niedziela, 30 marca 2014

Od Madelyn "Jak dotarłam"

   Właśnie zmierzałam ku mojej jaskini gdy nagle zza drzewa wyleciała Klara - orlica pocztowa.Usiadła na moim grzbiecie i podała mi list zapieczętowany Królewską Pieczęcią. Otworzyłam go i zaczęłam czytać. Z treści wynikało że zostałam zesłana na zwiady na północne tereny Półwyspu Alcathal. Podobno tam przeniosło się wielu bandytów. Pisało również, że na tych terenach znajduje się Wataha Srebrzystego Nieba. Na początku nie wiedziałam co w tym takiego niezwykłego, ale kiedy doczytałam, że jest to wataha Sombry, od razu zmieniłam zdanie. Mogło im grozić olbrzymie niebezpieczeństwo. Szybko wróciłam do jaskini i zabrałam się za przygotowania do podróży. Trzeba było uzupełnić zapas ekwipunku. Poszłam do stajni gdzie znajdował się mój kucyk - Lennie. Zawsze towarzyszył mi w moich podróżach. Kucyk był bardzo młody, więc tylko czekał na nową wędrówkę. Szybko się nim zajęłam i wyprowadziłam go przed jaskinię. Spakowałam cały zapas żywności i potrzebnego ekwipunku. Założyłam kucowi derkę i zapięłam pas z tobołami. Sprawdziłam czy łuk nie ma żadnych uszkodzeń i czy strzały są wystarczająco ostre. Wszystko wydało mi się w porządku. Kiedy już byłam gotowa zasłoniłam jaskinię wielkim głazem. Złapałam uzdę Lennie'go do pyska i ruszyłam w podróż.
   Pogoda była znośna. Niebo było szare a temperatura wynosiła około 14 stopni. Na szczęście nie padał deszcz, ale wolałam ubrać swój szaro-zielony płaszcz. Niedługo miało się ściemniać więc starałam się dotrzeć jak najszybciej do najbliższej wioski. Po 2 godzinach dotarłam do Clarshining - małej wilczej wioski. Nie była to zwykła wioska.W tej wiosce mogły przebywać tylko wilki, a ludzie zaś nie widzieli jej. Znikała za każdym razem, gdy w promieniu 5 kilometrów pojawi się człowiek. Miasteczko tętniło życiem. To tutaj miałam zrobić zapasy żywności i zakupić dodatkowy ekwipunek. Zaraz znalazłam się na targu. W powietrzu unosił się zapach gotowanych potraw, tu i ówdzie było słychać głosy plotkujących przekupek. Rozkoszowałam się tym stanem, ponieważ już niedługo wyruszałam w długą podróż. Kiedy miałam już wszystko, kierowałam się ku bramie wyjściowej prowadzącej na północ. Ostatni raz spojrzałam na wioskę i ruszyłam wzdłuż szlaku. Kiedy było już całkiem ciemno zaczęłam szukać schronienia. Niestety, znalazłam tylko gęste krzaki. Lepsze to niż nic. Zrobiłam prowizoryczną wnękę w której miałam się położyć. Lennie'go puściłam luzem. Ten koń nie potrafił uciec. Kucyki zwiadowcze są bez reszty oddane swoim właścicielom i choćby był jego koniec nie opuści właściciela. Nie rozpalałam ognia by nie zdradzić swojej pozycji. Niedługo zapadłam w lekki sen.
   Budziłam się dość często. Każdy szmer mógł być błędem wroga. Na szczęście, jakoś dotrwałam do rana. Wraz ze wschodem słońca, opuściłam swoją kryjówkę w krzakach. Truchtem ruszyłam przed siebie. Wataha powinna znajdować się za Smoczą Łąką. Owszem, była droga okrężna, ale straciłabym na niej 4 dni. Postanowiłam niepostrzeżenie przejść przez łąkę. Lennie pobiegł środkiem łąki. Był maści bułanej, także na tle żółtawej trawy był niewidoczny. Ja zaś szłam lasem, z którym zlewał się mój płaszcz. Po 5 minutach byliśmy po drugiej stronie. Wbiegłam na wzgórze i zobaczyłam zamek który był otoczony stertą jaskiń. Wszędzie hasały wesołe wilki. Było słychać wesołe rozmowy i śmiech szczęśliwych wilków. Pomyślałam w duchu "To musi być wataha Sombry". Szłam szybkim krokiem, by jak najszybciej dojść do jej jaskini. Kiedy byłam już na środku polany, nagle wesołe głosy ucichły, a wszystkie spojrzenia stanęły na mojej osobie. Przywykłam do tego. Zwykłe wilki nie miały zielonego pojęcia na temat zwiadowców. Uważały nas za jakiś magów. Phi... bzdury ot co. Znalazłam najwyżej osadzoną jaskinię, z której widok sięgał na całą watahę. Zaraz wyszła z niej Sombra. Rozglądnęła się i zauważyła mnie. Zleciała szybko do parteru mówiąc:
    - Cześć Madelyn. Jak miło cię widzieć. Chodź do mojej jaskini.
    - Mi też miło cię widzieć. Mam bardzo ważne i zarazem złe wieści.
    - Chodź szybko. Wszystko opowiesz mi jak będziemy same.
   Objęła mnie skrzydłem i razem weszłyśmy do jaskini. Kiedy byłyśmy już w środku, zdjęłam kaptur, a mój kucyk poszedł skubać skalny mech. Sombra zapytała:
    - Co za złe wieści mi przynosisz?
    - Przysłał mnie korpus. Grozi wam wielkie niebezpieczeństwo. Zadomowiło się na waszych terenach wielu bandytów z sąsiedniego półwyspu. Zbierają żniwa w pobliskich watahach. Jest duże prawdopodobieństwo, że utworzą oni armię i podbiją nie tylko tą watahę, lecz też inne, a później wezmą się za stolicę. Mam tu trochę powęszyć i usuwać tych którzy stają przeciwko królowi.
    - To okropne!
    - Wiem. Korpus wskazał waszą watahę jako obrońcę całego królestwa.
    - Co?!
    - Niestety. Nie było mnie na poprzednim zjeździe.
    - Mamy zbyt małe siły. Mało zwiadowców, mało wojowników.
    - To nie problem. Podczas wojny przybędą posiłki. Ale to tutaj nastąpi najsilniejsze uderzenie.
    - Nie mogę narażać watahy.
    - Psia kość! Jakbym była na tym durnym zebraniu! Lecz jeśli zaczniemy tępić głównych złoczyńców, to wojna będzie się opóźniać. Ilu macie zwiadowców?
    - Yyy.. dwóch łącznie ze mną.
    - Ty sobie chyba żarty robisz. Poważnie?
    - No.
    - To roboty będzie od groma. Chwilowo będę musiała...
    - Spokojnie... Możesz być członkinią watahy. Postaram się, aby nikt nam nie przeszkadzał. Mam partnera, więc on chwilowo przejmie władzę, a ja i Kasumi będziemy ci pomagać. Musimy opóźnić tę wojnę jak tylko się da. Pod moją jaskinią jest pusta jaskinia. Możesz tam zamieszkać. Urządź ją sobie według swoich potrzeb. Kucyk chyba nie potrzebuje stajni.
    - Lennie, nie. On sobie poradzi, zresztą zawsze może wejść do mnie gdyby padało, albo było zimno.
    - Sprawa ustalona. Dziś odpocznij i zajmij się przygotowaniami. Jutro zajmiemy się całą sprawą.
    - Dobrze. To ja idę.
   Ukłoniłam się i odeszłam do mojej jaskini. Powiedziałam sobie w duchu "Jutro będzie ciężki dzień"...

Nowa wadera!

Oto nowa członkini watahy - Madelyn! Serdecznie witamy!

sobota, 29 marca 2014

Od Kimm'iego

   Przechadzałem się jak zwykle po lesie gdy nagle coś zapiekło moją głowę. Złapałem się za nią. Ból był nie do zniesienia. Jednak musiałem poczłapać na skaj łąki. Tam złapałem kijek i narysowałem coś w takim stylu:

   Przypominało to znak omega. Upadłem koło niego pozbywając się wszystkich myśli.
   Otworzyłem oczy. Byłem w wielkiej dżungli.
    - "No super teraz tylko go znaleźć" - Mruknąłem. Po co najmniej godzinie szukania w tej puszczy zobaczyłem małą łączkę. Na jej środku stało gigantyczne drzewo zwane przez większość: Święte Drzewo Natury. To one dawały moce istotom o tym żywiole oraz pozwalało na rozwijanie się organizmów. Jednym słowem - to było drzewo, które było królem natury. Skłoniłem się.
    - Kimm, czy podczas napaści smoków myślałeś o mnie? - Zapytało drzewo w wilczym języku. Tak jego kolejna możliwość to dużo znanych języków...
    - Tak. - Skłamałem. Myślałem o watasze i o tym, że ją stracę.
    - Nie, Kimm. Mnie nie okłamiesz.
    - Nie, nie myślałem. - Mruknąłem spuszczając głowę. Drzewo zgięło się i musnęło mnie dolnymi gałęziami.
    - Teraz ci przebaczam, ale biada ci jak jeszcze raz to zrobisz. Brak mnie to brak natury. - Powiedziało i po chwili wracałem do realnego świata. Drzewo było ukryte w dziwnym miejscu ale każdy może je znaleźć.
   Rozszerzyłem oczy i ujrzałem białą waderę. Odskoczyła w bok.
    - Wybacz, ja myślałam że...
    - Nie żyję? - Zaśmiałem się. Kiwnęła głową. Wstałem, otrzepałem się i zamazałem znak. Gdy się odwróciłem wadera spojrzała się na mnie zaskoczona. Chyba po raz pierwszy spotkało ją takie coś.
<Chris?>

Od Chris

   Piski i krzyki nie ustawały, a rozdarcie zdawało się coraz bardziej powiększać. Starałam się nie słuchać tego wszystkiego i nie patrzeć w oślepiające światło, chciałam za wszelką cenę odzyskać ciemność i ciszę.
Niektóre hałaśliwe postacie powoli przestawały mi dokuczać. Patrzyły się na mnie z politowaniem albo niepewnie, jakby nie wiedząc, czy mogą mi pomóc.
   Choć odgłosy cichły, to serce wciąż mnie bolało. Po co te hałaśliwe stworzenia wdarły się do mojej miłej, przytulnej przestrzeni? Zakłócały moje i tak okropne życie.
   Próbowałam na nie szczekać i warczeć, ale one nic sobie z tego nie robiły. Chciałam je ugryźć, ale w moich zębach lądowała jedynie biała mgiełka. Podrapać też ich nie mogłam, moje pazury trafiały jedynie w powietrze.
   W moim umyśle zrodziła się nienawiść. Nienawiść do tych małych, wnerwiających stworzeń.
   Tak, dokładnie. Nienawidziłam ich.

~

   Po kilkudziesięciu minutach spędzonych w jaskini, którą nazwałam Jaskinią Ciszy, przypomniałam sobie o moim głodzie. Mój brzuch po raz kolejny dał znać, że od kilku dni nic w nim nie lądowało. Jęknęłam cicho i wyruszyłam na poszukiwanie jakiegoś śniadania... lub obiadu.
   Na łące nie trudno było o pożywienie. Zielone tereny tej watahy przepełnione były smakołykami, jak zające czy kuropatwy. Obydwa nie były łatwym łupem ze względu na ich szybkość i zwinność. Stwierdziłam jednak, że żabami i świerszczami nie zapełnię pustek w żołądku, więc postanowiłam upolować zająca.
Nawet nie czaiłam się szczególnie, lecz od razu rzuciłam się na zwierzę. Tak, miałam je w zębach! Szybkim kłapnięciem szczęką uśmierciłam moją ofiarę i już po chwili rozkoszowałam się delikatnym mięsem zajęczym.
Nagle zauważyłam czerwoną waderę z czarnymi skrzydłami. To była Sombra. Dlaczego zawsze musiałam ją spotykać?
   Wiedziałam, że jest alfą, więc musiałam się z nią podzielić posiłkiem. Choć moje zmysły krzyczały "jeszcze!", ja delikatnie odsunęłam od siebie mięso i spojrzałam znacząco na skrzydlatą alfę.

(Sombro?)

Od Charlie CD Lionela

   Spojrzałam na niego jak wryta. Nie mogłam wydusić słowa.
    - T-tak... Tak! - Wyjąkałam. Rzuciłam się mu na szyję. Uśmiechnął się. Zauważyłam że na boku ma torbę z farbami. Złapałam za nią i wyjęłam parę farb. Rzuciłam je w niego. Był cały kolorowy. Zdmuchnął mnie
skrzydłem prosto do rzeki. Ochlapałam go. Nagle do jaskini zajrzał Kimm.
    - Em... Nie chcę wam przeszkadzać... Ale mamy zebranie.
   Spojrzałam ostatni raz na jego łeb gdy nagle jak się pojawił tak i zniknął. Wrzuciłam Liona do wody żeby zmył farbę. Byliśmy gotowi i ruszyliśmy w stronę jaskini. Usiadłam obok innych i spojrzałam na Sombrę która już zaczynała zwane przeze mnie "przemówienie".
<Sombra?>

Od Katriny CD Lizzie'go

   Lizzie położył mi się na łapach. Byłam zdezorientowana, bo nie wiedziałam o co mu chodzi.Wkrótce Clear poszła w ślady brata i wskoczyła mi na grzbiet.
    - Wy moje małe śmieszne wilczki - zaśmiałam się. - No to... Co chcielibyście robić?
    - Bawić się! - wykrzyknęły chórem szczenięta.
    - W takim razie chodźmy na łąkę. Bardzo dużo tam miejsca do zabawy - powiedziałam po czym udaliśmy się tam.
    - W chowanego, w chowanego, w chowanego! - krzyknął Lizzie.
    - Dobrze.W takim razie... Ja szukam! Chowajcie się maluchy!
   Clear zobaczyła Sombrę i Kimm'iego więc podbiegła do nich.
    - Mama! Tata!
    - Chodźcie tu słoneczka moje - powiedział Kimm.
    - Jak się bawiliście? - zapytała Sombra.
    - Super mamo!Czy Kat mogła by opiekować się nami częściej? - zapytał podekscytowany Liz.
    - Oczywiście. Kat! Pozwól tu na moment!
   Podbiegłam do tej szczęśliwej rodziny. Przyznam się, że troszkę się przestraszyłam.
    - Katrino czy chciała byś spotykać nasze aniołki częściej? - zapytał Kimm.
    - Pewnie. To oferta nie do odrzucenia.
<Lizzie?>

Od Strangera

   Kiedy patrzyłem na latającego Shy'a na swoim smoku zrobiło mi się niedobrze. Kręcił salta, wężyki, serpentyny itp. Kiedy popatrzyłem na łokieć smoka zauważyłem łososiową skórkę jakby zdarł mu ktoś pancerz. Szybko poinformowałem o tym Shyninga. Złocisty wilk poklepał po długiej szyi Shanterę. Poczciwa smoczyca zatrzepotała skrzydłami a Shy zsunął się po fioletowych łuskach smoka.
    - Co się dzieje Stranger? - spytał.
<Shay???>

Od Strangera CD Amicitii

   Obudziłem się. Obok mnie spała zziębnięta Amy. Coś tam pomrukiwała w śnie. Usłyszałem tylko ''Skokiem Smutków '' czy jakoś tak. Okryłem ją ciepłym sianem, a sam wyszedłem z jaskini . Cały czas po głowie chodziło mi te 2 słowa ''Skokiem Smutków''.
   Nagle Amicitia wyszła z jaskini. Gdy ją zobaczyłem wydawała się blada i zniesmaczona. Podszedłem do niej.
   - Amy, źle wyglądasz. Może położysz się jeszcze?
   - Nie idźmy .-zamamrotała pod nosem. Gdy już byliśmy koło naszej wioski przypomniały mi się te 2 słowa i zapytałem
    - Amy co to oznacza '' Skokiem Smutków ''? - popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i odparła
    - Nic takiego. Chodź, widzę że Thalia przyniosła leśnego jelenia.
    - Tylko mnie dogoń! - krzyknąłem i pobiegłem w stronę watahy. Amy popatrzyła się na mnie a później pobiegła za mną.

czwartek, 27 marca 2014

Od Malo

Obudziłam się w nocy widząc Kat do której przytulał się szczeniak, przeszłam obok rozmyślając nad tym co pamiętam z dzieciństwa.Pamiętam z tego okresu niewiele,lecz gdy się zastanowić widziałam brązową waderę najprawdopodobniej moją mamę.Z wieku koło dwóch lat pamiętam czerwonego basiora jego imię to Bloodspill Furia i złe wspomnienie złamanego serca. Bloodspill był moim narzeczonym,mieliśmy syna Richer'a i córkę Zumę Zginęli w wypadku.
C.D.N

Bloodspill i Richer:
Zuma:


Od Amicitii CD Strangera

  -Amicitia.
   Zachichotałam. Przy Starangerze czułam się swobodnie. Nie wiem czemu, ale nagle zapragnęłam mu powiedzieć.
  -Zdradzić ci mały sekret? - spytałam mu w ucho - Podobasz mi się.
   Wyglądał na zaskoczonego. Po chwili uśmiechną się. Wyglądał tak słodko. Jak zagubiony wilk, który natychmiast potrzebował odrobinę uczucia. Odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go. Teraz to już był zdumiony i szczęśliwy. Wskazałam mu łapą daleki punkt jaskini. Skinął i ruszyliśmy.
   Gdy dotarliśmy na miejsce byłą tam tylko biała wadera, która chyba nazywała się Chris. Wskazałam Strangerowi miejsce przy ścianie, a sama podeszłam do wilczycy.
  -Cześć. Jesteś Chris, prawda? - spytałam, a ona tylko popatrzyła na mnie obojętnie.
  -Może.
   Jej odpowiedź uraziła mnie, ale ruszyła jakąś strunę w moim umyśle. Nie wiedziałam co, ale po chwili sobie przypomniałam.
   Dawno temu poznałam pewną waderę. Było to na jakimś zboczu nad oceanem. Tereny mojej dawnej watahy. Jej śnieżnobiałe futro powiewało na wietrze. Zrobiła krok w stronę krawędzi, ale zawołałam ją. Odwróciła się. Miała takie same obojętne oczy jak Chris. I wyglądał dokładnie jak ona.
   Podeszłam do niej, a ona nie ruszała się z miejsca.
  -Jak się nazywasz? Gdzie twoja wataha? - spytałam śnieżnobiałą wilczycę.
  -Nie wiem. - odpowiedziała tym samym obojętnym tonem.
   Po chwili odwróciła się i zeskoczyła. Krzyknęłam i podbiegłam do krawędzi, ale ją porwały już wzburzone fale. Od tamtej chwili ten stok nazywano Stokiem Smutków, Krawędzią Rozpaczy, Ziemią Samobójców, lub nawet Falami Obojętności. Nie chciałam wracać do tamtego wydarzenia. Ale chyba musiałam powiedzieć Chris...Ale najpierw ją wyleczyć z tego obłędu.
   Nadal cierpliwie czekała na moje słowa, ale odeszłam. Nie wyglądała na smutniejszą. Podeszłam do Strangera i położyłam się obok niego. Jeszcze długo rozmyślałam, a Stranger zasnął.


Tak wygląda Stok Smutków.

Od Lionela CD Charlie

   Miałem niebywałe szczęście, że wpadłem na Charlie. Szukałem jej już od paru godzin.
  -Charlie! Tu jesteś. - Ucieszyłem się i przytuliłem ją. Zastanowiłem się chwilę nad scenerią oświadczyn i wpadło mi do głowy tylko jedno miejsce. Jaskinia Uczuć.
   Pociągnąłem ją za sobą. Byłą chyba trochę zaskoczona moim zachowaniem. Dotarliśmy, a ja zaprowadziłem ją pod jedno z drzew. Skoro wszyscy dają kwiaty, to ja muszę być inny. Ułamałem gałązkę.
  -Najukochańsza moja Charlie. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił, czy zbłądził, czy oszalał z samotności.
Mimo tego, że masz niezbyt kolorowe futro, to w środku, duszę okazałaś się mieć najbardziej kolorową ze wszystkich. Więc chcę cię mieć tylko dla siebie. Wyjdziesz za mnie? - spytałem cicho patrząc jej w oczy.
<Charlie?>

Od Charlie CD Clear

   Spojrzałam na siostrę.
  - Dlaczego? Czemu się pytasz? To normalne. Każdy jest inny.
  - Liz nie jest.
  - Jest. - Cle spojrzała zdziwiona. - Jest i to na całej linii.
   Clear zaśmiała się. 
  -Na przykład? - Zapytała w śmiechu.
  -No Lizzie jest psotnikiem. Tata zaś jest bardziej poważny.
   Cały czas tłumaczyłam jej to wszystko. Przytuliła się do mnie mocno. Parę minut później pobiegłam na przechadzkę. Dużo biegałam. Lubiłam biegać i odpoczywać. Co chwile spotykałam inne wilki. Nagle wpadłam na Lionela.
  - Charlie! Tu jesteś. - Ucieszył się przytulając mnie. Złapał mnie za łapę i pociągnął w stronę Jaskini Uczuć. Nagle niespodziewanie...
<Lionel?>

środa, 26 marca 2014

Od Clear

   Siedziałam na Łące Legend i wpatrywałam się w trawę pod swoimi łapami. Była czarna, chociaż wszystko wokoło skrzyło się zielenią. Nie rozumiałam tego. Miałam zamiar zapytać o to mamę, gdy wróci z tatą. Nie rozumiałam wielu rzeczy, choć chciałam.
   Poczułam znajome ciepło wilka koło siebie. Odwróciłam głowę w tamtą stronę.
   Była to Charlie. Usiadła obok, jak gdyby nigdy nic. Siedziałyśmy tak koło siebie dłuższą chwilę. W milczeniu. W końcu odwróciłam do niej głowę.
    - Jesteś moją siostrą? - spytałam.
    - Nie... To znaczy tak! - od razu się poprawiła.
   Uśmiechnęłam się pod nosem.
    - Jesteś adoptowana przez mamę?
    - Tak... Jesteś mądra jak na swój wiek, wiesz?
   Zarumieniłam się. Nie lubiłam jak ktoś mnie chwalił. Wolałam zostawać w cieniu. Nie byłam przebojowa jak Lizzie i zapewne dlatego tata wolał jego. Był do niego podobny. Mama mnie lubiła, byłyśmy inne. Pokręciłam łbem.
    - Dlaczego jestem inna niż mama i tata? - zapytałam.
<Charlie?>

Od Lionela

   Spojrzałem na swoje łapy i westchnąłem. Tyle hałasu, a to tylko dwa małe niekolorowe wilki. Co z tego, że to dzieci Sombry? Wbiłem pazury w ziemię i spojrzałem płonącym wzrokiem na wilczka. Chciałem zatopić mu kły w szyi...usłyszałem jego imię. Lizzy. Odwróciłem się i pobiegłem w przód.
   Nie mogłem się powstrzymać. Nie chciałem. Prawie wpadłem na jakieś drzewo. Lizzy to do jasnych diabłów imię damskie! Ale patrząc na tego, kto  nadał to imię mimowolnie parsknąłem. Kimm i Lizzy. Matka z córką. Szczerze mówiąc, to podzielałem poglądy Amy. Nagle wpadłem na nią. Wyglądała na zmęczoną i chorą. Ciągnęły się za nią łańcuchy. Nagle z jej oczu pociekła krew. Uśmiechnęła się przerażająco i z jej gardła wydobył się charkot, potem bulgot. Rzuciła się na mnie.
   Wstałem z ziemi i zacząłem się odsuwać w szybkim tempie do tyłu. W którymś momencie wpadłem na drzewo i nie mogłem się ruszyć. Uśmiechnęła się raz jeszcze i chciała do mnie podejść, ale kule na końcu łańcuchów uniemożliwiały jej to. Wyraz jej pyska zmienił się diametralnie. Teraz wyglądała jeszcze bardziej przerażająco. Ryknęła przeraźliwie i osunęła się martwa na ziemię.
   Uciekłem. A najgorsze jest to, że byłem daleko od Mrocznego Lasu. Było o moje główne zmartwienie, ale w głębi duszy nadal było to samo. Komplety bałagan i chaos. A tak poza tym, to chciałem mieć szczeniaki. Ale co, jeżeli Charlie nie będzie chciała mieć dzieci? Albo w ogóle mnie? A ja jej nawet jeszcze o rękę nie poprosiłem! Przyspieszyłem. Miałem jeszcze jedną sprawę do załatwienia.

Od Lizz'iego

   Spałem jak kamień. Nagle poczułem, że robi mi się zimniej. Podniosłem główkę. Zauważyłem że Clear wstaje z naszego leża.
    - Co robisz siostrzyczko?
    - Idę szukać mamusi... Chyba poszła z tatą.
    - Może pójdziesz do innego wilka? - Zapytałem
    - Dobrze. - Powiedziała i ruszyła zaspanym krokiem. Znów zasnąłem. Nagle coś mnie trąciło w bok.
    - Liz. Już jesteśmy. - Mama położyła się obok.
   Rano wybiegłem z jaskini. Taty dalej nie było. Siedziałem z Cle i czekaliśmy na niego. Nagle z jaskini wyszła mamusia z jakąś waderą.
    - Katrina! - Zawołała Cle i pobiegła przytulić ją.
    - Dzieciaki to jest Katrina. Będzie waszą opiekunką. Możecie ją nazywać Kat. - Powiedziała mama i poszła z innymi wilkami polować na jedzenie. Katrina uczyła nas mnóstwa rzeczy. Bardzo ją polubiłem.
Zrobiłem się zmęczony więc pobiegłem do leżącej Kat i położyłem się w jej łapach. Była trochę zdziwiona.
<Katrino?>

Od Katriny

   Pierwsze spotkanie...
   Gdy szłam spać nie mogłam uwierzyć, że Sombra ma szczeniaki. Zrobiło mi się nadzwyczaj smutno. Zasnęłam ale coś trąciło mnie w łapę.
    - W-witaj... Jestem Cleare, a ty jak się nazywasz? - ujrzałam wtedy małą waderkę która przypominała mi... Mnie.
    - Jestem Katrina. Miło mi.
    - Nie mogę zasnąć. Taty nie ma, z mamą gdzieś wyszedł.
    - Chodź tutaj. Połóż się.
    - Ale obudzisz mnie kiedy mama przyjdzie. Prawda?
    - Oczywiście, że tak.
   Waderka bardzo szybko zasnęła. Zapomniałam o wszystkich moich zmartwieniach. Po pewnym czasie przyszła Sombra.
    - Więc Cleare jest z tobą.
    - Tak. Śpi jak zabita, że tak powiem.
    - Muszę już ją zabrać.
    - Dobrze.Przecież jest twoim szczeniakiem.
   Trąciłam waderkę nosem, po czym się obudziła.
<Sombra?Chyba, że wolisz aby Cleare dokończyła>

Od Kimm'iego CD Sombry

    - No to... Szczeniak może zostać następcą? Bo chyba on będzie moim! - Zawyłem wesoły.
    - Pewnie. Jeśli chcesz to niech będzie następcą.
    - Może trzeba poinformować o tym resztę? O narodzinach i następcy. - Uśmiechnąłem się. Sombra kiwnęła głową. Spojrzałem na szczeniaki. Byłem zadowolony, wreszcie miałem rodzinę. Prawdziwą rodzinę.    Zagwizdałem. Ni stąd ni zowąd wyleciała Snow. Podałem jej zadanie by każdy przyszedł na łąkę. Spojrzałem na Sombrę a ta tylko uśmiechnęła się do mnie. Po chwili wszyscy byli na miejscu. Zaczeły się szepty i podniecone głosy.
    - Uwaga Wszyscy! - Zawyłem. Wilki ucichły. - Ogłaszam, iż narodziły się dwa szczeniaki! Oto Clear (tu wskazałem na waderkę) i Lizzie ( a tu na basiorka). Oraz, ogłaszam iż Lizzie zostaje moim następcą! Gdy mnie zabraknie, on mnie zastąpi. Koniec ogłoszeń! - Uśmiechnąłem się.

 Parę godzin później

  Bawiłem się ze szczeniakami. Jednak Cle coś ciągle oglądała. Zaś Liz ciągle podlatywał wysoko w górę a ja musiałem go ganiać. Nagle z jaskini wyszła Sombra.
   - Dzieciaki pora chyba spać. Robi się wieczór.
   - Niee mamo... - Mruczał Liz.
   - Spać! Szybko! - Zaśmiała się, złapała szczeniaki i wrzuciła na grzbiet. Ja zaś pobiegłem za jaskinie i czekałem.

 W nocy

   Smok przybiegł i położył przed moimi łapami. Już miałem na niego wskoczyć gdy usłyszałem głos.
    - Kto się wybiera po nocy na przejażdżki? - Mruknęła i śmiejąc się podeszła do mnie. Pocałowała mnie w czoło. - Tylko na siebie uważaj.
   Odwzajemniłem pocałunek i wdrapałem się na Wintera. Trzasnąłem plączami i smok wybił się w powietrze. Wszystko było dobrze dopóki smok gwałtownie wylądował. Ujrzałem cień wilka.
    - O nie... - Mruknąłem. Wilk powoli się zbliżył. Już miałem zeskoczyć i uciekać gdy ten wkroczył na światło. Przełknąłem ślinę. To tylko Shay.
    - Ej co tu robisz o tak późnej porze? - Zapytałem.
<Shayning?>

Od Sombry CD Kimm'iego

   Był zmieszany. Szczerze mówiąc wyglądał komicznie z tą miną "Co? Ja?". Jakimś cudem udało mi się wstrzymać śmiech, kiedy odpowiedział:
    - No... - wtedy na bark wleciała mu sowa. - No, bo Snow chciała się pobawić, a jej nie mogłem odmówić...
   Uśmiechnęłam się pod nosem. Czego to faceci nie wymyślą... Zignorowałam go. Właśnie na mojej głowie pojawił się dużo większy problem...
   Poczułam, że rodzę. Poinformowałam o tym Kimm'iego, a on zrobił raban na pół watahy. Zabrał mnie w ciche miejsce i czekał...
~
   Narodziły się dwa wilczki - basior i wadera. Samczyk był - krótko mówiąc - zielony, a samiczka szara. Jednak w tej małej było coś wyjątkowego... W jej oczach błyszczała mądrość, pomimo tak krótkiego czasu spędzonego na świecie. Wpatrywałam się w nią jak urzeczona.
   Co innego Kimm. On robił maślane oczy do syna. Przytuliliśmy się całą czwórką. Po chwili doszła do nas Charlie. Po dłuższym tuleniu, podniosła głowę i spytała:
    - Jak się będą nazywać?
    - Clear.
    - Lizzie.
   Można się było domyśleć, że mówimy o innych wilkach, bo patrzyliśmy w dwie rózne strony, na dwa różne szczeniaki. Charlie zaśmiała się.
    - No to... - zaczął nowy ojciec.
<Kimm?>

Od Strangera CD Amicitii

   Poczułem lekkie kłucie przy prawym boku . Otworzyłem oczy i spojrzałem na mój tył .Leżała tam piękna czarno-biała wilczyca .Otwarła oczy i popatrzyła na mnie . Momentalnie odskoczyła i mruknęła:
    - Jak się czujesz?
   Zamrugałem.
    - Kim jesteś? - zapytałem ze zdziwieniem.
    - Mam na imię Amicitia - Była dość wytrącona z równowagi przez moje pytanie. - Przecież wiesz.
   Wstałem z ogrzanego przeze mnie siana. Nie pamiętałem. Ale czułem się duuużo lepiej.
   Amicitia mruknęła:
    - Pewnie masz zaniki pamięci, przez ten wypadek...
    - Jak się tu znalazłem? - zapytałem.Wilczyca zamrugała oczami i odpowiedziała na moje pytanie
    - Nasza przywódczyni cię znalazła . Jestem uzdrowicielką, opiekuje się tobą aż wyzdrowiejesz.- Już nic ją nie pytałem w końcu mruknęła coś pod nosem :
    - Myślę, że spacer dobrze ci zrobi. Idziesz się przejść? - zapytała
    - Oczywiście! - rzekłem i ruszyliśmy w stronę lasu . Nie nadążałem za Amicitią biegłem za nią 3 metry
   Znienacka wyskoczył wielki potężny potwór. Amy padła na ziemie przestraszona. Ja przyspieszyłem bieg, skacząc na stwora wbiłem pazury w jego ciało . Zwierzyna padła nieżywa . Pomogłem przestraszonej wilczycy wstać i poszliśmy do naszej watahy. Trochę pojękiwała z bólu ale już gdy byliśmy odzyskała siły.
    - Chyba zbytnio zbliżyliśmy się do Mrocznego Lasu. - stwierdziła po czym dodała zarumieniona: - Dziękuje ci za ocalenie.
   Uśmiechnąłem się. O dziwo czułem się o wiele lepiej gdyby nie te zaniki pamięci.
    - Zaraz.. Jak ty masz na imię? - zapytałem.
    - Amicitia - zachichotała.
<Amcitia?>

Od Chris CD Sombry

   Siedziałam w małym, ciemnym pokoju. Choć w sumie, to nie wiedziałam, czy był mały. Gdziekolwiek bym nie poszła, nie mogłam dostrzec ścian czy sufitu. Wszędzie tylko nieskończona ciemność i dziwny niepokój.
Nagle ktoś rozdarł krawędź pokoju jak materiał, a przez szparę wlało się niesamowicie jasne światło. Oprócz tego, ze szpary wydobywały się ogłuszające piski, które szydziły i wyzywały. Niektóre wręcz opływały optymizmem, krzyczały "choć do nas, zacznij żyć!". To nie było przyjemne.
   Oślepiona i niemal ogłuszona skuliłam się na ziemi. Postanowiłam przeczekać tę gwałtowną burzę doznań.
   Leżałam i czekałam, lecz piski nie miały zamiaru cichnąć.
   Zaczęłam się do nich przyzwyczajać.

~

   To było dziwne. Czerwona wadera nagle zaczęła ze mną normalnie rozmawiać, jakby znała mnie od zawsze. Ja jednak zupełnie jej nie kojarzyłam. Nie ufałam jej.
   Powiedziała mi, że da mi schronienie. Lepszy rydz niż nic - wolę spać w ciepłej norze niż pod gołym niebem. Prowadziła mnie przez las, w którym próbowałam upolować zająca. Mój brzuch ponownie zaburczał.
   Niedługo wyszłyśmy z puszczy i znalazłyśmy się na zielonej polanie. Słońce świeciło bardzo mocno, przypiekając moją skórę.
    - To są tereny mojej watahy - odezwała się skrzydlata wilczyca - Chcesz do nas dołączyć?
   Dziwne uczucie uderzyło w moje serce i przeszyło je jak zimny sopel. Nieco oniemiała niemal niezauważalnie kiwnęłam głową.
    - Świetnie! Jestem Sombra - uśmiechnęła się do mnie.
   Chyba trzeba się było przedstawić.
    - Chris... - zawahałam się - Chyba...
    - W porządku, oprowadzę cię. Na pewno spotkamy po drodze innych członków, jestem pewna, że ciepło cię przywitają.
   Potem było jeszcze dziwniej. Szłyśmy przez różne tereny i spotykałyśmy wilki. One cieszyły się i uśmiechały, tryskały radością oraz pozytywną energią. Coś w mojej głowie mówiło: "Nie ufaj im. Nie wiesz nawet, kim sama jesteś. Skąd masz wiedzieć cokolwiek o nich?"
   Nie uśmiechałam się. Serce biło mi jak młot, a krew buzowała w żyłach. Niech to się już skończy! Chcę tylko spokoju...
   W końcu Sombra odprowadziła mnie do lekko wilgotnej jaskini, nieco chłodniejszej niż powietrze na zewnątrz. Opowiedziała, że tutaj sypiają wszystkie wilki. Po chwili wyszła, zostawiając mnie samej sobie.
I znów zostałam sama, w ciszy i spokoju.

Narodziły się szczenięta!


















Powitajmy na świecie nową parę szczeniąt - Lizzie'go i Clear! Szczęśliwą matką została Sombra!

poniedziałek, 24 marca 2014

Od Lionela CD Sombry

  Sombra powiedziała, że mam wybrać sobie smoka. Ale ja nie chciałem. Podszedłem do jednego z nich, równie zniechęconego jak ja.
    - Co ty sobie wyobrażasz?! Jak mogłeś?! - ryknął rozwścieczony.
    - To nie moja wina! A ty to niby co? Myślisz, że jesteś święty? No to masz problem! - odwrzasnąłem.
   Wszyscy patrzyli się na nas jak na idiotów. Ale my robiliśmy coś dziwnego. Sam nie wiem co.
    - Dobra, koleś, przesadziłeś! Od teraz będziesz latał ze mną!
    - Nie, bo ja z tobą! Ja jestem ważniejszy!
   Podbiegłem do niego i wskoczyłem mu na grzbiet. I wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Smok zamienił się z ogniowego w cienia. Jego charakter radykalnie się zmienił. Warknął na mnie ostrzegawczo i złowieszczo, a ja trochę się przestraszyłem. Rozłożył potężne skrzydła i wzleciał. Nie słyszałem więc rozmowy, która toczyła się na dole.
    -To Kharankhui, największy z nas. Matka pochodziła z Mongolii, a ojciec z Rumunii. Lubi jak mówią na niego Flaharan. - powiedziała Rea.
    - Aha. -odpowiedziała Sombra. Nagle doszedł ich straszliwy ryk ze strony Flaharana.
    - Milczeć, głupie! Nie godziłem się na takie rzeczy! Więc biorę zacnego wilka i odlatuję, gdzie oczy wilcze mnie nie ujrzą!
   I odleciał.

Od Muzyka

   Słuchając muzykę na Mp3 wyruszyłem na spacer. Nagle zobaczyłem smoka. Już miałem go zaatakować gdy przemówił.
    - Spokojnie. Nie walczyłem z wilkami i nie miałem zamiaru.
    - Serio? - Wciąż mu nie dowierzałem.
    - Tak. Jestem Warrior.
    - Muzyk, miło mi. Mam watahę w której jest gromada smoków jako towarzyszy. Dołączysz?
    - Pod jednym warunkiem. Będę twoim towarzyszem. - Powiedział smok wstając. Przemyślałem to.
    - Dobrze. - Uśmiechnąłem się. Wskoczyłem na smoka. Wylądowaliśmy na łące. Była tam też Lili, smok
   Lionela i jakaś smoczyca. Warr przyglądał się jej z zainteresowaniem. Nagle oszalał. Spojrzałem w tamtą stronę. Smoczyca przytuliła Flaharana. Smok zaczął biec w ich stronę zatrzymałem go i skierowałem do jamy. Gdy już prawie wbiegł zeskoczyłem z niego. Zrobiłem siatkę z pięciolinii. Dziwiło mnie to.

Od Sombry CD Chris

   Zbliżyłam się do białej wilczycy. Pierwszym co mi się rzuciło w oczy był brak jednego skrzydła. Pokręciłam głową. Kolejna pokrzywdzona przez okrutny los. Zbliżyłam się do niej powoli.
    - Hej... Nic ci nie jest? - spytałam.
    - Nie. - powiedziała patrząc na mnie twardo. - Nie spytasz mnie nawet jak mam na imię?
    - W niczym nie jest mi to potrzebne... - zaśmiałam się. - Powiesz mi to kiedy zechcesz.
   Wadera w milczeniu pokiwała głową. Wstała, odwróciła się i poszła dalej.
    - Czekaj! - zawołałam za nią. - Masz gdzie spać?!
   Martwiło mnie to, ponieważ robiło się późno. Jednak ona nie wyglądała jakby nie interesowało ją to. Dogoniłam wilczycę truchtem. Odwróciła łeb w moją stronę.
    - Nie mam. - powiedziała.
    - I nie przejmujesz się tym?
    - I tak nie znalazłabym schronienia... - pokręciła głową. - Czemu się mną tak przejmujesz?
   Wtedy zrozumiałam. Ona nie rozumiała życia. Kiedy byłam młodsza, miałam podobne odczucia. Jednak odmieniła mnie ta wataha. To tutaj znalazłam przyjaciół i rodzinę. Gdy patrzyłam na waderę, widziałam w niej dwie osoby: siebie i Anabelles. Miałam nadzieję, że znajdzie sobie tutaj dom, tak jak ja.
    - Warto przejmować się każdym życiem. - skinęłam. - Chodź, zatrzymasz się u nas.
   Postawiłam sobie też cel. Nauczę ją, co to życie...
<Chris?>

Od Lili

   Byłam na spacerze w górach. Zapuściłam się chyba poza granice naszej watahy, a na pewno byłam bardzo daleko od reszty. Nagle poczułam się dziwnie nieswojo. To było takie uczucie jakby ktoś mnie obserwował, ale w pobliżu nie było żadnego wilka poza mną.
   Weszłam na nieosłoniętą drzewami polanę na szczycie najwyższej góry, ale od razu skuliłam się za krzakiem. Na łące leżała wielka biała smoczyca. Nagle utkwiła wzrok we mnie. Nie podnosiła się. Przeszył mnie zimny dreszcz. Strasznie się bałam, ale podeszłam do niej i usiadłam w bezpiecznej odległości. Smoczyca patrzyła na mnie spokojnie.
    - W-w-witaj-przełamałam się, ale nadal czułam strach.
    - Dzień dobry wilczyco-powiedziała także z nutą lęku w głosie smoczyca.
    - Co tu robisz-spytałam z zaciekawieniem.
    - Gdy trwała wojna przyleciałam tu z innymi smokami, ale nie lubię walki więc siedziałam tu cały czas z moimi jajami.Niestety straciłam poczucie czasu.Wojna się skończyła. Cała moja rodzina zginęła. Nikt nie przyszedł tu do mnie by mi o tym powiedzieć. Teraz muszę opiekować się moimi jajami. Niedługo wyklują się młode.
    - Smoki, które przeżyły wojnę są teraz na terenie naszej watahy i są naszymi towarzyszami. Możesz ze mną pójść. Inne smoki są bardzo towarzyskie i na pewno cię polubią.
    - Ale co będzie z moimi jajami?-spytała zasmucona.
    - Smoki mają własną jaskinię z trawiastymi dywanami i słoneczną łąkę. Będziesz mogła spokojnie się nimi zająć.
    - Dobrze. Nie przedstawiłam się -zaśmiała się.- Nazywam się Cazador. Siądź mi na grzbiecie i pilnuj by moje jaja nie spadły.
    - Jestem Lili- powiedziałam wspinając się na nią.
   Usadowiłam się na grzbiecie Cazador i wykonałam to co mi poleciła. Po chwili smoczyca wzniosła się w górę i poszybowała nad czubkami gór.Po jakimś kwadransie loty wylądowałyśmy na Smoczej Łące.
   Był tam tylko Falahar. Zsiadłam z grzbietu mojej towarzyszki i podprowadziłam ją w stronę drugiego smoka stojącego przy wejściu do jaskini. Cazador usiadła na trawie, położyła jaja obok siebie i okryła je skrzydłami.
    - Witaj jestem Falaharan - przedstawił się kłaniając się lekko smoczycy.
    - Cześć jestem Cazador- zarumieniła się i spojrzała na niego.
   Smok położył się obok w bezpiecznej odległości by jej nie sparzyć. Cazador przysunęła się do niego i przytuliła go. nie oparzyła się. Flahar był trochę zakłopotany.
<Lionel?Ktoś?>

Od Shyninga CD Sombry

   Nie za bardzo rozumiałem słowa Reii. Rozejrzałem się niepewnie po pyskach smoków moich dawnych wrogów. Nie byłem pewny co do goszczenia tych gadzin. Nagle poczułem coś na ramieniu. Fioletowo-złota smoczyca trąciła mnie pyskiem. Obróciłem się ku niej i spojrzałem nieufnie.
    - Jak się nazywa? - zapytałem się Reii. Wiem, że mogłem się o to zapytać tej fioletowej ale na razie nie mam do niej przekonania.
    - Shantera - odparła smoczyca. - Ma 3,5 roku.
   Spojrzałem na nią.
    - Jest jeszcze smoczątkiem?
    - Nie. Jest trochę starsza od ciebie. Po prostu nie dożyje do 100 jak inne smoki.Poświęciła swoją nieśmiertelność ... - zamilkła. Nie chciała wyjawić dla czego. Zrobiło mi się żal Shantery.
    - No co tam, ślicznotko? Zostaniemy przyjaciółmi? - milcząca dotąd smoczyca uśmiechnęła się lekko.
    - Dziękuje.
    - Za co?
    - Jeszcze nigdy nie miałam przyjaciół.
<Ktoś?>

Od Amicitii CD Strangera

   Podeszłam do brązowego wilka. Wyglądał na zmęczonego i smutnego. Chyba stracił przytomność. Trzeba go przenieść pod ścianę, pomyślałam. Zawołałam Kimm'iego i Shaninga, aby pomogli mi go przenieść. Gdy trochę go unieśli wilk jęknął. Gestem wskazałam im, aby położyli rannego z powrotem na chłodnej skale jaskini. Miał zniekształcenie w okolicy środka kręgosłupa. Przyjrzałam się temu i zaklęłam. Odeszłam na chwilę. Powiedziałam Sombrze, że wilk, którego imienia jeszcze nie znałam, jest poważnie ranny i trzeba mu leków. Skinęła łbem i powiedziała, abym robiła co należy. Wyszłam więc z jaskini na poszukiwanie ziół. Szłam po nie przez dłuższą chwilę, bo są bardzo rzadkie i rosną tylko w jednym miejscu. U mojej poprzedniej mistrzyni.
   Musiałam więc wejść na teren poprzedniej watahy, która już nie istniała. Znalazłam tylko ciała. Ciała moich przyjaciół i przyjaciółek, z którymi się wychowałam. Starałam się nie patrzeć, ale musiałam. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam jak najszybciej dostać się do domku mistrzyni. Był to normalny dom, bo moja mentorka przez wiele lat mieszkała z ludźmi. Stał tam nadal, chroniony zaklęciami. Nagle zatrzymałam się. Właściwie dlaczego ja to robię? Nic mnie przecie nie łączy z tym przybłędą. Ale zaraz skarciłam się w duchu za takie myśli. Muszę pomagać każdemu. Od tego jestem.
   Zerwałam potrzebne zioła i na chwilę pogrążyłam się we wspomnieniach. Po dłużącej się minucie otrząsnęłam się i wróciłam.
   W jaskini nie było nikogo oprócz Sombry, która pilnowała wilka pogrążonego w głębokim śnie.
    - Na chwilę się obudził gdy cię nie było. - powiedziała - Nazywa się Stranger.
    - Dobrze. A teraz muszę się nim zająć, więc możesz iść.
   Wstała, przeciągnęła się i wyszła. Podeszłam do wilka i roztarłam zioła w małym naczyniu. Wtarłam mu w skórę. Jęknął boleśnie. Najwyraźniej się obudził.
    - Cześć. Jak się masz? - powiedziałam odwracając łeb tak, aby spojrzeć mu w oczy. Przez chwilę nie odpowiadał.
    - Lepiej. Dużo lepiej. - odrzekł słabym głosem. Próbował wstać, ale powstrzymałam go lekkim ruchem łapy. Pogłaskałam go po głowie.
    - Jeszcze nie, masz za mało siły. Lek dopiero zaczyna działać.
   Popatrzył się jakoś tak dziwnie na mnie. Poczułam dziwną chęć przytulenia rannego, ale wiedziałam, że to by mun tylko zaszkodziło. Położyłam się obok niego i wtuliłam mu łeb w brzuch. Objął mnie i nie wiem , co zrobił potem, bo spałam.

Nowa wadera!


Oto nowy członek watahy - Kasumi! Serdecznie witamy!

niedziela, 23 marca 2014

Od Chris

   Nie wiedziałam, kim byłam ani po co istniałam. Nie wiedziałam, jaki miałam cel w życiu ani do czego zmierzałam. Czym właściwie było życie? Na czym opierało się stwierdzenie, że ktoś jest żywy lub martwy? Co definiowało istoty rozumne od tych mniej wartościowych?
   Nie znałam odpowiedzi na te pytania. Do niedawna chciałam je poznać. Czasem chodziłam i pytałam poznane wilki, lecz one nie potrafiły mi odpowiedzieć. Stwierdziłam więc jedno: jestem niczym. Wiedziałam tylko tyle, że mam jakieś imię i że istnieję już pewien określony czas. Oprócz tego nie wiedziałam nic. Lecz to nie oznaczało, że byłam głupia, o nie! Całe półtora roku podróży spędziłam na samotnym rozmyślaniu, przy którym doszłam do wielu wniosków.
   Lecz nie do takich, które mogłyby zaspokoić moją ciekawość.
   Nie cierpiałam na depresję. Nie chciałam się zabić i nie chciała cierpieć. Było mi obojętne, czy umrę zamarzając na śmierć, czy będę żyła w przyjemnym cieple, czy umrę z gorąca, czy przystosuje się do warunków w mroźnych górach. Naprawdę nic mnie to nie obchodziło. Nie wiedziałam, dlaczego. Nikt mi nie wytłumaczył, po co ma żyć. Nie miałam nikogo, o kogo musiałabym dbać. Wszystko zależało ode mnie i równie dobrze mogłabym jeszcze dziś opuścić ten świat.
   Ale tego nie robiłam.
   Czekałam na kogoś, kto pokaże mi te światełko w ciemnym pokoju. Kogoś, kto nie będzie mnie atakował ze słowami "przestań się mazgaić i zacznij normalnie żyć". Czekałam na kogoś, kto mnie zrozumie, zaakceptuje i wytłumaczy wszystko po kolei, jakby to była najnormalniejsza w świecie rzecz. Czekałam na kogoś, nie będąc tego świadoma.
   Czekała na kogoś, ale ten ktoś nie przychodził.

~

   Moje wątłe łapy napięły się, a sama przyczaiłam się w krzakach. Już trzeci raz tego dnia próbowałam upolować maleńkiego zająca. Od tygodnia nie miałam nic w pysku, więc byłam solidnie osłabiona. Starałam się jednak coś upolować, bo ucisk w żołądku był nie do zniesienia.
   Skoczyłam i już, już wydawało się, że miała zająca w zębach, lecz ten momentalnie uskoczył i pokicał w swoją stronę. Zawiedziona, usiadłam z impetem na ziemię, a przed moimi oczami zamajaczyło się kilka czarnych plam.
   Jedna z plam miała czerwonawą barwę i dwie czarne kropki po bokach. Po chwili uświadomiłam sobie, że nie widzę plamy, a unoszącego się w powietrzu... wilka.
   Nagle bardzo zatęskniłam za lataniem, którego już nie mogła uskuteczniać. Skrzydło stracone w wyniku bolesnego upadku z klifu nie miało zamiaru odrosnąć.
   Czekałam cierpliwie, aż wilk zleci na ziemię. Plama powiększała się i po chwili było widać kontury zwierzęcia.
   Bardzo ładna wadera, pomyślałam.
<Sombro?>

Od Kimm'iego CD

   Smok pikował gdy nagle zatrzymał go inny. Był on Thalii.
    - Mały uważaj gdzie lecisz. - Zawarczał. Time skulił się w powietrzu. Po chwili wylądowaliśmy z Thalią i Tajffunem na Smoczej łące. Zeskoczyłem z Wintera. Ku memu zdziwieniu obrócił się na plecy łasząc się by go podrapać po brzuchu. Tak więc uczyniłem.
    - Tajffun? - Zwróciłem się do smoka.
   - Tak? Co chcesz?
   - Dziękuje za zatrzymanie Tima. Gdybyś tego nie zrobił dawno by było po mnie.
   - Nie ma za co. - Powiedział smok i ruszył w kierunku jamy. Winter liznął mnie wielkim językiem (przewróciłem się) i zrobił to samo co Tajffun. Cieszyłem się z nowych towarzyszy. Gdy byłem przed jaskinią zawołałem:
    - Snow! - W odpowiedzi z korony dużego drzewa przyleciała sowa, której kiedyś uratowałem życie. - Hej malutka. Proszę. - Podałem jej mysz. Gdy ją zjadła pogładziłem ją po łebku.
    - Zrobisz coś dla mnie? Mianowicie, jak zapadnie noc wyleć z dziupli na teren Smoczej łąki. Zbudź Wintera, tego białego, i przyprowadź pod jaskinie. - sowa skinęła głową i wleciała z powrotem na drzewo. Podreptałem do łąki. Przeskoczyłem płotek i wbiegłem do jamy. Była piękna. Ziemia była w niektórych miejscach z żywą naturą i trawą, gdzie indziej był to tylko kamień. Była tam też rzeka. Turkusowo - błękitna.
    - Winter Time! - Zawołałem. Smok przybiegł do mnie. Rzuciłem mu kawał mięsa. - Słuchaj, w nocy przyleci tu sowa, idź za nią. Potem spróbuje cię nauczyć paru sztuczek.
   Wybiegłem z jaskini. Gdy biegłem w stronę płotka wpadłem na kogoś. Sombra.
    - A teraz gęsto się tłumacz, co tam robiłeś?
    - Ja ten, no......
<Sombra?>

Od Thalii CD Sombry

   Wszyscy podchodzili do smoków. Nie wiedziałam którego smoka wybrać. Wszystkie wyglądały na zniechęcone do współpracy z wilkami. Zamknęłam oczy i położyłam łapę na pierwszym smoku. Wzdrygnęłam się bo przeszedł mnie dreszcz energii. Miał szorstki pysk. Otworzyłam oczy. Był piękny. Miał czarne łuski i świecące niebieskim blaskiem oczy.
   Uśmiechnęłam się do niego.
    - C-Cześć.. Smoku..
    - Nazywaj mnie po imieniu - powiedział. - Jestem Tajffun.
   Pogłaskałam go po łuskach po czym wskoczyłam na jego szeroki, ale wygodny grzbiet.
   Bez rozpędzenia wzbił się w powietrze. Robił pełno salt i fikołków. Omal nie spadłam.
    - Hej! Chyba nie chcesz mnie zrzucić! - zachichotałam.
    - Nie, to tylko moja rozgrzewka - poszybował w górę i w dół.
    - Ile masz lat? - spytałam rozgrzanego Tajffuna.
   Zwolnił.
    - Wiesz... Jestem nieśmiertelny, za to młody.
<Ktoś?>

Od Kimm'iego CD Sombry

   Spojrzałem na smoki. Moją uwagę zwrócił młody smok lodowy. Podreptałem do niego i wystawiłem łapę.    Przysunął do niej swój pysk.
    - Kto to? - Zapytałem Reii.
    - To Winter Time, ale woli Winter lub Time, jest najmłodszy, nie wyćwiczony i nie umie jeszcze mówić.
   Spojrzałem na smoka. Przypomniał mnie.
    - A ile ma lat?
    - Cztery. - Byłem zdziwiony. Smok w moim wieku. Pobiegłem do jego boku.
    - Biorę go. Jest idealny. - Smoczyca skinęła łbem w stronę Wintera, a ten tylko zaryczał. Inne wilki rozbiegały się i wybierały swoje smoki. Zrobiłem mocne pnącza (żeby ich smok nie przegryzł), wsadziłem mu w pysk i zrobiłem wodzę. Wskoczyłem na jego grzbiet. Smok nic z tego nie robił. Trzeba go było nauczyć.
    - Przepraszam?
    - Tak? - Zapytała samica.
    - On jest lodowy prawda?
    -Tak. - Powiedziała. Uśmiechnąłem się. Ruszyłem. Po prostu. Trzasnąłem pnączem koło ucha smoka a ten wzbił się w powietrze. Wszystko było dobrze dopóki Winter nie zapikował.
<C.D.N>

Od Sombry CD Kimmiego i do całej gromadki

   Postawiłam łapę na kępce trawy. Zmieniła kolor na czarny i wyschła. Spojrzałam na Kimm'iego, a on na mnie. Skinęłam głową. Czułam delikatny wiatr w futrze...
    - Tak jest dobrze...
   Dalej "zwiedzaliśmy" łąkę. Wiatr zaczął się nasilać. Po jakimś czasie zaczął mnie ogłuszać. Cała wataha zbiegła się zaniepokojona.
   W oddali zaczęła migotać kolorowa chmura. Przyjrzałam się jej.
   To były smoki. Zaczęłam kręcić głową. Myślałam, że wojna była skończona! To nie miało tak być! Jeszcze raz odetchnęłam. Rozstawiłam szerzej łapy.
   Gdy smoki wylądowały zbliżyłam się. Było ich wiele, jednak wyróżniało się pięć. Jeden był niebieski, drugi biały, trzeci ognisty, czwarty szkarłatny, a piąty był... nie dało się określić tego koloru. Zawarczałam. Ostatni smok wystąpił naprzód.
    - Spokojnie. Nie zamierzamy was skrzywdzić. Właściwie to mamy pewną propozycję...
   Spojrzałam na smoczycę podejrzliwie. Coś nie wierzyłam w jej dobre zamiary...
    - A, gdzie moje maniery! - wykrzyknęła. - Nazywam się Rea, a to są moi podopieczni.
    - Co to za propozycja? - spytałam.
    - Nie mamy domu. Chcielibyśmy otrzymać tu schronienie w zamian za ochronę.
    - A skąd miałabym mieć pewność, że nas nie zdradzicie? - dociekałam.
    - Widzisz tą grupę za mną? - spytała. Pokiwałam głową. - Tych czworo i ja będziemy waszymi towarzyszami. Tylko musisz wybrać wilki, którym będziemy służyć.
   W tej kwestii nie miałam wątpliwości. Wskazałam kolejno: Thalię, Kimm'iego, Lionela i Shyninga. Sama stanęłam z tyłu.
     - Ja będę służyć tobie. - powiedziała Rea, patrząc w moją stronę.
     - Dziękuję... - skłoniłam się. Szanowałam tą smoczycę. - A wy wybierzcie sobie smoki... Bo mogą wybrać, tak?
   Rea skinęła łbem.
<Wszyscy, którzy dostali smoki niech dokończą.>

Od Strangera

   Przez nieskończoną ciemność zaczęło przedzierać się światło. Oślepiło mnie rozpruwając mrok. Nagle w moją głowę uderzyło miliard myśli. Kim jestem? Gdzie jestem? Co się dzieje!? Światło zaczęło formować różne kształty. Drzewa, lasy ,niebo, wilki... Wilki!? Na de mną nachylała się czerwona wilczyca. Potrząsała mną energiczne. Krzyczała coś lecz ja nie mogłem wyniknąć co. Po chwili wizja zaczęła się rozmazywać.
Znajdowałem się w jaskini. Szarpnąłbym się gwałtowne, gdyby nie przeszywający ból w okolicach kręgosłupa. Piekły mnie żebra, pulsowało w głowie. Nagle do jaskini weszło parę wilków: Granatowa wilczyca o skrzydłach z pawimi piórami, biały basior oraz czarno biała wilczyca. Wybałuszyłem oczy. Nie obchodziło mnie, że wyglądała prawie jak inne wilki. Była przepiękna.
   Zmienili mi bandaż z liści i podali obleśne lekarstwo, sam nie wiem z czego. Do jaskini wszedł kolejny wilk. Była to wadera, ta sama która znalazła mnie w lesie. Zaraz, zaraz. Próbowałem znaleźć coś w pamięci. A więc tak: Wędrowałem po tym lesie. Napotkałem tą watahę już nie raz. Myślałem nad jej dołączeniem, ale potem... Coś się stało.
   Spojrzałem na czerwoną waderę.Uśmiechnęła się przyjaźnie.
    - Chciałbyś dołączyć do naszej watahy? - zapytała. Namyśliłem się.
    - Jasne.. - odparłem z wahaniem, ale to był dla mnie już za duży wysiłek.
   Straciłem po raz kolejny przytomność.
<Sombra? Amicitia? Ktokolwiek? >

Promocja!

   Postanowiłam urządzić promocję. Od dziś do 26. 03. 2014 r, będzie można wybrać dla JEDNEGO ze swoich wilków jedną rzecz ze sklepu lub towarzysza bez wydawania Srebrnych Gwiazd.
   Zapraszam do korzystania,
   Wasza alfa - Sombra.

   Wasz wybór proszę wysłać do gracza Licia19 na howrse.

Od Kimm'iego CD Sombry

   Wybiłem Smoki przed jaskinią. Nagle zobaczyłem Lionela.
    - Gdzie biegniesz?! - Zawołałem ale nie słyszał. Pobiegłem na przód. Smoki nie dawał za wygraną.
   Walczyliśmy tak, aż pewien duch kobiety przyleciał by nam pomóc.
   "Żona barona" - Pomyślałem. Wybijała smoki uderzając je celnie w serce.
   Moja "bańka" była słabsza więc ją wyłączyłem. Widać mam nową moc. Usiadłem, a obok Sombra. Nagle przybiegł Lionel. Kobieta podeszła do nas . Okazało się, że baron nie będzie już chyba nam groził. Zostaliśmy tylko my. Ja i alfa. Zabrała mnie na sam środek łąki. Była zniszczona. Mamrotałem jakieś zaklęcia i pojawiła się otoczka.
    - To aby nikt nie zapomniał co tu się działo... - Powiedziałem z uśmiechem. Wpatrywała się we mnie.
    - A-ale ja nie chcę, aby nasze szczeniaki wychowywały się w takim miejscu.
    - Dadzą radę, każdy powinien wiedzieć o naszym zwycięstwie. Chwila szczeniaki?! - Spojrzałem gwałtownie na waderę.
    - No tak, zapomniałam ci powiedzieć.- Powiedziała zarumieniona. - Jestem w ciąży...
   Złapałem ją i podrzuciłem. Taki byłem szczęśliwy! Uśmiechnąłem się do alfy.
    - Widać, że Charlie będzie mieć rodzeństwo. - Zaśmiałem się. Sombra była także wesoła.
    -Więc chcesz żeby to miejsce było zielone i piękne tak?
    - No, tak...
    - To patrz! - Zawołałem i rzuciłem jedno zaklęcie na otoczkę. Wszystko było idealne, co do liścia. Ale gdy przeszedłem przez otoczkę z waderą, znów stało się brudne i zniszczone.
    - Co o tym myślisz? Trochę mojego, trochę twojego.
<Sombra?>

sobota, 22 marca 2014

Nowa wadera!


Oto nowa członkini watahy - Chris! Serdecznie witamy!

Od Sombry

   Odetchnęłam z ulgą. Na szczęście wygraliśmy wojnę ze smokami. Zanim żona barona odeszła, serdecznie jej podziękowałam za pomoc. Gdy ruszyła w swoją stronę, odwróciłam się w stronę reszty wilków.
    - Wojna została ostatecznie zakończona! Nie ma się czym martwić!
   Kimm podszedł do mnie i stanął obok. Cieszyłam się z jego wsparcia, jednak zależało mi na każdym. Kazałam wszystkim się rozejść.
    Kiedy ja i basior zostaliśmy sami, poszłam na środek łąki. Cała była w zgliszczach. Smoki wyrządziły bardzo dużo szkód. Zamiast zieleni otaczała nas czerń i brudna szarość. Westchnęłam głęboko. Przynajmniej tylko ta część naszych terenów była zniszczona...
    Nagle Kimm zaczął mamrotać jakieś słowa. Całą łąkę spowiła magiczna otoczka. Nawet najmniejszy spalony liść. Kiedy skończył, spojrzałam na niego. Uśmiechnął się.
    - To, aby nikt nie zapomniał o tym, co się tu działo...
   Nadal wpatrywałam się w basiora.
    - A-ale ja nie chcę, aby nasze szczeniaki wychowywały się w takim miejscu... - szepnęłam.
    - Dadzą radę, każdy powinien wiedzieć o naszym zwycięstwie. Chwila, szczeniaki?!
    - No tak, zapomniałam ci powiedzieć. - zarumieniłam się. - Jestem w ciąży...
<Kimm?>

Od Lionela CD

   Po tym jak zniknęła pobiegłem ie sił w łapach z powrotem. Z pewnością dawno minęło ,,Niedługo wrócę". Byłem lekko rozkojarzony.
   Gdy dotarłem na miejsce pani zamku już wybiła połowę smoków. Z nieprawdopodobną prędkością i dokładnością zadawała ciosy proso w serce. Wilki stały oniemiałe i patrzyły, aż większość ruszyła, aby pomóc rannym. Zostali tylko Kimm i Sombra.
   Podszedłem do nich i przysiadłem się. Jak gdyby nigdy nic zacząłem oglądać ptaki lecące w górze. Spojrzeli na mnie zaskoczeni, a Sombra podeszłą do mnie.
    - Czy ty wiesz, co to ma być? Czy ja o czymś nie wiem?
   Opowiedziałem im więc pokrótce całą historię, a kiedy skończyłem wszystkie smoki leżały martwe.
   Niewysoka kobieta podeszła do mnie i skinęła mi głową.
    - Możesz przychodzić kiedy chcesz. Porozmawiam z mężem. Od dzisiaj jesteś przyjacielem pani na zamku Tasaroth. A teraz porozmawiam z twoją alfą. To ona, prawda? - wskazała na Sombrę. Skinąłem.
    - Ty i cała twoja wataha także jesteście moimi przyjaciółmi. A teraz żegnajcie.
   I zniknęła. To był koniec wojny ze smokami, ale nie koniec naszej watahy. My będziemy wieczni, dopóki nie wyginie ostatni z wilków.

Od Lionela.

 Zobaczyłem Feniksa, który przyszedł z rannymi. Zaczął rozmawiać z Charlie, ale przerwałem mu.
-Feniks, ja muszę...coś! Niedługo wrócę!
 Wyglądał na lekko zdziwionego, ale po chwili wrócił do rozmowy z wilczycą. Już mnie wtedy nie było.
 Miałem zamiar dobiec do pewnego miejsca. Nie było ono daleko, ani blisko. Był nim zamek Tasaroth. W podziemiach zamku znajdowały się lochy, o których nikt nic nie wiedział. Tylko ja i baron.
 Gdy dobiegłem byłem zdyszany, bo droga prowadziła pod górę. Teraz musiałem zacząć uważać, bowiem baron nienawidził wilków. A mordował je, bo to wilki zamordowały jego żonę. Jest to stara historia, o której pamiętają nieliczni.
 Pewnego dnia baron wyszedł na spacer. Typowy jesienny spacerek po łąkach wokół zamku. Aż nagle usłyszał krzyk. Przeraźliwy, mrożący krew w żyłach wrzask. Były to krzyki jego żony. Popędził więc ile sił w nogach i dobiegł ledwo, aby zdążyła wyszeptać mu dwa słowa. Zabić wilki. Narodziła się wtedy ta chora nienawiść każąca mu zabijać wilki. Azali powiadam wam, iż to wilk ją rozszarpał. Nie wiadomo, dlaczego ten wilk to zrobił, ale nigdy już stamtąd nie powrócił. Baron wybił wtedy całą jego watahę, co do łapy, a sam popełnił samobójstwo przy ciele swojej małżonki. Ona posądziła go o niedbałość i przeniosła się do lochów.
 Mniej więcej tak to wyglądało. A ja miałem zamiar poprosić panią zamku, aby pomogła nam w walce. Bowiem mimo tego, że tak powiedziała do swojego męża, to miała dobre serce. A jako człowiek uczyła się szermierki, jak i strzelania z różnego rodzaju broni.
 Zacząłem się skradać i uważać gdzie stąpam, bo baron miał doskonały słuch. Nawet jako duch.
 Podszedłem do wschodniej ściany, bo tam znajdowały się wrota do podziemi. Otworzyłem je, ale nawet nie skrzypnęły, jakby było odporne na rdzę, jak i wpływ lat. Zszedłem po schodach.
 Pani siedziała przy ścianie i lamentowała o wojnie, smokach i wilkach, ale gdy ujrzała mnie zerwała się na równe nogi.
-Ty! Wyglądasz jak on, ten, który mnie zabił. Biada ci!
 Rzuciła we mnie sztyletem, ale odskoczyłem. Stanąłem w kącie i odsłoniłem szyję.
-Nie mam złych zamiarów! Ja chcę tylko przeżyć, jest wojna ze smokami...
-Nic mnie o nie obchodzi! Ale tak właściwie, dawno nie ujrzałam światła dziennego...Zdradź mi swe imię, wilku.
-Lionel.
-Przyszedłeś w imieniu watahy, czy sam? - spytała podejrzliwie.
-Sam. Moja wataha nic nie wie.
 Podeszła do mnie i dotknęła mojej głowy. Wymamrotała pięć słów, ale żadnego z nich nie zrozumiałem.
-Teraz masz tarczę. Obroni cię przed większością obrażeń, ale nie przed stalowym ostrzem. Zwłaszcza jeżeli będą w nim też inne metale. Uważaj na siebie.
 Po czym zniknęła.
<C.D.N.>

Nowy basior!


Oto nowy członek watahy - Stranger! Serdecznie witamy!

piątek, 21 marca 2014

Od Thalii

   Miałam wrażenie że spadam. Bo spadam.Spadam... Spadam. Spadam!!
   Dopiero teraz się zorientowałam że spadam z nieba dokładniej jakiś smok porwał mnie i puścił gdy był na samej górze. Ale ja nie byłam głupia. Zawsze marudziłam, że nie widać mi skrzydeł, i że to wielka wada, ale teraz ta wada stała się cechą. Gdy utrzymałam równowagę poleciałam w górę. Smok zdziwiony podleciał do mnie ale ja byłam szybsza.Wskoczyłam na kark błękitnego smoka. Ten wił się i kręcił ale ja jak zawsze lepsza. W końcu poddał się i dał się ujeździć  Mam przewagę. Smok nagle stał się bardziej gorący i jego łuski pokrył ogień.
    - No dawaj mały! - poleciłam mu i przeleciałam nad głową smoka zabijając go wielkim nożem (żywioł sprawiedliwej walki)
<Ktoś?>

Od Charlie

   Obudziłam się.
    - Lionel?...
    - Charlie! - Przybiegł i przytulił mnie.
    - Co jest?
    - Wojna, smoki kontra wilki.
    - Boże... - Nie dokończyłam. Do jaskini wbiegło parę wilków. Nieśli rannych. Na czele był Feniks.
    - Feniks? Wytłumaczysz mi wszystko? - Zapytałam patrząc na niego.
    - Oczywiście. - Powiedział uśmiechając się ponuro.
    - Dzięki.
    - Więc tak... - Zaczął.
<Feniks?>

Od Kimm'iego CD Shyninga

   Zrozumiałem słowa Shayninga. Wejrzałem w siebie. Dookoła mnie pojawiła się kula ognia i plącza. Kroczyłem powoli zamiatając smoki sprzed siebie. Inne wilki patrzyły na mnie ze zdziwieniem. Ruszyłem łapą w lewy bok i wyrzuciło smoki aż do jeziora. Zadawałem śmiertelne ciosy. Nie odbijałem ognia smoków. Wsysała go moja kula. Im więcej smoki płomienia dawały w moją stronę tym więcej sam odbijałem.
     - NIE!!!! - Usłyszałem. Odwróciłem się w stronę dźwięku. Ujrzałem moich ulubieńców. Novtrit i Hexit. Podleciałem do nich śmiejąc się.
    - TY! Wyniszczasz mój ród! NĘDZNY KUNDLU! - Warknął Novtrit.
    - Panie! Ja go załatwię!
    - No, no Hexiś! Widzę, że jednak nie miałeś racji. - Spojrzałem w oczy smoka. Ujrzałem w nich strach, ponieważ w moich pojawiła się żądza mordu. Rzuciłem się na smoki. Nagle niebieska kula pojawiła się pod moimi łapami. Shayning złapał wodnym sznurem skrzydło Novtrita i zwalił mocnym ruchem na ziemię.
   "On też chce się zemścić" - Pomyślałem. Atakowałem Hexita, Shay Novtrita, a reszta inne smoki. Naglę Hexit uderzył mnie w bok. Kula poparzyła mu łapę ale udało mu się mnie zadrapać. Cios był potężny jednak walczyłem dalej. Już miałem stracić moją barierę, ponieważ smok miał się na mnie rzucić, lecz Shayning odrzucił daleko Novtrita i uderzył Hexita a ten upadł.
    - Dzięki.
    - Spoko.
   Pobiegłem dalej. Smoki terroryzowały nasze tereny. W biegu naprawiałem drzewa i inne dary natury. Nagle obok mnie przebiegła wadera. Zauważyłem, że zaatakowała czymś czarnym czerwonego smoka.
    - Kimm! To ja Sombra! Musisz tą mocą zepchnąć z powierzchni smoki blisko jaskini! - Zawyła.
<C.D.N.>

czwartek, 20 marca 2014

Od Shyninga CD Kimm'iego

   Nie miałem czasu. Chwyciłem Anashelle w ramiona i zwróciłem się do Thalii:
    - Zanieś ją do Feniksa! Ochraniaj resztę! - wilczyca kiwnęła głową i odbiegła. Wywołałem wodną ochronę przed ogniem i rzuciłem się na niebieskiego smoka który podchodził do Kimm'iego od tyłu. Okryłem go falą wody. Nic się nie stało! Niczym niezniszczalne.Ogarnęło mnie przerażenie. Smoki są przecież niezniszczalne! Ale musiały mieć jakiś słaby punkt...
    - Shyning, pomóż! - krzyknął Kimm, kiedy smoki otoczyły go ze wszystkich stron.
    - Shyning! - zawołała Thalia stając nad Sombrą. Nie wiedziałem co zrobić. Zamknąłem oczy w panice i krzyknąłem:
    - Uważajcie na te niebieskie poczwary. Są prawie nie do zniszczenia!
    Kiedy otworzyłem oczy znajdowałem się gdzie indziej. Pod wodą. Znałem to miejsce. Między przestrzenią. Tutaj nie istniał czas.
    - ,,Użyj to co ci dane by odwrócić zdarzenia" - usłyszałem głos mojego mistrza. To mogła być wskazówka... Nagle woda zaczęła ulatywać.Znowu słyszałem dźwięki walki. Użyj tego co ci dane by odwrócić zdarzenie...
    Już wiedziałem. Bronią i słabym punktem smoków był... ich własny ogień!
    - Tarcze! - krzyknąłem.
    - Co!? - zdziwił się Kimm.
    - Użyjcie tego co wam dane by odwrócić zdarzenie! - wrzasnąłem. - Użyjcie swojego Żywiołu Serca aby użyć ognia smoka przeciw nim!
    - Żywiołu czego!? - warknęła Amy walcząc z niebieskim smokiem.
    - Żywiołu Serca! - powiedziałem przypominając sobie jedną z nauk mistrza. - Żywiołu który pochodzi z głębi twojego serca! Moim jest woda, Smobry prawdopodobnie mrok, a u innych np. taki o którym w ogóle by się nie spodziewali, że potrafi nad nim panować!
<Ktoś?>

środa, 19 marca 2014

Od Kimm'iego CD

   Obudziłem się samotnie w jaskini. Wybiegłem na "poranny spacerek". Biegałem i biegałem gdy nagle postanowiłem odpocząć. Położyłem się i zdrzemnąłem. Obudziłem się. Byłem w jakiejś krystalicznie białej świątyni.
    - Halo?!
    -"HALO, Halo, halo..." - Usłyszałem. Nagle podleciał do mnie gigantyczny smok. Był zielony, a jego bursztynowe oczy dawały mocne odbicie światła.
    - Och Kimm. Widzę, że zastała pomyłka. Chciałem twego ojca. No cóż ale już jesteś więc porozmawiajmy.- Powiedział basem.
    - Kim jesteś? I skąd znasz mojego ojca, i mnie?! - Zasyczałem.
    - No Kimm, nie unoś się tak. Jestem Hexit. A ty mnie już znasz od lat. - Zaśmiał się.
    - HEXIT! - Wrzasnąłem. Zanim dotarłem do watahy żyłem w dużym lesie. Lesie podzielonym na zwierzęta i te kreatury, smoki.
    - Brawo! Pamiętasz! - Uśmiechnął się. Zmierzyłem go nienawistnym spojrzeniem. - A teraz pozwól, że coś powiem. W tej chwili mój bliski kolega a także przywódca rodu Smoków Śmierci, Novtrit, razem z innymi walczy z twoją wataszką. Ojojoj biedny Kimulek. Straciłeś rodzinę, stracisz watahę i partnerkę. Biedaczysko. - Wyśmiał mnie.
    - CO?! - Wrzasnąłem.
    - Spokojnie. Jeśli wyświadczysz mi jedną przysługę oddam spokój twojej kochanej "rodzince". Musisz pokazać smokom Święte Drzewo Natury.
    - Nigdy, Hexit. Chcesz wiedzieć gdzie coś jest? Pokaże ci gdzie jest twój zad, bo tak ci go skopię, że będziesz go miał przed pyskiem. - Zawarczałem.
    - Cięte słowa wilku. A teraz wybacz jeśli nie chcesz to zabiję ciebie i innych kudłaczy! - I znów ten śmiech. Wywołałem samozapłon. Wskoczyłem na smoka i poparzyłem. Wybiegłem ze świątyni. Poleciałem w stronę watahy. Wciąż byłem w samozapłonie. Zaatakowałem pierwsze z boku. Gdy ujrzałem lekki płomień zrozumiałem, iż to Sombra. Gdy dotarłem na miejsce wadera upadła. Przeskoczyłem tłum wilków i pognałem w jej stronę. Trzaskałem smoki pnączami jak batem, a te uciekały. Nie pozwoliłem im dostać się do reszty wilków.
    - Najbardziej wytrwali zostać ze mną reszta brać rannych i do jaskini. Shyning idź z nimi i ich ochraniaj, a potem wróć. - Wykrzyczałem. Była to potężna walka. Musiałem się zemścić. Hexit i inni jeszcze tego pożałują.
    - Kimm! - Usłyszałem krzyk.
    - Co jest Thalia?!
    - Biorę połowę i ruszamy bliżej jaskiń bo już się przedzierają!
    - Dobra! - Walczyliśmy długo. Każdy wilk miał zadanie. Nagle podbiegł do mnie Shyning.
    - Stary!
    - Co?! - Zapytałem patrząc na niego kątem oka po akurat dwa zbliżały się w moją stronę.
<Shayning?>

Od Shyninga CD Anashelle

   Zasnęła mi w ramionach. To było naprawdę cudowne. Przytuliłem ją mocno.
   Siedziałem na plaży tak z 1h zanim i mnie zmorzył sen. Kiedy się obudziłem Anashelle była już na nogach. Słońce ledwo wystawało spoza horyzontu, powietrze było zimne, a chłodna bryza lekko muskała moją twarz.Moja dziewczyna stwierdziła, że musi iść skontaktować się z duchem siostry. Ale...W jej oczach było coś dziwnego...Sam nie wiem co...
   Anashelle pożegnała się ze mną i odeszła w stronę Świątyni Śmierci. Poderwałem się z miejsca,chwyciłem Anashelle,okręciłem w moją stronę i pocałowałem delikatnie. Odwzajemniła pocałunek.
Kiedy każde z nas odeszło w swoją stronę, usłyszałem krzyk. Dobrze go rozpoznałem. Pędziłem jak szalony w jego stronę, kiedy ujrzałem Anashelle w szponach smoka. Ogarnęło mnie przerażenie.
    - Novtrit - wysyczałem. Smok zaśmiał się.Znałem go dobrze. Był to przywódca całej bandy smoków.        Wielki Novtrit de Dragon Blood.
    - Wróciłem - zachichotał podle. - I porwałem tu sobie taką śliczną panienkę. - warknął, niebezpiecznie zbliżając pazury do jej szyi.
    - Dlaczego to robisz!? - zapytałem ze złością. Zaśmiał się.
    - Powiedzmy, że mam parę spraw do obgadania z waszą kochaną alfą.. - wbił pazury w szyję Anashelle. Jęknęła. Ogarnęła mnie złość. Moje ciało zaczęło wibrować błękitną otoczką. Smok zionął ogniem w moją stronę. Ogień zmienił się w parę podczas spotkania z wodą. Podniosłem się na ogromnej fali, zmiatając smoka. Chwyciłem Anashelle w ramiona. Oddychała ciężko, z szyi kapała jej krew. Novtrit pozbierał się i warknął:
    - To jeszcze nie koniec!!!
<Ktoś?>

poniedziałek, 17 marca 2014

Od Sombry CD Lionela i Thalii

   Przyszłam do jaskini, cała okrwawiona. Smoki miały przewagę, pomimo naszej liczebności. Wielu z nas nie nadawało się do walki. Splunęłam krwią w najbliższy kąt.
   - Powiem krótko, przegrywamy. Nie mamy tyle sił, by z nimi walczyć.
   Byłam inna. Wojna mnie zmieniła. Zdawałam sobie sprawę, że mam pod opieką mnóstwo wilków i byłam gotowa za nie walczyć. Lionel podszedł do mnie.
    - Kochana. Kolorowa nie jesteś, ale to nie znaczy, że masz taka być! Daj im nadzieję!
   Zastanowiłam się. Bycie alfą nie było takie łatwe jak by się zdawało. Spojrzałam na Lionela i dostrzegłam w jego oczach coś, co przypominało mądrość. Jednak czym prędzej zakrył to uśmiechem. Skinęłam powoli głową i wróciłam na pole bitwy.
   Zastałam tam coś cudownego. Smoki zaczęły się wycofywać! Byłam szczęśliwa, jednak wiedziałam, że to nie koniec. Wbiegłam na polanę i zajęłam się pierwszym z brzegu smokiem.
   Nagle zobaczyłam coś kątem oka. Była to Thalia. Podbiegła do mnie i zawołała.
    - Sombro! Mam nową moc!
   Uśmiechnęłam się do niej, jednocześnie walcząc ze smokiem. Cieszyłam się, że się rozwija i odkrywa nowe zdolności. Zaczęłam myśleć jak matka! Pokręciłam głową. Za późno...
   Poczułam uderzenie. Smok zadrapał mnie w bok. Z rany sączyła się świeża krew. Zignorowałam ją. Spojrzałam na bestię z nienawiścią. Nie mogłam dać się zabić... Nie tak!
   Wywołałam samozapłon. Ale dzisiaj to było coś więcej... Byłam istotą stworzoną z ognia. Nie wilkiem. Spojrzałam na smoka płonącymi oczyma. Ryknęłam na niego. W jego oczach zabłyszczał strach. Uśmiechnęłam się cynicznie i skoczyłam na niego.
   W tym momencie odkryłam, że smocze łuski nie są odporne na ogień. Płomień zabłysnął jeszcze jaśniej. Rozstawiłam łapy i zagłębiłam zęby w jego gardle. Na pysk falami polała się krew. Zeskoczyłam z potwora i przyglądałam się jak padał ze złowieszczą satysfakcją...
   Rozejrzałam się. Nikogo nie było w moim polu widzenia. Nagle zza krzaków zaczęły powoli wyłaniać się wilki. Obserwowały mnie ze strachem. Nie ważyły się podejść bliżej niż na kilka metrów.
   Spojrzałam po sobie. Wyglądałam jak potwór. Sierść miałam pozlepianą od krwi i chwiałam się na nogach. Zdałam sobie sprawę, że dłużej się nie utrzymam. Padłam na ziemię. Wszystko stało się niewyraźne. Potem nastała ciemność...

Od Thalii "Nowa Moc!"

   Zrobiłam krok do tyłu. Niebieskawy smok się do mnie zbliżał. Zaczęłam biec co sił w łapach. Smok bez ustanku szedł za mną. Chciałam polecieć ale smok umie latać... Nagle uderzyłam o ścianę skalną. Byłam bezbronna.Wszędzie były smoki. Zamknęłam oczy. Już po mnie. Lecz po chwili poczułam ulżenie na piersi jakby mój medalion od matki uciekł. Otworzyłam jedno oko. I drugie. Ale znowu je zamknęłam bo oślepił mnie niebieskawy blask. Smoki "pisnęły" poparzone mocą medalionu.
    - Łaał... - westchnęłam. Zobaczyłam w oddali poranione smoki uciekające do lepszej zwierzyny. 
   Pognałam do Sombry.
    - Sombro! - pisnęłam zachwycona - Mam nową moc!
   Alfa uśmiechnęła się do mnie z ukosa jednocześnie walcząc ze smokiem.
<Sombra? Ktoś?>

Od Muzyka

   Cieszyłem się, że spotkałem Lili.
    - Wiesz, trochę się zmieniłeś. Wyglądem.
    - Odkąd odeszłaś. Jestem hipsterski, ale i muzyczny. - Uśmiechnąłem się. Nagle do jaskini wbiegł wilk.
    - Sombro! Smoki! - Wydyszał. Po chwili biegliśmy za nim. Mówił prawdę. Smoki latały nad całym jeziorem. Zaczęła się wojna.

Od Anashelle CD Shyninga

    - A co byś chciał usłyszeć? No pewnie, że tak! - wykrzyknęłam trochę zaskoczona tą sytuacją.
   Wręczył mi szklaną różę. Była na prawdę piękna! Myślałam, że to sen, ale nie chciałam by tak było. Chciałam żeby to było naprawdę... Przytuliłam się do niego. Morze szumiało spokojnie, słońce słabo świeciło wisząc tuż nad horyzontem. Dopiero teraz zwróciłam na to uwagę. Miłe i przytulne miejsce. Westchnęłam i pogrążyłam się w myślach cały czas będąc w objęciach Shyninga. Po chwili zasnęłam.
<Jeśli chcesz możesz dokończyć Shyning.>

niedziela, 16 marca 2014

Konkurs zakończony!

    Uwaga! Nadeszły wyniki konkursu "Partia rządząca". Wyniki znajdziecie w tym poście, oraz w działach "Hierarchia" i "Konkursy". 
Wyniki:
Para alfa:
Samica - Sombra
Samiec - Kimm
Para beta:
Samica - Amicitia
Samiec - Lionel
Para delta:
Samica - Anashelle
Samiec - Shyning
Każdy zwycięzca otrzymuje 2 000 SG, oraz przywileje związane z funkcją!

sobota, 15 marca 2014

Od Kimm'iego

   Po wszystkich zdarzeniach pomyślałem że się przejdę. Biegałem po lesie gdy coś wleciało we mnie. Była to sowa. Sowa śnieżna.
    - Co jest mała? - Zapytałem wesoło. Zahuczała i wskazała ślepia w lesie. Przeraziłem się. Zrobiłem tarczę z pnączy i przyjrzałem im się z bliska. Był to tygrys. Zebrałem siły natury i zaryczałem w jego stronę. Zwierzę odbiegło. Sowa usiadła na moim ramieniu i wskazała dzióbkiem gdzie chcę żebym ją zaprowadził. Miała okaleczone skrzydło. Podreptałem w daną stronę. Gdy doszliśmy sowa zeskoczyła ze mnie. Pokiwała małą główką. Postanowiłem odwiedzić Jaskinię Uczuć. Gdy tam wbiegłem zauważyłem większość wilków i naszego niepisanego DJ. Była tu duża impreza.
    - Hej Kimm gdzie byłeś? Szukałem cie z godzinę, żeby ci powiedzieć, że będzie impreza! - Zawył Muzyk.    Opowiedziałem mu co się stało. Uśmiechnął się. Zauważyłem Sombre jedzącą ciastka. Pobiegłem do niej i pocałowałem w czoło. Zaśmiała się i przytuliła do mnie.
    - Zamartwiałam się. Chcesz... - Nie dałem jej dokończyć.
    - To Basiory zapraszają do tańca! Więc czy mogę? - Zapytałem kłaniając się. Alfa zachichotała i wstała.
   Poprosiłem Muzyka By włączył jakąś idealną piosenkę. Złapałem Sombrę i zabrałem do tańca.
   Tańczyliśmy do wieczora. Alfa miała piękne i zgrabne ruchy. Co chwilę się do niej uśmiechałem, a ona do mnie. Nasz hipsterski wilk był idealnym DJ'em. Chciałem żeby to trwało wiecznie. Ja, moja ukochana i taniec. Nie mogłem się powstrzymać. Złapałem ją po bokach i podrzuciłem w górę. Wylądowała w moich objęciach. Jej śliczne oczy patrzyły na mnie.
    - Cieszę się, że cię spotkałem i tu dołączyłem.- Powiedziałem wesoły.
    - Ja także się cieszę.- Odparła i przytuliła mnie. Tyle lat byłem samotny, a teraz mam watahe, partnerkę i przyjaciół, a nawet jedną która oddała mi cząstkę siebie. To był najlepszy dzień w moim życiu. Gdy nadeszła noc, impreza się skończyła. Przeszliśmy się do jaskini. Alfa zaprowadziła mnie do miejsca gdzie sama spała.
    - Dziś śpisz koło mnie. - Powiedziała a ja dla zabawy zasalutowałem jej. Położyła się, a ja ułożyłem się koło niej. Noc była chłodna i okryłem ją skrzydłem. Zasnąłem przypominając sobie cały ten idealny dzień.
<C.D.N>

Od Kimm'iego CD Amicitii

   Amy wreszcie otworzyła oczy. Podbiegłem do niej i uściskałem.
- Co jest? - Zapytała jeszcze "zmulona".
- Żeby mnie uratować oddałaś mi cząstkę siebie. Dziękuję. - Powiedziałem ściskając ją mocniej.
- Ej, uwaga! Bo mnie jeszcze udusisz. - Zaśmiała się.
- Gdyby nie ty, Kimm dawno leżałby tam gdzie Anne. - Powiedziała płacząca Sombra.
- Możemy nie poruszać tematu Anne?
- Spoko. -Odpowiedziałem. Złapałem Amy za łapę i zaciągnąłem tam gdzie leżała Anne. Pobiegłem jeszcze po parę fioletowych tulipanów. Zacząłem mamrotać zaklęcia i zrobiłem dwa naszyjniki. Na środku naszyjników osadzona była biała róża.
- Wystarczy, że powiesz Anne i Amy, a róża się rozwinie i ukarze obraz Anabelles i ciebie. Jeśli powiesz to hasło kwiat w naszyjniku Anne także się otworzy i wyśle jej to co powiesz do swojego. Wyśle aż do zaświatów. To taki prezent za uratowanie życia.- Powiedziałem. Amy uśmiechnęła się i powiedziała:
- Dziękuję.
<Amy?>

Od Amicitii CD Kimm'iego

 Patrzyłam na niego. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Kimm tak bardzo pokrzywdzony... Powoli zaczęłam czuć do niego jakąś sympatię, ale to w tej chwili było nie ważne. Musiałam go ratować.
-Ten...wilk...to demon. Nawiedza...smutne dusze...które chcą zrobić coś, czego wcale nie chcą. - powiedziałam zdruzgotana. - Jest wysłany przez Malla. To jego prawa ręka. Anashelle! Leć po liście!
 Nie wiedziała o co mi chodzi, ale nie protestowała. Popatrzyłam na chorego.
-Masz szczęście, że jeszcze żyjesz. To w Mrocznym Lesie zostałeś tak poharatany, prawda? To niezbyt dziwne. Mainett nie lubi słońca.
 Sombra spojrzała na mnie zdziwiona.
-A skąd ty to wszystko wiesz?
-Nie pytaj. - odparłam szybko.
 Wróciła Anashelle z liśćmi. Odebrałam je od niej i rzuciłam na Kimm' iego.
-Posłuchaj, Kimm. Muszę zrobić ci nowe ciało. Trucizna nie przeżarła jeszcze duszy, ale to nastąpi niedługo. Wierz mi.
 Skinęłam wilkom i wspólnymi siłami wynieśliśmy basiora z jaskini. Ruchem łapy pokazałam gdzie mamy go zanieść. Była to mała zasłonięta polana. Doszliśmy z trudem i położyliśmy go dokładnie na środku.
-Musicie iść. I oddalcie się. Bardzo daleko. Będą krzyki.
 Wszyscy oprócz Sombry oddalili się szybko. Alfa podeszła do ukochanego i pogładziła go po łbie. Miałam wrażenie, że go uderzy. Ale nie zrobiła tego. Odeszła.
 Zaczęłam mamrotać, aż natrafiłam na przeszkodę. Musiałam działać szybko, bo las mówił mi, że jego życie wymyka mi się z łap. Mówiły mi też,że jego dusza zatruwa się. Wszystko mogę uleczyć, wskrzesić zmarłego, ale w przypadku Mainett'a nie było to możliwe. Jego magia była silniejsza niż moja.
-Kimm. Musisz mi coś powiedzieć. Inaczej cię nie uzdrowię.
 Wielkim wysiłkiem woli skinął łbem.
-Pierwsze. Kogo kochasz? - zagrzmiałam.
 Nie mógł odpowiedzieć. Po prostu nie miał siły. Przelałam więc w niego trochę lasu.
-Sombrę. - mruknął słabo.
-Głośniej! - krzyknęłam i przelałam więcej. Las nie protestował.
-Sombrę! - podniósł się i krzyknął.
-Drugie! Kogo lubisz?
 Zamrugał. Kończył nam się czas.
-Ja...ja...myślę, że ciebie...
 Spojrzałam na niego zszokowana. Było to tak niespodziewane, że nie wiedziałam co robić. Kiedy się ocknęłam, Kimmy leżał na ziemi z białkami widocznymi w oczach. Nie ruszał się.
-Kimmy! - krzyknęłam. Pospiesznie obrzuciłam go liśćmi i mchem. Zaczęłam mamrotać, ale było już za późno. Oczy zachodziły mu mgłą. W ostateczności zrobiłam coś, czego jeszcze nigdy nie robiłam. Oddałam mu cząstkę siebie.
 Czułam się dziwnie. Gdy pobierałam nauki u szamana w mojej poprzedniej watasze, mówił, że jest to bardzo ryzykowne. Nigdy nie wiadomo czy się uda, a poza tym można to zrobić tylko wilkowi, którego się doskonale zna i lubi. Nie ma się się z nim żadnych tajemnic do ukrycia. Powiedziałam w myślach trzy słowa i z mojej duszy uleciało parę części. Wymagało to za dużo energii, więc padłam nieprzytomna na ziemię obok Kimm'yego.
 Gdy się obudziłam leżałam na zimnym kamieniu w jaskini. Tuż obok mnie stał Kimmy, a obok Sombra. Patrzyli na mnie z nieodgadnionymi minami. Miałam nadzieję, że ktoś mi to wyjaśni.

<Kimm? Sombra?>

Od Kimm'iego CD Feniksa

   Otworzyłem oczy. Widziałem wszystkich którzy jeszcze byli w jaskini. Widziałem także Feniksa. Okazało się, że przez truciznę moje moce są nie kontrolowane. Chciałem się ruszyć ale byłem sparaliżowany.
    - Co cię tam zaatakowało?! - zapytał Feniks.
    - Nie wiem... To był jakiś wielki czarny wilk. Miał oczy koloru krwi.
    - Trucizna przedostała się już dość daleko, ale spróbuje coś zrobić. W ostateczności pobiegnę po Amy.
   Dam radę, przedostanę się. - Powiedziała do zaniepokojonej Sombry. Użyłem całych sił i wstałem.
    - Kimm, nie! Jesteś ranny, i to poważnie... - Zaczęła Sombra. 
    - To moja moc, spróbuje nad nią zapanować, jakoś... - Powiedziałem podszedłem do Feniksa.
    - Kimm! Jesteś idiotą! Możesz umrzeć jak ci nie pomożemy! - Warczał na mnie. Złapał mnie i odrzucił z powrotem do Anashelle. 
    - Nie! Ja muszę pomóc!
    - Zamkni się i czekaj! Biegnę po Amy! - Wrzasnęła Anashelle. Wybiegła z jaskini. Alfa położyła łeb na mojej ranie. Czekaliśmy parę minut gdy do jaskini wbiegły dwie wadery.
    - Serio mówiłaś prawdę... Co to było?! - Zwróciła się do mnie Amicitia.
    - Wilk. Czarny wilk. Czerwone oczy. - Powiedziałem resztką sił. Trucizna wdała się głębiej. Amy była przerażona.
<Amicitia?>

Od Feniksa CD Kimm'iego

   Szybko podbiegliśmy. Postanowiliśmy, że zajmiemy się nim w jaskini, gdzie jest bezpiecznie, więc delikatnie wrzuciłem go na swoje ramiona. Kimm spoglądał na Sombrę przez całą podróż, łzawiąc. Wolałem się nie odzywać.
   Gdy dotarliśmy na tereny watahy, Anashelle postanowiła zostać i nazbierać ziół na opatrunek i nie tylko... Ja i Sombra zanieśliśmy Kimm' iego w bezpieczne miejsce, gdyż jaskinia była dosyć daleko, odpoczęliśmy kilka minut i wyruszyliśmy w dalszą podróż.
   Kimm zaczął patrzeć na mnie ze strachem, nie wiedziałem o co chodzi, nagle zaczęły atakować mnie rośliny. Były przeogromne i wyglądały jak pnącza. Wiedziałem, że to sprawka Kimm' iego. Wystraszyłem się. Zacząłem uciekać wraz z Sombrą, nadal mając Kimm'iego na grzbiecie. Odłożyłem rannego na ziemię i wzniosłem się w powietrze. Próbowałem spalić rośliny ale... To nic nie dało. Przybiegła Anashelle. Kazałem jej zabrać Kimm'iego i uciekać. W tym samym czasie stracił przytomność. Zrozumiałem, że gdy atakuje rośliny, atakuje też i jego.
   Nie wiedziałem co począć. Broniłem się jak tylko mogłem. Gdy Anashelle, Sombra i Kimm dotarli do jaskini próbowałem zrobić coś w rodzaju tarczy - stworzyłem barierę obronną z ognia wokół terenów watahy, tym samym odkrywając nową moc. Biegłem powoli gdyż musiałem co chwile "regenerować" barierę.
   Gdy dotarłem do jaskini zobaczyłem "zebranie". Była tam większość wilków...
<Sombra? Kimm? Anashelle? Ktoś kto mógłby tam być?>

Od Sombry CD Amicitii

    - Właściwie... - zaczęłam - To może być nawet dobry pomysł... Sama jestem bardzo zmęczona...
    - I właśnie o to mi chodzi. - odparła Amy. - Wszyscy musimy czasem odpocząć...
   Zastanowiłam się. Faktycznie, takie miejsce by się przydało. Wszyscy byliśmy wyczerpani... Tylko gdzie urządzić takie miejsce?
   Wtedy wpadłam na genialny pomysł. Mieliśmy przecież wolny lokal! Leśna Lilia nie miała zastosowania, z niej moglibyśmy zrobić "lokal rozrywkowy". Odwróciłam się do Amy z błyszczącymi oczyma i powiedziałam:
    - Chyba nawet wiem jakie to mogłoby być miejsce...
   Odwróciłam się i pobiegłam. Amy ruszyła za mną. Gdy pędziłyśmy zaczęła kręcić głową. Chyba zaczynała rozumieć, dokąd chcę ją zabrać. Spojrzałam na nią kiwając łbem.
   Dotarłyśmy około południa. Wyhamowałyśmy tuż przed Jokerem. Spojrzał na nas, jakbyśmy były co najmniej dziwne. Rozejrzałam się wokoło.
    - No, a teraz to trudniejsze... - mruknęłam do Amy.
<Amicitia?>

Od Shyninga CD Anashelle

    - Jak minęła noc? - zapytałem wesoło Anashelle. Popatrzyła na mnie złotymi oczyma.
    - Dobrze... Śniła mi się siostra...
   Zamknęła na chwilę oczy, jakby wspominała zmarłą Janee. Przytuliłem ją pocieszająco.
    - Nie martw się. Każdy kiedyś będzie musiał umrzeć...
   Wilczyca posłała mi spojrzenie którego nie mogłem zrozumieć. Było mieszanką smutku, bezradności i radości.
    - Shyning... Posłuchaj... Wiesz już, że potrafię kontaktować się z duchami... Ona gdzieś tu jest, widziałam ją! Nie zniknęła całkowicie! - wtuliła się we mnie. - Mam nadzieję, że kiedyś ją odnajdę ...
    - Na pewno ci się uda! - pocieszyłem ją. Posłała mi wdzięczne spojrzenie i ścisnęła mocniej kryształ, który cały czas trzymała w łapie.
  ***
   Podczas popołudnia wybrałem się do lasu. Szukałem czegoś wyjątkowego. Anashelle wybrała się w jakieś wyciszone miejsce by znowu pozostać sam na sam z rysunkiem gwiazdy nad którym tak często pracuje. Po długich poszukiwaniach znalazłem to po co tu przyszedłem. Szklana róża. Zerwałem ją ostrożnie po czym wyszedłem z lasu z różą w pysku.
  ***
   Wieczorem spotkałem się z Anashelle na Ukrytej Plaży. Spacerowaliśmy razem po złotych piaskach podczas zachodu słońca . Rozmawialiśmy dużo. Starałem się nie poruszać tematu Janee, lecz Anashelle była bardzo zadowolona z siebie. Sądzę, że udało jej się nawiązać połączenie z siostrą. Pod koniec spaceru wyciągnąłem szklaną różę w jej stronę i zapytałem:
    - Anashelle, czy chcesz być moją na zawsze?
<Anashelle?>

piątek, 14 marca 2014

Od Kolosa CD Katriny

   Katrina spojrzała na niewidoczny punkt. Zatrzymała się i zrobiła wielkie oczy.
    - K-Kolos...-pisnęła - T-Tam coś jest!
   Nagle z otchłani lasu wylazł smok.
    - Wiej - warknął. Popatrzyłem na smoka. Dlaczego nam kazał uciekać? Każdy smok zawsze łapie i goni swą zdobycz, a ten?
   Katrina skorzystała z okazji.Pobiegłem za nią.Smok leciał nad nami.
   Już mieliśmy wskoczyć na główną łąkę gdy nagle smok chwycił nas.
    - Nie już po nas! -krzyknęła zrozpaczona Katrina.Po kilku godzinach wylądowaliśmy w jaskinia.
   Popatrzyliśmy na siebie z rozpaczą. Przytuliłem ją na pocieszenie.
<Katrina? Ps. Ten smok może być dobry >

Od Katriny CD Kolosa

   Zamierzał coś powiedzieć gdy Sombra podeszła do niego.
    -Chodź Kolosie, muszę cię oprowadzić. - odrobinę niechętnie powiedziała alfa.
Więc Kolos... to twoje imię. Odeszli wciąż patrząc się na mnie. Znów się zakochałam. Ale coś mi mówi, że z Kimm'im nie miała bym przyszłości więc zostawię go Sombrze. Po kilku minutach ujrzałam Kolosa z dziką różą w pysku.
    - To dla ciebie Katrino-uklęknął przede mną i podarował mi ją.
    - D-dziękuję... Nie wiem co powiedzieć, jest prześliczna.
    - Dla pięknej wadery wszystko. - powstał - Przejdźmy się nad Ukrytą Plażę.
    - Nie da się odmówić. - uśmiechnęłam się.
   Gdy dotarliśmy na miejsce niebo przybrało piękne kolory.
    - Czy moglibyśmy się bliżej poznać? - zasugerował mój towarzysz.
    - Tak oczywiście.
    - Czym się interesujesz?
    - Zbieram kamienie szlachetne z okolic naszej watahy.
   Rozmowa się dłużyła, i dłużyła... Straciliśmy z tego wszystkiego poczucie czasu!
<Kolos?>

Od Lionela CD Charlie

   W sumie to nie miałem pojęcia co robić. Słowa Charlie dochodziły do mnie jak zza ściany. Potrząsnęła mną i wykrzyczała mi do ucha, żebym biegł po Sombrę. Opamiętałem się i pobiegłem.
Była obok Lili i jakiegoś gościa. Skrzywiłem się. Znowu romans i znowu mało kolorowy wilk. Podleciałem ostatni kawałek i wylądowałem ciężko. Przez chwilę leżałem oddychając szybko, ale po chwili wstałem.
    -Sombro! Smoki!
   Pobladła i przybrała zacięty wyraz twarzy.
    -Gdzie? - spytała patrząc w górę.
    -Na wschód! Znaczy, na południowy. Wschód. - plątałem się coraz bardziej.
   Zwróciła łeb w tamtą stronę, rzuciła hasło i wszyscy za nią pobiegliśmy. Nie było trudno je znaleźć. Cały czas ryczały i podpalały lasy wokół góry, na której usiadły. Zwłaszcza, że były całkiem spore jak na smoki.
Gdy tylko dotarliśmy zacząłem rozglądać się za Charlie. W pierwszej chwili jej nie dostrzegłem. Ale gdy już mi się to udało, od razu pożałowałem, że nie przyszliśmy wcześniej. Wilczyca była w szponach jednego z nich.
   Wrzasnąłem i w pojedynkę rzuciłem się na potwora. Inni stali oniemiali. A ja niezrażony biegłem ile sił w łapach. Rozłożyłem skrzydła i rzuciłem się, aby jak najszybciej zabrać ją ze szponów smoka.
   Nie było to łatwe zadanie. Co chwilę musiałem unikać jęzorów ognia i dymu. Ale nie poddawałem się. Podleciałem do jego oka, jakimś sposobem nie ginąc. Wziąłem z torby trochę farby, tchnąłem w nią truciznę i rzuciłem w oko z wyrazem przerażenia.
   Smok ryknął i padł oszołomiony na ziemię, przewracając przy tym swojego towarzysza z którym walczył Muzyk. Lili i Sombra też sobie radziły. Waleczne, nie powiem.
   W ostatniej chwili złapałem spadającą wilczycę. Lgnęła w moich ramionach nieprzytomna. Spojrzałem najpierw na nią, a potem na towarzyszy. Jakoś sobie radzili. Smoki nadal były oszołomione stratą dwóch kompanów, więc z czterema szybko sobie poradzili, a następne były gotowe do walki. Upewniłem się, że nikt nie zginie i wzbiłem się z ukochaną w ramionach.
   Nie była ciężka, ale to zawsze jakiś ciężar, więc szybko się zmęczyłem. Ostatkiem sił dotarłem do jaskini. Nikogo w niej nie było. Położyłem waderę na ziemi, w najwygodniejszym miejscu i poszedłem szukać pomocy dla siebie i walczących.
   Najpierw znalazłem Anashelle i Shyninga. Basiora od razu puściłem na pomoc do smoków, a Anashelle, jako że była szamanką, wziąłem ze sobą. Potem Katrinę i Kolosa. Oboje poprosiłem, aby od razu tam pobiegli, jako że przybywały następne smoki. Wszyscy spojrzeliśmy w górę, a wilki skinęły tylko głową i puściły się biegiem. Feniks, Amy i Thalia bawili się na polanie śmiejąc się. Wytłumaczyłem im jak najszybciej mogłem o co chodzi, a oni także polecieli z miejsca. Tylko Amy zabawiła jeszcze chwilę mówiąc, że ona też idzie walczyć. Pomachałem tylko łapą i popędziłem ją. Nie zwlekała. Nie znalazłem Iny, Jokera, Malo, Kiiyuko, Kimm' iego. Innych nie znałem.
   Gdy dobiegliśmy do jaskini Charlie nadal była nieprzytomna. Anashelle zbadała ją, uśmiechnęła się i powiedziała, że w mig to uzdrowi. Uśmiechnąłem się słabo.
   Wbiegła Sombra. Nie wyglądało na to, że ma dobre wieści.

<Sombra?>

Od Lili CD Muzyka

    - Muzyk, to ty! - wrzasnęłam na całą jaskinię i podbiegłam do niego. Rzuciłam się na basiora. Na mojej twarzy malował się uśmiech. - Co ty tu robisz?
    - Zwiałem. Nie mogłem wytrzymać bez ciebie. - odparł również szczęśliwy.
   Sombra stała jak wryta, ale po dłuższej chwili milczenia wydusiła z siebie słowa.
    - Skąd wy się znacie? - zapytała zszokowana.
    - Mówiłam ci że miałam chłopaka i to właśnie on- powiedziałam podekscytowana merdając ogonem. -Poznaliśmy się kiedy tu szłam.
<Muzyk?Sombra?Ktoś inny?>

Od Anashelle CD Shyninga

   Nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę to zrobiłam! Pocałował go! Chociaż... W sumie to samo wyszło...
Trochę zawstydzona położyłam się na ziemi. Zasnęłam. Miałam dziwny sen. Dziwny, ale szczęśliwy.
   Siedziałam sobie z Shyningiem na łące obserwując ptaki. Nagle zza drzew wyłoniła się ciemna sylwetka wilka. Biegła w naszą stronę. Gdy była już niedaleko rozpoznałam w niej Janee... I tu sen się kończył.
   Obudziłam się w tym samym miejscu, w którym zasnęłam. Koło mnie leżał jeszcze Shyning. Przeciągnęłam się i spojrzałam w taflę jeziora. Przeglądnęłam się w nim jak w lustrze, jednak po chwili zamiast mojego odbicia widziałam tam znak, który wyrysowałam w ziemi gdy wzywałam siostrę. Czułam, że ma to jakieś znaczenie, przynajmniej dla mnie, ale postanowiłam nikomu o tym nie mówić. Przynajmniej na razie.
   Usłyszałam ziewanie. Odwróciłam się. Shyning był już na nogach. Właściwie to cała wataha, nie tylko z wilkami budziła się do życia.
    - Jak minęła noc? - zapytałam przyjaźnie Shyninga, który w trzech susach był już przy mnie.
<Shyning? Pasowało? Nie przywaliłam >

czwartek, 13 marca 2014

Od Kolosa

   Poszedłem nad jezioro, by ochłonąć od wczorajszego dnia. Gdy popatrzyłem w odbicie, zamiast mnie widziałem coś. Nie wilka. Coś. Raczej demono-wilka. Nagle obok mnie wyrosło inne odbicie.
Uśmiechnąłem się do niej.
    -Wiesz... - powiedziała wilczyca cicho. - Czy podoba ci się ta wataha?
   Popatrzyłem na nią.
    -Tak Tu jest przynajmniej nie jak w moim prawdziwym domu.
<Katrina?>