środa, 25 czerwca 2014

Od Thalii

Gdy Dante wyszedł wpatrzona w zachód słońca pomyślałam o czymś, co ani trochę nie miało sensu brzmiało ono ..
 - HellMare* ... - szepnęłam po czym wstałam. W oczach migotały mi iskierki smutku, lęku, złości, żalu i nadziei. Poczłapałam do jeziora przy którym po raz pierwszy zmieniłam się. Zamknęłam oczy myśląc o całej stracie,smutku i żalu jaki przetrwałam. Pomyślałam o rodzinie, o Sombrze .....
Ścisnęłam mocniej powieki. "Nie mogę tak dalej żyć!" pomyślałam "Tak przecież nie miało być ...."
Zaczęło się. Uniosłam do góry łeb i zawyłam ze złości. Musiałam wreszcie wypuścić wspomnienia.
Ale wyglądałam inaczej ...
"Zawyłam" a raczej zarżałam  po raz ostatni i pogalopowałam do watahy.
*HellMare - Na początku w pierwszym opo. Kiedy się w to coś zmieniłam nazywało się to "FeniksHorse" Ale głupio to brzmiało więc zmieniłam xD
<Ktoś? Ktokolwiek .. może Dante? Lili? Katrina? A może Shay ..?>

czwartek, 19 czerwca 2014

Od Thalii cd Dantego

Popatrzyłam na niego w zamyśleniu.
 - Też jestem dziwna.  - odparłam spokojnie. On ze zdziwieniem popatrzył na mnie. - Widzisz? Nikt mnie nie rozumie ...
Zaczęłam nucić Hymn Tatchitów, co później zamieniło się w śpiew:
(Nie chce mi się wymyślać więc zrobiłam tak że weźmy angielski zamienił się na tatchicki) Nie zwracać uwagi na teledysk

Gdy skończyłam Dante nieśmiało spytał:
 - Czy to Hymn Tatchitów?
 - Tak .. - odparłam spuszczając głowę  - Jak chcesz opowiem ci ich historię.
Pokiwał głową.
  - Więc żył kiedyś sobie pewien Król Luce* - zaczęłam - Rządził on Tatchitami. Miał on żonę która zachorowała i umarła. Z rozpaczy król wysłał wszystkich by znaleźli źródło tego zła. Jedynie jednej zielarce - przełknęłam ślinę na myśl o zielarce ...- udało się to znaleźć. Nazywała się .. Thalia. Tak, właśnie po niej dostałam imię. By zniszczyć je (źródło) musiała użyć pewnych słów. A raczej pieśni. Niestety w połowie jej śpiewania, Zło zabiło ją. Zostawiła po sobie ślad a mianowicie trzy krople jej łez. Wykluły się z nich wilki:
Murtagh, Saphira i Arachne. Miały zniszczyć zło. Niestety kiedy dorosły już dawno zapomniano o tej pieśni, na szczęście wymyślili nową. Tak oto zabili źródło lecz pierw z niego wyłoniły się trzy wilki które uciekły w głąb świata. Murtagh ożenił się w Carvahall`u, Saphira odleciała do Avalonu a Arachne zamieszkała w zwykłej watasze.  - zamyśliłam się po czym położyłam pysk na łapach - Dużo bym dała by odszukać pieśń. Podobno ma w sobie moc..  - z westchnieniem szepnęłam do siebie  - Jedyny wilk .... -  popatrzyłam na basiora - Zielarka wybiera jednego wilka, na odnalezienie hymnu, poprzez pokazanie na niebie jej znaku, a gdy polegnie wybiera nowego ...
Wilk na chwile namyślił się za nim dodał:
  - Ale przecież to zaśpiewałaś.
  - Ale to nie ta ... - zrezygnowana popatrzyłam na zachód słońca - To ta druga ..
*Luce - czytaj Lus
<Dante?Ktoś?>

Od Kolosa CD Katriny

Popatrzyłem na nią zdziwiony.
 - Obiecuje .. - szepnąłem.
- Dziękuje .. - powoli osunęła się na podłogę i zasnęła.
~~~
 - No nareszcie się obudziłaś  - uśmiechnąłem się do partnerki która usiadła obok mnie.
 - Mama!! - pisnęła radosna Renechervie  - Upolowałam sama jelenia!
 - A ja sarnę! - przerwał siostrze Tajfun.
  - Gratuluje wam obu  - odparła spokojnie Kat, po czym zwróciła się do mnie: - Muszę iść do Shayninga.
  - Znowu? - pisnął przerażony Tajfi  - Nigdy nie masz dla nas czasu ..
  - No właśnie!  - poparła brata Rene - Zrób sobie ten no ... jak to wy mówicie ... urlop!
<Kat? Braaak weny >.< Całą wenę wydałam na Thalię xD>

Od Dantego

Siedziałem w progu przydzielonej mi jaskini i tęsknie wpatrywałem się w wschód słońca. Podeszła do mnie Thalia i usiadła obok.
-Wiesz...-westchnąłem.- Zawsze zastanawiałem się jak to jest mieć rodzinę...- wadera spojrzała na mnie zdziwiona. Wiedziałem o co jej chodzi. Nie znała mnie. Zacząłem recytować dawno nie wspominany wiersz:-

Ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
pozostał po nich w kopnym śniegu
ten ślad wilczy

szybciej niż w plecy strzał zdradziecki
trafiła serce mściwa rozpacz
pili samogon jedli nędzę
tak się starali losom sprostać

już nie zostanie agronomem
Ciemny* a Świt* - księgowym
Marusia* - matką Grom* - poetą
posiwia śnieg ich młode głowy

nie opłakała ich Elektra*
nie pogrzebała Antygona*
i będą tak przez całą wieczność
w głębokim śniegu wiecznie konać

przegrali dom swój w białym borze
kędy zawiewa sypki śnieg
nie nam żałować - gryzipiórkom -
i gładzić ich zmierzwioną sierść

ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
został na zawsze w dobrym śniegu
ten trop wilczy...

Samica patrzyła na mnie nadal nie rozumiejąc. Zacząłem jej to wyjaśniać:
-To wierszyk ułożony przez jakiegoś wilka. Podobno znał moją rodzinę. Mówił mi, że po tym jak mnie zostawili udali się na Syberię gdzie zamiecie śnieżne...-Nie mogłem dalej mówić. Ścisnęło mi gardło. Łzy płynęły wąskim strumykiem po moich policzkach. Moja towarzyszka przytuliła mnie próbując pocieszyć. Odwzajemniłem uścisk i otarłem łzy. Tu, w tej watasze znalazłem namiastkę rodziny. Siedzieliśmy tak jeszcze dość długo wpatrując się w słońce.
<Thalia?>

*Ciemny- Miał być ojcem Dantego;
**Świt, Marusia i Grom- to podobno imiona starszego rodzeństwa;
***Elektra i Antygona- jego mama i babcia

Od Katriny

Idąc korytarzem, który prowadził do biblioteki, zobaczyłam, że zamiast jednego, wąskiego przejścia były dwa. Wybrałam jeden, którego wejście wydawało się mniej ciekawe. Gdy doszłam do wielkich, żelaznych drzwi, moją pierwszą reakcją był szok.
Kiedy roztwarłam wrota, ujrzałam złotą i ogromną bibliotekę. Była o wiele większa od tamtej i miała więcej ksiąg sięgających być może XII wieku n.e. Otworzyłam jedną z tajemniczych ksiąg. Na każdej ze stron widniały czterowiersze. Trzy o podobnym rozpoczęciu.
,, W odmentach wód zdobywcy
Na zachodzie,
Lew i dwoje ryb zjednoczą Białą Armię
Która położy kres rzondom Czerwonego wilka. ''
,, W odmentach wód zdobywcy
Na zachodzie,
Dziecięca piosenka zwycięży tam,
Gdzie Armia nie może. ''
,, W odmentach wód zdobywcy
Na zachodzie,
Potomek Alfy ch... ''
Nagle spostrzegłam wydartą kartkę po ,, Alfy ''. Przesuwałam powoli stronice w poszukiwaniu fragmentu tekstu, bo przecież mogła się gdzieś zawieruszyć.
Po ok. 5 minutach miałam wizję.

* * *
Jestem nad klifem. Kolos leży obok mnie martwy. Podchodzą do mnie Jack i nieznajomy mi wilk.
- Myślałam, że nie żyjesz - warknęłam.
- Żyję i mam się dobrze. Doszły mnie słuchy, że wybrano nową Alfę - zaśmiał się. - Czy to ty?
- Owszem. - rzekłam spoglądając kątem oka z rozpaczą na martwego partnera.
- To tylko fikcja. Ten obraz, zapachy. Jednak mogą stać się rzeczywistością. Twoje uczucia do niego mogą zniknąć.
- Nigdy! - krzyknęłam ze łzami w oczach. Jack odrzucił mnie swoją barierą ochronną, a ja upadłam z bólem na kark. Brat byłej samicy Alfa zauważył mój amulet i błyskawicznie zerwał go z mojej szyi. Straszliwy ból przeszył mnie, a szczególnie serce. Był to prawdziwy ból.
* * *
Pobiegłam szybko do Kolosa. Zastałam go w naszej jaskini. Podbiegłam do niego szybko i wtuliłam się w jego futro.
- Obiecaj, że nigdy mnie nie opuścisz... - szepnęłam.

< Kolosie? >



poniedziałek, 16 czerwca 2014

Od Shayninga

Spojrzałem na rozwaloną knajpę ,,Leśniej Lili". Była w ruinie, a na drzwiach wejściowych widniała przybita deska.Przeskoczyłem przez dziure nad oknem i usiadłem za blatem. Mimo wyglądu lubiłem to miejsce.  Nikt tu nie bywa, można posiedzieć w samotności.Zacząłem rozmyślać.
 Starałem się jakoś opiekować watahą...wspierać...pocieszać...A kto pocieszy mnie? Westchnąłem.Poleciałem myślami w kierunku rodziny. Skąd przybywam? Kim są moi rodzice? I kim ja jestem?
- A jak myślisz?- Odwróciłem się gwałtownie spoglądając na jarzącą się sylwetkę ducha.Wilk usiadł obok rozkładając się na krześle. Obrzuciłem go przelotnym spojrzeniem. Duch chwycił  niedbale butelke pełną starego piwa i spojrzał na mnie. - Ładna wataha. Twoja?
- Nie - spojrzałem na niego z obrzydzeniem. - Kim ty jesteś?
Basior zarechotał.
- Nie poznajesz mnie, smyku?
Przez głowe przeleciała mi dziwna myśl.
- Jesteś moim ojcem?
Duch spojrzał na mnie rozbawiony.
- Gdybym był twoim ojcem nie wychowałbym cię na takiego mami-synka - podniósł szklankę. - Chcesz?
- Nie, dzięki - wilk upił potężnego łyka, mówiąc: - Już wiesz kim jestem?
- Nie i nie - westchnąłem- Podpowiedź?
Duch spojrzał na mnie jak na głupka swoim pustym wzrokiem.
- Może tak - Pamiętasz Las Britherty? - i od razu przepełniła mnie wizja.

***
Widziałem siebie, w lesie, pośrodku polany. Nie byłem dorosły - byłem małym dzieckiem. Prawdziwy ,,ja" unosiłem się nad polaną. Zewsząd pachniało wrzosami, wczesną wiosną i mokrą trawą.Uwielbiałem to miejsce.Wypełniłem płuca świeżym powietrzem.Spojrzałem na małego, kruchego szczeniaka pod sobą. Nagle obok jak z podziemi wyrosło kolejne dziecko.Miał brunatną poczochraną sierść, nieskazitelnie zielone oczy i ten szelmowski uśmiech. Przypominał typowego, wilczego urwisa. Miałem dziwne wrażenie że kogoś mi przypomina ...
- Posłuchaj  -zwrócił się do małego Shaya. - Mam plan. Pójdziemy do Watahy Czarnej Krwi(nazwa wymyślona losowo) i ... - Niestety szczeniak zniżył głos do szeptu.Dobrze znałem tą nazwę. Była to wataha, największy wróg Watahy Szklanej Pełni, mojego dawnego domu.
Shay odskoczył.
- Czy to aby na pewno dobry pomysł? - zapytał(em) niepewnie.
- A co? Masz cykora?
- Ja nie jestem pewnien czy ...
- No chodź! Będzie fajnie!
- Ale ...
- No cóż - westchnął teatralnie. - W końcu to wyprawa nie dla słabiaków i tchórzy!
Zacząłem się zastanawiać czy słowo ,,słabiak" istnieje ale zdałem sobie sprawe że to tylko szczenię.
- Tchórz, tchórz,tchórz,tchórz,tchórz,tchórz - nawoływał okrążając Shaya. Szczenię skuliło się po czym pisnęło nieśmiało: - No dobra pójdę...
- I OTO CHODZI! - szczeknął wilk. Teraz już wiedziałem czemu wydaje mi się znajomy. Ten sam głos ...To był Sock , mój przybrany brat. Serce mi ścisnęło kiedy wspomnienia zalały mi umysł ...
- Wielkie HURRAA dla naszej dwójki!HUUURRRAAAA!
- huraaa ... - westchnął Shay bez przekonania i ruszył za Sockiem.
Fala wspomnień przekierowała mnie w inne miejsce. Bardzo dobrze strzeżone. Ze wszystkich stron otaczały polankę ostre niczym szpony skały, tworzące mur. Dostrzegłem Shaya kulącego się pod jednym z nich. Podbiegł do niego Sock.
- Gotowe - szepnął.
-Zbierajmy się już, dobra..?
-Spoko.
Mózg przeszyło mnie przerażające wycie. Wykryli ich.
- SZYBKO! - wrzasnął Sock. Oczy Shaya zaokrągliły się jak spodki po czym wystrzelił jak torpeda wyprzedzając Socka. Zakryłem pysk łapami. Dobrze wiedziałem co się teraz stanie.Nie nie  nie nie nie ...
Sock potknął się.Shay zatrzymał się nagle.
-Sock szybko! - ponaglał.
Szczenię podniosło się. Z dala dało się słyszeć wycie.Sock ruszył z kopyta. Przed nimi wyrusł kanion.
-Damy radę! - ponaglał Sock.
- Nie dam rady! - pisnął Shay.
- Pomogę ci!
Szczenię zamknęło oczy. Podskoczyło w biegu, a Sock wypchnął go na drugi ... brzeg xD. Shay poturlał się i uderzył w drzewo. Drugie szczenie nie miało tyle szczęścia. Wyskoczyło  w gurę ale nie trafiło dalej. Wrzasnęło i chwyciło się krawędzi. Shay oprzytomniał i podbiegł.
- Złap się mojej ręki!
Wyciągnął ją słabo ale nie udało się. Wycie zgłośniało.
- Uciekaj
-Nie!!! Nie zostawie cię!
- Dłużej ... nie...dam... rady ... - puściło się z wrzaskiem. Shay darł się ze łzami w oczach.
-BRACIEEE!!!!
***
 Otworzyłem oczy.
- I jak? - zapytał duch.
- Jesteś ...Sock? - zapytałem niepewnie.
Duch odwrucił głowę bawiąc się szklanką.
- Co tu robisz?
(C.D.N bo mi się dalej nie che_)

piątek, 13 czerwca 2014

Od Amicitii i Lionela

   Spojrzeliśmy w niebo. Wszędzie porozsiewane były gwiazdy, nadając naszym oczom, wpatrzonych w światełka, niesamowitych poświat.
   -Ja, Amicitia, z Watahy Srebrzystego Nieba, oddaję wam swój los!
   -Ja, Lionel, z Watahy Srebrzystego Nieba, przekazuję wam swój los!
  Gwiazdy mrugnęły i powoli rozsunęły się, ukazując dziurę w niebie. Przeznaczenie nigdy nie umrze, zawsze będzie trwać. Jest okrutne, podwładne życia, kieruje śmiercią i narodzinami, celem każdego człowieka, czy zwierzęcia. Czasami warto złożyć mu ofiarę, by nie wściekł się i nie zesłał ogni piekielnych.
   Takimi ofiarami stały się te dwa wilki. Same chciały, bo tak nakazał im los. Nikt ni jest wolny, każdym kieruje los. Ale najtwardsi mogą go zmienić. Ale one nie chciały, były słabe.
   Dziura w niebie zasklepiała się, oddając gwiazdom należyte miejsca. A na klifie nie było już dwóch wilków.

środa, 11 czerwca 2014

Alfa

Noo cóż .. Nie mam zamiaru dłużej tego ciągnąć więc podam wszystko tu i teraz ... Przegłosowaliście! Co prawda głosów było tylko 3 ale i tak połowa watahy jest nieobecna ... Mam nadzieję, że wybór okaże się słuszny bo Alfą zostaje ....Katrina! Gratulację! Niestety nie będzie jej do piątku, z powodu pewnych problemów. ...




Katrina i Lili nieobecne!

Lili i Katrina są nieobecne, więc nie mogą pisać opowiadań za siebie ani dokańczać innych. Proszę abyście nie pisali opowiadań dla nich!

wtorek, 10 czerwca 2014

Od Strangera

Otrzepałem się od brudnej ziemi i poczłapałem w kierunku jaskini. Leżała tam Amy . Uśmiechnąłem się do niej i usiadłem obok .Wpatrywała mi się głęboko w oczy . Nagle spojrzała się w dół na kamienną posadzkę i  mruknęłam
- Wiesz Stranger , chciała bym założyć rodzinę ...
-Nie ma sprawy . A z kim konkretnie ??? - zapytałem . Amy zrobiła dziwne oczy i zachichotała . Po moich słowach zmieniała tematy , ale mi w ciąż w głowię galopowały myśli o Rodzinie . W końcu nie wytrzymałem i warknąłem na Amciti .
- Powiedz w końcu z  kim chcesz założyć rodzinę ????!!!! -Amy przerażona uśmiechnęła się lekko i dotknęła swoim zimnym nosem mojego nosa .
- Już chyba wiesz prawda ??? - Zapytała . Kiwnąłem głową . Nie wiedziałem co powiedzieć . Może dla tego że byłem tak nią zauroczony że nie widziałem po za nią niczego innego . Nagle Amy odwróciła się i pobiegła w głąb lasu , a ja jak zahipnotyzowany Amy pobiegłem w podskokach .
C.D.N
<Amy ? > PS .Sory że takie krótkie nie miałam weny :3

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Konkurs

Kunkurs ,,niby" już się skończył, ale sądząc po wynikach, wychodzi mniej więcej ...

Katrina vs Lili!

Jeśli chcecie mi pomóc głosujcie w komentarzach , która wilczyca bardziej pasuje na Alfę!

                                                                                                                                  Dziękuje!
                                                                                                                                           ~Shay

niedziela, 8 czerwca 2014

Informacja

Koniec konkursu tusz,tusz... a Shayowi zepsul sie  komputer i nie moze pisac opowiadan :( Dlatego tez wyniki konkursu podam bezposrednio bez zadnych zbednych opowiadan ...Ale nie martwcie sie- bende zagladac na telefonie! (Przepraszam ze post jest bez polskich znakow ale na tel. blogger nie dziala jak trzeba ...)

piątek, 6 czerwca 2014

Od Lili (Konkurs 5 )

Właśnie studiowałam z Kat księgę uratowaną z walącej się biblioteki. Natrafiłyśmy tam na kolejną przepowiednię. Po zapisie o legendarnej drużynie (która niedawno powstała) ozdobnymi literami napisany były kolejne dwa czterowiersze:

''Mars i Berło będą w jedności
Znak Raka przyniesie straszliwą wojnę;
Potem nowy władca otrzyma koronę,
Będzie on rządził sprawiedliwie przez lat 27''

''W millenium drugim, królewski syn, przed przełomem,
Ukaże się wszystkim, pośród grzmotów i błyskawic.
Gniewny, wściekły wojenne zgliszcza, żniwo śmierci
Ryba, po długim okresie uśpienia, powraca do władzy.

Ich interpretacja nie była nam do końca jasna. zaczęłyśmy analizować kolejne linijki zaczynając od przepowiedni zapisanej na górze strony. Pierwszy wers był na razie niezrozumiały, lecz kolejne rzucały nowe światło na to co ma nadejść. Jack jest z pod znaku raka i najwidoczniej dąży do wojny, ale nie uda mu się wygrać i znowu poniesie klęskę. Później władzę w watasze obejmie nowy władca -Alfa i będzie długo rządzić sprawiedliwie jak Sombra. Kolejny czterowiersz jest mniej jasny. Mówi o zakończeniu wojny i dokładniej wskazuje na władcę, którym zostanie królewski syn z pod znaku ryb. I tu pojawia się dylemat, bo zarówno Kimm jak i Shay są z pod tego znaku.
<Shay? Kimm?>

Od Lili CD Thalii (Konkurs 4)

Pędziłam przed siebie widząc w oddali nikłe światło pochodni. Na miejscu zobaczyłam... Jacka z Kasjomą, jakąś niewielką wataszkę i Thalię zamkniętą w jakiejś kuli. Podbiegłam do sfery przewracając przy tym kilka wilków. Drapałam w Twardą powłokę z całej siły, lecz nie było na niej nawet śladów pazurów. Jack rzucił na ziemię pochodnię i natychmiast wokół mnie i Thalii stanęła ściana ognia. Byłam przerażona na śmierć. Nieprzychylne mi wilki stały za ogniem i śmiały się szyderczo. Strasznie bałam się ognia. Skuliłam się zamykając oczy. Po dłuższej chwili poczułam podmuch chłodnego wiatru na pysku. Poderwałam się i szeroko otworzyłam oczy. To był Dante. Stał na wzniesieniu i kierując sporym tornadem zdmuchiwał ogień. Szklane więzienie Thalii rozprysło się w drobne kawałki pod wpływem tak skrajnych temperatur.
W pędzie ucieczki złapałam Kasjome i przerzuciłam sobie przez ramie. Dobiegliśmy do Jaskini uczuć. Jej małe wejście zastawiliśmy kamieniem by waderka nie mogła uciec. Po zapaleniu pochodni zaczęliśmy przepytywać małą.
<Thali? Dante?>

Od Katriny (Konkurs 9)


Od Katriny ( Konkurs 9 )

Wieczorem miałam wizję. Idę przez las, spotykam Jacka. Mdleję a gdy się budzę jestem w jakimś małym i ciasnym pomieszczeniu z NIM.
Poczułam, że muszę iść do lasu. Nie byłam tam sama. Był też tam brat Sombry.
- Panienka nie powinna błąkać się po lesie sama hmmm? Kiedy prowadziliście ze mną wojnę ciebie nie widziałem Katrino.
- Z kąt mnie znasz? Odpowiadaj lepiej bo nawet nie wyobrażasz sobie do czego jestem zdolna-warknęłam.
- Sombra wspominała mi o tobie. Arogancka lalunia z wybujałym ego. Zacytowałem dobrze czyż nie?
- Nie waż się...
- Pewny siebie szczeniak który przystawia się do mojego faceta. Wciąż masz ADHD? Nadal przyjmiesz każdy zakład?
- Zmieniłam się. Twoja siostra jest najlepszą przywódczynią.
- Nigdy nie była. To ja narodziłem się pierwszy. Podobnież ten kto narodzony pierwszy jest najmądrzejszy z miotu. Moja mała siostrzyczka płakała kiedy powiedziałem jej, ze idę szukać domu bez niej.
- Cicho...-nie dokończyłam przez dym o niewiadomym pochodzeniu. Zemdlałam.
Gdy się obudziłam, było tak jak w wizji. Przywiązana do słupa, byłam bezradna.
- Wypuść mnie!
- Nigdy. Twoja wataha odda życie za swojego. Kasjoma dobrze się spisała. Przyniosła mi Thalię ale ta mi się wymknęła.
- Z kąt wiesz, że ja też się nie wymknę?
- Twoja przyjaciółka użyła magii. To pomieszczenie wysysa ją z twojego ciała.
- A z twego?
- Przed wejściem tu rzuciłem na siebie i swoją watahę zaklęcie pozwalające wytrzymać tu.
Wierzgałam, ale byłam związana drutem kolczastym który ranił moje ciało. Medalion na mojej szyi zaczął się świecić dodając mi energii.
- Ja już idę. Muszę zapolować na niedźwiedzia.
- Nie musisz się opowiadać - warknęłam, a ten wyszedł. Rany jak wcześniej zagoiły się, a ja byłam wolna od drutu.
Uciekłam. Na swojej drodze spotkałam Kimm'iego.
- Hej Kat. Co robisz?
- Zwiewam przed Jackiem puki ma ,, przerwę na niedźwiedzia ''.
- Czekałem na ciebie żeby porozmawiać.
- Mów.
- To odnośnie tego co znalazłaś w bibliotece. Byłem tam wtedy kiedy ty też byłaś. Czy to możliwe?
- Wszystko jest możliwe kochany. Teraz idę szukać Thalii.
Wyrwałam jak strzała w kierunku jej jaskini. Spotkałam ją kiedy z niej wychodziła.
- Thal!
- Kat, co ci?
- Jack...Kasjoma...
- Wiem. Mieli mnie na widelcu.
- Co masz w pysku?
- Listę.
- Listę czego?
- Emmm... Zakupów - ( wiem ale dokończę poprawnie opo Thali jutro albo jeszcze dziś )
Nic się nie odzywając pomknęłam dalej. Znów do biblioteki.

Konkurs

Pamiętajcie by opowiadania były na temat >.< Powtórzę jeszcze raz: o tym jak pomagasz wilkom w watasze, lub o wielkich wyczynach poświęconych pomocy watasze. To też będzie się liczyć! I proszę by opowiadania były długie,z sensem i NA TEMAT!!!!! Proszę ... ;-;

czwartek, 5 czerwca 2014

Od Katriny (Konkurs 8)

W końcu do mnie dotarło ich znaczenie. Przynajmniej kilku rzeczy.
-,,Wnuk Bosque obejmie władzę bóstwa''. To musi być odczytane w ten sposób ,, Wnuk Bosque Kimm obejmie władzę kiedy jego przodek zginie '' lub coś w tym stylu.
-,, Dopomogą mu wilki ze znakiem '' czyli ja, moja siostra, Shayning, Thalia itd.
-,, Dokona się tego w trzynastą pełnię '' to nie może być trzynasta pełnia na świecie lecz trzynasta pełnia roku bieżącego.
-,, Wizje jednej wadery z Drużyny doprowadzą ich do zwycięstwa '' czyli, że wkrótce będę miała wizje dotyczące tego.
Teraz trzeba rozkminić drugą przepowiednię.
-,, Nowy przywódca przybyły z niebios zjednoczy cały świat '' nowym przywódcą może być nowa samica Alfa. Zjednoczy... Watahę? Chyba tak bo innego wyjścia nie widzę.
-,, W jeden naród, wszystkie stronnictwa umrą i odrodzą się ''. Umrzemy i zmartwychwstaniemy? Do tego nie mam wyjaśnienia. Nie wiem.
-,, Zachwycone duchowieństwo podporządkuje się potędze władzy '' to może być... Też nie wiem! Para Alfa? Zamotałam się.
-,, Rozradowane anioły. Czerwony wilk znika w otchłani ''. Rozradowanymi aniołami mogą być członkowie watahy. Czerwony wilk... nie to nie możliwe! Jack... może to on będzie miał coś wspólnego...

Od Katriny (Konkurs 7)

Siedziałam w bibliotece z nosem w książkach. Chciałam znaleźć więcej informacji o Kimm'im i jego rodzinie. Widziałam tylko rzeczy o Bosuqe.
W końcu mnie olśniło.
- Czemu wcześniej na to nie wpadłam! Przecież jest jego potomkiem więc będzie gdzieś...Tu!-krzyknęłam i wybrałam stronę na hybiu trafił. Znalazłam jedynie czterowiersz opowiadający o przyszłości.
- ,, Wnuk Bosque obejmie władzę bóstwa,
Dopomogą mu wilki ze znakiem.
Dokona się tego w trzynastą pełnię.
Wizje jednej wadery z Drużyny doprowadzą ich do zwycięstwa.''
Później znalazłam kolejny na następnej stronie.
-,,Nowy przywódca przybyły z niebios zjednoczy cały świat 
W jeden naród, wszystkie stronnictwa umrą i odrodzą się. 
Zachwycone duchowieństwo podporządkuje się potędze władzy. 
Rozradowane anioły. Czerwony wilk znika w otchłani.''
Kto to może być ten przywódca? Czy to może być nowa Alfa? Kim jest czerwony wilk? Moją głowę zaprzątnęła masa pytań na które nie znałam odpowiedzi.
Rozmyślanie co mogą one oznaczać może zająć mi trochę czasu...

Od Thalii CD Dantego (Konkurs 4)

Byłam trochę zszokowana tym wszystkim.
 - Taak... chyba zaprowadzę cię to Shay`a ... - przekrzywiłam łeb, a potem znowu się ogarnęłam - Chodź za mną.
Tatchit z ochotą poszedł za mną. W drodze zapytał mnie o różne rzeczy.
 - Kto to ten .. Shay ?
 - Shayning. Samiec Delta. Mój Brat.
 - Ah ... E.. A nie łatwiej zaprowadzić mnie do ... Alfy?
Zagryzłam wargę. Wilk najwyraźniej to zawuażył bo tylko szepnął:
 - Przepraszam ... Nie powinienem cię o to pytać .. - zwiesił lekko głowę.
 - Nie, nic nie szkodzi. Ja tylko ... - zamilkłam na chwilkę - Ona popełniła samobójstwo. Spadła z klifu i ... doprowadziło ją do tego szaleństwo.
 - Ah .. - jęknął i już o nic więcej nie pytał.
Gdy zaprowadziłam go do Shayninga odeszłam na chwile. Chciałam coś zobaczyć. Gdy szłam w tym kierunku, nagle zapadłam się pod ziemię.
~~~~~~~~~`~~~~
- Au .. - jęknęłam z bólu. Byłam w pomieszczeniu, bardzo estetycznym:
Wstałam i ku mojemu zdziwieniu zaczęłam się lekko ślizgać.  Gdy doszłam do końca (co wydawało się nie możliwe) zobaczyłam stół. Przy nim siedziało ośmiorga bogów. Stanęłam jak wryta. Nie znałam tych  2 ostatnich boginek ale teraz to się nie liczyło.
 - G-Gdzie j-ja jestem ..? - wyjąkałam gapiąc się na to widowisko.
 - Jesteś w swoim rodzinnym domu - powiedział Mall.
Zrobiłam wielkie oczy.
 - W-W r-rodzinnym ...? - szepnęłam - O co chodzi?
 - Więc to tak - odparł Noche podając mi listę. Wyglądało to mniej więcej tak:
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mall i Nike - Rock. (ojciec Shay`a i mnie)
urodzili - Shayninga i Thalię.
Bosque i Setona - Mina (matka nasza) 
------------
Opues i Alessera - Azura
Azura i Blade  - Lili i Katrina.
---------------
Bosque i Kasjopeja -  Karmina 
Karmina i Cloud - Kimm i Climb 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Ah... - jęknęłam. Teraz czułem się lepiej. O wiele lepiej. Więc ta jedna to Nike, druga Alessera trzecia Setona a czwarta Kasjopeja! Pomknęłam do watahy sprintem, trzymając w zębach listę.
 <KLSD? xD Dobra: Katrina? Lili? Shay? Dante?>










Od Lili CD (Konkurs 3)


Polowałam w głębi lasu. Właśnie goniłam z soczystym jeleniem gdy ziemia pod moimi łapami zapadła się. Spadając do głębokiej dziury mocno uderzyłam głową w kamienną barierkę. Gdy spadłam na kamienną posadzkę byłam mocno przymulona i całe moje ciało było poranione. Z licznych ciętych ran sączyła się krew. Byłam bardzo zmęczona. Jakby tego było mało przyleciały wrony i dziobały moje ciało. Wzniosłam słabą barierę, żeby je odgonić. Leżałam tam już sześć dni. Byłam bardzo głodna i z dnia na dzień coraz słabsza. Co wieczór musiałam odnawiać kopułę. Cały ten czas myślałam jakby to było umrzeć i nie cierpieć już tak w tej dziurze..
Był to już siódmy dzień tej męczarni. Kopuła słabła, a ja nie miałam już siły by ją naprawić. Krople ciepłego, jesiennego deszczu spływały na mój pysk. Na szarawym niebie zaczynały wyświetlać się obrazy moich dzieci w rodziny bawiących się zgodnie na łące. To był piękny sen, który stopniowo zaczynał się psuć. Wszyscy mieli smutek w oczach i gorzkie łzy spływały po ich policzkach. A potem już był tylko mętny obraz klifu i ani jednej żywej istoty. Tylki cień i wieczny deszcz.
Nie mogłam na to patrzeć. Musiałam przeżyć. Na szczęście wizję tą przerwał lecący po niebie kształt wilka. To musiała być Rene. Niestety nie zauważyła mnie. W moim sercu zapłonęła iskierka nadziei. Jeszcze mnie szukają, nie jest za późno! Ostatkiem sił dźwignęłam bezwładne ciało i zaczęłam wdrapywać się po krętych schodach.
Odrzuciłam porośniętą mchem klapę i wydostałam się na zewnątrz. Byłam szczęśliwa, ale bardzo osłabiona. Runęłam na ziemie. Rany otworzyły się i z powrotem zaczęła wydobywać się z nich krew. Zemdlałam.
Zbudziłam się w jaskini Anashelle. Czułam palący bul w okolicy karku. Cała byłam w bandażach. Obok leżał też Shay.
<Ktoś? Anashelle? Może Shay?

Od Katriny CD Shayninga (Konkurs 6)

Od Katriny CD Shayninga ( Konkurs )

Siedziałam przy grobie Sombry, jak wszystkie wilki które nie wiedzą co mają począć. Nagle ukazał mi się jej duch.
- Cześć Kat. Dawno cię nie widziałam. Jak się mają sprawy w watasze? Wiadomość dotarła?
- Cześć. Tęsknimy wszyscy. Tak. Wybrałam szybkich i zwinnych gotowych do obrony twej córki.
- Kimm nadal użala się nad sobą?
- Tak. Nie wie co zrobić, gdzie ma iść.
- Kat!
- Idź szybko do jaskini Anashelle!
- Czemu? Co się dzieje?!
Zemdlałam. Czułam jedynie piekący ból w okolicach karku.
Kiedy się obudziłam, leżałam przed jaskinią Any. Zobaczyłam tam Shayninga zwijającego się w kłębek z bólu. Gdy mnie zobaczył, wychylił się lekko.
- Kat?
- Shay?
Spojrzał na mnie badawczo. Nagle, słyszalny był cichy głos. Wypowiadał on słowo ,, drużyna... ''.
- Jaka drużyna? Shay dobrze się czujesz?
- Lepiej. Gdzie inni?
- Nie wiem. Leż tu, sprowadzę ich.
Wybiegłam w pośpiechu po Lili,e i resztę. Spotkałam ich. Mieli taki sam symbol na karku jak ja i Shayning
-Lili, co się stało?
- Sami nie wiemy. Przed chwilą zbudziłam resztę i spostrzegłam ten znak.
- Znak - szepnęłam.- No jasne znak! Shay pierwszy tego doznał. był w Jaskini Losu. Runy szepczące los... To o to im chodziło!
- Kat, dobrze się czujesz?
- Doskonale! Teraz wiem gdzie musimy szukać wskazówek na nurtujące mnie pytanie! Lecimy do Shaya, migiem!
Wyrwałam niczym strzała z powrotem do punktu wyjścia ( jaskini Anashelle ). Za mną biegły pozostałe wilki ze znakiem...
< Shay? >

środa, 4 czerwca 2014

Od Thalii (Konkurs 3 )

Miałam wielką ochotę znowu pójść do Serca Lasu. Tak, też zrobiłam.
Wgłębiłam się w naturę. Gdy dotarłam, na miejsce, przystanęłam. Stałam tak kilka minut, gdy nagle zza krzaków wyskoczyła biało-czarna waderka i chwyciła  się zębami  za moją nogę. Popatrzyłam na nią zszokowana.
 - K-Kasjoma ...?
Ścisnęła mnie jeszcze bardziej i zaczęła ciągnąć.
- Taaaa i coś jeszcze ? - burknęła przez zęby.  - Muszę cię zabrać do watahy ... Jack mi za to wyśmienicie zapłaci.
Uwolniłam mą łapę z uścisku.
 - Poczekaj - odparłam spokojnie - Wszystko po kolei.
 - Nie mogę czekać! - pisnęła waderka chwytając moją nogę, i ciągnąc ją za sobą. Tym razem mocniej.
 - Au,au,au .. - poczekaj , poczekaj ...- zawyłam.
Kasjoma uśmiechnęła się, szaleńczo. Jej oczy zmieniły kolor na fioletowy a potem zemdlałam.

~~~~
- No nareszcie Kasjo! - zabrzmiał znajomy głos - Tak długo czekaliśmy! Jest nic nie warta ale wystarczy!
"Czy im chodzi o mnie?!", warknęłam w myślach "Ja nic nie warta?!"
Wstałam jęcząc z bólu.Gdy odtworzyłam oczy oniemiałam. Leżałam w wielkiej kuli, wiszącej nad wyszczerzonymi wilkami. Jeden to Kasja a drugi .... Nie! Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!!!
 - Jack ... - burknęłam przybliżając się do "ściany" kuli i kładąc na niej łapy - To ******!!!
  - Oj, bez takich słów do mnie - uśmiechnął się szyderczo - Teraz gdy moja kochana siostrzyczka zrobiła coś dla mnie. A mianowicie: Zabiła się. Zrobiła za mnie brudną robotę..
 - WCALE NIE!!! - wrzasnęłam na cały pokój. Chyba członkowie jego watahy to usłyszeli bo słyszałam szepty. - Ona zrobiła to dla naszego, dobra! Zrobiła coś czego ty byś nigdy nie zrobił! Ty czerwony gu**ie!
 - Zanotuje sobie te słowa u ciebie. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
 -  Nigdy nie dostaniesz tego co chcesz!!!
Wyszedł nadal wyszczerzając zęby(razem z Kasjomą).
 - Jeszcze nie ..- opadłam bezwładnie na kulę.
<Lili? Oto podrzuciłam ci wenę :3>



Od Amy

   Dryfowałam po łagodnej powierzchni morza. Nie żyłam i dobrze o tym wiedziałam. Poczułam piasek dotykający mojego barku. Nie otwierając ślepi podniosłam się i przeszłam parę kroków po pewnym gruncie.
   Coś tknęło mnie w łapę. Otworzyłam oczy i spojrzałam w szkło. Był to kawałek lustra, rozbitego. Zauważyłam inne odłamki rozsiane po całej plaży. Ten był dosyć spory, więc mogłam się przejrzeć. Mój wygląd zaskoczył mnie, a wyglądałam tak:


   Opadłam na ziemię, czując bezwład w całym ciele.
    -Dlaczego ja jestem tak zmienna?!
   Zaczęłam szarpać się za włosy i krzyczeć w napadzie szału. Po chwili zobaczyłam pędzącego w moją stronę wilka. Małą, słodką, różową waderkę. Zatrzymała się tuż przy mnie, o mało na mnie nie wpadając.
    -Dzień dobry, czy widziała pani Charlie? - spytała robiąc do mnie maślane oczy.
   Wbiłam w nią zdziwiony wzrok, nie dowierzając.
    -Ki...Kimike?
   Kimike, także zszokowana, zaczęła się odsuwać.
    -Ty...To ty!
   Przerażona uciekła. Zobaczyłam przebłysk kolorowego futra w lesie, a później szaleńcze okrzyki rozpaczy ze strony małej. Wyglądało na to, że chciała opowiedzieć komuś całą historię. Pobiegłam w tamtą stronę, a lekkość moich łap zaskoczyła mnie. Myślałam, że odlecę. Ale mój sen zakończył się koszmarem. Spojrzałam na prawą łapę i zobaczyłam tam długą bliznę. Dotknęłam jej i syknęłam. Kość była zniekształcona i wymagała operacji. A w tej chwili nie miałam na nią nic. Czasu, pieniędzy, znajomości...Znajomości! Muszę zobaczyć, czy ktoś mnie pamięta. Kuśtykając, poszłam w las za futrem.
   Jak podejrzewałam, był to ktoś z watahy, a dokładniej Lion. Szedł z waderką za łapkę, jak ojciec z córką. Stranger mnie zawiódł, miał się nią opiekować...A Stran?
   Zawróciła i jak najszybciej pozwalała mi na to łapa ruszyłam w stronę klifu. Stran stał tam, wpatrzony w morze. Podeszłam do niego od tyłu i szepnęłam:
    -Pięknie, nieprawdaż?
   Odwrócił się, popatrzył na mnie i wrócił do poprzedniej pozycji. Odgarnęłam mu futro z oczu i wtuliłam się w niego. Ten spojrzał na mnie kątem oka i rzekł:
    -A tak właściwie, to ktoś ty?
   Odskoczyłam jak poparzona. Było to dużym błędem, gdyż łapa załamała się pode mną, a ja jęknęłam z bólu i padłam na ziemię na wpół nieprzytomna.
    -Amy...Jestem...Amy... - wyszeptałam i straciłam przytomność.
<Stran? Rozegraj to jakoś ładnie :3> 

Od Thalii ( konkurs 2 )

Przyczesałam patykiem przypominający grzebień sierść i wyszłam z jaskini na suchą glebę pokrytą szczątkami roślin i igiełkami . Nadziałam się na szyszkę i pisnęłam . Po kilku sekundach opanowałam się i poszłam dalej . Kierowałam się ku Mrocznego Lasu . Szłam po ścieżce . Z drzew opadały liście i małe gałązki . Po między iglastymi drzewami przebiegła  lśniąca w słońcu łania . Podniosłam lekko łapę i ruszyłam w pogoń za sarną . Pogoń trwała długo . Z całych sil próbowałam pyskiem złapać jej ogonek albo jej soczysto wyglądającą nóżkę  . Liście wbijały mi się w pysk . Momentalnie przed mną wyrosła gruba  , kolczasta jeżyna  zahamowałam  i pospieszyłam za sarną . W duszy czułam że jak przyniosę taką zdobycz wszystkich obwinę sobie wokół palca . Zaraz co ja nie jestem taka szybko ta myśl przebiegła i przyspieszyłam . Byłam o cztery kroki za łanią . Nagle zza sarenki wyskoczyła jakaś biała wilczyca z zakończeniami zielonkawymi . Przestraszyłam się jej ale później zaczęłam napierać koloru i warknęłam
- Won mi stąd , moja łania . Jeśli nie chcesz zginąć lepiej odsuń się i ładnie idź do swojej nory .-wilczyca spojrzała się na mnie i zarechotała .
-Odważna jesteś jak na członka Watahy Srebrzystego Nieba . Ale nie nie odpuszczę sarny . - wilczyca na bezbronną wyglądającą drapnęłam mnie pazurami .
-Oj , dobry ruch ale nie taki jak ten ... -warknęłam i wyciągnęłam ostre pazury i wkułam w łopatkę wilczycy. Wadera pisnęła i skuliła ogon , spuściła głowę w dół . Po kilku sekundach pisnęła coś pod nosem
- Jestem Lena Zielarka ... zawsze działało na inne wilki . - łza spłynęła jej z oczu i zachlipała
- Proszę nie zabijaj jej , ona jest moją przyjaciółką ... proszę - wilczyca upadła na twarz i zaczęła wyć jak muł . Moje oczy zalane łzami oślepiały mnie . Po kilku minutach ocknęłam się i mówiąc zapytałam
- Dobrze nie skrzywdzę sarny , ale skąd wiedziałaś skąd przybyłam ? - Wilczyca spojrzała na mnie z nadzieją i otarła swoje spuchnięte oczy od płaczu , spojrzała na bułaną łanię a później na mnie . Wreszcie wydała z siebie tchnienie
- Łania mi powiedziała , ona podaje mi wszystkie informacje , które słyszy , widzi i czuje .
- Czyli ty umiesz się telepatycznie porozumiewać z zwierzętami ? - przerywając jej spytałam .
- Tak i nie tylko z roślinami także . - powiedziała skronie .. Oczy załzawiły mi się gdy nadlatujący wiatr miał jakieś magiczne pyły i drobinki . Wilczyca przymrużyła oczy i ruszyła . Ruszyłam za nią . Po kilku minutach doszliśmy do sympatycznej jaskini . Wilczyca machnęła głową i weszłyśmy w trzy do środka . Przetarłam oczy i usiadłam na sianku , który przypominał kłębek wełny . Usłyszałam jakby ktoś przejechał pazurem o ślizgom powierzchnie . Nagle zaczęło coś kłuć w oczy . Zobaczyłam ścianę a na niej odcisk pazurów . Na odcisku zaczęła robić się jakaś tajemnicza piana która oświetlała pomieszczenie .  Przyjrzałam jej się dokładnie , niestety nic nie rozumiałam z tego więc zapytałam Leny
- Co to za czary są ?? - Lena uśmiechnęła się i odpowiedział na to pytanie jakby było banalnie proste .
- Te czary jak ty to nazywasz to tylko sól kamienna pomieszana z węglem plus ..... łajno Figi - i mówiąc to słowo Figa wstawała łapą na śpiącą słodko Figę . Zachichotałam i dodałam
-Niech śpi słodko - po tych słowach zasnęłam .
                                                                             ***
Kiedy się obudziłam zastałam Lunę coś tam grzebiącą przy glinianych garach . Wstałam od trzepałam się i w wilczych podskokach podbiegłam do zielarki .
-Czo robisz ciekawego ? -nachyliłam się i ujrzałam zniesmaczoną twarz Leny . Odwróciła się do mnie i zachichotała . -Coś co ci się przyda na drogę jak sobie już pójdziesz .
- Mam tu zamiar zostać co najmniej 4 dni  . i nigdy mnie stąd nie weźmiesz prędzej  . - zażartowałam . Zielonkawa wilczyca zachichotała i miksturę wlała do małego dzbanka , a później dała go mi i powiedziała
- Ta mikstura uleczy każdą nie żywą osobę lub uśmierci . Jednak pamiętaj są też skutki negatywne np ; utrata pamięci ...-kiwnęłam głową i zabrałam z jej zielonkawych łap gliniany dzbanuszek przypięłam  go do pasa,  którego miałam przewieszonego przez ramię . Na dzbanuszka zakrętce był na wyglądająco szlachetnie biało-niebieski kamyk a do niego przyczepiona drewniana rączka . Od razu zaniepokojona tym kamykiem zapytałam się Leny . Oz patrząc banalnie znów na moje pytanie uśmiechnęła się i powiedziała
-To tylko ozdoba nie przejmuj się tym kamyczkiem . Odwdzięczyłam uśmiech i gdy skierowałam się ku drzwi .
-Nie!- krzyknęła Lena i zatrzasnęła skałę .Odrobina pyłu wleciała do jaskini , ale jak Lena nie panikuje to w takim razie ja też
                                                                       ***
-Choć za mną - powiedziała zielarka i Otworzyła jakąś skałkę w drugiej części jej norki czy jaskini to było przejście do Mrocznego lasu po czym dodała
- Dziękuje za 4 dni spędzone z tobą , ale Jjśli chcesz jeszcze ujrzeć swoich przyjaciół leć cały czas prosto tam znajduje się jeden z twoich przyjaciół - i wypchnęła mnie na ciemny żwir znaczący ścieżkę Mrocznego Lasu .
Popatrzyłam za siebie ujrzałam straszliwego potwora , a pod jego czterema kopytami leżały trupy Leny i Figi.Moje oczy zaczęły topić się w łzach , Znienacka wyskoczyła ciemna postać zza krzaków . Byłam słaba i położyłam się na żwir .
- Uważaj Thalia . - ledwo usłyszałam ten głos i wtedy ...
Obudziłam się w jakiejś jaskini , a przed moimi zmrużonymi oczyma ukazały się trzy znajome wilki znaczy Kimike , Katrina i Stranger uśmiechnęłam się do nich i zasnęłam .
< Kimike ? Katrina ? Lub ktoś nawet może być trup >

Od Shayninga



Siedziałem w Jaskini Losu. To miejsce zawsze uspokajało moje nerwy. Wiedziałem dobrze,że To nie było przeznaczone dla wilczych oczu, ale miałem nadzieję, że nie przeszkadza moje towarzystwo latającym rozświetlonym runom.Złapałem jedną w obie łapy. Uchyliłem je.W łapkach trzepotała błękitna runa przedstawiająca wilka. Uśmiechnąłem się i wypuściłem hieroglifa. Obleciał mnie i powrócił do reszty. Wsłuchałem się  w szepty.,,Los..los..los..los.." Uśmiechnąłem się. ,, Los..Los...los..Shayning...Los..."Otworzyłem gwałtownie oczy.,, Los ..los...Shayning..los.." Jeden hieroglif wilka podbiegł do mnie i zawył. Patrzyłem na niego zszokowany. Był mniejszy od mojej łapy i błękitny. Podczas kiedy inne szeptały:,,Los,los,los" jego pysk wykrzywiał się w jedno imię: ,, Shayning" Przerażony zrobiłem krok do tyłu.
,,Shayning"
Wybiegłem z jaskini. Moje łapy smagały po liściach co schły w zaskakująco szybkim tempie.Dotarłem do Łąki Legend. Odetchnąłem. Niebo przybrało szarawy odcień,wszystko pokrywała mgła, powietrze kuło mnie zimnem. Mój oddech mydlił się w przestrzeni.
. Nagle usłyszałem charakterystyczny szept:
,,los...los....los..."
PUFF!
Trawa zawirowała a ciemność spowiło błękitne światło wydobywające się z ogromnej puli światła na środku łąki. Wokół  wirowały roztargnione błękitne runy powtarzając szaleńczo.,,Los!Los!Los!" Zbliżyłem się ostrożnie.W środku puli widniał odcisk łapy. Magia była tak silna że musiałem zatkać uszy by nie wysadzić sb głowy.,,Los..Dotknij..Los..Shayning..." Dotknąłem. I zdawało się, że cały świat pochłonęła ciemność.

***
-Shay! Obudź się! - to był głos Anashelle. Otworzyłem jedno oko.
- Co się stało...?
-Nie wiem! Znalazłam cię przed moją jaskinią. Wyglądasz na zdrowego,żadnych poważnych obrażeń tylko ... - zawiesiła głos i pokazała łapą moje miejsce przy karku na szyi. Widniał tam błękitny symbol.
(Tylko nie wisior *v*)

Syknąłem:
- Boli..
-Leż spokojnie ... - zniknęła w głębi jaskini. Usłyszałem syknięcie.
- Boli...
-Spokojnie...
Wychyliłem się.
- Kat?
Wilczyca spojrzała na mnie z drugiego końca jaskini.
- Shay?
Spojrzałem na jej kark. Miała taki sam symbol.
,,Drużyna..." Usłyszałem szept wilka/runy. Nie wiedzieć czemu dobrze wiedziałem kto będzie miał taki sam symbol: Kimm..Lili...Thalia... Wszyscy co mieli styczność choć raz z bogami... Może też Amy...I może inni... Poczułem ukłucie w głowie i zemdlałem.
<Ktoś? Z ,,drużyny xD?

Od Lili (Konkurs 2)


Siedziałam na gruzach biblioteki. Nie wierzyłam jak mogła się zawalić. Nagle kamień pod moimi łapami poruszył się. Zeskoczyłam z niego. W mgnieniu oka cała biblioteka ,,odbudowała się''. Weszłam do niej. Było ciemno. Jedynie pochodnia dawała ulotne światło. Siedział przy niej Opues. Podeszłam do niego i usiadłam obok.
-Wiem już o mamie, ale nadal nie rozumiem dlaczego ja- mówiłam spokojnie. Przy nim nie czułam rygoru. Rozmawialiśmy swobodnie, jak przyjaciele.
-No więc tak wiesz już o babci, ale muszę ci powiedzieć, że to nie zależy od tego. Chodzi o daty urodzin twoje, twoich rodziców, dziadków i tak dalej. Poza tym Tago i Noche jeszcze przed twoim urodzeniem powiedzieli twojej matce że jej pierwsza córka będzie boginią. Jeśli chcesz rodzice to potwierdzą.-W tym momencie wskazał na ciemny kont biblioteki. Wyszły z niebo duchy moich rodziców.- Zostawię was -szepnął po czym wyszedł.Podbiegłam do rodziców by ich objąć lecz przeniknęłam przez ich widmowate ciała. Podniosłam się i otrzepałam z kurzu.
-Wiem, że nie rozumiesz czemu cię zostawiliśmy,- zaczęła mama- ale nie chcieliśmy się do ciebie przywiązywać, bo i tak by nam cie odebrano. Myśleliśmy, że jeśli nie będziemy cie widzieć to nie będzie tak bolało, a teraz jest wręcz odwrotnie.
Rozpłakałam się i wybiegłam z podziemia. Biegłam do mojej jaskini. do moich dzieci i do Muzyka. Nie chciałam ich zostawiać. Nie chciałam ich zostawić na lodzie jak Sombra.
<Ktoś?Może być nawet jakiś zdechlak>

Od Katriny CD Kimike (Konkurs 5)

   Kimike wydawała się taka słodka.
    - Czuję się trochę jak bym trzymała swoją córkę, ale ty jesteś bardziej przytulaśna.
   Waderka podskoczyła i wskoczyła na grzbiet Lionela. Wyglądało to trochę dziwnie, bo następnie weszła na jego głowę i spadła z niej.
   Ta różowa wadera miała w sobie tyle energii jak żaden inny wilk.
    - Wiesz co mała, znam wiersz o kolorze twojego umaszczenia.
    - Jaki?
    - Różowy, 
to kolor bardzo zmysłowy.
Kojarzy się z młodym winem, 
co uderza przyjemnie do głowy.
Lubią ten kolor młode waderki
i te starsze całkiem, 
bo kojarzy się też ze szczenięcym
różowiutkim ciałkiem. 
Różowe są zachody i słońca wschody,
a także – jak przypuszczam - do nieba schody.
    - Fajny. Lion, gdzie jest Charlie?
    - Gdzieś na pewno.
Po tych słowach Kimike w podskokach poskakała szukać Charlie.
<Kimike? Sora, że krótkie ale nie mam weny ;-; >

Od Dantego

   Pewnego dnia jak zazwyczaj chodziłem po obrzeżach watahy gdy nagle przeszył mnie zimny dreszcz. Spojrzałem pod łapy. Zroszona trawa pokrywała się szronem mimo tego, że było bardzo ciepło. Liście na drzewach liście przybrały intensywnie czerwony kolor.



   Między drzewami zobaczyłem przemykającą w stronę klifu. Jej futro było czerwono-białe, w kolorach lasu. Pomyślałem że to ona mogła wywołać tę anomalię. Złapałem gałązkę leżącą na ziemi i przemieniłem w miecz. Ruszyłem na nią zagniewany za to co zrobiła lasowi. Gdy już bylem wystarczająco blisko, i już miałem zadać ostatni cios coś wyrwało mi miecz z łap i wbiło głęboko w ziemię. To nie była jej magia i mogło być wolą boga, aby ona żyła. Odwróciłem się w inną stronę i odbiegłem kawałek lecz z trudem mogłem złapać oddech. Zawiesiłem głowę między łapami by nabrać powietrza. W tym czasie otumaniona wadera otworzyła oczy i ruszyła w stronę klifu.
   Zerwał się wiatr. Odwróciłem głowę w kierunku, w którym wiał. Na klifie stała nieznajoma. Jej ciało było lekko unoszone w górę przez bryzę. Niebo było dziwne. Niby w nocy ale widziałem jednocześnie słońce i księżyc obok siebie na śnieżnobiałym niebie. Wyglądało to jakby miało dojść do zaćmienia słońca lecz nic takiego się nie działo. Gdy te anomalie po dłuższym czasie ustąpiły pobiegłem na klif. Tam na nadal oszronionej trawie leżały trzy spore perły, każda innego koloru: jedna- czarna, druga-niebieska, a trzecia-zielona. Nie zastanawiałem się skąd się wzięły, po prostu zgarnąłem je i ruszyłem w stronę kręcącej się tu watahy.
   Gdy dobiegłem w pobliże jaskiń wpadłem na piękną waderę spacerującą w świetle księżyca. Była różowo-fioletowa z licznymi piórami, podobnymi do pawich, na grzbiecie. Słyszałem kiedyś jak wołali na nią Thalia.
    -Cześć-przywitałem się. Oszołomiona samica zaczęła się nerwowo rozglądać po otoczeniu, aż trafiła na mnie. Po dokładnym obejrzeniu mnie nabrała pewności by się odezwać:
    -Cz-cz-cześć... Kim ty jesteś?- spytała podenerwowana.
    -Jestem Dante-przedstawiłem się.- A ty jesteś Thalia?
    -Skąd wiesz?-spytała niepewnie.
    -Kilka dni... No może trochę dłużej... Kręciłem się po okolicy i trochę już poznałem watahę. Chciałbym do niej dołączyć-Thalia poczuła sie trochę pewniejsza.
    -Ale czy... Nie, to niemożliwe.
    -Co jest niemożliwe?
    -Czy ty nie jesteś przypadkiem tatchitem?
    -Tego nie wiem, ale nigdy nie spotkałem kogoś podobnego do mnie ani kogoś kto by mi o tym powiedział.
    -To rodzice ci nie powiedzieli?
    -Nie znałem rodziców. Wilki, na które się napotykałem mówiły, że porzucili mnie z powodu mojej daty urodzenia, bo urodziłem się w noc spadających gwiazd.
<Thalia?>

Od Lili

   Siedziałam na gruzach biblioteki. Nie wierzyłam jak mogła się zawalić. Nagle kamień pod moimi łapami poruszył się. Zeskoczyłam z niego. W mgnieniu oka cała biblioteka ,,odbudowała się''. Weszłam do niej. Było ciemno. Jedynie pochodnia dawała ulotne światło. Siedział przy niej Opues. Podeszłam do niego i usiadłam obok.
    -Wiem już o mamie, ale nadal nie rozumiem dlaczego ja- mówiłam spokojnie. Przy nim nie czułam rygoru.    Rozmawialiśmy swobodnie, jak przyjaciele.
    -No więc tak wiesz już o babci, ale muszę ci powiedzieć, że to nie zależy od tego. Chodzi o daty urodzin twoje, twoich rodziców, dziadków i tak dalej. Poza tym Tago i Noche jeszcze przed twoim urodzeniem powiedzieli twojej matce że jej pierwsza córka będzie boginią. Jeśli chcesz rodzice to potwierdzą.-W tym momencie wskazał na ciemny kąt biblioteki. Wyszły z niebo duchy moich rodziców.- Zostawię was -szepnął po czym wyszedł. Podbiegłam do rodziców, by ich objąć, lecz przeniknęłam przez ich widmowe ciała. Podniosłam się i otrzepałam z kurzu.
    -Wiem, że nie rozumiesz czemu cię zostawiliśmy,- zaczęła mama- ale nie chcieliśmy się do ciebie przywiązywać, bo i tak by nam cie odebrano. Myśleliśmy, że jeśli nie będziemy cie widzieć to nie będzie tak bolało, a teraz jest wręcz odwrotnie.
   Rozpłakałam się i wybiegłam z podziemia. Biegłam do mojej jaskini. do moich dzieci i do Muzyka. Nie chciałam ich zostawiać. Nie chciałam ich zostawić na lodzie jak Sombra.
<Ktoś?Może być nawet jakiś zdechlak>

Od Kimike

   Gdy się obudziłam, wypoczęta i gotowa do dalszej drogi, na mój pysk padło światło wschodzącego słońca. Otworzyłam oczy i podskoczyłam, kiedy usłyszałam za sobą głos.
    -Już się wyspałaś?
   Odwróciłam się i wystawiłam pazury. W pierwszym momencie stałam wgapiona w wilka, nic nie rozumiejąc. Po chwili uspokoiłam się. Nie byłam przyzwyczajona do obecności kogoś innego obok mnie. Odetchnęłam głęboko, w pełni wdychając świeże powietrze, czując się odprężona i chcąc jak najszybciej zobaczyć okolice i inne wilki, ale gdy wyszłam z jaskini oślepił mnie blask słońca, które nieśmiało wystawiało pierwsze promyki poza linię horyzontu. Teraz wiedziałam, o co chodzi z Watahą Wschodzącego Słońca.
   Wbiłam wzrok w wilka, który stanął obok mnie. Widać, że rozkoszował się chwilą w równym stopniu co ja.
    -Lionelu...
    -Lio, mów na mnie Lio.
    -Dobrze, Lio...Zapoznasz mnie z kimś z twojej watahy? - spytałam podskakując z wyczekiwaniem w miejscu. Wilk wyglądał na zaskoczonego moją niewyczerpaną energią i wesołością.
    -Ja...Jasne.
   Wyruszyliśmy od razu. Szliśmy krętymi ścieżynami w lesie, przeszliśmy polanę, lub dwie, na których zachwycałam się zielenią i pięknem trawy i kwiatów. Lio patrzył na mnie coraz bardziej zszokowanym wzrokiem.
   W końcu zobaczyłam jakiegoś wilka. Była to bardzo ładna wilczyca. Podbiegłam do niej i wręcz rzuciłam się na nią. Wszystkich dzisiaj zadziwiam, stwierdziłam, gdy zobaczyłam jej wyraz pyska.
    -A to kto? - spytała wlepiając we mnie wzrok.
    -To Kimike. Kimike, to Katrina. Przyszła wczoraj do mnie i Charlie. Nie wyglądało na to, żeby miała dom, a nawet to potwierdziła i zapytała, czy może dołączyć do watahy. Kimm i Shay się zgodzili. Jest strasznie samotna.
   Przytuliłam ją jeszcze mocniej. Chciałam zostać w jej objęciach resztę życia.
    -Nigdy nie miałam matki. - wypaliłam - Pamiętam tylko czarną jaskinię gdzieś daleko, ciemność i ciemność. Nic praktycznie nie wiem o swojej przeszłości. Tylko, że w wieku 4 miesięcy uciekłam z ciemności. Ogółem, nic o sobie nie wiem.
   A z pewnością, dlaczego wzięło mnie na zwierzenia. Popatrzyłam na Katrinę, a ta przytuliła mnie i powiedziała...
<Katrina?>
 

Nowe Wilki!

Oto nowi członkowie watahy - Kasjoma i Dante! Serdecznie witamy!

Od Katriny (Konkurs 4 )

Biegłam przed siebie. Sama nie wiedziałam gdzie dokładnie jestem. Wydawało by się, że niedaleko gruzów biblioteki. Ale to pozory.
Byłam przy Świątyni Równości. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że muszę tu być. Tak jak by przeznaczenie. Kiedy stanęłam na jednej z kafelek, otworzyło się tajemne przejście. Schody. Masa schodów! Wybrałam jedną drogę prowadzącą w końcu na dół. Chyba do jakiejś piwnicy lub schronu.


O dziwo paliło się tam światło. Kiedy zapuszczałam się w głąb pomieszczenia, nie było tam coraz ciemniej, a coraz jaśniej. Nagle w ślepym zaułku ujrzałam waderę.
- Witaj Katrino. Oczekiwałam ciebie.
- Kim jesteś?
- Alesserra. Pani przeciwieństw. Jestem też partnerką Opues'a.
- To on ma partnerkę?! Przepraszam, ale jestem w szoku.
- Nic nie szkodzi.
- W jaki sposób jesteś ze mną powiązana? Chyba, że to nie ty działałaś na mnie jak magnes.
- Jesteśmy powiązane krwią. Jestem matką twej matki Azury.
- Jak to? Mama mówiłam mi, że dziadkowie nie żyją...
- Nie wiedziała jak to przyjmiesz.
Rozmawiałyśmy o mojej rodzinie i o tym co ostatnio się dzieje. Teraz wiem, ze te wydarzenia to dzieło bogów. To, ze mój amulet zaświecił się przy Kimm'im to była wskazówka.
- Czyli, że mnie miał tuż pod nosem?
- Tak. Teraz kiedy zbliżysz się do innego pół boga twój medalion zacznie się świecić.
- Dziękuję. Lecę teraz opowiedzieć o tym zdarzeniu Kimm'iemu.
- Wnuk Bosque?! On będzie najpotężniejszy. Dbaj o to aby nic mu się nie stało.
- Dobra, dobra. Ja już lecę.
Kiedy wyszłam, wrota zamknęły się za mną. Pobiegłam kłusem do jaskini Kimm'iego.
- Kimmy!
- Kat, co ci?
- Widziałam boginię.
- Jaką boginię?
- Partnerkę Opues'a. Matkę mojej matki. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale to prawda.
- Czyli, że jedną mamy z głowy - powiedział Kimm z uśmiechem na pysku.




Nowy wilk!

Oto nowa członkini watahy - Kimike! Serdecznie witamy!

Od Katriny(Konkurs 3)

Siedziałam za krzewem ,, podsłuchując '' rozmowę Shayninga i Kimm'iego. Nie wytrzymałam i ujawniłam się.
- Witaj Kimm - ukłoniłam się Alfie.
- Czego tu szukasz?!-odpowiedział zdenerwowany Kimmy.
- Dawno nie rozmawialiśmy. Dokładnie pół roku. Ja... Też wiedziałam. Wiedziałam o tym o czym wie Shay i teraz i ty...
- I nic mi o tym nie powiedzieliście?!
- W naszej watasze jest jeszcze kilku potomku bogów. Ale kto to jest? To nam nie wiadome - odpowiedział Shayning.
- Wkrótce spróbujemy to odkryć - dopiero teraz zobaczyłam, że mój medalion świeci. Podeszłam do Kimm'iego, a ten ( talizman nie Kimmy  ) zaczął świecić bardziej.
- Co to jest?
- Sama nie wiem. Odkryłam o nim tylko tyle, że posiada moce uzdrawiające.
- Jak to uzdrawiające?
- Wczoraj uratowałam twoją córkę. Byłam o mały włos od śmierci, ale ten medalion mnie ocalił.
- Ja... Nic o tym nie wiedziałem. Dziękuję. Teraz moją rodziną są tylko moje dzieci...
Rozmawialiśmy chwilę. Shay wyjaśniał Kimm'iemu, że wkrótce jego boska strona się ujawni. Osiągnie on nieśmiertelność.
- Kimm, przepowiednia się spełnia.
- Jaka przepowiednia?
- Rodzice mi o niej mówili. Ja jednak sądziłam, że to same brednie. Teraz to wszystko ma sens...
- Jak ona brzmi?
- Kiedy król lasu zginie,
Władzę obejmie jego wnuk.
Zjednoczy on innych półbogów,
A dzięki temu nastanie nowy dzień... Reszty nie pamiętam. Przepowiednia ta jest spisana w prastarej bibliotece, którą odkryli Lili i Muzyk. Mogę to sprawdzić, ale to zajmie trochę czasu.
- Poszukam z tobą - oznajmił Kimm. - Razem pójdzie nam szybciej.
- Ruszajmy na zachód.
Z samego rana wyruszyliśmy. Kilka minut potem, znaleźliśmy się na miejscu.
Przeszukaliśmy tony ksiąg i nic nie znaleźliśmy. Została jedna. Jedna mająca co najmniej tysiąc lat. Otworzyliśmy ją razem ( bo okładka była ciężka, chyba z nie wielką ilością metalu ).
Chwilę później znaleźliśmy dalszą część przepowiedni.
,, Kiedy wnuk pana lasu i jego towarzyszka odnajdą pozostałych,
Ich życie zmieni się i nic nie będzie takie jak wcześniej...''
Nic więcej nie było. Wydawało mi się to podejrzane.
Nagle sufit pomieszczenia zaczął walić się nam na głowy. Zabrałam księgę ze sobą i wybiegliśmy z budynku.

< C.D.N. Albo nie nastąpi >

wtorek, 3 czerwca 2014

Od Lionela

   Patrzyłem z wyczekiwaniem na Charlie, ale ona nie odezwała się ani słowem. Westchnąłem i zarzuciłem sobie waderkę na grzbiet. Postanowiłem zanieść ją do swojej jaskini i przez jakiś czas się nią zaopiekować.
   W międzyczasie poczułem coś rozrywanego. W moim mózgu. Złapałem się za łeb, przez co o mało nie zrzuciłem małej. Amy, pomyślałem, a z mojego oka spłynęła pojedyncza łza. Tylko tyle mogłem z siebie wycisnąć. W końcu nigdy tak naprawdę nie była szczęśliwa. Od pierwszej próby samobójczej Amy zauważyłem też, że w Sombrze coś się zmieniło. Nie była szczęśliwa, jakby życie ją znudziło, a do tego jeszcze jedna z jej najlepszych przyjaciółek nagle skoczyła z klifu...
   Po paru kilometrach usłyszałem cichutki głosik.
    -Prze...Przepraszam, gdzie jestem? - spytały moje plecy.
   Ostrożnie ściągnąłem bezwładną wilczycę, która pacnęła głucho o ziemię. Do mojej jaskini zostało tylko parę metrów, więc zaciągnąłem ją za przednie łapy. Gdy zobaczyłem, jak brudne jest jej różowe futro, nie zastanawiając się pobiegłem do jeziora po wodę. Rozglądnąłem się za jakimś naczyniem, ale zauważyłem tylko muszelki. Nabrałem w jedną tyle płynu, ile się dało i odwróciłem się, aby wrócić, lecz mój wzrok napotkał problem. W tej chwili była moim problemem.
    -Nie odpowiedział mi pan. Dlaczego?
   Wyglądała na silniejszą. Nic nie mówiąc wskazałem jej łapą na wodę, a ona ufnie podeszła do krawędzi jeziora. Bez zachęty weszła aż po nos i zanurzyła się. Nie wychylała się dłuższą chwilę. Zacząłem się martwić. Wskoczyłem do wody, mając nadzieję, że jeszcze żyje. Na szczęście po prost przysnęła, ale i tak wymagała pierwszej pomocy. Użyłem umiejętności, których zawczasu nauczyła mnie Amy. Waderka kaszlnęła lekko i otworzyła oczy, ale zaraz je przymknęła, gdyż oślepiło ją słońce.
    -Jesteś w Watasze Srebrzystego Nieba. Nazywam się Lionel. A ty, będziesz tak miła i przedstawisz mi się? - powiedziałem łagodnie patrząc na nią z góry i usilnie próbując zasłonić jej oczy przed światłem. Mała uśmiechnęła się leciutko i wyszeptała, rzęząc:
    -Nazywam się Kimike, jestem z dalekiej krainy na oceanie. Miło mi cię poznać, Lionelu. Czy mogłabym dołączyć do waszej watahy? Nie mam domu i nie potrafię poradzić sobie sama w dzikim terenie...Znaczy, potrafię, ale nie chcę już być dłużej sama!
   Z jej oczu wypłynęły słone łzy, pokrapiając i tak już mokry brzeg jeziora. Zmartwił mnie stan fizyczny i psychiczny Kimike, więc zaniosłem ja z powrotem do jaskini, namoczoną, ale czystą. Położyłem ją na materiałowym posłaniu, które używam bardzo rzadko i pobiegłem do Kimm'iego. Siedział na jakimś odludziu, z zaskoczoną miną, wpatrzony w Shay'a.
    -Chłopaki, chodźcie ze mną.
   Shay pokręcił łbem, pożegnał się i odbiegł w przeciwną stronę ,a Kimm bez słowa pobiegł za mną, jakby chcąc zająć czymś myśli. Pokazałem mu waderę, która ponownie zapadła w sen. Nie wiedział co powiedzieć, więc ja zacząłem z opowieścią, jak dostała się do mojej jaskini. Gdy skończyłem, wilk skinął łbem i podszedł do małej. Powiedział coś, ale nie dosłyszałem, więc poprosiłem go o powtórzenie.
<Kimm?>

Od Kimm'iego

   Od niedawna nie spotykam wilków. Samotnie siedzę na cmentarzysku w lesie Migra' Eluno w którym mieszkałem. Oglądałem groby widząc jedyne znane mi imię: Opelissa. Była to jedyna wadera w mym lesie. Opeli to jedyna ma przyjaciółka. Ona nauczyła mnie starożytnego języka ziemi. Jednak zginęła. Morto spalił ją żywcem. Zanuciłem jej ulubioną piosenkę.
" Mi equesse der amike,
uso mende lunto mi.
Shepe meku de amore,
Equesse, o equesse..." (tłum.
Moja przyjaźń wiecznie trwa,
i codziennie o nią dbam.
I pomaga mi zrozumieć mą miłość.
Przyjaźń, ooo przyjaźń...)
    - Tęsknisz.? - Usłyszałem za plecami. Shay.
    - Nie. Miłość... Mnie nie obchodzi. - Powiedziałem z udawaną obojętnością odgarniając grzywkę.
    - Kimm... Rozumiem jak ci ciężko... - Zaczął. Odtrąciłem jego łapę z gniewem w oczach, a jednocześnie łzami.
    - Nie! Ciebie nie porzuciła rodzina, a potem partnerka! I jeszcze to! -Krzyknąłem pokazując mu ranę na skrzydle. Świeciła się szkarłatem i złotem w blasku słońca.
    - Blizna?
    - Nie. Zniewaga boga. Morto mnie nienawidzi. Nie wiem niestety czemu.
    - Bo masz boską krew. - Powiedział zimny ton.
    - Morto... - Powiedziałem z nienawiścią.
    - Morto?! - Wykrzyknął Shay przerażony.
    - Och Shayning. Brat tej znanej Thalii. Taak. Obserwuje waszą watahę. Umierają bo JA tak każe. - Zaśmiał się.
    - Czekaj, czekaj... JA MAM BOSKĄ KREW?! - Zapytałem zdziwiony.
    - Tak... Jesteś wnukiem Bosque. Twoja rodzina cię nie porzuciła. To Bosque powiedział, że uczyni twe szkolenie samodzielnie. Każde twe rozwiązanie, pomysł, obrona... To wszystko on. TY będziesz jego następcą.
    - CO?!
<CDN>

Od Katriny (Konkurs 2)


Bawiłam się z Rene i Clear na Łące Legend. Nagle usłyszałam podejrzany szelest liści.
- Zostańcie tu.
Kiedy podeszłam w stronę dźwięku, zza krzewu wypełzł basior. Po jego wyglądzie, wyglądał na silnego i szybkiego wilka. W rzeczywistości było tak jak w teorii.
Zaatakował mnie. W błyskawicznym tempie, ranił moje ciało. Przeszywał mnie zniewalający ból, lecz nie chciałam robić napastnikowi nadziei na zwycięstwo. Rozłożyłam skrzydła i wzniosłam się z niebo ( bo nie były jeszcze pokaleczone ), ale on zrobił to samo i wbił we mnie kły.
Byłam nie zdolna do chodzenia, latania, a nawet do rozmowy. Udawałam martwą, aby odszedł ode mnie.
Udało się. Gdy tylko wrócił tam z kąt go przywiało, waderki podbiegły do mnie. Rene utworzyła siatkę z pięciolinii i położyła mnie na niej, a następnie uniosła ją do góry za pomocą telekinezy.
Zaniosły mnie do jaskini Shayninga. Nic więcej nie słyszałam, ani nie widziałam.
~~~~Wieczorem~~~~
Gdy się obudziłam, nade mną stał Shayning, a ja sama leżałam na półce skalnej.
- Shay... Co się ze mną...
- Ciiii...Leż i odpoczywaj. Straciłaś dużo krwi, więc możesz czuć osłabienie.
- Gdzie moja córka... Gdzie Rene...
- Jest z Kolosem w waszej jaskini.
- Gdzie jest Clear...
- Siedzi przed jaskinią Kimm'iego.
- Czy nic im nie jest?...
- Są całe i zdrowe.
Zarzucałam samca Deltę mnóstwem pytań, a on na każde odpowiadał.
~~~~Nocą~~~~
Krew sączyła się z moich ran. Czułam, że coś wysysa ze mnie całą energię.
Słyszałam szepty. Nie wiem czyje, ale tak jak by rozmowę pomiędzy Renechive, a Kolosem.
W końcu przyszedł do mnie Shay.
- Kat, mam złą wiadomość.
- Już chyba nic nie może być gorsze niż ta męczarnia...
- A więc...
- Śmiało...
- Zostało ci nie wiele czasu-powiedział niższym tonem.-Przykro mi...
Odszedł. Zostałam sama. Teraz oprócz krwi, zalewały mnie też łzy.
Kiedy jedna z nich ( łez ) spłynęła na medalion który dostałam od Opues'a, zaczął się świecić. Rany błyskawiczne się zagoiły, a ilość krwi w moich żyłach była taka jak przedtem.
Nagle do jaskini ponownie wszedł Shayning.

<Shay?>

Od Amicitii 'Pożegnanie'

   Spojrzałam zamglonymi oczami na Strangera. Patrzył na mnie swoimi zatroskanymi oczami, które ucieszyły się na widok mojego lekkiego uśmiechu. Chciałam się podnieść, ale straszliwy ból w płucu poinformował mnie, że nie uda mi się tom nieważne, jakbym chciała. Padłam więc z powrotem na ziemię i wbiłam tęskne spojrzenie w Strana. Był coraz bardziej przerażony moim stanem. Chciałam się pożegnać, ale przypomniała mi się jedna bardzo ważna rzecz.
    -Stranger, kochany...Musisz zaopiekować się Kimike, jak już tu przyjdzie...Nie pozwól, by była głodna...Lub samotna... - wyszeptałam.
   Moją czaszkę rozdarł ból nie do wytrzymania, krzyknęłam, przez co musiałam kaszlnąć. Z moich ust wyleciała reszta wody i kawałki płuc. Złapałam Strangera za łapę, gdy zaczęłam spazmatycznie wykasływać krew, która zalegała mi w płucach. Po chwili drgnęło mną po raz ostatni, moje serce przestało bić, a usta ułożyły się w nieme 'Przepraszam'. Tak umarłam, ostatecznie. Morze pochłonęło moje zwłoki, a Stran patrzył oniemiały, wrośnięty w ziemię, jak odpływam, by poznać dalekie lądy...

Od Thalii CD (Konkurs 2)

Waderka uciekła, za nim zdążyłam mu to wyjaśnić.
 - Więc ....? - burknął Shay marszcząc brwi.
Chciałam spokojnie mu to powiedzieć, ale zamiast tego rzuciłam z płaczem:
 - Ty nic nie rozumiesz! - załkałam, co go trochę zdziwiło - Nie takiego brata chciałam mieć! - pobiegłam przed siebie.
Słyszałam krzyki Shayninga ale mnie to nie obchodziło. Napierałam na liście i gałęzie które raniły mi łapy. Teraz się ani trochę nie dziwiłam dlaczego Sombra to zrobiła. Spadłam na ziemię, nadal płacząc. Byłam jak dziecko, ale takie dziecko które chciało umrzeć, albo chociaż zamknąć się na chwile. Wstałam nadal lekko łkając, i podreptałam dalej. Wreszcie opadając na ziemię w lesie zamknęłam oczy i zrobiłam barierę.
~~~~~~ Po tygodniu~~~~~~~
Słyszałam krzyki daleko, daleko najprawdopodobniej w watasze. Dopiero teraz dowiedziałam się że jestem w Sercu Lasu. Po kilku minutach, usłyszałam kroki. Nadal nie otwierałam oczu. Nagle usłyszałam głos:
 - Tu jesteś ...
Otworzyłam lekko oczy, i ujrzałam przed sobą Katrinę.
 - Zostaw mnie .. - załkałam i znowu zamknęłam oczy. - Chce być sama ...
Położyła się obok mnie.
  - Myśleliśmy że umarłaś .... - uniosła głowę ku koronom drzew, bo raczej słońca nie było widać - Potrzebujemy cię ..
Otworzyłam lekko oczy.
 - Po co ci ja? - mruknęłam nadal leżąc (Jakby rozblaskana oczywiście :3) - Ja sama się nie potrzebuje! A po za tym Shay ...- zamknęłam się. Nie chciałam słyszeć tego imienia.
 - Chodź ...-  szepnęła Katrina i podała mi łapę.
Z nie chęcią wstałam, nadal miałam głowę prawie przy ziemi.
Gdy doszliśmy, wszyscy głęboko westchnęli. Nawet Shayning. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Są chyba już wszyscy ...- mruknął Feniks.
 - Tak ..
<Shay? Katrina?>

Od Lili (Konkurs)

Od Lili CD
Wytrzymałam do zmierzchu. O wieczornej rosie wyszłam ukradkiem z jaskini zostawiając już śpiące waderki wtulone w siebie. Skierowałam się na klif. Nie chciałam skakać, żeby być z Sombrą, ale coś mnie tam przyciągało. Wszyscy członkowie watahy już dawno odeszli z miejsca zdarzenia, by opłakiwać zmarłą we własnych jaskiniach.
Zanim tam doszłam, na polanie otaczającej urwisko, wyskoczył na mnie z gęstych krzaków biały basior z kruczymi piórami na karku i wysoko uniesionym mieczem w pysku. Wypięłam pierś i czekałam na uderzenie, które mogło uwolnić mnie od bólu spowodowanego jadem, jednak nie następowało ono dość długo. Otworzyłam niedowierzająco oczy. Miecz był wbity pionowo w ziemię obok mnie a napastnik nieco dalej trzymając głowę między szeroko rozłożonymi łapami ciężko dyszał. Rzuciwszy na niego krótkie spojrzenie ruszyłam z powrotem w stronę klifu.
Stałam na luźnej krawędzi jakby na coś czekając. Opuściłam nisko głowę i uroniłam trzy łzy. Kolejna dwie spływały ni po policzkach, jednak nie spadły na ziemię porwane nagłym podmuchem wiatru. Delikatna bryza muskała moje futro. Czułam się niewyobrażalnie lekka. Faktycznie, mimowolnie unosiłam się coraz wyżej w niebo. Ciemne chmury rozstąpiły się tworząc tunel. Przefrunęłam przez niego i wylądowałam na końcu długiego korytarza prowadzącego do wielkiej sali. Przeszłam nim do oświetlonej komnaty. Po bokach stały duchy różnych wilków. Rozpoznałam wśród nich Sombrę, Ami i Anabelles, a także Jacka stojącego przy bocznych drzwiach. Naprzeciw mnie, na końcu dywanu chmur stali wszyscy bogowie: Na czele Noche i Tago, po ich prawej stronie Opues i Bosuqe, natomiast po lewej Mall. Morto dostrzegłam po chwili kierującego się w stronę Jacka. Podeszłam do nich na dwa metry i już uginałam łapy do ukłonu kiedy Opues zbliżył się i położył mi łapę na ronieniu.
- Nie musisz się kłaniać- mówił to tak jakbyśmy byli sobie równi i rozmawiali na luzie jak dwa normalne wilki. Podprowadził mnie na podwyższenie i nagle pokój się zmienił.
Staliśmy w komnacie o ścianach z litego granitu ozdobionymi marmurowymi ornamentami. Byliśmy tam już tylko ja, Noche i Tago.
-Mamy dla Ciebie propozycję-zwrócił się do mnie Noche mówiąc takim samym tonem jak Opues. Zaciekawiło mnie to.
-Chcielibyśmy- kontynuował drugi-abyś została siódmym bogiem.-Na ścianach pojawiły się obrazy przedstawiające wszystkich bogów naszej watahy i jedno puste płótno jedynie oprawione w ramę. Byłam niepewna. Czy tak jak Sombra mam zostawić rodzinę?
-Muszę się jeszcze zastanowić- odpowiedziałam i wyszłam przez drzwi na końcu sali na dziedziniec czegoś w rodzaju latającego zamku z chmur. Stała tam też Sombra. Podeszłam do barierki i oparłam o nią głowę.
-Wiesz-zwróciłam się do wadery nawet ma nią nie patrząc-wszyscy bardzo tęsknią. Zwłaszcza Kimm i dzieciaki.- Słuchaczka nie była zaciekawiona i od razu wyszła mijając się z Amy. Spojrzałam na nią z troską. Jak na ducha wyglądała marnie.
-Stran tęskni za tobą-powiedziałam i dla podkreślenia dramatyzmu dodałam:- I chyba nawet rozważał samobójstwo. Jemu bardzo na tobie zależy...-nie dokończyłam bo przeniosłam się z powrotem do granitowej sali. Stał tam Opues.
-Chciałabyś zgodzić się, ale jednocześnie ciągnie cie do rodziny i watahy-mówił lustrując moje myśli, wyglądając przez wysokie do sufitu okno na spowity w mroku nocy świat.
-Chciałabym patrzeć jak moje dzieci dorastają i spróbować zaradzić coś na pogrążoną w smutku watahę- odpowiedziałam wzdychając. Po tych słowach bóg przeniósł mnie z powrotem na klif. Pobiegłam z poszukać Shya, żeby mu o tym wszystkim opowiedzieć, a następnie popędziłam do mojej rodziny mając w uszach głos Opuesa ,, ... za dwa lata...'' ,,...kiedy twoje dzieci dorosną...'' ,,...przyjdę do ciebie...'' ,,...masz czas na podjęcie decyzji...''

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Od Katriny (Konkurs)

Wieczorem każdy podążył w swoją stronę ( do swojej jaskini ), ale nie ja. Położyłam się i zaczęłam obserwować gwiazdy. Nagle jedna z nich zaczęła lśnić najbardziej. Po chwili gdy gwiazda ta '' wylądowała '' na ziemi, ujrzałam Opues'a, pana przeciwieństw. Wstałam.
- Witaj Katrino.
- Witaj - ukłoniłam się.- Co za zaszczyt dany mi jest cię zobaczyć?
- Wiem, że niedawno odeszła do wieczności wasza założycielka watahy. Właśnie to ona mnie tu przysyła.
- Słucham.
- Chce żebyś zebrała dobrych obrońców.
- W jakim celu?
- Właśnie do tego zmierzam. Sombra umierając uczyniła swą córkę Clear jednym z niezwykłych i cennych wilków. Być może będzie celem innych wrogich watah. Czy mogę, a raczej możemy na ciebie liczyć?
- Nie zawiodę was.
Po tych słowach moje futro zaczęło błyszczeć. Z tego powodu zamknęłam oczy. Kiedy blask zbladł, otworzyłam je ( oczy ). Bóstwa już obok nie było.Wyglądałam inaczej.
Moja sierść była czarno - biała z czerwonymi i niebieskimi akcentami, a poza tym miałam skrzydła! na mojej szyi dostrzegłam tajemniczy medalion.
Ruszyłam do jaskini mojej rodziny, a następnie do innych wilków odpowiednich do misji.
Kiedy dotarłam na miejsce, nie było tam mojej rodziny. Była tam cała wataha. O dziwo wszyscy mnie poznali mimo zmiany wyglądu. Szczeniaki podbiegły do mnie pod szczekując radośnie. Kazałam im iść do jaskini rodziny Kimm'iego żeby tam się bawili.
Shayning ogłosił wybory Nowej Samicy Alfa, a ja zaś stanęłam na półce skalnej ( oczywiście za zgodą Shaya na powiedzenie ważnej informacji ).
- Uwaga wszyscy!- krzyknęłam, a w jaskini zapanowała cisza.- Kilka minut temu, spotkałam Opues'a. Powiedział mi on, że Sombra przed śmiercią uczyniła Clear kimś więcej niż następczynią Alfa. Ta mała waderka, nie jest już zwykłym wilkiem, a wilczycą niezwykłą. Nakazane mi jest zebranie kilku ochroniarzy, że użyję tego określenia. Potrzebne mi są wilki zwinne i szybkie przede wszystkim. Jedną z tych osób będzie na pewno Charlie. Reszta to : Lili, Thalia, Stranger oraz Madelyn. Pamiętajmy też o tym, że Clear nie może się o tym wszystkim dowiedzieć. Reszta wilków utrzymuje to w tajemnicy...

Od Thalii (Konkurs)

Był wieczór a ja nadal nie mogłam zasnąć. Wreszcie wstałam i poszłam na mini cmentarz składający się z dwóch grobów. Usiadłam przy grobie Alfy. Nie wiem dlaczego ale musiałam patrzeć na jej obrazek pamiątkowy, musiałam czuć jej martwą obecność. Nie byłam Kimm`em który ją kochał, nie byłam Clear ani Lizzy żeby użalać się nad losem swej matki, ale musiałam tu przyjść. Były złe chwile kiedy Sombra mnie wkurzała, ale były też dobrze. Wreszcie ogarnęłam się i poszłam smętnie do jaskini. W drodze jednak usłyszałam przeraźliwy pisk. Odwróciłam się w stronę krzaków, skąd wydobywał się ten dźwięk. Zza niego wypełzł mały szczeniak. Był inny niż reszta wilków. Miał ciemną stronę, zarówno jak i jasną.
 - P-Pomocy ... - pisnęła  lękliwie ledwo ustając na łapach. Podbiegłam do niego, lecz ona upadła na moje łapy. Poszłam z nią do mojej jaskini. Pewnie bym poszła do Alfy ale ona raczej nic nie zdziała martwa.
~~~~~
Wreszcie wszyscy szamani, kapłani i uzdrowiciele poszli.
 - Co to za miejsce ...? - wykrztusiła słabo suczka.
Rozłożyłam łapy w przyjacielskim geście.
 - Witaj w Watasze Srebrzystego Nieba!
Wilczyca jęknęła coś nie wyraźnego i odsunęła się.
 - Nie mogę tu być ... - pisnęła. - Ta wataha to nasz wróg ... Jack mnie za to zabije!
 - Kto? - warknęłam na myśl o tym imieniu - A więc stał się taki inteligentny że założył watahę!
 - Tak ... I muszę się z tond wynosić! - podpełzła do wyjścia chodź nie bardzo jej to wychodziło.
 - Hola, hola! - odparłam - Muszę cię przepytać. - Posadziłam ją na jednym  kamieni. Wzięłam naostrzony patyk i zaczęłam zapisywać na kamieniu:
 - Jak się nazywasz?
 - Kasjoma.
 - Ile masz lat?
 - 1 rok.
 - Masz rodzinę?
 Namyśliła się przez chwile.
 - Ja-ja mam ...
 - Świetnie - popatrzyłam na nią spod improwizowanych okularów. - Ile was jest w watasze?
 - Około 20.
Mruknęłam coś w stylu wilczego przekleństwa.
 - Po co przyszłaś na nasze tereny?
- To moja misja. Nie mogę jej wam powiedzieć ..
 - Na misje szczeniaka!? - krzyknęłam - Może jednak nie jest tak bardzo inteligentny ..W każdym razie: Co to ta misja?
 - Nie powiem!
 - Mów albo wyrzucę cię z klifu za Alfą! - warknęłam ostrzegawczo chodź to nie była prawda. Nagle zatkałam sobie pysk. - Znaczy.... Nic nie słyszałaś!
 - Dzięki za wiadomość! - pisnęła i "pognała" w stronę wyjścia. Chwyciłam ją w ostatniej chwili, ale Kasjoma wyślizgnęła mi się z łap. Gdy wyszłam z jaskini, zauważyłam że waderkę trzyma Shay.
 - E-e.. - pisnęła Kasjoma.
Samiec Delta zauważył mnie
  - Sweetaśnie! - burknął - Skąd się wzięła ta waderka?
 - No bo ja ....
<CDN albo jak chcesz: Shay?>
Kasjoma:




niedziela, 1 czerwca 2014

Uwaga! - Ważne!

Organizuję konkurs na wybór nowej samicy Alfa.Aby wziąść udział musisz:

  • ...Być samicą,
  •  ...być od dawna w watasze (przynajmniej miesiąc lub pół),
  • ...mieć powyżej 2 lat
  • ... być aktywna.
Żeby zostać Alfą wystarczy że napiszesz dużo opowiadań o tym jak pomagasz inny lub poprostu o swoich wielkich wyczynach.Konkurs zakończy się 09.06.2014 kiedy wyjdzie opowiadanie Od Shayninga w którym rozpocznie się ,, ceremonia" Nowej Alfy. Zobaczymy kto jest godny tego miejsca!
           
                                                                                                                     Życzę szczęścia!

                                                                                                                                    ~ Wasz Shay


PS. - Jeśli nikt nie weźmie udziału będę zmuszona wybrać samicę najbardziej aktywną.

Od Strangera

- Amy! - krzyknąłem i chwyciłem ogon wadery, lecz niewiadoma siła odepchnęła mnie, a ogon wyślizgnął mi się z zębów. Amy spadła. Rzuciłem się za nią.Kiedy moje ciało uderzyło o wodę, spojrzałem w dół. Ciało Amy miotało się przez chwilę na dnie zanim zamarło.Objąłem ją i wypłynąłem na brzeg, miotając się w ataku kaszlu. Spojrzałem na Amy. Leżała z zamkniętymi oczami na piasku.
 ,, Nawet nieprzytomna jest słodka"
Dotknąłem nosem jej ciało, a z jej ust wypłynęła cała woda. Wiedziałem że nic już nie pomoże. Tylko czas. Usiadłem obok. Musiałem jej pilnować. Nie mogłem jej zanieść, to pogorszyło by sytuację. Wystarczyło czekać.
 Słońce dochodziło już do horyzontu, ale ja nie spuszczałem wzroku z Amy.  Minęło tak kilka dni. Usłyszałem pogłoski o śmierci Alfy, ale ja nie mogłem tego sprawdzić.Musiałem zostać. Po paru dniach bez jedzenia , zdawało się, żę Amy drgnęła. Spojrzałem na nią z nadzieją. Chwile później kaszlnęła i otworzyła oczy.
<Amy? Brak weny>

Od Shayninga CD Sombry

Ta scena utkwiła mi w głowie...Na zawsze..
Mogłem po prostu patrzeć jak wyrok losu robi swoje - Sombra oszalała. Rzuciła się z klifu. Zostawiła całą watahę na lodzie. Osierociła dzieci. Złamała serca wilkom ..  Wszyscy pochylili głowy, zalewając się  łzami. Stałem twardo na ziemi choć sam walczyłem z ego szczeniaka co chciał uciec i schować się w lesie z podkulonym ogonem. Miałem dość. Było to zbyt przytłaczające. Starałem się być silny. Chciałem... Zamgliło mnie.Musiałem coś zrobić.
- Odsunąć się - rzuciłem. Wataha spojrzała na mnie  z przerażeniem.
- Shay .. ty chyba nie ... - usłyszałem głos Anashelle. Nie odwróciłem się. Skoczyłem z klifu.
-SHAY!
Leciałem w dół. Sam nie wiedziałem ile to potrwa. Kiedy ziemia leciała mi na spotkanie, wyczarowałem pod sobą wodę, która zamortyzowała upadek. Odetchnąłem. Wszystko było pokryte gęstą mgłą i kurzem więc musiałem się pochylić. Począłem pełznąć po ziemi.  Nie widziałem nic. Piekł mnie nos więc nic nie czułem. Moje ciało przeszedł dreszcz kiedy  łapa dotknęła czegoś miękkiego. Ciało Sombry. Objąłem je i wzniosłem się w powietrze - sam nie wiedzieć jak. Wylądowałem na klifie. Przez chwile nic się nie działo. Położyłem delikatnie Sombre na ziemi, strzepnąłem kurz z jej pyska i skrzydeł - po czym odbiegłem.
***
Nowa Alfa. Wataha potrzebuje nowej Alfy. To wszystko zbyt mnie przytłaczało. Ale musiałem dać radę.Wstałem z ziemi i rozejrzałem się. Nadstawiłem ucha. Z daleka dało się słyszeć ledwo słyszalny szept. Musiałem sprawdzić co to. Pomknąłem w las. Liście na drzewach schnęły z zaskakującym tempie, upadając pod moje łapy. Szept był coraz głośniejszy. Zahamowałem na jednej łapie. Przede mną rozpościerała się jaskinia z której dochodziło łagodne białe światło. Wszedłem do środka. Było to coś niesamowitego. Ściany świeciły przyjemnym blaskiem same były pokryte błękitnymi runami i rysunkami. Zamknąłem oczy pragnąc wtopić się w nie, zostać tam na zawsze, stać się jednością,zapomnieć o problemach. Otworzyłem oczy. Obejrzałem dokładniej rysunki. Przedstawiały dziwne sceny - prawdopodobnie z życia wilków. Niżej znajdowały się odciski łap - było ich 34 z tego kilka z nich całkiem nowych. Zamrugałem. Przyłożyłem łapę do jednej z nich. Pasowała. To byłem ja.
- Jaskinia Losu - wymruczałem. Spojrzałem na rysunki. Zamarłem. Przed ostatni przedstawiał śmierć Alfy.Ostatni ...
- Nie - wyszeptałem w przerażeniu - nie nie nie nie ...
Wybiegłem z jaskini. ,, Nie nie nie nie..." Przebiegłem cały las i stanąłem na przeciwko klifu.Ciało Sombry znikło.Nie było nikogo oprócz ...
- Kimm - warknąłem ostrzegawczo. Spojrzał na mnie z nad końcówki skały. W jego oczach drżała rozpacz, choć z pod zmarszczonych brwi wyglądały groźnie.
- Czego chcesz Shay? Nie pozwolisz mi podjąć decyzji? - zaśmiał się obojętnie. Już nie był podobny do tego radosnego, śmiesznego wilka którego spotkałem. Wojna i śmierć go zmieniła.
- Kimm, ani mi się waż - starałem się być twardy, ale było już tego za dużo.
- Wymiękasz?
Warknąłem, ukazując kły. To jego śmierć zobaczyłem w jaskini. Śmierć  ostatniej Alfy sprowadzi klęskę - nastąpi koniec.
- Wataha cię potrzebuje - zacząłem. - Nie zostawisz nas na lodzie jak Sombra? Ona by tego nie chciała...
- Sombra już się nie liczy - warknął po czym odwrócił się, a w jego oczach nareszcie dostrzegłem dawnego Kimm`iego. Drżały(oczy) w rozpaczy i szaleństwie. - Ty nic nie rozumiesz...
I rzucił się z klifu. Zawyłem i rzuciłem się by ratować przyjaciela.
<Kimm? Jeśli umrzesz ...  to cię zabije >.< >

Jaskinia Losu: