środa, 12 marca 2014

Od Amicitii

   Postanowiłam się przejść. Byłam roztrzęsiona. Nie mogłam wytrzymać natłoku codzienności. Poza tym byłam wściekła na Anne. Nagle zauważyłam Lionela z Katriną na łące. Katrina była wściekła. Właśnie odchodziła, więc podeszłam cichcem.
    -Co tam? - zapytałam.
   Odwrócił się w moją stronę dosyć niechętnie. Był smutny. Wyraz pyska miał taki, jakby miał się zaraz rozpłakać.
    -Ja tak nie chciałem. Mnie po prostu poniosło! - ryknął przeraźliwie. Widać było, że z trudem powstrzymuje łzy. Odwrócił się i uciekł.
   Było mi przykro z jego powodu. Dopiero co chłopak zmartwychwstał, a już chce umierać. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc pobiegłam w stronę jaskini. Akurat przechodził tamtędy Kimm z Sombrą. Byli bardzo szczęśliwi. Nie wiem czemu, ale wściekło mnie to. Podbiegłam do nich zła.
    -Co tu robicie? Sombro, gdzie ty byłaś? - powiedziałam w stronę alfy.
    -Była ze mną. - odpowiedział za nią Kimm.
   Spojrzałam na niego. Bardzo, bardzo zła.
    -A ty co? Masz imię jak baba, wyglądasz jak baba i pewnie zachowujesz się jak baba! Kimm, ogłaszam wszem i wobec, że cię nienawidzę! - wrzasnęłam mu prosto w pysk, po czym odbiegłam dumnie.
   Nie wiem co we mnie wstąpiło. Jakbym jakimś sposobem czuła podobnie jak Lionel. To pewnie przez to, że to ja go wskrzesiłam. Miałam nadzieję go odnaleźć, ale pobiegł zbyt daleko. Po paru godzinach przybiegłam do jaskini, ale gdy zobaczyłam w niej Kimm'iego, od razu pobiegłam gdzie indziej.
   Nie wiedziałam gdzie biegłam. Patrzyłam w ziemię. Raz nawet wbiegłam w drzewo. W końcu znalazłam jakieś miejsce.
   Była to mała nora. Weszłam do niej i zdałam sobie sprawę gdzie jestem. To była Jaskinia Uczuć. Nie mam chłopaka, ale zawsze można sobie posiedzieć. Było tu tak spokojnie...
   Ale mój sen musiał się skończyć. Znów przyszedł Kimm z Sombrą. Dlaczego oni zawsze pojawiają się w miejscu, w którym ja akurat chcę być? Nie chciałam, aby mnie zauważyli, więc schowałam się w wnęce.
    -Chcesz się zabawić? - mruczał jej do ucha Kimm.
   Zachichotała uwodzicielsko i przeszła się machając ogonem. Samiec rozglądnął się i zauważył mnie. Na jego pysku wykwitły szkarłatne rumieńce i zawarczał.
    -Kontynuujcie,było to bardzo ciekawe. - powiedziałam chamsko. Taka też chciałam być dla tego zakochanego idioty.
    -Co ty tu robisz? - ryknął. - Nie możesz się odczepić?
    -Hmmm, niech się zastanowię. Nie. - mruknęłam zajadając jakieś cukierki, co stały na stoliczku.
Sombra z kolei stała jak wrośnięta w ziemię i nie mogła się ruszyć.
    -Jak mogłaś? - spytała rozczarowana, po czym wykrzyknęła - Odejdź stąd! Natychmiast!
   Popatrzyłam się na oboje z nich. Byli tacy zakochani... Wstałam i bez słowa wyszłam.
   Nie wiedziałam, czy ona chce, abym odeszła z watahy, czy co, ale było mi ogromnie przykro. Chciałam być sama, więc poszłam na górę, w której spała Anabells. Była już tam położona i gotowa do pogrzebu.
    -Hej Anne. - powiedziałam płacząc. - Co tam? Jak jest w drugim świecie?
   Chciałam jej jeszcze tyle rzeczy powiedzieć! Jak ona mogła? Jak ja mogłam się zgodzić? Zamknęłam oczy i padłam nieprzytomna na ziemię. Nie chciałam się obudzić. Chciałam, aby to Anne żyła, a nie ja.
   Gdy się obudziłam było ciemno. Nawet bardzo. A koło mnie stał ciemny wilk. Nawet nie wiedziałam kto to.
    -Sombra...? - spytałam.
    -Nie. Sombra się bawi. Tak samo jak twój wróg. Ale wiem kto cierpi. Oboje są w nieszczęsnej miłości. Ale ja przyszedłem po ciebie. Jestem Morto.
    Ruszając się tyłem pospiesznie podpełzłam pod ścianę. Patrzyłam przerażona na przezroczystego wilka. Podchodził do mnie powoli. Aż nagle coś odciągnęło go w tył.
    -Nie pozwalam! - ryknęła Anabelles. Czyli naprawdę nie żyje. Tylko martwi widzą Morto. Czyli...ja też nie żyję!
   Zaczęli rozmawiać. Najpierw cicho, później ich głosy się podniosły. I tak ich nie rozumiałam. Głosy były zniekształcone. W końcu Anne podeszła do mnie.
    -Wytargowałam Cię. Możesz iść. - po czym zniknęła razem ze Śmiercią.
   Gdy się obudziłam leżałam pod tą samą ścianą. Był ranek, a ja byłam straszliwie głodna i spragniona. Poszłam więc do jaskini, gdzie siedział Lionel. Powiedział mi, że w nocy miotałam się po podłodze jaskini jak opętana. Nikt nie mógł tam wejść, bo drzwi chroniła niewidzialna ściana. Ale widać było, że nie żyję. Położyłam się przy ognisku, malutkim, które zrobił dla mnie Lionel i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz