Wiedziałam, że zachowuję się dziwnie, ale nie miałam nad tym kontroli. Kiedy się opamiętałam, rzucałam się na Strangera. Próbowałam się powstrzymać, ale to nic nie dało. Gdy zęby, o dziwo moje, bo nie miałam nad nimi żadnej kontroli, chciały zatopić się w boku wilka uskoczył i złapał mnie za kark. Zawarczałam i poczułam ból rozsadzający czaszkę. Coś nieprawdopodobnego! A myślałam, że choroba minęła. Zapadłam w ciemność.
Gdy się ocknęłam leżałam na podłodze jaskini trawiona gorączką. Jęknęłam i zobaczyłam nad sobą Sombrę, która wbijała we mnie świdrujący wzrok.
-Nie zaatakujesz mnie? - spytała z lekkim wahaniem w głosie.
-Nie...To był to, prawda?
Zrobiła zdziwioną minę.
-Co? Mówisz o swojej chorobie i atakach?
Skinęłam. Wstałam i przeszłam się parę kroków. Zachwiałam się, ale ktoś złapał mnie w ostatniej chwili. Wspomnienia ugodziły mnie w serce. Słone łzy poleciały mi z oczu. Stanęłam na równych nogach i popatrzyłam w oczy mojemu wybawicielowi. Patrzył z troską. Rzuciłam mu się na szyję, ale on stał i nic nie robił. Odsunęłam się.
-To już koniec? Tak po prostu?! Nie jestem aż tak silna, aby to znieść. Muszę...muszę...
I padłam skrajnie nieprzytomna na chłodny kamień, rozdzierając sobie ciało. Poczułam ból, ale nic poza tym. Tak będzie lepiej...
<Stran? Som? Nie powiem, czy Amy nie umarła, ale może...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz