- A-ale jak to? Przecież...
- Przygotuj oddziały, Shay - nagle włączył się Kimm. - Rene, sprawdź nadciągające siły wroga... - Alfa gwałtownie złapał się za głowę. - Nie!... Zostaw... mnie!... Zostaw watahę!
Wszyscy patrzeliśmy na niego jak na wariata. On nigdy nie miał takich napadów...
- On idzie - powiedział idiotycznie śmiejąc się Kimm... A może... to nie był on? - Idzie postrach najgorszych! - Jego oczy... Zalśniły krwistą czerwienią... - Władca wszystkich demonów! Tak samo i mnie! Demona Shogono! Nie macie najmniejszych szans! On was wszystkich zniszczy! Zniszczy waszą watahę! - Alfa opadł bezwładnie na ziemię. Na szczęście, moja matka złapała go i zapobiegła rozbicia jego czaszki... Sama wolę już o tym nie mówić.
Zanieśliśmy go we troje do jego jaskini, którą dzielił ze swoimi dziećmi i Lebelle... też nie chcę opisywać jej miny i zachowania, kiedy zobaczyła Kimm'iego w tym stanie.
* * *
Gdy się obudził, wolał zostać sam, żeby... chyba się odstresować. Nie powiedział czemu, a my woleliśmy nie pytać i nie wnikać w jego sprawy.
Po kilku minutach poprosił do siebie Shaya (jak by co, to ja nie podsłuchiwałam, tylko słychać było głos Kimm'iego: ,,Shayning! Chodź tu w tej chwili!''). Mama rozmawiała z Lebelle, Clear nigdzie nie było widać, tak samo jak Falvie. Cały czas miałam w głowie słowa demona, który opętał samca Alfa ,, On was wszystkich zniszczy! Zniszczy waszą watahę!''. Szybko otrząsnęłam się z tych myśli.
Usiadłam pod jakimś drzewem. Zamknęłam na chwilę oczy... Kiedy je otworzyłam, obok mnie siedział Lizz. Mogę przysiąc, że nie usłyszałam go, kiedy tu podchodził.
- Słyszałem - spojrzał mi w oczy. - Że byłaś w sali tronowej bogów, że oni kazali wybrać ci sześć wilków. Wiem, że mnie wybrałaś. Ale... Ja muszę zostać z watahą, pomagać ojcu. Widziałaś, co dziś się z nim stało...
- Bogowie nie powiedzieli, że będzie to najbliższa wojna. Równie dobrze, może to być za kilka lat. Wtedy będzie już po tej wojnie.
- Jeśli przeżyjemy - wbił wzrok z pochmurne niebo.
- Musimy. Wataha wygrała wojnę ze smokami. Było nas mniej. Teraz dołączyli nowi, silni członkowie. Damy radę - położyłam głowę na jego ramieniu.
- Tak. Damy radę - powtórzył basior. Siedzieliśmy tak długo. Słuchaliśmy muzyki z MP3 Lizz'a.
Szare chmury zaczęły odsłaniać pomarańczowe niebo pokryte różowo-lawendowymi obłokami. wlepiliśmy wzrok w chowające się za horyzont słońce. Nikogo już nie było, poszli do swoich jaskiń. Siedzieliśmy sami, a w promieniu ok. 5 kilometrów nie było żywej duszy. Wyjęłam słuchawkę z ucha.
Wyciągnęłam łapę przez siebie, a w niej zaczął kłębić się cień. Kiedy wszystko zaczęło ,,trzymać się kupy'', trzymałam wisiorek z czarnym kamieniem, w którym odbijało się nocne niebo. Zrobiłam to samo z powietrzem, które przybrało postać białego kryształu.
Założyłam Lizzley'owi czarny wisior, a sobie ten biały.
- Myślałem, że wiem o tobie większość rzeczy - wymamrotał wpatrując się w podarunek. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że umiesz zrobić coś z niczego.
- Szczerze? Ja też nie wiedziałam - zaśmiałam się i usiadłam przed nim. Przysunęłam się trochę bliżej, a nasze amulety zaczęły świecić. Choć przez chwilę byliśmy blisko siebie. On nie miał na głowie obowiązków następcy Alfa, a jak nie musiałam latać od lasu po góry, od gór do granicy, a kiedy wracam - jest już noc.
- Rene! - usłyszałam głos Shayninga. Odwróciłam się w stronę dźwięku.
- Ja...- wycedziłam.
- Rozumiem - powiedział spokojnie Lizz. - Idź.
Poderwałam się i pobiegłam do Samca Delty.
- Mamy problem - powiedział.
<Shayning? Co za problem? Jaki problem? Było nie popędzać xD>
- Myślałem, że wiem o tobie większość rzeczy - wymamrotał wpatrując się w podarunek. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że umiesz zrobić coś z niczego.
- Szczerze? Ja też nie wiedziałam - zaśmiałam się i usiadłam przed nim. Przysunęłam się trochę bliżej, a nasze amulety zaczęły świecić. Choć przez chwilę byliśmy blisko siebie. On nie miał na głowie obowiązków następcy Alfa, a jak nie musiałam latać od lasu po góry, od gór do granicy, a kiedy wracam - jest już noc.
- Rene! - usłyszałam głos Shayninga. Odwróciłam się w stronę dźwięku.
- Ja...- wycedziłam.
- Rozumiem - powiedział spokojnie Lizz. - Idź.
Poderwałam się i pobiegłam do Samca Delty.
- Mamy problem - powiedział.
<Shayning? Co za problem? Jaki problem? Było nie popędzać xD>
*happy derp* x3
OdpowiedzUsuńMasz teraz problem na głowie x3
UsuńPasuje? Tak? Nie? Tak co owak - wymyślaj problem! :3
Co za problem? Jaki problem?Było nie popędzać, a teraz - wymyślaj *^*