środa, 25 lutego 2015

Od Shayninga CD Anashelle

- Słuchaj - rzekłem całkiem poważnie. - Na terenach watahy panuje wojna. Nigdzie już nie jest bezpiecznie. Powtarzam nigdzie. Nawet tu. Skąd mogę wiedzieć, że np. ty nie jesteś demonem, podszywającym się pod moją partnerkę?
- A skąd mogę wiedzieć, czy ty np. nim nie jesteś? - uśmiechnęła się łobuzersko po czym dodała całkiem poważnie. - Shay, moim żywiołem jest Duch. Potrafię wyczuć czyjąś obecność za pomocą duszy, co nie ogranicza się też do rdzenia.
Westchnąłem. Co ja mogłem poradzić, że tak bardzo się troszczę?
- Tak czy siak, nie będę mógł długo tutaj przesiadywać. Mam ważne obowiązki wobec watahy, dlatego chciałbym abyś miała dobre zabezpieczenie.
W tym momencie, zahaczyłem pazurem o cienką nitkę wodorostów, rozrywając swoje wypociny. Odchyliłem uszy, zdenerwowany, i zdjąłem naderwaną sieć.
- To nic nie da - warknąłem cicho. - Tu trzeba czegoś mocniejszego... Czegoś magicznego. Umiesz tworzyć tarcze anty-demoniczną?
Anashelle pokręciła głową.
- Z wody nic nie zrobię.
- Może połączymy swoje moce? - zaproponowała.
- To nie jest dobry pomysł...
- Dałabym radę stworzyć barierę, która blokuje rdzenie demonów, jednak potrzebowałabym do tego więcej magii. Gdybyś mógł przekazać mi trochę swojej magicznej siły, stać by mnie było na coś takiego.
- Siłę oddałbym ci chętnie - mruknąłem. - Ale nie jestem pewny, czy to dobre dla ciebie.
- Daj spokój dam radę.
Anashelle wstała, na co nie zaprotestowałem. Stanęła naprzeciwko wyjścia. Zrobiła nagły ruch głową, a od ziemi do sufitu wytworzyła się w przejściu, delikatna, lekko przezroczysta ściana, mieniąca się na fioletowo.
- Jest bardzo słaba. Trzeba by było ją wzmocnić, ale nie dałabym rady zrobić tego sama. Widzisz?
Wsadziła łapę przez barierkę, Jej powierzchnia zafalowała, a łapa bez problemu przedostała się na drugą stronę, jakby tej magii wcale nie było.
- Ściana powinna delikatnie blokować moje ciało, to oznaka, że jest wytrzymała. Przez taką tarczę demony nie przejdą.A my będziemy mogli w spokoju przez nią przechodzić.
Położyłem łapę na jej łopatce, skupiając na tym całą swoją wolę. Poduszki mojej łapy zaświeciły na odcień morski, a ja poczułem jakby ktoś wysysał ze mnie duszę odkurzaczem. Zacisnąłem zęby. Zaszumiało mi w głowie jakbym miał tam żywy ocean. Wzdłuż mojej wyciągniętej łapy, kręcąc pierścienie, przelatywały strugi mojej magii, w postaci strumieni wody. Przeszły przez moją łapę, świecąc się mocno jaskrawym światłem, po czym zaczęły delikatnie okrążać wokół sylwetkę Any.
- Wystarczy - powiedziała, a ja ją puściłem, przerywając kontakt. Poduszki łap przestały się jarzyć, a moc w postaci strug wody, rozpłynęła się w powietrzu.
Anashelle położyła łapę na barierze. Strugi wody, które teraz przybrały postać, dziwnej duchowej mgiełki, wniknęły w ścianę, a sama tarcza, zajarzyła się mocniej, tracąc swój przezroczystszy odcień.
- Gotowe.
Powoli wsadziłem w nią łapę.  Było trudniej, trochę tak jakby ktoś wsadził łapę w ruchome piaski. Moja łapa spoczęła na ścianę, jakby była zrobiona ze szkła. Kiedy przycisnąłem mocniej, zaczęła powoli się zapadać, a płaszczyzna wokół zafalowała.
- No to idę. Trzymaj się.
Przedarłem się przez barierę, Trochę tak jakbyś skoczył do basenu pełnego mega gęstego budyniu, i czekał aż wreszcie zapadniesz się na samo dno.
Na dachu jaskini, kłębiły się kłęby bluszczu. Spuściłem je, tak aby swobodnie opadały na wejście jaskini.
< Ana? Brak weny>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz