wtorek, 3 czerwca 2014

Od Lili (Konkurs)

Od Lili CD
Wytrzymałam do zmierzchu. O wieczornej rosie wyszłam ukradkiem z jaskini zostawiając już śpiące waderki wtulone w siebie. Skierowałam się na klif. Nie chciałam skakać, żeby być z Sombrą, ale coś mnie tam przyciągało. Wszyscy członkowie watahy już dawno odeszli z miejsca zdarzenia, by opłakiwać zmarłą we własnych jaskiniach.
Zanim tam doszłam, na polanie otaczającej urwisko, wyskoczył na mnie z gęstych krzaków biały basior z kruczymi piórami na karku i wysoko uniesionym mieczem w pysku. Wypięłam pierś i czekałam na uderzenie, które mogło uwolnić mnie od bólu spowodowanego jadem, jednak nie następowało ono dość długo. Otworzyłam niedowierzająco oczy. Miecz był wbity pionowo w ziemię obok mnie a napastnik nieco dalej trzymając głowę między szeroko rozłożonymi łapami ciężko dyszał. Rzuciwszy na niego krótkie spojrzenie ruszyłam z powrotem w stronę klifu.
Stałam na luźnej krawędzi jakby na coś czekając. Opuściłam nisko głowę i uroniłam trzy łzy. Kolejna dwie spływały ni po policzkach, jednak nie spadły na ziemię porwane nagłym podmuchem wiatru. Delikatna bryza muskała moje futro. Czułam się niewyobrażalnie lekka. Faktycznie, mimowolnie unosiłam się coraz wyżej w niebo. Ciemne chmury rozstąpiły się tworząc tunel. Przefrunęłam przez niego i wylądowałam na końcu długiego korytarza prowadzącego do wielkiej sali. Przeszłam nim do oświetlonej komnaty. Po bokach stały duchy różnych wilków. Rozpoznałam wśród nich Sombrę, Ami i Anabelles, a także Jacka stojącego przy bocznych drzwiach. Naprzeciw mnie, na końcu dywanu chmur stali wszyscy bogowie: Na czele Noche i Tago, po ich prawej stronie Opues i Bosuqe, natomiast po lewej Mall. Morto dostrzegłam po chwili kierującego się w stronę Jacka. Podeszłam do nich na dwa metry i już uginałam łapy do ukłonu kiedy Opues zbliżył się i położył mi łapę na ronieniu.
- Nie musisz się kłaniać- mówił to tak jakbyśmy byli sobie równi i rozmawiali na luzie jak dwa normalne wilki. Podprowadził mnie na podwyższenie i nagle pokój się zmienił.
Staliśmy w komnacie o ścianach z litego granitu ozdobionymi marmurowymi ornamentami. Byliśmy tam już tylko ja, Noche i Tago.
-Mamy dla Ciebie propozycję-zwrócił się do mnie Noche mówiąc takim samym tonem jak Opues. Zaciekawiło mnie to.
-Chcielibyśmy- kontynuował drugi-abyś została siódmym bogiem.-Na ścianach pojawiły się obrazy przedstawiające wszystkich bogów naszej watahy i jedno puste płótno jedynie oprawione w ramę. Byłam niepewna. Czy tak jak Sombra mam zostawić rodzinę?
-Muszę się jeszcze zastanowić- odpowiedziałam i wyszłam przez drzwi na końcu sali na dziedziniec czegoś w rodzaju latającego zamku z chmur. Stała tam też Sombra. Podeszłam do barierki i oparłam o nią głowę.
-Wiesz-zwróciłam się do wadery nawet ma nią nie patrząc-wszyscy bardzo tęsknią. Zwłaszcza Kimm i dzieciaki.- Słuchaczka nie była zaciekawiona i od razu wyszła mijając się z Amy. Spojrzałam na nią z troską. Jak na ducha wyglądała marnie.
-Stran tęskni za tobą-powiedziałam i dla podkreślenia dramatyzmu dodałam:- I chyba nawet rozważał samobójstwo. Jemu bardzo na tobie zależy...-nie dokończyłam bo przeniosłam się z powrotem do granitowej sali. Stał tam Opues.
-Chciałabyś zgodzić się, ale jednocześnie ciągnie cie do rodziny i watahy-mówił lustrując moje myśli, wyglądając przez wysokie do sufitu okno na spowity w mroku nocy świat.
-Chciałabym patrzeć jak moje dzieci dorastają i spróbować zaradzić coś na pogrążoną w smutku watahę- odpowiedziałam wzdychając. Po tych słowach bóg przeniósł mnie z powrotem na klif. Pobiegłam z poszukać Shya, żeby mu o tym wszystkim opowiedzieć, a następnie popędziłam do mojej rodziny mając w uszach głos Opuesa ,, ... za dwa lata...'' ,,...kiedy twoje dzieci dorosną...'' ,,...przyjdę do ciebie...'' ,,...masz czas na podjęcie decyzji...''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz