sobota, 22 marca 2014

Od Lionela.

 Zobaczyłem Feniksa, który przyszedł z rannymi. Zaczął rozmawiać z Charlie, ale przerwałem mu.
-Feniks, ja muszę...coś! Niedługo wrócę!
 Wyglądał na lekko zdziwionego, ale po chwili wrócił do rozmowy z wilczycą. Już mnie wtedy nie było.
 Miałem zamiar dobiec do pewnego miejsca. Nie było ono daleko, ani blisko. Był nim zamek Tasaroth. W podziemiach zamku znajdowały się lochy, o których nikt nic nie wiedział. Tylko ja i baron.
 Gdy dobiegłem byłem zdyszany, bo droga prowadziła pod górę. Teraz musiałem zacząć uważać, bowiem baron nienawidził wilków. A mordował je, bo to wilki zamordowały jego żonę. Jest to stara historia, o której pamiętają nieliczni.
 Pewnego dnia baron wyszedł na spacer. Typowy jesienny spacerek po łąkach wokół zamku. Aż nagle usłyszał krzyk. Przeraźliwy, mrożący krew w żyłach wrzask. Były to krzyki jego żony. Popędził więc ile sił w nogach i dobiegł ledwo, aby zdążyła wyszeptać mu dwa słowa. Zabić wilki. Narodziła się wtedy ta chora nienawiść każąca mu zabijać wilki. Azali powiadam wam, iż to wilk ją rozszarpał. Nie wiadomo, dlaczego ten wilk to zrobił, ale nigdy już stamtąd nie powrócił. Baron wybił wtedy całą jego watahę, co do łapy, a sam popełnił samobójstwo przy ciele swojej małżonki. Ona posądziła go o niedbałość i przeniosła się do lochów.
 Mniej więcej tak to wyglądało. A ja miałem zamiar poprosić panią zamku, aby pomogła nam w walce. Bowiem mimo tego, że tak powiedziała do swojego męża, to miała dobre serce. A jako człowiek uczyła się szermierki, jak i strzelania z różnego rodzaju broni.
 Zacząłem się skradać i uważać gdzie stąpam, bo baron miał doskonały słuch. Nawet jako duch.
 Podszedłem do wschodniej ściany, bo tam znajdowały się wrota do podziemi. Otworzyłem je, ale nawet nie skrzypnęły, jakby było odporne na rdzę, jak i wpływ lat. Zszedłem po schodach.
 Pani siedziała przy ścianie i lamentowała o wojnie, smokach i wilkach, ale gdy ujrzała mnie zerwała się na równe nogi.
-Ty! Wyglądasz jak on, ten, który mnie zabił. Biada ci!
 Rzuciła we mnie sztyletem, ale odskoczyłem. Stanąłem w kącie i odsłoniłem szyję.
-Nie mam złych zamiarów! Ja chcę tylko przeżyć, jest wojna ze smokami...
-Nic mnie o nie obchodzi! Ale tak właściwie, dawno nie ujrzałam światła dziennego...Zdradź mi swe imię, wilku.
-Lionel.
-Przyszedłeś w imieniu watahy, czy sam? - spytała podejrzliwie.
-Sam. Moja wataha nic nie wie.
 Podeszła do mnie i dotknęła mojej głowy. Wymamrotała pięć słów, ale żadnego z nich nie zrozumiałem.
-Teraz masz tarczę. Obroni cię przed większością obrażeń, ale nie przed stalowym ostrzem. Zwłaszcza jeżeli będą w nim też inne metale. Uważaj na siebie.
 Po czym zniknęła.
<C.D.N.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz