Przechadzałem się jak zwykle po lesie gdy nagle coś zapiekło moją głowę. Złapałem się za nią. Ból był nie do zniesienia. Jednak musiałem poczłapać na skaj łąki. Tam złapałem kijek i narysowałem coś w takim stylu:
Przypominało to znak omega. Upadłem koło niego pozbywając się wszystkich myśli.
Otworzyłem oczy. Byłem w wielkiej dżungli.
- "No super teraz tylko go znaleźć" - Mruknąłem. Po co najmniej godzinie szukania w tej puszczy zobaczyłem małą łączkę. Na jej środku stało gigantyczne drzewo zwane przez większość: Święte Drzewo Natury. To one dawały moce istotom o tym żywiole oraz pozwalało na rozwijanie się organizmów. Jednym słowem - to było drzewo, które było królem natury. Skłoniłem się.
- Kimm, czy podczas napaści smoków myślałeś o mnie? - Zapytało drzewo w wilczym języku. Tak jego kolejna możliwość to dużo znanych języków...
- Tak. - Skłamałem. Myślałem o watasze i o tym, że ją stracę.
- Nie, Kimm. Mnie nie okłamiesz.
- Nie, nie myślałem. - Mruknąłem spuszczając głowę. Drzewo zgięło się i musnęło mnie dolnymi gałęziami.
- Teraz ci przebaczam, ale biada ci jak jeszcze raz to zrobisz. Brak mnie to brak natury. - Powiedziało i po chwili wracałem do realnego świata. Drzewo było ukryte w dziwnym miejscu ale każdy może je znaleźć.
Rozszerzyłem oczy i ujrzałem białą waderę. Odskoczyła w bok.
- Wybacz, ja myślałam że...
- Nie żyję? - Zaśmiałem się. Kiwnęła głową. Wstałem, otrzepałem się i zamazałem znak. Gdy się odwróciłem wadera spojrzała się na mnie zaskoczona. Chyba po raz pierwszy spotkało ją takie coś.
<Chris?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz