środa, 4 czerwca 2014

Od Dantego

   Pewnego dnia jak zazwyczaj chodziłem po obrzeżach watahy gdy nagle przeszył mnie zimny dreszcz. Spojrzałem pod łapy. Zroszona trawa pokrywała się szronem mimo tego, że było bardzo ciepło. Liście na drzewach liście przybrały intensywnie czerwony kolor.



   Między drzewami zobaczyłem przemykającą w stronę klifu. Jej futro było czerwono-białe, w kolorach lasu. Pomyślałem że to ona mogła wywołać tę anomalię. Złapałem gałązkę leżącą na ziemi i przemieniłem w miecz. Ruszyłem na nią zagniewany za to co zrobiła lasowi. Gdy już bylem wystarczająco blisko, i już miałem zadać ostatni cios coś wyrwało mi miecz z łap i wbiło głęboko w ziemię. To nie była jej magia i mogło być wolą boga, aby ona żyła. Odwróciłem się w inną stronę i odbiegłem kawałek lecz z trudem mogłem złapać oddech. Zawiesiłem głowę między łapami by nabrać powietrza. W tym czasie otumaniona wadera otworzyła oczy i ruszyła w stronę klifu.
   Zerwał się wiatr. Odwróciłem głowę w kierunku, w którym wiał. Na klifie stała nieznajoma. Jej ciało było lekko unoszone w górę przez bryzę. Niebo było dziwne. Niby w nocy ale widziałem jednocześnie słońce i księżyc obok siebie na śnieżnobiałym niebie. Wyglądało to jakby miało dojść do zaćmienia słońca lecz nic takiego się nie działo. Gdy te anomalie po dłuższym czasie ustąpiły pobiegłem na klif. Tam na nadal oszronionej trawie leżały trzy spore perły, każda innego koloru: jedna- czarna, druga-niebieska, a trzecia-zielona. Nie zastanawiałem się skąd się wzięły, po prostu zgarnąłem je i ruszyłem w stronę kręcącej się tu watahy.
   Gdy dobiegłem w pobliże jaskiń wpadłem na piękną waderę spacerującą w świetle księżyca. Była różowo-fioletowa z licznymi piórami, podobnymi do pawich, na grzbiecie. Słyszałem kiedyś jak wołali na nią Thalia.
    -Cześć-przywitałem się. Oszołomiona samica zaczęła się nerwowo rozglądać po otoczeniu, aż trafiła na mnie. Po dokładnym obejrzeniu mnie nabrała pewności by się odezwać:
    -Cz-cz-cześć... Kim ty jesteś?- spytała podenerwowana.
    -Jestem Dante-przedstawiłem się.- A ty jesteś Thalia?
    -Skąd wiesz?-spytała niepewnie.
    -Kilka dni... No może trochę dłużej... Kręciłem się po okolicy i trochę już poznałem watahę. Chciałbym do niej dołączyć-Thalia poczuła sie trochę pewniejsza.
    -Ale czy... Nie, to niemożliwe.
    -Co jest niemożliwe?
    -Czy ty nie jesteś przypadkiem tatchitem?
    -Tego nie wiem, ale nigdy nie spotkałem kogoś podobnego do mnie ani kogoś kto by mi o tym powiedział.
    -To rodzice ci nie powiedzieli?
    -Nie znałem rodziców. Wilki, na które się napotykałem mówiły, że porzucili mnie z powodu mojej daty urodzenia, bo urodziłem się w noc spadających gwiazd.
<Thalia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz