Siedziałem w progu przydzielonej mi jaskini i tęsknie wpatrywałem się w wschód słońca. Podeszła do mnie Thalia i usiadła obok.
-Wiesz...-westchnąłem.- Zawsze zastanawiałem się jak to jest mieć rodzinę...- wadera spojrzała na mnie zdziwiona. Wiedziałem o co jej chodzi. Nie znała mnie. Zacząłem recytować dawno nie wspominany wiersz:-
Ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
pozostał po nich w kopnym śniegu
ten ślad wilczy
szybciej niż w plecy strzał zdradziecki
trafiła serce mściwa rozpacz
pili samogon jedli nędzę
tak się starali losom sprostać
już nie zostanie agronomem
Ciemny* a Świt* - księgowym
Marusia* - matką Grom* - poetą
posiwia śnieg ich młode głowy
nie opłakała ich Elektra*
nie pogrzebała Antygona*
i będą tak przez całą wieczność
w głębokim śniegu wiecznie konać
przegrali dom swój w białym borze
kędy zawiewa sypki śnieg
nie nam żałować - gryzipiórkom -
i gładzić ich zmierzwioną sierść
ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
został na zawsze w dobrym śniegu
ten trop wilczy...
Samica patrzyła na mnie nadal nie rozumiejąc. Zacząłem jej to wyjaśniać:
-To wierszyk ułożony przez jakiegoś wilka. Podobno znał moją rodzinę. Mówił mi, że po tym jak mnie zostawili udali się na Syberię gdzie zamiecie śnieżne...-Nie mogłem dalej mówić. Ścisnęło mi gardło. Łzy płynęły wąskim strumykiem po moich policzkach. Moja towarzyszka przytuliła mnie próbując pocieszyć. Odwzajemniłem uścisk i otarłem łzy. Tu, w tej watasze znalazłem namiastkę rodziny. Siedzieliśmy tak jeszcze dość długo wpatrując się w słońce.
<Thalia?>
*Ciemny- Miał być ojcem Dantego;
**Świt, Marusia i Grom- to podobno imiona starszego rodzeństwa;
***Elektra i Antygona- jego mama i babcia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz