środa, 4 czerwca 2014

Od Amy

   Dryfowałam po łagodnej powierzchni morza. Nie żyłam i dobrze o tym wiedziałam. Poczułam piasek dotykający mojego barku. Nie otwierając ślepi podniosłam się i przeszłam parę kroków po pewnym gruncie.
   Coś tknęło mnie w łapę. Otworzyłam oczy i spojrzałam w szkło. Był to kawałek lustra, rozbitego. Zauważyłam inne odłamki rozsiane po całej plaży. Ten był dosyć spory, więc mogłam się przejrzeć. Mój wygląd zaskoczył mnie, a wyglądałam tak:


   Opadłam na ziemię, czując bezwład w całym ciele.
    -Dlaczego ja jestem tak zmienna?!
   Zaczęłam szarpać się za włosy i krzyczeć w napadzie szału. Po chwili zobaczyłam pędzącego w moją stronę wilka. Małą, słodką, różową waderkę. Zatrzymała się tuż przy mnie, o mało na mnie nie wpadając.
    -Dzień dobry, czy widziała pani Charlie? - spytała robiąc do mnie maślane oczy.
   Wbiłam w nią zdziwiony wzrok, nie dowierzając.
    -Ki...Kimike?
   Kimike, także zszokowana, zaczęła się odsuwać.
    -Ty...To ty!
   Przerażona uciekła. Zobaczyłam przebłysk kolorowego futra w lesie, a później szaleńcze okrzyki rozpaczy ze strony małej. Wyglądało na to, że chciała opowiedzieć komuś całą historię. Pobiegłam w tamtą stronę, a lekkość moich łap zaskoczyła mnie. Myślałam, że odlecę. Ale mój sen zakończył się koszmarem. Spojrzałam na prawą łapę i zobaczyłam tam długą bliznę. Dotknęłam jej i syknęłam. Kość była zniekształcona i wymagała operacji. A w tej chwili nie miałam na nią nic. Czasu, pieniędzy, znajomości...Znajomości! Muszę zobaczyć, czy ktoś mnie pamięta. Kuśtykając, poszłam w las za futrem.
   Jak podejrzewałam, był to ktoś z watahy, a dokładniej Lion. Szedł z waderką za łapkę, jak ojciec z córką. Stranger mnie zawiódł, miał się nią opiekować...A Stran?
   Zawróciła i jak najszybciej pozwalała mi na to łapa ruszyłam w stronę klifu. Stran stał tam, wpatrzony w morze. Podeszłam do niego od tyłu i szepnęłam:
    -Pięknie, nieprawdaż?
   Odwrócił się, popatrzył na mnie i wrócił do poprzedniej pozycji. Odgarnęłam mu futro z oczu i wtuliłam się w niego. Ten spojrzał na mnie kątem oka i rzekł:
    -A tak właściwie, to ktoś ty?
   Odskoczyłam jak poparzona. Było to dużym błędem, gdyż łapa załamała się pode mną, a ja jęknęłam z bólu i padłam na ziemię na wpół nieprzytomna.
    -Amy...Jestem...Amy... - wyszeptałam i straciłam przytomność.
<Stran? Rozegraj to jakoś ładnie :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz