sobota, 15 marca 2014

Od Amicitii CD Kimm'iego

 Patrzyłam na niego. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Kimm tak bardzo pokrzywdzony... Powoli zaczęłam czuć do niego jakąś sympatię, ale to w tej chwili było nie ważne. Musiałam go ratować.
-Ten...wilk...to demon. Nawiedza...smutne dusze...które chcą zrobić coś, czego wcale nie chcą. - powiedziałam zdruzgotana. - Jest wysłany przez Malla. To jego prawa ręka. Anashelle! Leć po liście!
 Nie wiedziała o co mi chodzi, ale nie protestowała. Popatrzyłam na chorego.
-Masz szczęście, że jeszcze żyjesz. To w Mrocznym Lesie zostałeś tak poharatany, prawda? To niezbyt dziwne. Mainett nie lubi słońca.
 Sombra spojrzała na mnie zdziwiona.
-A skąd ty to wszystko wiesz?
-Nie pytaj. - odparłam szybko.
 Wróciła Anashelle z liśćmi. Odebrałam je od niej i rzuciłam na Kimm' iego.
-Posłuchaj, Kimm. Muszę zrobić ci nowe ciało. Trucizna nie przeżarła jeszcze duszy, ale to nastąpi niedługo. Wierz mi.
 Skinęłam wilkom i wspólnymi siłami wynieśliśmy basiora z jaskini. Ruchem łapy pokazałam gdzie mamy go zanieść. Była to mała zasłonięta polana. Doszliśmy z trudem i położyliśmy go dokładnie na środku.
-Musicie iść. I oddalcie się. Bardzo daleko. Będą krzyki.
 Wszyscy oprócz Sombry oddalili się szybko. Alfa podeszła do ukochanego i pogładziła go po łbie. Miałam wrażenie, że go uderzy. Ale nie zrobiła tego. Odeszła.
 Zaczęłam mamrotać, aż natrafiłam na przeszkodę. Musiałam działać szybko, bo las mówił mi, że jego życie wymyka mi się z łap. Mówiły mi też,że jego dusza zatruwa się. Wszystko mogę uleczyć, wskrzesić zmarłego, ale w przypadku Mainett'a nie było to możliwe. Jego magia była silniejsza niż moja.
-Kimm. Musisz mi coś powiedzieć. Inaczej cię nie uzdrowię.
 Wielkim wysiłkiem woli skinął łbem.
-Pierwsze. Kogo kochasz? - zagrzmiałam.
 Nie mógł odpowiedzieć. Po prostu nie miał siły. Przelałam więc w niego trochę lasu.
-Sombrę. - mruknął słabo.
-Głośniej! - krzyknęłam i przelałam więcej. Las nie protestował.
-Sombrę! - podniósł się i krzyknął.
-Drugie! Kogo lubisz?
 Zamrugał. Kończył nam się czas.
-Ja...ja...myślę, że ciebie...
 Spojrzałam na niego zszokowana. Było to tak niespodziewane, że nie wiedziałam co robić. Kiedy się ocknęłam, Kimmy leżał na ziemi z białkami widocznymi w oczach. Nie ruszał się.
-Kimmy! - krzyknęłam. Pospiesznie obrzuciłam go liśćmi i mchem. Zaczęłam mamrotać, ale było już za późno. Oczy zachodziły mu mgłą. W ostateczności zrobiłam coś, czego jeszcze nigdy nie robiłam. Oddałam mu cząstkę siebie.
 Czułam się dziwnie. Gdy pobierałam nauki u szamana w mojej poprzedniej watasze, mówił, że jest to bardzo ryzykowne. Nigdy nie wiadomo czy się uda, a poza tym można to zrobić tylko wilkowi, którego się doskonale zna i lubi. Nie ma się się z nim żadnych tajemnic do ukrycia. Powiedziałam w myślach trzy słowa i z mojej duszy uleciało parę części. Wymagało to za dużo energii, więc padłam nieprzytomna na ziemię obok Kimm'yego.
 Gdy się obudziłam leżałam na zimnym kamieniu w jaskini. Tuż obok mnie stał Kimmy, a obok Sombra. Patrzyli na mnie z nieodgadnionymi minami. Miałam nadzieję, że ktoś mi to wyjaśni.

<Kimm? Sombra?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz