poniedziałek, 16 czerwca 2014

Od Shayninga

Spojrzałem na rozwaloną knajpę ,,Leśniej Lili". Była w ruinie, a na drzwiach wejściowych widniała przybita deska.Przeskoczyłem przez dziure nad oknem i usiadłem za blatem. Mimo wyglądu lubiłem to miejsce.  Nikt tu nie bywa, można posiedzieć w samotności.Zacząłem rozmyślać.
 Starałem się jakoś opiekować watahą...wspierać...pocieszać...A kto pocieszy mnie? Westchnąłem.Poleciałem myślami w kierunku rodziny. Skąd przybywam? Kim są moi rodzice? I kim ja jestem?
- A jak myślisz?- Odwróciłem się gwałtownie spoglądając na jarzącą się sylwetkę ducha.Wilk usiadł obok rozkładając się na krześle. Obrzuciłem go przelotnym spojrzeniem. Duch chwycił  niedbale butelke pełną starego piwa i spojrzał na mnie. - Ładna wataha. Twoja?
- Nie - spojrzałem na niego z obrzydzeniem. - Kim ty jesteś?
Basior zarechotał.
- Nie poznajesz mnie, smyku?
Przez głowe przeleciała mi dziwna myśl.
- Jesteś moim ojcem?
Duch spojrzał na mnie rozbawiony.
- Gdybym był twoim ojcem nie wychowałbym cię na takiego mami-synka - podniósł szklankę. - Chcesz?
- Nie, dzięki - wilk upił potężnego łyka, mówiąc: - Już wiesz kim jestem?
- Nie i nie - westchnąłem- Podpowiedź?
Duch spojrzał na mnie jak na głupka swoim pustym wzrokiem.
- Może tak - Pamiętasz Las Britherty? - i od razu przepełniła mnie wizja.

***
Widziałem siebie, w lesie, pośrodku polany. Nie byłem dorosły - byłem małym dzieckiem. Prawdziwy ,,ja" unosiłem się nad polaną. Zewsząd pachniało wrzosami, wczesną wiosną i mokrą trawą.Uwielbiałem to miejsce.Wypełniłem płuca świeżym powietrzem.Spojrzałem na małego, kruchego szczeniaka pod sobą. Nagle obok jak z podziemi wyrosło kolejne dziecko.Miał brunatną poczochraną sierść, nieskazitelnie zielone oczy i ten szelmowski uśmiech. Przypominał typowego, wilczego urwisa. Miałem dziwne wrażenie że kogoś mi przypomina ...
- Posłuchaj  -zwrócił się do małego Shaya. - Mam plan. Pójdziemy do Watahy Czarnej Krwi(nazwa wymyślona losowo) i ... - Niestety szczeniak zniżył głos do szeptu.Dobrze znałem tą nazwę. Była to wataha, największy wróg Watahy Szklanej Pełni, mojego dawnego domu.
Shay odskoczył.
- Czy to aby na pewno dobry pomysł? - zapytał(em) niepewnie.
- A co? Masz cykora?
- Ja nie jestem pewnien czy ...
- No chodź! Będzie fajnie!
- Ale ...
- No cóż - westchnął teatralnie. - W końcu to wyprawa nie dla słabiaków i tchórzy!
Zacząłem się zastanawiać czy słowo ,,słabiak" istnieje ale zdałem sobie sprawe że to tylko szczenię.
- Tchórz, tchórz,tchórz,tchórz,tchórz,tchórz - nawoływał okrążając Shaya. Szczenię skuliło się po czym pisnęło nieśmiało: - No dobra pójdę...
- I OTO CHODZI! - szczeknął wilk. Teraz już wiedziałem czemu wydaje mi się znajomy. Ten sam głos ...To był Sock , mój przybrany brat. Serce mi ścisnęło kiedy wspomnienia zalały mi umysł ...
- Wielkie HURRAA dla naszej dwójki!HUUURRRAAAA!
- huraaa ... - westchnął Shay bez przekonania i ruszył za Sockiem.
Fala wspomnień przekierowała mnie w inne miejsce. Bardzo dobrze strzeżone. Ze wszystkich stron otaczały polankę ostre niczym szpony skały, tworzące mur. Dostrzegłem Shaya kulącego się pod jednym z nich. Podbiegł do niego Sock.
- Gotowe - szepnął.
-Zbierajmy się już, dobra..?
-Spoko.
Mózg przeszyło mnie przerażające wycie. Wykryli ich.
- SZYBKO! - wrzasnął Sock. Oczy Shaya zaokrągliły się jak spodki po czym wystrzelił jak torpeda wyprzedzając Socka. Zakryłem pysk łapami. Dobrze wiedziałem co się teraz stanie.Nie nie  nie nie nie ...
Sock potknął się.Shay zatrzymał się nagle.
-Sock szybko! - ponaglał.
Szczenię podniosło się. Z dala dało się słyszeć wycie.Sock ruszył z kopyta. Przed nimi wyrusł kanion.
-Damy radę! - ponaglał Sock.
- Nie dam rady! - pisnął Shay.
- Pomogę ci!
Szczenię zamknęło oczy. Podskoczyło w biegu, a Sock wypchnął go na drugi ... brzeg xD. Shay poturlał się i uderzył w drzewo. Drugie szczenie nie miało tyle szczęścia. Wyskoczyło  w gurę ale nie trafiło dalej. Wrzasnęło i chwyciło się krawędzi. Shay oprzytomniał i podbiegł.
- Złap się mojej ręki!
Wyciągnął ją słabo ale nie udało się. Wycie zgłośniało.
- Uciekaj
-Nie!!! Nie zostawie cię!
- Dłużej ... nie...dam... rady ... - puściło się z wrzaskiem. Shay darł się ze łzami w oczach.
-BRACIEEE!!!!
***
 Otworzyłem oczy.
- I jak? - zapytał duch.
- Jesteś ...Sock? - zapytałem niepewnie.
Duch odwrucił głowę bawiąc się szklanką.
- Co tu robisz?
(C.D.N bo mi się dalej nie che_)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz