czwartek, 26 lutego 2015

Od Anashelle CD Shayninga

   - ANA CO SIĘ DZIEJE!? - krzyknął Shay. Jego słowa prawie do mnie nie docierały, jego obraz wyglądał tak, jak by stał w mgle... Zastygłam w bezruchu.
<> <> <>
      Obudziłam się. Miałam wrażenie, jakbym miała przez cały czas otwarte oczy... Jednak wcześniej zemdlałam. Leżałam tam gdzie przed zamknięciem oczu, jednak obok mnie, leżało szare, zwinięte w kłębek szczenię. Przede mną  siedział Shayning, trzymając czarno-białą istotkę... Czyżbym nie spała? Co się wcześniej stało?
   - Nazwiemy ich Altair i Hope - powiedział zadowolony Shay. Ja jednak zdziwiona wlepiałam w niego wzrok.
  - Sh-Shay... Co się stało?
  - Nie żartuj. Urodziły się nasze dzieci. Tak jak chciałaś - powiedział spokojnie, wciąż patrząc na małą. Ale jak to? Przecież zemdlałam! A może... A może tylko straciłam świadomość...? Ogarnęłam się i spojrzałam na Altaira. Był taki podobny do Shaya...
    Spojrzałam na niego słabo. Coś zaklekotało ale byłam zbyt osłabiona aby się tym przejąć. Za to Shay nastroszył sierść i postawił uszy.
   - Bariera... - wychrypiałam. I rzeczywiście. Bariera pękała, niczym lustro. Coś napierało od zewnętrznej strony. Przebił ścianę, która pękła na miliardy kawałeczków. Demon.
     Chciałam wstać, ale byłam zbyt słaba i upadłam. Shayning podał mi Hope i rzucił się na demona. Przybliżyłam do siebie szczeniaki. Altair z otwartym pyszczkiem obserwował ojca.
      Kiedy demon skonał, upadł obok Altaira. Ciekawski szczeniak położył na nim swoją łapkę.
   - NIE! - wydyszał Shay, ale było już za późno. Ciało demona zaczęło się powoli rozpadać, a ze szczelin, które się tworzyły, zaczęła wyciekać czarna smuga. Zakaszlałam. Wszystko zaczęło się rozmazywać.
      Dusza Altaira wchłonęła czarne smugi. Widziałam to. Wzrok szczeniaka zamglił się. Wilczątko upadło pod moje łapy. Hope zapiszczała.
   - Nie... - załkałam.
      Nie żyło. Altair nie żył. Ciało demona rozpadło się w cień. Nie nawiedziłam ich. Zabili mi syna.
      Shay opadł obok mnie. To nie mogło się tak skończyć. Nie mogło... Zaraz. Spojrzałam zamglonymi, załzawionymi oczyma na Shaya. On odwzajemnił spojrzenie. Chwyciłam go za łapę i posadziłam ją sobie na łopatce. Drugą dotknęłam szczeniaka.
   - Anashelle..? - zapytał Shay. Rzuciłam mu szybkie spojrzenie. Jego poduszki łap zajarzyły się morskim światłem, moje białym. Czułam jakby ktoś wstrzyknął we mnie dawkę energii. Skupiłam się na dziecku. Do moich oczu wlewały się łzy, zalewając widok, więc je zamknęłam. Moja moc przepłynęła przez ciało Altaira, szukając jego duszy. Jednak jej tam nie było. Tak jak się spodziewałam.  Jednak wyczułam coś jeszcze... złego. Mrocznego. Zignorowałam to i skupiłam się bardziej. Czułam, jak powoli słabnę i mdleję. Coś wyczułam. Tak! Dusza wraca. Udało się!
      Otworzyłam gwałtownie oczy i zabrałam łapę, przerywając kontakt. Wystarczyło czekać.
Spojrzałam na Shaya a on odwzajemnił spojrzenie. Mała Hope, leżała skulona obok. Zrobiło mi się jej żal, cały czas ją ignorowałam. Przytuliłam swoje drugie szczenię.
<Shay?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz