Położyliśmy się na ziemi. Była chłodna, ale nic sobie z tego nie robiłam. Najwyraźniej Shay też. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się z byle czego. Od dawna nie mieliśmy czasu dla siebie, a teraz tak jakby wziął się on znikąd. Wtuliłam się w jego futro. Był taki ciepły... Od dawna potrzebowałam ciepła innego wilka. Próbowałam nie myśleć o nadciągającej wojnie i tym, że mogłabym go utracić. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
Rano, kiedy się obudziłam, w powietrzu unosił się zapach deszczu. Zawsze wdychając go, przypominałam sobie o Shayningu... Robiło mi się wtedy cieplej i lżej na sercu. Rozejrzałam się po jaskini. W koncie siedział Shay skrobiąc coś. Szybko schował to za siebie.
- Jak się spało? - spytał uśmiechając się.
- Ogólnie... dobrze - chciałam zobaczyć to, co przede mną ukrywa. - Co to jest? - wskazałam dłuto leżące pod jego łapą. Wsunął je za plecy.
- Chciało by się wiedzieć, co? Wszystko w swoim czasie.
<Shayning? Totaaalny brak weny ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz