- Słucham!? - wrzasnęłam. - Jak to możliwe!?
- Nie mam pojęcia... - mruknęła. - Chodź!
Poleciałam za nią. Gdy dotarłyśmy do wskazanej przez nią jaskini, okazało się, że nie kłamała. Jack leżał na ziemi, jęcząc z bólu. Podeszłam do niego i pomacałam łapą.
- Wstawaj. - powiedziałam. - Wstawaj!
Mój brat powoli zaczął się podnosić, ale gdy zobaczył Amy, od razu wrócił do swojej pozycji. Skulił się najbardziej jak mógł, jakby wierzył, że możemy go nie zauważyć, Jacka - czerwonego wilka, na tle szarej groty. Zaśmiałam się szyderczo.
- Coś ty mu zrobiła? - powiedziałam prawie dusząc się ze śmiechu. - Biczowałaś?
- Nie, broń Boże! - zawołała teatralnie. - Ja tylko przeciągnęłam go przez pół kraju, lasy i góry...
Spojrzałam na Brata z obrzydzeniem. Splunęłam mu w pysk i pomogłam wstać.
- No rusz się grubasie. - powiedziałam. - Wyłaź stąd.
- Chcesz dać mu tak po prostu odejść? - zapytała zdziwiona Amy.
- Więcej szkody narobiłby tutaj, niż u siebie. - odparłam. - A tak po prostu go nie wypuszczę.
W tym momencie, odwróciłam się i dałam Jackowi solidnego kopa w tyłek. Ten aż zakwiczał z bólu i uciekł w popłochu. Zaśmiałyśmy się z Amicitią. Nieźle się dobrałyśmy.
- Chyba nie będzie już nam przeszkadzał. - powiedziałam.
- Tak... Nie będzie... - przytaknęła.
<Amy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz