Pochyliłam łeb nad kałużą. Musnęłam łapą jej powierzchnię, jakbym spodziewała się, że gdy się uspokoi odzyskam dawny wygląd. Ale tak się oczywiście nie stało. Westchnęłam i jeszcze raz spojrzałam na zszokowaną waderę. Wyglądała, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Ja też z resztą nie wiedziałam. Czułam się trochę inaczej. Jakby mój charakter się zmienił. Odgarnęłam łapą grzywkę z twarzy. Poczułam się młodsza. Miałam ochotę biegać i skakać. Ale i się ciąć. Szalały we mnie uczucia.
-Ja...Ja nie wiem... - szepnęłam i wzięłam jeden z pędzlów. Otworzyłam farbę jednym przesunięciem pazura i zaczęłam malować powierzchnię równych ścian jaskini. Różowy wydał mi się teraz złym kolorem. Syknęłam, a kolor zmienił się na ciemnozielony. Otworzyłam szeroko oczy, a po chwili poczułam obecność w mojej głowie. Była ulotna, ale miała bardzo podobne myśli do Lionela. Otrząsnęłam się, a obecność się wycofała. Zamoczyłam pędzel i zaczęłam malować raz jeszcze. Kolory jakby pulsowały.
Gdy skończyłam, Sombry już nie było. Ściany emanowały moimi uczuciami. Jedne pasy mieniły się czarną ponurością, zielone chciały imprezy, niebieskie uspokajały, a czerwone błagały o pomoc. Były jeszcze inne, ale one dawały tajemnicze znaki, które odczytać mogłam tylko ja, lub osoba, która zna mnie wręcz idealnie. Spróbowałam zrobić z liści stereo ale nie udało mi się. Zmartwiałam. Dotknęłam ziemi i poprosiłam ją o muzykę. Odpowiedziała mi głucha cisza.
Dotknęłam swojego łba i pomyślałam, że chcę muzyki. Poczułam ból w boku i krzyknęłam. Przede mną pojawiała się powoli migocząca postać jakiegoś wilka. Znałam go. Był to Bóg Śmierci, Morto. Warknął na mnie i rzucił przede mnie jakąś kartkę. Mrugnęłam i cała scena zniknęła.
Przeczytałam zawartość karteczki, która zaparła mi dech w piersi. Pękatymi literami widniał na nich napis ,,To ostatnie ostrzeżenie. Kuzyneczka już ci nie pomoże. W końcu już nie istnieje. Wczoraj jej dusza uległa zniszczeniu, stąd twój wygląd. Zmieniasz się w ducha, kochana. Oczekuj śmierci, może będę łaskawy. A może nie."
Rzuciłam kartkę na ziemię, która natychmiast się spaliła. Chciałam uciekać. I tak też zrobiłam. Minęłam jaskinię watahy, gdzie siedziało parę wilków pogrążonych w ożywionej rozmowie. Na mój widok zamilknęli. Był wśród nich Stranger. Wstał i chciał do mnie podejść, ale coś mu nie pozwoliło. Była to niewidzialna bariera, którą wzniosłam sama. Poczułam w oczach słone łzy. Uciekłam. Mijałam po kolei różne wilki, które albo mnie nie poznały, albo patrzyły na mnie z troską. Dobiegłam w końcu do jakiegoś zagajnika. Nie były o tereny mojej watahy. Przestraszyłam się. Z braku lepszych pomysłów położyłam się i zapłakałam jeszcze gorzej. Gdy słońce wstawało pogrążyłam się w śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz