niedziela, 23 marca 2014

Od Chris

   Nie wiedziałam, kim byłam ani po co istniałam. Nie wiedziałam, jaki miałam cel w życiu ani do czego zmierzałam. Czym właściwie było życie? Na czym opierało się stwierdzenie, że ktoś jest żywy lub martwy? Co definiowało istoty rozumne od tych mniej wartościowych?
   Nie znałam odpowiedzi na te pytania. Do niedawna chciałam je poznać. Czasem chodziłam i pytałam poznane wilki, lecz one nie potrafiły mi odpowiedzieć. Stwierdziłam więc jedno: jestem niczym. Wiedziałam tylko tyle, że mam jakieś imię i że istnieję już pewien określony czas. Oprócz tego nie wiedziałam nic. Lecz to nie oznaczało, że byłam głupia, o nie! Całe półtora roku podróży spędziłam na samotnym rozmyślaniu, przy którym doszłam do wielu wniosków.
   Lecz nie do takich, które mogłyby zaspokoić moją ciekawość.
   Nie cierpiałam na depresję. Nie chciałam się zabić i nie chciała cierpieć. Było mi obojętne, czy umrę zamarzając na śmierć, czy będę żyła w przyjemnym cieple, czy umrę z gorąca, czy przystosuje się do warunków w mroźnych górach. Naprawdę nic mnie to nie obchodziło. Nie wiedziałam, dlaczego. Nikt mi nie wytłumaczył, po co ma żyć. Nie miałam nikogo, o kogo musiałabym dbać. Wszystko zależało ode mnie i równie dobrze mogłabym jeszcze dziś opuścić ten świat.
   Ale tego nie robiłam.
   Czekałam na kogoś, kto pokaże mi te światełko w ciemnym pokoju. Kogoś, kto nie będzie mnie atakował ze słowami "przestań się mazgaić i zacznij normalnie żyć". Czekałam na kogoś, kto mnie zrozumie, zaakceptuje i wytłumaczy wszystko po kolei, jakby to była najnormalniejsza w świecie rzecz. Czekałam na kogoś, nie będąc tego świadoma.
   Czekała na kogoś, ale ten ktoś nie przychodził.

~

   Moje wątłe łapy napięły się, a sama przyczaiłam się w krzakach. Już trzeci raz tego dnia próbowałam upolować maleńkiego zająca. Od tygodnia nie miałam nic w pysku, więc byłam solidnie osłabiona. Starałam się jednak coś upolować, bo ucisk w żołądku był nie do zniesienia.
   Skoczyłam i już, już wydawało się, że miała zająca w zębach, lecz ten momentalnie uskoczył i pokicał w swoją stronę. Zawiedziona, usiadłam z impetem na ziemię, a przed moimi oczami zamajaczyło się kilka czarnych plam.
   Jedna z plam miała czerwonawą barwę i dwie czarne kropki po bokach. Po chwili uświadomiłam sobie, że nie widzę plamy, a unoszącego się w powietrzu... wilka.
   Nagle bardzo zatęskniłam za lataniem, którego już nie mogła uskuteczniać. Skrzydło stracone w wyniku bolesnego upadku z klifu nie miało zamiaru odrosnąć.
   Czekałam cierpliwie, aż wilk zleci na ziemię. Plama powiększała się i po chwili było widać kontury zwierzęcia.
   Bardzo ładna wadera, pomyślałam.
<Sombro?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz