poniedziałek, 24 marca 2014

Od Amicitii CD Strangera

   Podeszłam do brązowego wilka. Wyglądał na zmęczonego i smutnego. Chyba stracił przytomność. Trzeba go przenieść pod ścianę, pomyślałam. Zawołałam Kimm'iego i Shaninga, aby pomogli mi go przenieść. Gdy trochę go unieśli wilk jęknął. Gestem wskazałam im, aby położyli rannego z powrotem na chłodnej skale jaskini. Miał zniekształcenie w okolicy środka kręgosłupa. Przyjrzałam się temu i zaklęłam. Odeszłam na chwilę. Powiedziałam Sombrze, że wilk, którego imienia jeszcze nie znałam, jest poważnie ranny i trzeba mu leków. Skinęła łbem i powiedziała, abym robiła co należy. Wyszłam więc z jaskini na poszukiwanie ziół. Szłam po nie przez dłuższą chwilę, bo są bardzo rzadkie i rosną tylko w jednym miejscu. U mojej poprzedniej mistrzyni.
   Musiałam więc wejść na teren poprzedniej watahy, która już nie istniała. Znalazłam tylko ciała. Ciała moich przyjaciół i przyjaciółek, z którymi się wychowałam. Starałam się nie patrzeć, ale musiałam. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam jak najszybciej dostać się do domku mistrzyni. Był to normalny dom, bo moja mentorka przez wiele lat mieszkała z ludźmi. Stał tam nadal, chroniony zaklęciami. Nagle zatrzymałam się. Właściwie dlaczego ja to robię? Nic mnie przecie nie łączy z tym przybłędą. Ale zaraz skarciłam się w duchu za takie myśli. Muszę pomagać każdemu. Od tego jestem.
   Zerwałam potrzebne zioła i na chwilę pogrążyłam się we wspomnieniach. Po dłużącej się minucie otrząsnęłam się i wróciłam.
   W jaskini nie było nikogo oprócz Sombry, która pilnowała wilka pogrążonego w głębokim śnie.
    - Na chwilę się obudził gdy cię nie było. - powiedziała - Nazywa się Stranger.
    - Dobrze. A teraz muszę się nim zająć, więc możesz iść.
   Wstała, przeciągnęła się i wyszła. Podeszłam do wilka i roztarłam zioła w małym naczyniu. Wtarłam mu w skórę. Jęknął boleśnie. Najwyraźniej się obudził.
    - Cześć. Jak się masz? - powiedziałam odwracając łeb tak, aby spojrzeć mu w oczy. Przez chwilę nie odpowiadał.
    - Lepiej. Dużo lepiej. - odrzekł słabym głosem. Próbował wstać, ale powstrzymałam go lekkim ruchem łapy. Pogłaskałam go po głowie.
    - Jeszcze nie, masz za mało siły. Lek dopiero zaczyna działać.
   Popatrzył się jakoś tak dziwnie na mnie. Poczułam dziwną chęć przytulenia rannego, ale wiedziałam, że to by mun tylko zaszkodziło. Położyłam się obok niego i wtuliłam mu łeb w brzuch. Objął mnie i nie wiem , co zrobił potem, bo spałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz