy wiatr na pysku. Powietrze miało świeży aromatyczny zapach, który występował tylko tutaj. Miałam wielką ochotę się zatrzymać i nacieszyć się powrotem, ale dużo lepiej poczuję się jak zobaczę zaskoczoną minę alfy. Biegnąc w stronę jej jaskini minęłam parę wilków wyruszających na polowanie. Widziałam wiele nowych pysków. Widać, że wataha rozwija się jak należy. Nie mogłam również doczekać się spotkania z jej szczeniakami. Przed podróżą widziałam je tylko raz, więc bardzo zależało mi na spotkaniu z nimi. W końcu dobiegłam do skalnego wzgórza gdzie była jaskinia Sombry i Kimm'a. Po cichu skradałam się do jaskini. Usłyszałam ciche rozmowy. Byłam pewna, że będę miała okazję zobaczyć całą rodzinkę. Po chwili wpadłam:
-Niespodzianka ferajna! Mam nadzieję, że sie nie gniewasz Sombruś, ale...- urwałam, ponieważ zobaczyłam tylko Kimm'a, jakąś białą waderę i szczeniaka. Kimm i wadera patrzyli na mnie jak wryci. Szczeniak (sądząc po wyglądzie była ta wilczyca) patrzyła raz na waderę raz na basiora. Może to jedna z córek Sombry? Usłyszałam cichutki głosik:
-Mamo, mamo! Co to za pani?
-Emm...nie wiem kochanie...
-...Madelyn.-wypowiedział Kimm. Patrzyłam na niego dość zdezorientowana. Mamo? Co tu się dzieje?
-Emm... Kimm? Mogłabym wiedzieć gdzie jest Sombra?- obydwoje milczeli. Kimm patrzył się w ziemię i próbował coś mówić, ale zawsze się powstrzymywał. Wilczyca również poszła w jego ślady. Jedynym zainteresowanym wilkiem w tym pomieszczeniu była mała wilczyca. Radośnie do mnie podbiegła mówiąc:
-Ciocia Sombra poleciała do nieba. Patrzy na nas z chmurek.- patrzyłam na wilczyce z niewzruszonym wyrazem twarzy. Analizowałam to co właśnie usłyszałem i szczerze... miałam ochotę wybuchnąć śmiechem:
-Nie wierzę... po prostu nie wierzę.Wracam po miesiącach a wam się zbiera na takie żarty?! Chyba zgłupieliście!- wykrzyczałam. Wtedy biała wadera wstała i podeszła do mnie:
-Wybacz, ale nie jest to żart. Nie znam cię, ale sądząc po twoim zachowaniu stwierdzam, że Sombra była ci bliska. Powinnaś wiedzieć, że ona nie dawno popełniła samobójstwo skacząc z klifu. Sami nie wiemy co było powodem, ale musiał być to silny powód. Mimo to Sombra nie jest bez winy. Zostawiła na pastwę losu swojego męża i dzieci. Nie chcę być nie miła, ale proszę abyś nie rozdrapywała starych ran. Kimm dość już przeszedł, więc najlepsze co teraz zrobisz to wyjedziesz stąd i to TERAZ.- położyła szczególny nacisk na ostatnie słowo. Przyzwyczaiłam się do tego, że nikt nie liczył się z moimi uczuciami. Jedyne co wtedy mogłam zrobić to wyjść i udać się na grób Sombry, czyli nad klif. Zacisnęłam zęby i warcząc wybiegłam z jaskini. Miałam ochotę wszystkich pozabijać. Sombra nigdy w życiu nie popełniłaby samobójstwa. Tym bardziej, że miała rodzinę. Bez zastanowienia biegłam w stronę klifu. Opętało mnie coś dziwnego... biegłam najszybciej jak mogłam, ale nie czułam zmęczenia. Miałam taką wielką ochotę zabić tego kto był winien jej śmierci. W głowie miałam miliony myśli w szczególności były to pytania, na które nie znalałam odpowiedzi. Liczyłam na to, że kiedyś je odkryję...
 Dobiegłam nad klif. Z dala słyszałam już szum morza. Gwałtownie się zatrzymałam kiedy na krawędzi zobaczyłam dosyć sporych rozmiarów kamień z płaską ścianką. Podeszłam bliżej i przeczytałam " Tu zginęła Sombra... pierwsza alfa Watahy Srebrzystego Nieba. " Lepiej nikomu nic nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie – zaczniecie tęsknić ". Usiadłam na samej krawędzi i spojrzałam w bezkresne morze mówiąc do siebie:
-Czy ty rzeczywiście sama się zabiłaś? Dlaczego? Ehh... nawet na mnie nie poczekałaś. Co cię napadło? No tak... głupie pytanie. Powody zawsze są proste. Żyjemy w prostym świecie, nie sądzisz? Wystarczy skoczyć i umierasz. Nie czujesz bólu, smutku, żalu... również radości, miłości, gniewu... mimo to nigdy nie zapominasz. Wiesz, że ja też nie zapomnę.- nie wiem jak to zrobiłam, ale obok mnie pojawiła się naturalnych rozmiarów kamienna figura Sombry... walecznej? W postawie stojącej patrzyła w dal z niewzruszonym wyrazem twarzy. Jej skrzydła był rozłożone jakby zaraz miała wzlecieć prowadząc swoją własną armię do zwycięstwa. Dziwne... jak miała to być figura liczyłabym na jakiś smutny wyraz, ale ten bardzo mi się podobał. Wyciągnęłam z torby mundur przeznaczony dla niej i przyozdobiłam nim figurę. Sombra mimo wszystko na to zasługiwała. Spojrzałam na figurę i nagle poczułam silny powiew wiatru. Przymknęłam oczy. Gdy je otworzyłam przez chwilę widziałam prawdziwą Sombrę i tak jak mówiłam... z mundurem było jej do twarzy. Zaraz potem moje wyobrażenie zniknęło tak nagle jak nagle się pojawiło. Wciąż patrzyłam na posąg alfy mówiąc:
-Od dzisiaj ten klif nazywa się Klifem Sombry Walecznej... jak dla mnie bomba.- dlaczego Walecznej? Sama nie wiem, ale coś czuję, że miało to coś wspólnego z jej śmiercią. Kiedyś wszystkiego się dowiem, a Sombra odzyska dobre imię. Nie wiem co się stało, ale wtedy mimowolnie się uśmiechnęłam. Zaraz potem ogarnęło mnie wielkie zmęczenie. Położyłam się tuż obok pomnika i już po chwili zasnęłam.

Byłam w ciemnym ponurym lesie. Szłam błotnistą wąską ścieżką. Doskwierała mi samotność. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i pleśni. Emanowało w nim neonowe niebieskie światło. Nie było w nim żadnego zwierzęcia. Nie słyszałam nic prócz przerażającej ciszy zwiastującej coś naprawdę koszmarnego. Chciałam uciec, ale wydawało mi się, że las nie ma końca. Każda ścieżka prowadziła do nikąd. Wyczuwałam bardzo złą aurę... jakby obecność bardzo złej istoty. Byłam przygotowana do biegu, ale wiedziałam, że przed demonami nie można się ukryć ani przed nimi uciec. Rozejrzałam się wokół, ale nic nie zauważyłam... tylko pustka. Zaraz potem po moim ciele przebiegł dreszcz. Temperatura w tym miejscu spadła o co najmniej 15 stopni. Moje serce przyspieszyło a moje płuca domagały się więcej powietrza. W lesie zaległa gęsta szara mgła. Po chwili objęła cały las. Była tak gęsta, że ledwo co widziałam swoje własne łapy. Wtedy z mroku wyszedł czarny wilk z mieniącymi się czerwienią oczami:


Zatrzymał się. Staliśmy twarzą w twarz. Po chwili nasze oczy się spotkały. Demon prychnął:
-Wiedziałem, że wrócisz... wiedziałem, że będziesz szukać prawdy. Dobrze Ci radzę... NIGDY WIĘCEJ JEJ NIE SZUKAJ! - te słowa odbiły się echem po całym lesie. Na początku wydawały się odbijać od każdego drzewa a później dudniły w mojej głowie. Nagle poczułam w niej przeszywający ból wywołany przez bardzo wysoki dźwięk... to chyba był krzyk... albo wrzask. Demon zaczął się szyderczo śmiać i po chwili... po prostu rozpłynął się w powietrzu. Ja wciąż starałam się jakoś zagłuszyć ten okropny wrzask, ale na nic. Zaraz potem urwał mi się film...

Zaczęłam się budzić. Ktoś mną potrząsał i mówił do mnie " Madelyn, obudź się. ", ale ja nie chciałam się budzić. Tym bardziej, że moja głowa chciała eksplodować w najbliższym czasie. Jednak natręctwo tej osoby wzięło górę. Powoli zaczęłam się budzić i otwierać oczy. Wilk odsunął się by dać mi więcej przestrzeni. Złapałam się za głowę i rozejrzałam. Słońce chyliło się już ku zachodowi a pomnik wyglądał jeszcze lepiej w jego blasku. Wtedy usłyszałam pytanie:
-Ty jesteś Madelyn, prawda? Byłaś znajomą Sombry? - usłyszałam głos młodego basiora.
-Byłam? Nadal jestem. Widzę, że moje imię już znasz. Ja mogłabym więc zapytać z kim mam przyjemność? - wciąż wpatrywałam się w dal, ale odpowiedź, którą usłyszałam sprawiła, że moje serce zabiło szybciej:
-Jestem Lizzley... - chciał kontynuować, ale ja zerwałam się na równe nogi i spojrzałam na wilka. Czyżby był to syn Sombry? Gdyby się nie przedstawił raczej bym go nie rozpoznała.
-Lizzie?

(Lizzley? Przepraszam za długość i w ogóle, ale wypadłam z wprawy i nie za bardzo mam do kogo napisać XD )

niedziela, 15 lutego 2015

Od Caroline CD Hazelinn'a

-Jak fajnie- powiedziałam śmiejąc się
-Serio tak uważasz?- zapytał
-Jasne- znowu się zaśmiałam- A wiesz, że zrobiłeś coś,co nikomu się wcześniej tak szybko nie udało- powiedziałam patrząc w dół. 
-Co to takiego?- zaciekawił się
-Nie upuściłeś mnie i dzięki temu ci ufam; a poza tym mam przeczucie, że jesteś miły- stwierdziłam
<Hazelinn?>

Od Hazelinn`a C.D Caroline

Odskoczyłem na widok wadery i poruszyłem nerwowo skrzydłami.
- Jestem Hazelinn ale dla ułatwienia Linn - uśmiechnąłem się i podałem łapę. - No albo Hazel.
- Caroline - wadera zeskoczyła z drzewa i podała mi łapę.
- Od dawna tu jesteś? - spytałem.
- No .. nie dokładnie. - mruknęła,
Przez chwilę nastąpiła chwila ciszy gdy wypaliłem:
- Umiesz latać?
Caroline spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- No .. nie. - popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- A chcesz? - wyszczerzyłem zęby i zanim poprosiłem o pozwolenie uniosłem się i w locie złapałem ją.
Była lekka więc ze spokojem mogłem ją unieść. Przebijałem się przez chmury kształtując je w przeróżne kształty i rozpraszając po niebie.
Nagle usłyszałem głos wilczycy:
- ....
<Caroline? Brak weny ...>

Od Arachnee

Po co tutaj jesteś?
Nie pasujesz tu!
Odejdź! Precz!
 Spojrzałam ze smutkiem na las. Kusiło mnie aby tam pójść ale .. ale coś mnie zatrzymało.
Otworzyłam pyszczek ale nie wydałam żadnego dźwięku. 
Spróbowałam jeszcze raz. Nic. 
Westchnęłam chodź i tak nie było tego słychać.
Dlaczego? Dlaczego ja nie mam strun głosowych? Niesprawiedliwość ...
Nagle usłyszałam szelest.
Odwróciłam się. Zza krzaków wyszedł basior mrucząc coś o chamskich wiewiórkach.
Zachichotałam. Basior który zauważył że ruszam uszami rzucił mi pytające spojrzenie.
Zarumieniłam się.
- Kim jesteś? - spytał uprzejmie.
Poruszyłam ustami coś na kształt "Arachne".
<Jakiś basior?>

sobota, 14 lutego 2015

Event Walentynkowy















Jeśli zdziwiona jest Twoja minka, 

Z jakiej okazji list ten wysłany, 

Przypomnij sobie, że Walentego 
Jest to Światowy Dzień Zakochanych.

Ten skromny widoczek, 
dla pięknych Twych oczek. 
Na świętego Walentego, 
w dniu zakochanego. 
Czytając choć pomyśl przez chwilę, 
że ten, co wysyła 
wspomina i kocha Cię mile.
Ten liścik z całusem dziś do Ciebie leci, 
humor Ci poprawi, a sercu żar roznieci. 
Pomyśl dzisiaj o mnie tak słodko i miło, 
żeby w środku zimy cieplej się zrobiło.

W Dniu Świętego Walentego, 
każdy uczuciem obdarowuje każdego. 
Ja tobie ślę - 1000 buziaków, 
100 wesołych pluszaków, 
10 gwiazdek z nieba i wszystkiego, 
czego Ci tylko potrzeba.
Ulica - Tęsknota 
Numer - Miłość złota 
Adresat - Kocham Cię 
Nadawca - Domyśl się.

Chociaż ja się Tobie nie rzucam na szyję, 
to dla Ciebie przecież serce moje bije. 
Miłość moja szczera, 
a myśli gorące - w dowód przesyłam całusów tysiące.
Event
Piszemy opowiadania o waszym spędzaniu Dnia Zakochanych. Wszystko trwa do dnia dzisiejszego do 21.02.2015 r. Można pisać do +18, można tam nie pisać. Jak kto woli. Do zakładki ,,Eventy'' dodamy przedmioty. Tylko 14.02.2015 r. przedmioty z tam tąd są za darmo. Cieszcie się, opowiadania mogą być bez najmniejszego sensu, ale na temat.

Konkurs
Opowiadania, które będą ciekawe i w miarę długie, weźmiemy pod uwagę do konkursu.

~Dziękujemy, 
Rada WSN
Wilki chętne do napisania opowiadań (na temat wymieniony powyżej):
  • Renechive
  • Caroline











piątek, 13 lutego 2015

Wyniki Konkursu Bożonarodzeniowego 2014

   Co prawda, Event wraz z konkursem zakończyły się 31.01.2015 r., ale niestety nie mieliśmy zbyt dużo czasu na przedstawienie wyników.
   W konkursie udział wzięły dwie osoby, jednak opowiadanie napisała tylko jedna z nich. Tematyka była dowolna, więc można było puścić wodze swojej fantazji.
   Scarlet a Vel Laver napisała opowiadanie długie i na temat, którego się trzymała. Zajmuje więc ona pierwsze miejsce. Kimm niestety nie zdążył napisać, ale nie bądźmy okrutni - dajmy mu choć 2 000 SG za chęć napisania. Scarlet wygrywa dowolny przedmiot ze sklepu lub towarzysza i 3 000 SG (2 000 SG za udział, tak samo jak Kimm + 1 000 za wygraną).
~ Zachęcamy do udziału w innych konkursach,
Rada WSN

czwartek, 12 lutego 2015

Od Frisket CD Shayninga

Wypuszczając mnie z bańki cała woda spadła na mnie.
-Mokrzej być nie mogło- powiedziałam wytrzepując się z wody
-Mogło być mokrzej, uwierz mi- zaśmiał się Shayning
-Znając życie zaraz mi to zaprezentujesz?- zapytałam
-Tak- powiedział i stworzył wielką sarnę z wody 5m w górę.
-Niee- jęknęłam, a Shayning nakierował sarnę na mnie. Rozpędziła się, a ja teleportowałam się na bok i sarna wbiegła w Shayninga.
-Moc teleportacji się przydaje- zaśmiałam się
<Shayning?>

Od Caroline

Rozglądnęłam się we wszystkie strony. Byłam tu od niedawna, ale już znałam wszystkie tereny. Usłyszałam kroki po gałęziach. Wskoczyłam na drzewo. Skakałam zwinnie po gałęziach. W końcu ukryłam się w najbardziej rozłożystej koronie drzew. Wilk nawet nie zauważył, że ukrywam się w liściach. Wilk stanął pod drzewem i patrzył się przed siebie. Byłam częściowo wilkiem natury. Stworzyłam gałąź tuż nad wilkiem i złapałam się łapami mojej stworzonej gałęzi. Wisiałam teraz twarzą na wysokości jego głowy. Wspaniały trening, wisieć tak do góry nogami.
-Hej- powiedziałam, a wilk odskoczył na mój widok. Zeskoczyłam na ziemię.
-Wystraszyłaś mnie- powiedział wilk
-Przepraszam- uśmiechnęłam się lekko- Jestem Caroline- przedstawiłam się i skoczyłam na ziemię.
<Jakiś basior?>

środa, 11 lutego 2015

Od Shayninga CD Frisket

Uczucie było nadzwyczajnie dziwne. Czułem jakby nie miał określonego kształtu. Jakby całe moje ciało rozłaziło się na wszystkie strony. Niczym mgła, która w bardzo szybkim tempie poruszała się w przestrzeni ciągnięta za inną siłę...
 Zanim się obejrzałem, stałem na końcu drogi watahy. Las szumiał delikatnie, niebo było czyste, ptaki śpiewały...
- No, to już wiesz, jak się teleportować! - zaśmiała się Frisket. Wypuściłem powietrze; Naprawdę, dziwne uczucie.
- Teraz ja ci coś pokażę - odwróciłem się przodem do niej. - Tylko się nie ruszaj.
Frisket zastygła w miejscu. Skupiłem się i wyciągnąłem całą wodę z gleby. Ziemia wokół zrobiła się wyschnięta. Otoczyłem Frisket wodną bańką.
- Ale fajnie! - zabulgotała. - Tak lekko i w ogóle...
<Fris? Nie mam już czasu :( >

Od Frisket CD Shayninga

Zobaczyłam na jego twarzy mały uśmiech. Przeszłam obok niego i znowu skończyłam z klifu dla zabawy. Tym razem Shayning postanowił coś zrobić i gdy leciałam, żeby teleportować się w ostatniej chwili stworzył wielką fale, która mnie całą przykryła. Teleportowałam się obok Shayninga. Cała ociekałam wodą.
-Jestem przez ciebie mokra- powiedziałam
-Widzę- zaśmiał się
-Testowałam ostatnio lepszą teleportację, a ty nie wiesz jak to jest się teleportować- powiedziałam i złapałam go za łapę. Teleportowałam się z nim na drogi koniec watahy.
-Teraz już wiesz, jak to jest się teleportować- zaśmiałam się.
<Shayning?>

Caroline adoptowana!

Użytkownik Kochmanka adoptuj wilczycę Caroline!

Witamy ponownie Caroline!

Od Shayninga CD Frisket

- Shayning - odparłem zdziwiony. Wadera miała dziwny charakter. Jednak nie miałem nic do jej towarzystwa.
- Dziwna jesteś - przyznałem.
- Wiem - odparła sarkastycznie.
- Jesteś tu nowa? - zagadałem.
- Byłam tu dość długo, jednak może nie miałam ochoty pokazywać się wilkom - na jej pyszczek wstąpił lekki uśmiech.
Zamachałem ogonem.
- Ciekawe jak to jest się teleportować..?
Frisket zniknęła, po czym zaczęła pojawiać się w różnych miejscach - zamną, na przeciwko, obok.
- Uwierz, przydatna umiejętność - zdeportowała się na gałęzi drzewa.
- Jak tak nie umiem...
- A co umiesz? - zagadała.
Westchnąłem i odwróciłem się w stronę klifu. Na dole majęczyła się turkusaowa woda. Wykonałem nagły ruch łapą - ogromna fala z szelestem uniosła się na poziom klifu.
- Tylko tyle? - prychnęła Firs.
- Potrafię panować nad wodą - pochwaliłem się. - Nie czuję pragnienia i umiem wyssać wodę z nawodnionych miejsc. Niestety nad tym ostatnim nie panuję całkowicie.. A! I gadam z sokołami.
 Zaczekałem na jej reakcję, ale nie okazała zdziwienia.
- Fajnie.
< Fris? Brak wenuchyy :< ?

Od Frisket

      Nudziłam się jak nigdy wcześniej. Teleportowałam się z miejsca do miejsca. W końcu teleportowałam się na klif nad morzem. Spojrzałam w dół. 
-Można było by się zabić- pomyślałam głośno
-Nie popełnisz przy mnie samobójstwa- usłyszałam za plecami. Odwróciłam się. Zobaczyłam wilka.
-Ale jak ni...- zaczęłam i chciałam powiedzieć, że nie planuje żadnego samobójstwa.
-Po co ci śmierć?- zapytał
-Bo się nudzę- powiedziałam z ironią w głosie i skończyłam. Wilk stanął jak wryty i patrzył jak spadam. W ostatniej chwili dla zabawy, teleportowałam się za wilka.
-Mogłem ją zatrzymać- słyszałam jak mówi sam do siebie
-Ale nie zatrzymałeś- powiedziałam- A tak przy okazji jestem Frisket- przedstawiłam się. Spojrzał na mnie zdziwiony- Czekam, aż powiesz jak masz na imię- powiedziałam z niecierpliwością. 
<Jakiś basior?>

Choshii Yum

Z powodu braku kontaktu, jestem zmuszona usunąć wilczycę Choshii Yum z watahy.

~ Pandoraa

Od Shayninga CD Rene

Rene podbiegła do mnie. Wyglądała na zmartwioną i złą, że przerwano jej spokój. Ale głównie zmartwioną.
 Byłem zdziwiony, że nie słyszała TEGO. Jestem pewny, że ten grzmot wywołałby popłoch w watasze, gdyby było trochę bliżej. Może to dlatego, że miała słuchawki.
Biegłem przez lasy, prowadząc Rene za sobą. Bałem się, czy to coś jeszcze tam jest ale wątpię aby zniknęło. Po pewnym czasie, Rene rozłożyła błękitne skrzydła, jednak nie wzniosła się, aby mnie nie zgubić. Szybowała delikatnie, aby dotrzymać mi kroku. Na ziemi była  o wiele wolniejsza niż w powietrzu.
 Ujrzałem małą czarną plamkę na niebie. Skupiłem wzrok. Wyglądała jak kruk.. a może wrona. Jednak gdy z umiarem zjawisko zaczęło się przybliżać, zdołałem rozpoznać kształty sokoła. Tivo.
- Hey! - krzyknąłem, przykuwając uwagę nie tylko sokoła, ale i Rene. Ptak zleciał niżej, pozwalając sobie szybować na poziomie mojej głowy. Teraz widziałem wyraźnie jego złote oczy.
- Co ty tu robisz? - zapytałem w biegu, łapiąc dech.
- To samo co ty, bracie - skrzeknął (Wybacz, Rene, ale nie zrozumiałaś tego :P ) - My walczymy z wami.
- Wy...? - zapytałem łapiąc oddech.
Spojrzałem w górę. Nie mogłem uwierzyć. Rene też. Prawie się zatrzymałem. Niebo zostało usłane, niczym wielka czarna peleryna, nadlatującymi ptakami:
Orłami, sokołami, kaczkami, łabędziami... Animadzy. Animadzy powietrzni.
Zawyłem w ich stronę, W odpowiedzi powietrze wypełniło się odgłosami najróżniejszych skrzeków. W paru znich wyłapałem wilcze słowa - rozumiałem mowę sokołów. (P.S Dla niewiedzących - moja matka była animagiem)
- To wciąż za mało - usłyszałem przerywany oddech Rene w swoim uchu. - Ich jest więcej. Więcej, owiele.
- Sprowadzili całe miasto! - burknąłem niedowieżąco. - Ci, tam na górze, to animadzy powietrzni. Mają dwa wcielenia. To już przewaga!
- Wieem - Rene wydawała się trochę poirytowana. - Ale TY nie widziałeś ich armii.
Dotarliśmy na miejsce.  Ku naszym oczom ukazało się miejsce ... spustoszone. Spalone kikuty drzew wyrastały z nagiej gleby, rzadko i cienko. Czuć było spaleniną, w powietrzu gromadził sie pył.
Ale po środku tego wszystkiego, znajdowała sie ogromna dziura, jakby wybita meteorytem. Grunt był pokryty gęstą węglową sadzą do kolan. Na skrajach ścianki tego zjawiska spływała gęsta czarna ciecz, która lała się ze środka i wypływała powoli na zewnątrz. Na powierzchni, znajdowały się ohydne lekko przezroczyste pęcherze, które bulgotały z każdą sekundą. Były wielkie, wielkości dorosłego wilka. Przy tym zjawisku zebrały się trzy armie:
Nasza, której ilość nie doruwnywała nawet ilości pęcherzy. Podniebni animadzy, którzy osiedli na czarnych kikutach. Połowa zmieniła się w wilki, które z groźną miną wpatrywały się w  całe zajście. Na moich łopatkach usiadł Tivo. Srebrny znak zalśnił.
A trochę dalej znajdowała się kolejna armia. Mniejsza i jeszcze bardziej mizerna od naszej.. To była...
- Malu! Sock! Coraline! - zawołałem pełen niedowierzania. Przede mną pojawiły się dwa wilki i duch. Jedna granatowo biała, o blado-pomarańczowych oczach i kolorowej grzywie, druga, czarno-biała o wielkich skrzydłach i rozczochranej grzywce zleciała niedaleko i przezroczysta zjawa w kolorze smutnej szarości, ale o ciemno -zielonych oczach w których błyskały iskierki.
Ogarnęło mnie szczęście. Miałem ochotę przytulić tę dwójkę, jednak rozsądek mi nie pozwalał.
- Nie możecie z nami walczyć - odrzekłem od razu. - Wasza wioska jest za mała.. I nie wybaczył bym sobie jej utraty.
- Będziemy walczyć aż do śmierci - odrzekła Malu, a jej powaga mnie przeraziła. - Nie będziemy stać bezczynnie. Dla nas to zaszczyt walczyć w obronie tak potężnej watahy.
- Przestań - odrzekłem szybko, nie pozwalając pyszczkowi się zarumienić. Obok mnie Rene pisnęła i odskoczyła - może dlatego, że Sock chciał pobawić się w straszenie śmiertelników.
Nagle wydarzyło się coś dziwnego. Wszystkie armie odskoczyły jak na raz. Jednen z czarnych pęcherzy pękł, wyrzucając wokół siebie czarną ciecz. Ze środka pęcherza buchnęła para. Jakiś ciemny kształt gramolił się w środku. Wszyscy wstrzymali oddech. Coś wylazło. Zachłysnąłem się.


Był wilko-podobny. Czarne bydle o długich nogach i ogonie, grubym karku z którego wyrastały długie i ostre, zakrzywione  i srebrne kolce. Ohydna chuda kreatura, o długim cieńkim ogonie i zakrzywionych pazurach odwróciła się. Najstraszniejsza była jego twarz. Na szyi miał srebrną metalową obrożę, z których ciągnęły się łańcuchy. Ale pysk..  Była to krzyżówka nagiej smoczej czaszki a wilczego pyska o ostrych smoczych kłach. Z głowy wyrastały mu wilcze, długie uszy. Puste oczodoły wypełniały błękitne gałki oczne. Ryknął. Połowa armi cofnęła się. Pysk rozświetlał mu błękitny ogień, którym zionął dym. Było to straszne i ohydne.
Pierwszy demon wykluł się.
Zapiszczał przeraźliwie.  Wszyscy byli przerażeni. Parę wilków ze stada animagów wyskoczyło na demona. Chwilę trwała walka, po czym demon padł. Czarna ciecz pochłonęła go tworząc kolejny pęcherz. Odradza się.
- To ich gniazdo - wyszeptałem do Rene.  - Rozumiesz to!? Widzisz te pęcherze? 
- Tak - Rene była bardzo blada. Jej usta ledwie się poruszały.
Nagle przez powietrze przedarł się pisk. Wszyscy zatkali sobie uszy. Ja też. Myślałem, że rozsadzi mi czaszkę. Tivo odleciał z mojego karku. 
- ZGINIEEEECIEEEE!!!!!
Straciłem przytomność.
Kiedy odzyskałem ją z powrotem, nie pamiętałem dużo. Na szczęście nikt nie ucierpiał oprucz tego, że Kimm stracił przytomność o wiele trwalej. Gniazdo zniknęło.
Kiedy podszedłem bliżej, w powietrzu ujrzałem coś jakby jego odbicie w wodzie.
Gniazdo było okryte tarczą.
< Rene? Tak wiem, że głupio napisałam >

wtorek, 10 lutego 2015

Uwaga!

Przepraszam, że muszę to robić, ale niestety taka rola adminki. Pokazuję wam pierwszą z nowego roku listę "przestępców" xD.
Inaczej:
Znajdziecie tutaj imiona wilków, które są tak jakby.. zagrożone.  Dawno nie pisały opowiadań i MOGĄ być wyrzucone z watahy.
Ej, ale bez awantur!
Każdy problem da sie jakoś wyjaśnić. Nie jestem tyranem i nie wywalam z watahy na chybił-trafił, bo uwierzcie, to nie jest miłe, patrzeć jak zakładka "odeszli" się powiększa. Naprawdę.
Niżej wymienione wilki proszę, o jak najszybsze napisanie opowiadania, byle jakiego, bez sensownego, ale żeby było. Każdy problem zgłaszać mi.
Ci, mniej zagrożeni będą oznaczani kolorem zielonym, a tych bardziej czerwonym. Natomiast tych pośrednich, pomarańczowym.
\Z każdym opowiadaniem będę wykreślać z listy daną osobę.Niektóre skreślę, za np. brak kontaktu lub zgłoszenie odejścia.Kiedy lista zostanie pusta, usuwam posta i po sprawie ;)

Zagrożeni są:
  • Charlie
  • Clear
  • Anashelle
  • Madelyn
  • Kimike
  • Arachnee
  • Horo
  • Caver
  • Hazelynn
  • Frisket
  • Scarlet (o ile się nie mylę 24 stycznia już minął)
  • Choshii Yum
Oczka bolą od czerwieni... Jak widzicie, obecnie nie ma nikogo o kolorze zielonym. Smutne. Mimo, tego lista jest mniejsza niż w zeszłym roku. No cóż... Mam nadzieję, że nie będzie afer i chociaż KTOŚ to przeczyta.

~ Wasza Delta,
Shayning

niedziela, 8 lutego 2015

Od Rene CD Shayninga

   - Wojna Shayningu. Zaczęła się - powiedziałam. Basior wyglądał na zdezorientowanego i zaszokowanego.
   - A-ale jak to? Przecież...
   - Przygotuj oddziały, Shay - nagle włączył się Kimm. - Rene, sprawdź nadciągające siły wroga... - Alfa gwałtownie złapał się za głowę. - Nie!... Zostaw... mnie!... Zostaw watahę!
      Wszyscy patrzeliśmy na niego jak na wariata. On nigdy nie miał takich napadów...
   - On idzie - powiedział idiotycznie śmiejąc się Kimm... A może... to nie był on? - Idzie postrach najgorszych! - Jego oczy... Zalśniły krwistą czerwienią... - Władca wszystkich demonów! Tak samo i mnie! Demona Shogono! Nie macie najmniejszych szans! On was wszystkich zniszczy! Zniszczy waszą watahę! - Alfa opadł bezwładnie na ziemię. Na szczęście, moja matka złapała go i zapobiegła rozbicia jego czaszki... Sama wolę już o tym nie mówić.
      Zanieśliśmy go we troje do jego jaskini, którą dzielił ze swoimi dziećmi i Lebelle... też nie chcę opisywać jej miny i zachowania, kiedy zobaczyła Kimm'iego w tym stanie.
*   *   *
      Gdy się obudził, wolał zostać sam, żeby... chyba się odstresować. Nie powiedział czemu, a my woleliśmy nie pytać i nie wnikać w jego sprawy. 
      Po kilku minutach poprosił do siebie Shaya (jak by co, to ja nie podsłuchiwałam, tylko słychać było głos Kimm'iego: ,,Shayning! Chodź tu w tej chwili!''). Mama rozmawiała z Lebelle, Clear nigdzie nie było widać, tak samo jak Falvie. Cały czas miałam w głowie słowa demona, który opętał samca Alfa ,, On was wszystkich zniszczy! Zniszczy waszą watahę!''. Szybko otrząsnęłam się z tych myśli.
      Usiadłam pod jakimś drzewem. Zamknęłam na chwilę oczy... Kiedy je otworzyłam, obok mnie siedział Lizz. Mogę przysiąc, że nie usłyszałam go, kiedy tu podchodził.
   - Słyszałem - spojrzał mi w oczy. - Że byłaś w sali tronowej bogów, że oni kazali wybrać ci sześć wilków. Wiem, że mnie wybrałaś. Ale... Ja muszę zostać z watahą, pomagać ojcu. Widziałaś, co dziś się z nim stało...
   - Bogowie nie powiedzieli, że będzie to najbliższa wojna. Równie dobrze, może to być za kilka lat. Wtedy będzie już po tej wojnie.
  - Jeśli przeżyjemy - wbił wzrok z pochmurne niebo.
  - Musimy. Wataha wygrała wojnę ze smokami. Było nas mniej. Teraz dołączyli nowi, silni członkowie. Damy radę - położyłam głowę na jego ramieniu. 
   - Tak. Damy radę - powtórzył basior. Siedzieliśmy tak długo. Słuchaliśmy muzyki z MP3 Lizz'a.
      Szare chmury zaczęły odsłaniać pomarańczowe niebo pokryte różowo-lawendowymi obłokami. wlepiliśmy wzrok w chowające się za horyzont słońce. Nikogo już nie było, poszli do swoich jaskiń. Siedzieliśmy sami, a w promieniu ok. 5 kilometrów nie było żywej duszy. Wyjęłam słuchawkę z ucha. 
      Wyciągnęłam łapę przez siebie, a w niej zaczął kłębić się cień. Kiedy wszystko zaczęło ,,trzymać się kupy'', trzymałam wisiorek z czarnym kamieniem, w którym odbijało się nocne niebo. Zrobiłam to samo z powietrzem, które przybrało postać białego kryształu.
      Założyłam Lizzley'owi czarny wisior, a sobie ten biały.
   - Myślałem, że wiem o tobie większość rzeczy - wymamrotał wpatrując się w podarunek. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że umiesz zrobić coś z niczego.
   - Szczerze? Ja też nie wiedziałam - zaśmiałam się i usiadłam przed nim. Przysunęłam się trochę bliżej, a nasze amulety zaczęły świecić. Choć przez chwilę byliśmy blisko siebie. On nie miał na głowie obowiązków następcy Alfa, a jak nie musiałam latać od lasu po góry, od gór do granicy, a kiedy wracam - jest już noc.
   - Rene! - usłyszałam głos Shayninga. Odwróciłam się w stronę dźwięku.
   - Ja...- wycedziłam.
   - Rozumiem - powiedział spokojnie Lizz. - Idź.
      Poderwałam się i pobiegłam do Samca Delty.
   - Mamy problem - powiedział.
<Shayning? Co za problem? Jaki problem? Było nie popędzać xD>