Byłam przy Świątyni Równości. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że muszę tu być. Tak jak by przeznaczenie. Kiedy stanęłam na jednej z kafelek, otworzyło się tajemne przejście. Schody. Masa schodów! Wybrałam jedną drogę prowadzącą w końcu na dół. Chyba do jakiejś piwnicy lub schronu.
O dziwo paliło się tam światło. Kiedy zapuszczałam się w głąb pomieszczenia, nie było tam coraz ciemniej, a coraz jaśniej. Nagle w ślepym zaułku ujrzałam waderę.
- Witaj Katrino. Oczekiwałam ciebie.
- Kim jesteś?
- Alesserra. Pani przeciwieństw. Jestem też partnerką Opues'a.
- To on ma partnerkę?! Przepraszam, ale jestem w szoku.
- Nic nie szkodzi.
- W jaki sposób jesteś ze mną powiązana? Chyba, że to nie ty działałaś na mnie jak magnes.
- Jesteśmy powiązane krwią. Jestem matką twej matki Azury.
- Jak to? Mama mówiłam mi, że dziadkowie nie żyją...
- Nie wiedziała jak to przyjmiesz.
Rozmawiałyśmy o mojej rodzinie i o tym co ostatnio się dzieje. Teraz wiem, ze te wydarzenia to dzieło bogów. To, ze mój amulet zaświecił się przy Kimm'im to była wskazówka.
- Czyli, że mnie miał tuż pod nosem?
- Tak. Teraz kiedy zbliżysz się do innego pół boga twój medalion zacznie się świecić.
- Dziękuję. Lecę teraz opowiedzieć o tym zdarzeniu Kimm'iemu.
- Wnuk Bosque?! On będzie najpotężniejszy. Dbaj o to aby nic mu się nie stało.
- Dobra, dobra. Ja już lecę.
Kiedy wyszłam, wrota zamknęły się za mną. Pobiegłam kłusem do jaskini Kimm'iego.
- Kimmy!
- Kat, co ci?
- Widziałam boginię.
- Jaką boginię?
- Partnerkę Opues'a. Matkę mojej matki. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale to prawda.
- Czyli, że jedną mamy z głowy - powiedział Kimm z uśmiechem na pysku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz