Był zmieszany. Szczerze mówiąc wyglądał komicznie z tą miną "Co? Ja?". Jakimś cudem udało mi się wstrzymać śmiech, kiedy odpowiedział:
- No... - wtedy na bark wleciała mu sowa. - No, bo Snow chciała się pobawić, a jej nie mogłem odmówić...
Uśmiechnęłam się pod nosem. Czego to faceci nie wymyślą... Zignorowałam go. Właśnie na mojej głowie pojawił się dużo większy problem...
Poczułam, że rodzę. Poinformowałam o tym Kimm'iego, a on zrobił raban na pół watahy. Zabrał mnie w ciche miejsce i czekał...
~
Narodziły się dwa wilczki - basior i wadera. Samczyk był - krótko mówiąc - zielony, a samiczka szara. Jednak w tej małej było coś wyjątkowego... W jej oczach błyszczała mądrość, pomimo tak krótkiego czasu spędzonego na świecie. Wpatrywałam się w nią jak urzeczona.
Co innego Kimm. On robił maślane oczy do syna. Przytuliliśmy się całą czwórką. Po chwili doszła do nas Charlie. Po dłuższym tuleniu, podniosła głowę i spytała:
- Jak się będą nazywać?
- Clear.
- Lizzie.
Można się było domyśleć, że mówimy o innych wilkach, bo patrzyliśmy w dwie rózne strony, na dwa różne szczeniaki. Charlie zaśmiała się.
- No to... - zaczął nowy ojciec.
<Kimm?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz