Przygotowywałem się do podróży. Wybiłem się w powietrze. Leciałem chyba z parę ładnych godzin. Nagle zobaczyłem coś ognistego. Nie zwolniło. Zdążyłem lekko skręcić ale nie do końca. Ogień wypalił mi skórę na skrzydle. Zaczynałem tracić przytomność ale pamiętałem tylko, że leciałem w dół. Ocknąłem się pod drzewem. Nade mną stała czerwono-czarna wadera.
- Odzyskałeś wreszcie przytomność.- Powiedziała łagodnie. Zakochałem się w niej bez opamiętania. Podniosła mnie i zaczęła prowadzić.
- Powiedz, masz watahę?
- Co? Nie, nie mam.
- Jestem alfą watahy srebrzystego nieba, dołączysz?
- Spoko. - Spojrzałem na nią uradowany. - A tak ogólnie, to jestem Kimm.
- A ja Sombra.- Weszliśmy do jaskini pełnej wilków. Sombra przedstawiła mnie i kazała mi odpocząć. Gdy odzyskałem siły, a rana prawie się zagoiła zapytałem się Sombry czy mnie oprowadzi. Alfa powiedziała...
<Sombra?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz