wtorek, 3 czerwca 2014

Od Lionela

   Patrzyłem z wyczekiwaniem na Charlie, ale ona nie odezwała się ani słowem. Westchnąłem i zarzuciłem sobie waderkę na grzbiet. Postanowiłem zanieść ją do swojej jaskini i przez jakiś czas się nią zaopiekować.
   W międzyczasie poczułem coś rozrywanego. W moim mózgu. Złapałem się za łeb, przez co o mało nie zrzuciłem małej. Amy, pomyślałem, a z mojego oka spłynęła pojedyncza łza. Tylko tyle mogłem z siebie wycisnąć. W końcu nigdy tak naprawdę nie była szczęśliwa. Od pierwszej próby samobójczej Amy zauważyłem też, że w Sombrze coś się zmieniło. Nie była szczęśliwa, jakby życie ją znudziło, a do tego jeszcze jedna z jej najlepszych przyjaciółek nagle skoczyła z klifu...
   Po paru kilometrach usłyszałem cichutki głosik.
    -Prze...Przepraszam, gdzie jestem? - spytały moje plecy.
   Ostrożnie ściągnąłem bezwładną wilczycę, która pacnęła głucho o ziemię. Do mojej jaskini zostało tylko parę metrów, więc zaciągnąłem ją za przednie łapy. Gdy zobaczyłem, jak brudne jest jej różowe futro, nie zastanawiając się pobiegłem do jeziora po wodę. Rozglądnąłem się za jakimś naczyniem, ale zauważyłem tylko muszelki. Nabrałem w jedną tyle płynu, ile się dało i odwróciłem się, aby wrócić, lecz mój wzrok napotkał problem. W tej chwili była moim problemem.
    -Nie odpowiedział mi pan. Dlaczego?
   Wyglądała na silniejszą. Nic nie mówiąc wskazałem jej łapą na wodę, a ona ufnie podeszła do krawędzi jeziora. Bez zachęty weszła aż po nos i zanurzyła się. Nie wychylała się dłuższą chwilę. Zacząłem się martwić. Wskoczyłem do wody, mając nadzieję, że jeszcze żyje. Na szczęście po prost przysnęła, ale i tak wymagała pierwszej pomocy. Użyłem umiejętności, których zawczasu nauczyła mnie Amy. Waderka kaszlnęła lekko i otworzyła oczy, ale zaraz je przymknęła, gdyż oślepiło ją słońce.
    -Jesteś w Watasze Srebrzystego Nieba. Nazywam się Lionel. A ty, będziesz tak miła i przedstawisz mi się? - powiedziałem łagodnie patrząc na nią z góry i usilnie próbując zasłonić jej oczy przed światłem. Mała uśmiechnęła się leciutko i wyszeptała, rzęząc:
    -Nazywam się Kimike, jestem z dalekiej krainy na oceanie. Miło mi cię poznać, Lionelu. Czy mogłabym dołączyć do waszej watahy? Nie mam domu i nie potrafię poradzić sobie sama w dzikim terenie...Znaczy, potrafię, ale nie chcę już być dłużej sama!
   Z jej oczu wypłynęły słone łzy, pokrapiając i tak już mokry brzeg jeziora. Zmartwił mnie stan fizyczny i psychiczny Kimike, więc zaniosłem ja z powrotem do jaskini, namoczoną, ale czystą. Położyłem ją na materiałowym posłaniu, które używam bardzo rzadko i pobiegłem do Kimm'iego. Siedział na jakimś odludziu, z zaskoczoną miną, wpatrzony w Shay'a.
    -Chłopaki, chodźcie ze mną.
   Shay pokręcił łbem, pożegnał się i odbiegł w przeciwną stronę ,a Kimm bez słowa pobiegł za mną, jakby chcąc zająć czymś myśli. Pokazałem mu waderę, która ponownie zapadła w sen. Nie wiedział co powiedzieć, więc ja zacząłem z opowieścią, jak dostała się do mojej jaskini. Gdy skończyłem, wilk skinął łbem i podszedł do małej. Powiedział coś, ale nie dosłyszałem, więc poprosiłem go o powtórzenie.
<Kimm?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz