piątek, 14 marca 2014

Od Lionela CD Charlie

   W sumie to nie miałem pojęcia co robić. Słowa Charlie dochodziły do mnie jak zza ściany. Potrząsnęła mną i wykrzyczała mi do ucha, żebym biegł po Sombrę. Opamiętałem się i pobiegłem.
Była obok Lili i jakiegoś gościa. Skrzywiłem się. Znowu romans i znowu mało kolorowy wilk. Podleciałem ostatni kawałek i wylądowałem ciężko. Przez chwilę leżałem oddychając szybko, ale po chwili wstałem.
    -Sombro! Smoki!
   Pobladła i przybrała zacięty wyraz twarzy.
    -Gdzie? - spytała patrząc w górę.
    -Na wschód! Znaczy, na południowy. Wschód. - plątałem się coraz bardziej.
   Zwróciła łeb w tamtą stronę, rzuciła hasło i wszyscy za nią pobiegliśmy. Nie było trudno je znaleźć. Cały czas ryczały i podpalały lasy wokół góry, na której usiadły. Zwłaszcza, że były całkiem spore jak na smoki.
Gdy tylko dotarliśmy zacząłem rozglądać się za Charlie. W pierwszej chwili jej nie dostrzegłem. Ale gdy już mi się to udało, od razu pożałowałem, że nie przyszliśmy wcześniej. Wilczyca była w szponach jednego z nich.
   Wrzasnąłem i w pojedynkę rzuciłem się na potwora. Inni stali oniemiali. A ja niezrażony biegłem ile sił w łapach. Rozłożyłem skrzydła i rzuciłem się, aby jak najszybciej zabrać ją ze szponów smoka.
   Nie było to łatwe zadanie. Co chwilę musiałem unikać jęzorów ognia i dymu. Ale nie poddawałem się. Podleciałem do jego oka, jakimś sposobem nie ginąc. Wziąłem z torby trochę farby, tchnąłem w nią truciznę i rzuciłem w oko z wyrazem przerażenia.
   Smok ryknął i padł oszołomiony na ziemię, przewracając przy tym swojego towarzysza z którym walczył Muzyk. Lili i Sombra też sobie radziły. Waleczne, nie powiem.
   W ostatniej chwili złapałem spadającą wilczycę. Lgnęła w moich ramionach nieprzytomna. Spojrzałem najpierw na nią, a potem na towarzyszy. Jakoś sobie radzili. Smoki nadal były oszołomione stratą dwóch kompanów, więc z czterema szybko sobie poradzili, a następne były gotowe do walki. Upewniłem się, że nikt nie zginie i wzbiłem się z ukochaną w ramionach.
   Nie była ciężka, ale to zawsze jakiś ciężar, więc szybko się zmęczyłem. Ostatkiem sił dotarłem do jaskini. Nikogo w niej nie było. Położyłem waderę na ziemi, w najwygodniejszym miejscu i poszedłem szukać pomocy dla siebie i walczących.
   Najpierw znalazłem Anashelle i Shyninga. Basiora od razu puściłem na pomoc do smoków, a Anashelle, jako że była szamanką, wziąłem ze sobą. Potem Katrinę i Kolosa. Oboje poprosiłem, aby od razu tam pobiegli, jako że przybywały następne smoki. Wszyscy spojrzeliśmy w górę, a wilki skinęły tylko głową i puściły się biegiem. Feniks, Amy i Thalia bawili się na polanie śmiejąc się. Wytłumaczyłem im jak najszybciej mogłem o co chodzi, a oni także polecieli z miejsca. Tylko Amy zabawiła jeszcze chwilę mówiąc, że ona też idzie walczyć. Pomachałem tylko łapą i popędziłem ją. Nie zwlekała. Nie znalazłem Iny, Jokera, Malo, Kiiyuko, Kimm' iego. Innych nie znałem.
   Gdy dobiegliśmy do jaskini Charlie nadal była nieprzytomna. Anashelle zbadała ją, uśmiechnęła się i powiedziała, że w mig to uzdrowi. Uśmiechnąłem się słabo.
   Wbiegła Sombra. Nie wyglądało na to, że ma dobre wieści.

<Sombra?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz