piątek, 18 kwietnia 2014

Od Amicitii CD Sombry

   Pochyliłam łeb nad kałużą. Musnęłam łapą jej powierzchnię, jakbym spodziewała się, że gdy się uspokoi odzyskam dawny wygląd. Ale tak się oczywiście nie stało. Westchnęłam i jeszcze raz spojrzałam na zszokowaną waderę. Wyglądała, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Ja też z resztą nie wiedziałam. Czułam się trochę inaczej. Jakby mój charakter się zmienił. Odgarnęłam łapą grzywkę z twarzy. Poczułam się młodsza. Miałam ochotę biegać i skakać. Ale i się ciąć. Szalały we mnie uczucia.
    -Ja...Ja nie wiem... - szepnęłam i wzięłam jeden z pędzlów. Otworzyłam farbę jednym przesunięciem pazura i zaczęłam malować powierzchnię równych ścian jaskini. Różowy wydał mi się teraz złym kolorem.            Syknęłam, a kolor zmienił się na ciemnozielony. Otworzyłam szeroko oczy, a po chwili poczułam obecność w mojej głowie. Była ulotna, ale miała bardzo podobne myśli do Lionela. Otrząsnęłam się, a obecność się wycofała. Zamoczyłam pędzel i zaczęłam malować raz jeszcze. Kolory jakby pulsowały.
   Gdy skończyłam, Sombry już nie było. Ściany emanowały moimi uczuciami. Jedne pasy mieniły się czarną ponurością, zielone chciały imprezy, niebieskie uspokajały, a czerwone błagały o pomoc. Były jeszcze inne, ale one dawały tajemnicze znaki, które odczytać mogłam tylko ja, lub osoba, która zna mnie wręcz idealnie. Spróbowałam zrobić z liści stereo ale nie udało mi się. Zmartwiałam. Dotknęłam ziemi i poprosiłam ją o muzykę. Odpowiedziała mi głucha cisza.
   Dotknęłam swojego łba i pomyślałam, że chcę muzyki. Poczułam ból w boku i krzyknęłam. Przede mną pojawiała się powoli migocząca postać jakiegoś wilka. Znałam go. Był to Bóg Śmierci, Morto. Warknął na mnie i rzucił przede mnie jakąś kartkę. Mrugnęłam i cała scena zniknęła.
    Przeczytałam zawartość karteczki, która zaparła mi dech w piersi. Pękatymi literami widniał na nich napis ,,To ostatnie ostrzeżenie. Kuzyneczka już ci nie pomoże. W końcu już nie istnieje. Wczoraj jej dusza uległa zniszczeniu, stąd twój wygląd. Zmieniasz się w ducha, kochana. Oczekuj śmierci, może będę łaskawy. A może nie."
   Rzuciłam kartkę na ziemię, która natychmiast się spaliła. Chciałam uciekać. I tak też zrobiłam. Minęłam jaskinię watahy, gdzie siedziało parę wilków pogrążonych w ożywionej rozmowie. Na mój widok zamilknęli. Był wśród nich Stranger. Wstał i chciał do mnie podejść, ale coś mu nie pozwoliło. Była to niewidzialna bariera, którą wzniosłam sama. Poczułam w oczach słone łzy. Uciekłam. Mijałam po kolei różne wilki, które albo mnie nie poznały, albo patrzyły na mnie z troską. Dobiegłam w końcu do jakiegoś zagajnika. Nie były o tereny mojej watahy. Przestraszyłam się. Z braku lepszych pomysłów położyłam się i zapłakałam jeszcze gorzej. Gdy słońce wstawało pogrążyłam się w śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz